Ciemnobrązowa samica wyłoniła się z gęstwiny lasu, tuż obok
swojego ulubionego drzewa. Usiadła pod nim, kładąc po sobie uszy i
strosząc sierść na grzbiecie. Trudno było stwierdzić w jakim była
humorze. Ogarnęła pobieżnym spojrzeniem polanę, po czym skinęła
nieznacznie głową i wymruczała ciche powitanie.
Podczas gdy inne zwierzęta toczyły leniwe rozmowy ona
położyła się, zwijając się w kłębek i nim zauważyła zapadła w płytki
sen.
Po kilkunastu minutach nagle strzygnęła uchem, by chwilę
potem uchylić powieki i podnieść łeb. Jej długie uszy znów powędrowały
do tyłu. Ciemnobrązowa wpatrywała się w powietrze przed sobą. Nie
odrywając wzroku od niewidzialnego punktu uniosła się do pozycji
siedzącej. Jej ogon zamiatał nerwowo po ziemi, a sierść na grzbiecie
samicy mimowolnie się nastroszyła. Wstała, drepcząc nerwowo w miejscu,
by w końcu fuknąć z frustracją i odejść na kilka metrów. Z cichym
pomrukiem niezadowolenia położyła się pod innym drzewem, tonąc w
wysokiej na trzydzieści centymetrów trawie. Otuliła się swym puszystym
ogonem i schowała w futrze smukły pysk, łypiąc od czasu do czasu w
stronę miejsca skąd przed chwilą uciekła.
Shun, ciemnoszary
wilczur, przyglądał się ze zdziwieniem samicy po czym podrapał się po
głowie, jednak szybko uwagę jego odwróciła leniwie sunącą po niebie
chmura o imponującym kształcie.
Samica powoli zaczęła się
uspokajać. Przemknęła spojrzeniem po zebranych stworzeniach na polanie,
jednakże wyglądało na to, że nikt nie zauważył tego małego incydentu.
Westchnęła cicho i ponownie wtuliła pysk w miękkie futro na ogonie.
Tymczasem samica znów przysnęła. Wybudziła się z półsnu z
niespokojnym pomrukiem. Marszcząc nos, otworzyła ślepia, odruchowo
zerkając w stronę drażniącego ją niewidzialnego punktu, po czym jakby
odetchnęła z ulgą. Westchnęła cicho i ponownie rozejrzała się po
polanie, próbując zorientować się co się dzieje.
***
Demonica kryła się w lesie, wpatrując się w skupieniu w
zgromadzenie obejmujące całą polanę. Jej cichy oddech poruszał
rytmicznie trawą przed jej nosem, gdy pochylała się nisko na łapach.
Podchodziła do nich powoli, jakby polowała, choć było to zaledwie
przyzwyczajenie. Nie wiedziała czy została zauważona. Ze względu na jej
rozmiar wkrótce zostanie.
***
Jej długie uszy, jak radary, wędrowały na boki, co chwila
zmieniając położenie, wychwytując ciche szelesty, trzaski, odgłosy lasy i
ledwie słyszalne kroki. Z drugiej strony, wiejący wprost w jej stronę
wiatr przywiewał znajomy zapach szarej wilczycy.
***
Coraz bardziej zbliżała się do polany, by w końcu jej
zawalista, mimo, że wychudzona sylwetka stała się widoczna. Puste
oczodoły zdawały się wpatrywać w każdego z osobna jednocześnie. Nie dało
się przegapić demona, który znalazł się w okolicy najgęstszych drzew,
nie zlewając się jednak z mrokiem tam panującym.
***
Szera siedziała w krzakach obserwując z ukrycia zebranych
na polanie. Zastrzygła lekko uchem. Spojrzenie jej jasnych ślepi
zatrzymało się na brązowej. Patrzyła na Nią przez dłuższy czas, jakby
coś w sylwetce wilczycy jej nie pasowało. Z zamyślenie wyrwała ja
obecność dwóch towarzyszy.
