Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

24 sierpnia 2012

Toniesz...~ [Szera]

Toniesz…~

Tak. Pisałam już trzy wersje tego, ale cóż. I tak żadna nie będzie dobra…
_
________________________________
<podkład: Melodic sad piano>

Czuła się jak ptak w szklanym więzieniu. Mogła wzlecieć, jednak była to złudna obietnica wolności. Sznurek okalający jej nogę ściągał ją w dół, do smolistej powierzchni. Raz dotknięta nigdy się nie uwolni. Czekała tylko aż przeniosą ją do drucianej klatki, skrzydła otoczą smołą, a dalsze życie będzie oczekiwaniem na moment, gdy klatka się złoży, a wbite w ciało druty przyniosą bolesną śmierć.
Jednak teraz wyglądało to inaczej. Stała na wzgórzu. Ciemne włosy targał wiatr, a po policzkach płynęły małe krople. Łzy czy deszcz? Nie. Nie to się liczyło. Nagle blade usta poruszyły się, wykrzywione uprzednio grymasem smutku. Dało się wczytać „Żegnaj Al.” Oczy zmętniały. Nagle uniosła dłoń. Zimna lufa spoczęła na skroni. Rozległ się strzał po którym nastała wieczna cisza…
Ocknęłam się. Siedziałam w bezruchu pod tym samym murem co kiedyś. Nie przekroczyłam jego granic, chociaż było tak blisko… Oparłam się o plecy siostry, podkulając nogi i obejmując je rękami. Byłaś tak blisko jak ja… A może dalej? Może mi nigdy nie ma się udać? Może… Urwane, nigdy niedokończone myśli, zamknięte w ciasnej pułapce mojego umysłu. Podparłam brodę na kolanach i wbiłam przed siebie mętny wzrok. Kątem jasnego oka zerknęłam na nieprzebitą ścianę i mrok, który znajdował się za nią, niczym drapieżnik w ciszy czekający na swoją ofiarę.  To było w nim najgorsze. Kusił myśli i ciało, jednak nie wciągał. Czekał na ruch. Ta zabawa smakowała najlepiej. Jej gorzko-słodki posmak poczułam na języku, jako pokusę do następnego kroku. Zamknęłam jednak oczy, gdy ciepło bijące od ciała siostry skierowało myśli na inne tory.
-Wiesz Glola, myślałam, że nie doczekam tego momentu. Że to stado mnie przeżyje – wiedziałam, że zrozumie. – Że to ono pożegna się ze mną, a nie ja z nim. Ale… – urwany szept odbijał się echem w mojej głowie. – Już tam nie należę… Już oficjalnie zdjęto ze mnie dziwnego rodzaju ciężar. Nawet nie zdążyłam wcześniej pożegnać się z Al.
Zacisnęłam dłonie na ciemnym materiale spodni. Nie to mnie najbardziej dręczyło. Miałam dziwne przeczucie, że jeszcze Ją spotkam. Na mój umysł napierała inna myśl, chcąca się przedrzeć do jego głębi i zakazić swą trucizną resztę wirujących obrazów. Tak, zawiodłam. Mówiłam jedno, robiłam drugie. Raniłam, wmawiając sobie, że tak lepiej. Ale czy to nie było słuszne? Zasłoniłam część twarzy dłonią. Moje spaczone poczucie rzeczywistości było godne pożałowania. Ale czy sama się do tego nie doprowadziłam. Czy sama sobie nie byłam winna? Powinnam przeprosić. Powinnam wszystko wyjaśnić, powiedzieć.
-Nie. Zawsze mówiłam, że odejdę i zostawałam. Tym razem odejdę bez słowa. Czy tak to powinno wyglądać? – spojrzałam na siostrę. Jej rude futro oświetlało moją wilczą zmizerniałą postać. Uśmiechnęłam się słabo, a w tym grymasie jak zwykle kryła się nuta smutku. Wstałam, znów owijając się powłoką ludzkiej sylwetki. – To powinno wyglądać inaczej Glo. Mam nadzieję, że to nie jest nasze pożegnanie.
Długo na Nią patrzyłam, bojąc się, że robiąc te kilka kroków i odwracając się plecami naprawdę coś stracę. Ale nie mogłam teraz stanąć. Zwróciłam się plecami do postaci siostry i wyciągnęłam jedną dłoń z kieszeni. Nasunęłam na głowę ciemny kaptur bluzy, a później złożyłam ją na murze.  Powoli ruszyłam przed siebie, a palce zostawiały smugi ognia pochodzącego od bratniej duszy, który wtapiał się w ścianę z cegieł. Mały ognik towarzyszący tej wędrówce, który należał do lisiego żyjątka rozświetlał mgłę, którą kroczyłam.
-Dziękuję Ci. – szepnęłam cicho, zamykając oczy. Ostatnim co dało się słyszeć, był cichy szmer trawy, uginającej się pod bosymi stopami i ostatnie słowa, rozbrzmiewające w pustym umyśle szarej. W moim umyśle.
Żegnajcie…