28 września 2013
Drzewa mają oczy. Cz. IV
Podejście nr. dwa. Piszę tę część jeszcze raz, ponieważ sama pogubiłam
się w poprzedniej wersji. Tak przy okazji dodam, że jestem wcześniej.
***
Dzień 3 cz.2 :
Jeden krok, drugi, trzeci. Stop. Spojrzałem na spalony pień, potem na każde drzewo po kolei.
- Zrobimy to po mojemu. - powiedziałem stanowczo i zmrużyłem ślepia.
Usiadłem wygodnie, wziąłem głęboki wdech i zamknąłem oczy. Już po chwili
znajdywałem się w postaci humanoidanej, siedziałem po turecku, a wiatr
lekko rozwiewał moje włosy. Nagle jednak natchnęła mnie pewna myśl.
Otworzyłem szybko oczy i wstałem. Uśmiechnąłem się w stronę Zielonych i
ruszyłem ku nim. Położyłem dłoń na chropowatej korze jednego z drzew i
chwyciłem zwisającą gałąź.
- Nie wiem co wam zrobił, ale pokonamy to razem. - spojrzałem po Nich
wszystkich, zupełnie jakbym spodziewał się jakiegoś potwierdzenia. Nie
musiałem długo czekać. Wierzba, pod którą stałem, pod wpływem wiatru
oplotła mnie swoimi wiotkimi gałązkami, reszta drzew poszła za nią,
kolorowe liście z ich koron zatańczyły pod moimi nogami. Zaśmiałem się.
- Proszę, proszę, co za entuzjazm. - uśmiechnąłem się szeroko i kilkoma szybszymi ruchami wspiąłem na jedną z niższych gałęzi.
Znowu siedziałem w siadzie skrzyżnym, miałem zamknięte oczy, a dookoła mnie wirowały liście.
- Co tam się wydarzyło? Pokażcie mi. - wyszeptałem i pozwoliłem działać
wyobraźni. Wiatr zawiał mocniej. Czułem to na swojej skórze. Nie
wiedziałem czy uznać to za zwykłe zjawisko, czy może za groźbę. Zostałem
jednak na gałęzi, nie zmieniając pozycji. Obraz w mojej głowie znowu
zaczął powstawać. Te same drzewa. Jednak coś się różniło. Spalony pień
nadal był cały. Zrozumiałem, że mój umysł cofnął się w czasie. Historia
nie toczyła się od nowa, usłyszałem ciche gwizdanie, moje gwizdanie.
Wróciłem do sceny, którą widziałem ostatnio. Szedłem powoli przed
siebie. Jego ciemna sylwetka zbliżała się w moją stronę, sunął między
drzewami. Naglę poczułem dotyk na ramieniu. Wystraszyłem się i
otworzyłem oczy. Obok mnie siedziała dziewczyna, ta sama, która
kolorowała świat mojej wyobraźni. Uśmiechnęła się smutno.
- Jak? - zdziwiłem się, przecież była tylko w mojej głowie. Jak trafiła do świata rzeczywistego?
- Będziesz musiał nas poświęcić. - powiedziała, znanym mi, delikatnym
głosem. Nie bardzo rozumiałem, nie wiedziałem co tu robi, a tym bardziej
o czym mówi. Spojrzałem na nią pytająco. W odpowiedzi wskazała palcem
drogę. Obróciłem głowę w tamtą stronę i zobaczyłem siebie. Zatkało mnie.
Nie wiedziałem. Jestem w świecie rzeczywistym, czy tym w mojej głowie?
Ponownie obejrzałem się za dziewczyną.
- Musisz być cicho. - patrzyła na tamtego mnie. - Teraz. - kiwnęła głową
w tamtą stronę. Rzecz jasna spojrzałem za jej wzrokiem. Drugi ja nie
był już sam... Pasożyt właśnie wyszedł mu na przeciw. Z wrażenia aż
wstałem, chciałem zobaczyć wszystko dokładnie.
- Cofnąłem się w czasie? - spojrzałem za dziewczyną, ale jej już tam nie
było. Zacisnąłem mocno zęby. Nic nie słyszałem. Nie słyszałem naszego
dialogu. Rozejrzałem się dookoła. Zobaczyłem kilka idealnie rozłożonych
gałęzi. Ruszyłem powoli w stronę drugiego ja i Pasożyta. W tym czasie
oni wymieniali się słowami. Napięcie narastało, On zrobił krok w stronę
mojego klona. Poruszając się po gałęziach przyspieszyłem kroku.
Spojrzałem pod nogi, kiedy przeskakiwałem na kolejne drzewo, udało się.
Spojrzałem na nich opierając się o pień, drugi ja wisiał już w górzę.
- Cholera... - mruknąłem pod nosem, wiedziałem, że zaraz nie zdążę.
Ruszyłem jeszcze szybciej, prawie biegłem, przeskakiwałem z drzewa na
drzewo. Wyciągnął sztylet... Jeszcze tylko jedno drzewo. Wbił go... Na
samo wspomnienie o tym zabolało mnie pod żebrami. Chwyciłem się za to
miejsce, na chwilę zapomniałem, że biegnę. Razem z moim klonem upadłem,
on od ciosu, ja z powodu potknięcia. Podniosłem wzrok, Pasożyt kucnął
przy boku mojego drugiego ja. Patrzyłem na tą scenę z niedowierzaniem.
Trzymałem się gałęzi, na której się wywaliłem, oczy miałem rozszerzone, a
buzię lekko otwartą. Co teraz? Napięcie ponownie wzrosło. Drugi ja był
już nie przytomny, tu zaczynała się moja amnezja.
- Witaj Hilarem... - wyszeptał do mojego klona. - Witaj Baru Saya... -
gwałtownym ruchem podnosi głowę i spojrzał prosto na prawdziwego mnie.
Nasze oczy się spotkały, a na jego twarzy namalował się kpiący
uśmiech...
Widzi mnie...
- Nie przywitasz się? - dodał z tą samą miną, a mnie sparaliżowało...
CDN.