***
Poprzez wysokie źdźbła traw, wychwyciła odległe spojrzenie
szarej. Przez kilka długich sekund wpatrywała się w jej matowe ślepia,
potem samica odwróciła łeb, rozkojarzona przez coś innego.
W tym momencie Shun zwrócił swój wzrok w stronę Aldieb. -
– Wszystko w porządku ?
– Czemu miałoby nie być? – Jej przenikliwy wzrok pomknął w stronę
wilka. Tymczasem uszy, wciąż nasłuchiwały. Już czuła, że olbrzymia
istota jest na krawędzi polany. Przez grzeczność jednak, skupiła wpierw
swoją uwagę na samcu.
– Zachowujesz się… dziwnie ? – Powiedział wilczur niepewnie.
– Dziwnie? – Powtórzyła, marszcząc nos.- Nie rozumiem, co masz na myśli.
– Sam nie wiem… może to po prostu moja wyobraźnia ? Wrócę do śmiania
się jak debil z chmur. – Spojrzał na niebo. – Heeeeeej, moje chmury
uciekły.
***
Miarowy oddech. Czerwone płomyki w czaszce wbite prosto w
Ciebie. Cielsko zaczęło się wycofywać. Powoli. W mrok. Zapachy obecnych
zwierząt mieszały się ze sobą, w chaotycznej kotłowaninie. Długi jęzor
wysunął się powoli z kościanego pyska i również posmakował powietrza,
jakby chcąc zbadać dokładniej zapach stworzeń. Gruba, czarna sierść
zjerzyła się lekko. Nadal nie wiedziała czy została zauważona. Wszak
była pewna, że na całej polanie czuć już jej cmentarny, mdło słodki
zapach. Zaczęła wycofywać się coraz bardziej w las.
***
Nie mogła dłużej już czekać. Całą sobą czując nieprzyjazną
aurę przybysza odwróciła się w jego stronę z nieprzyjemnym warkotem.
Drażniący zapach, który czuła od dłuższego czasu teraz stał się bardziej
gwałtowny, wnikając głęboko w jej nozdrza. Jej spojrzenie pomknęło ku
ścianie drzew, jednakże nic nie zauważyła. Czuła, że coś przegapiła.
Przez uprzejmość. Jakie to głupie.
Zmrużyła lekko ślepia i
po długich, ciągnących się w nieskończoność sekundach odwróciła się
ponownie do Shuna. – Cóż. Może. – Odparła, jakby ich rozmowa nie została
przed chwilą tak brutalnie przerwana.
***
Cichy trzask łamanych gałązek dał znać o zbliżającej się
postaci. Wątły cień zamajaczył pomiędzy grubymi pniami drzew. Po chwili w
mroku wieczoru błysły ślepia, a zaraz potem ukazał się zarys sylwetki.
Można było wywnioskować, że zbliżająca się postać jest wysoka, ale
wyjątkowo chuda. Wilczyca zatrzymała się nagle, obserwując zebranych. – I
znowu tutaj. – Mruknęła pod nosem, wystawiając wężowy język.- Witajcie.
– Dodała głośniej.
Z głębokim westchnieniem wciągnęła przez nozdrza chłodne,
wieczorne spojrzenie. Podniosła się do pozycji siedzącej, kierując
spojrzenie ku przybyłej istocie. Wpatrywała się w nią przez chwilę,
taksując uważnym spojrzeniem, po czym nieznacznie skinęła łbem. – Salve.
Breaver postąpiła kilka kroków, a na jej sylwetkę padł blask księżyca.
Futro wilczycy zamigotało w rudym odcieniu. Jedynie łapy, jak i symbol
znajdujący się na ciele, miały odcień głębokiej czerni. Zamiotła długim
ogonem, nadstawiając długie uszy. Mlasnęła głośno, a na jej pysku
zagościł dwuznaczny uśmiech.
***
Stworzenie wycofało się bezpiecznie w ciemność. Czy bało
się? Nie. Jedynie nie chciało się zdradzać. I tak jedna z tamtych istot
wiedziała już o jej obecności. Czy powinna zmienić formę? Nie,
pozostanie sobą. Okrążyła polanę, znów rozsiewając odór, którego nie
wydzielało jej ciało, lecz pozostał na sierści po odwiedzinach… w
różnych ciekawych miejscach. Otwarła pysk, znów chłonąc powietrze, gdy
pojawiła się po drugiej stronie polany, patrząc prosto na Aldieb.
Czerwone ogniki w jej oczach zamigotały niebezpiecznie.
Ciemnobrązowa samica nie zwracała uwagi na to co w tej chwili działo się
na polanie. Cała jej uwaga skupiona była na potężnym stworzeniu, które
znów zbliżało się do granicy lasu. Tym razem znajdowało się od
zawietrznej, a odór jaki ze sobą niósł zalał polanę z niesamowitą siłą,
drażniąc czułe zmysły i tak już zdenerwowanej samicy. Oblizała nos w
nerwowym odruchu i zamiotła długim ogonem po ziemi, kiedy dostrzegła
dwoje świecących krwistą czerwienią punkcików. Zmrużyła ślepia, czekając
na to co się wydarzy. Nie ruszała się z miejsca, wiedząc, że w tej
chwili jej reakcje byłyby nieracjonalne. Nie chciała odstraszać gości,
tylko dlatego z powodu… przeczucia.
– Czy jestem aż tak
ciekawym okazem, byś wgapiała we mnie swoje ślepia? – Aldieb musiała
usłyszeć słowa zaraz przy uchu, charczący, nieprzyjemny głos, wyjątkowo
wyraźny jednak. Jakby potwór stał tuż obok, nie po drugiej stronie
polany. Jakby śmierdzący oddech już owiewał kark wilczycy. Demon nie
poruszył się jednak. Kolejnym, podobnym do poprzednich gestem otwarł
pysk i wysunął język, badając powietrze. Nie poruszył szczękami tak,
jakby mówił. Demoniczne sztuczki… najlepszej kategorii.
Drgnęła nieznacznie, kiedy usłyszała chrapliwy głos tuż przy swoim uchu.
Jednakże nic więcej. Była przyzwyczajona do tego typu sztuczek.
Towarzyszyły jej już od kilku lat, miała czas by do nich przywyknąć,
choć wciąć było to dla niej niezwykle nieprzyjemne. Odetchnąwszy kilka
razy odezwała się cicho, niemalże szeptem, sądząc, że stworzenie i tak
ją dosłyszy.
– Owszem. Nie widziałam nigdy istoty podobnej
Tobie. Wybacz, jeśli Cię to uraziło, jednakże nie dziw się mojej
reakcji, kiedy czai się w ten sposób w ukryciu.
Cichy śmiech był wyznacznikiem tego, że Sange owszem, usłyszała słowa Aldieb.
– Nie gniewam się. Jestem tu… w pokojowych zamiarach. Właściwie jestem
od dzisiaj… członkiem? – znów śmiech. Nieprzyjemny, chropowaty i bardzo
niski. Istota oblizała pysk, zastanawiając się czy wkroczyć na polanę.
Przechyliła łeb, jakby się nad czymś zastanawiając. Po chwili wyprostowała się i odparła.
– Rozumiem. W takim razie witaj w Stadzie Nocy… Przepraszam, jak Cię zwą?
– Frica Sange. – powiedziała istota, otwierając pysk. Jeśli głos, który
Aldieb słyszała przy sobie był nieprzyjemny, to i tak nie miał prawa
być gorszy od tego, co dobiegło z pyska istoty. Skrzek. Pisk
nienaoliwionych drzwi i jęk umierających. I krzyk i dźwięk rozrywanych
ciał. Z tym się kojarzyło. Demonica powoli podchodziła do obecnych, a
jej wystające barki kołysały się miarowo w miarę kolejnych kroków.
– Sange do mnie mówią i inaczej sobie nie życzę. – Smród był jeszcze
gorszy. Jak w zapachu gnijących ciał może czaić się tyle obrzydliwej
słodyczy?
Sierść na jej grzbiecie mimowolnie zjerzyła się
pod głosem stworzenia. Samica zacisnęła kły i wbiła pazury w niczemu
winną ziemię. Nie była w dobrym nastroju, a Sange, jak się przed chwilą
przedstawiła, zupełnie wybiła ją z równowagi. Mrużąc ślepia odczekała
jeszcze parę chwil, aż istota wkroczyła na polanę, po czym skinęła
głową.
– A więc witaj, Sange. Nie wiem czy już to wiesz,
czy nie… w każdym bądź razie, mnie zwą Aldieb. – Jej głos wciąż był
przyciszony, gdyż samica starała się nie wdychać głęboko powietrza, choć
może na marne, gdyż zapach przeniknął na wskroś jej zmysły powonienia.
Pocieszała się tylko z myślą, że z czasem przestanie zauważać go z taką
siłą.
Pysk otworzył się ponownie, jakby demonica znów
chciała się odezwać, lecz zamknął się szybko z zabawnym wręcz
kliknięciem kości o kość. Jej pysk wcale nawet nie próbował udawać
żywych tkanek, dzięki czemu istota wyglądała niczym wyciągnięta siłą z
groteskowego przedstawienia samego piekła. gdyby mogła zmrużyłaby oczy.
Powiodła wzrokiem po obecnych. Jej spojrzenie mogło wydawać dreszcz
niepokoju, albo i strachu. Wkrótce czerwone ogniki spoczęły znów na
Aldieb. Widać jej niepewność i rozstrojenie sprawiało jej widoczną
przyjemność, albo chociaż wzmagało jej zainteresowanie waderą.
– Wiem, jak Cię zwą. Wiem… O części z nich. Trochę. – znów prawie szept
rozległ się przy jej uchu. Te słowa przeznaczone były tylko dla jej
uszu.
Czując na sobie zbyt wiele spojrzeń znów zapragnęła
znaleźć schronienie w mroku. Nie przywykła do tego wszystkiego, za wiele
bodźców, za wiele zapachów ją dobiegało. Dotąd widywała pojedyncze
postacie. I nie musiała z nimi rozmawiać. To było trudne. I
wyczerpujące. Czemu ten, który ją przyzwał nie wybrał sobie innego,
lepszego demona? Sange cofnęła się kilka kroków, co czasu gdy nie
poczuła, że opiera się biodrem o drzewo. Zadziwiające z jaką trudnością
nawiązywała kontakty z innymi istotami. Nie była do tego wszak
stworzona, o czym świadczyły pazury i kły osadzone na gołej kości.
Świadczył o tym cmentarny odór i nieprzywykły do artykułowanej mowy
głos.
Zniknięcie jednej z obecnych na polanie
zarejestrowała jedynie na skraju świadomości, mechanicznie odbierając
sygnały z zewnątrz, jednakże nie skupiając na nich większej uwagi. Wciąż
obserwowała demona. Jego przepastne ślepia i sposób porozumiewanie się
przypominał samicy pobratymca Sange, mimo, że jednocześnie dzieliło ich
tyle różnic. Ponownie oblizała suchy nos, mimowolnie napinając mięśnie
łap. Zaniepokoiły ją słowa stworzenia. Nie była pewna czy dobrze je
zrozumiała. Czy powinna zwrócić na nie większą uwagę, czy też puścić
mimo uszu. Nie. Słów stworzenia, które tak rzadko się odzywał nie
należało lekceważyć. Nawet jeśli nic nie znaczyły. Potrząsnęła łbem.
Czuła, że myśli zaczynają się jej plątać, że nie myśli racjonalnie. I
wiedziała, że demon właśnie tego oczekiwał, ale mimo tej świadomości,
nie potrafiła nad sobą zapanować.
– Widzisz we mnie wroga? –
Szept. To była znaczniej wygodniejsza droga komunikacji dla demona,
niżeli realne, nie powiązane z magią słowa. Te wymagały zbliżenia się do
wadery, a ta widocznie sobie tego nie życzyła. Zresztą… Sange była
świadoma słodkiej woni, którą rozsiewała. Obrzydliwego, lepkiego smrodu,
który nie sprawiał jej problemów, jednak innych przyprawiał o łzawienie
oczu.
– Tak. Nie. Nie wiem. – Poprawiła się niemal
natychmiast. Taka była prawda. Nie wiedziała co myśleć o tej istocie.
Obawiać się jej? Widzieć w niej wroga czy też nie? Nie umiała
stwierdzić. Jeśli dołączyła do stada, oznaczało to, że Tin ją poznała,
zgodziła się by zamieszkała wśród innych zwierząt, a ona ufała osądowi
wilczycy. Jednakże pierwsze negatywne odczucie nie dawało jej spokoju.
– Wyjawiłam Ci swoje imię. To oznacza, ze nic CI nie zrobię. – Zgrzytliwy śmiech wcale nie brzmiał przekonująco.
– Wyjawiłaś mi imię, którym mogę się do Ciebie zwracać. Wątpię, żebym
kiedykolwiek poznała prawdziwe. – Odparła ponurym tonem.
***
Fene zmarszczyła nos, strzygąc uszami. Swoje kroki
skierowała w stronę Aldieb, spoglądając na nieznajomą postać. Oczy ją
piekły od tego zapachu, ale dzielnie to znosiła.
Smukła
samica spojrzała na córkę. W tym samym momencie w oddali dało się
słyszeć odległy grzmot. Wstała, podchodząc do nietakjużmłodej młodej.
Liznęła ją po pyszczku, po czym skoczyła w bok, dając susa w gęste
chaszcze puszczy.
Fene postawiła uszy na sztorc słysząc
głuchy huk. Zatrzymała się, przystanęła z łapy na łapę i położyła uszy
po sobie, kiedy Aldieb zniknęła w lesie. Spojrzała po polanie powolnie,
badając wzrokiem obecne postacie.
***
Sange znów cofnęła się do cienia. Nie widziała sensu, by
nadal tkwić na widoku, kiedy Aldieb odeszła. Wodziła wzrokiem za
obecnymi, choć teoretycznie nie powinna widzieć pustymi oczodołami, w
których jarzyły się krwawe ogniki. Polanę nadal wypełniał słodki,
nieprzyjemny zapach.
Potwór ukryty był pomiędzy zaroślami.
Ciągle próbował wypatrzeć spośród tłumu Aldieb, lecz były to działania z
gruntu bezskuteczne. Głównie dlatego, że nie czuła już jej zapachu, a
świat odbierała głównie węchem. Jej własny, intensywny zapach jej nie
przeszkadzał. Znów otwarła pysk z cichym kliknięciem obijających się ze
sobą kości i wysunęła język jakby badając powietrze.
_____________________________________
Autorzy: Aldieb, Sange, Shun, Szera, Breaver, Fene
Mam
nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe, tego, że bez pytanie użyłam
Waszych wypowiedzi. Jeśli tak, powiedzcie – usunę notkę.
No i czas na parę słów wyjaśnienia… Jest to opowiadanie całkowicie
złożone z wypowiedzi z chatu. A publikuję je, dlatego że już od dawna
tak dobrze mi się nie grało. Dziękuję Sange, naprawdę świetnie mi się z
Tobą pisało. c:
Zastanawiałam się czy by nie napisać jakiegoś
opowiadania odnoszącego się do obecnej sytuacji na stadzie, ale
stwierdziłam, że… lepiej nie. Postanowiłam, że nie będę się mieszać
więc niech tak zostanie, bo jeśli znów się zaangażuję przypuszczam, że
źle się to dla mnie skończy.’