Trzy dni
[muza: http://www.youtube.com/watch?v=-rVmL30B4QI ]
Mówię co myślę, myślę co chcę, chcę ale nie mogę…
Życie.. Tak mało potrzeba do smutku, a tak wiele do szczęścia. Tak często wydaje się okropne i brutalne, a tak rzadko idealne. Czemu? Bo tak już jest, bo często nie zauważamy tego ile mamy, bo szczęście stoi przed nosem, a my patrzymy w dal. Nie dociera do nas, że tak łatwo czasem je zdobyć..
Śmierć.. Tak przez nas nie chciana. Odpychana, niedorzeczna. Boli… Szczególnie kiedy dotyczy bliskich. Ona nadejdzie, otuli nas kiedyś swoim czarnym płaszczem i zabierze daleko. Czemu się tego boimy? Bo chcemy żyć.. ale po co, skoro życie jest takie okrutne?
- Jestem prorokiem rozumiesz?! Ty jesteś jakaś głupia czy tylko udajesz?! – uderza pięścią w stół. Nadal stoję i zaciskam zęby. – Wiesz co? Kochana jesteś, chodź – wyciąga do mnie rękę – pokażę ci coś. – uśmiecha się do mnie. Chwytam dłoń i ruszam za nim. Te czkawki nastroju już mnie nie dziwią. Trzy dni, wystarczyły trzy dni. – Patrz! – pokazuje ptaka siedzącego na gałęzi kiedy przekraczamy próg domu. – To gołąb, wypuszczę takich pełno na moim ślubie. – patrzy na niego.
- Dejv, ty się nie żenisz. – mówię spokojnie.
- Co ty pierd*lisz za brednie! – puszcza moją rękę i popycha mnie lekko.
- Ona cię nie kocha, nie jesteście już razem. – mój ton nadal jest spokojny.
- Bo co?! Bo ty tak mówisz?! Jeszcze tego brakowało żeby taka osoba jak ty układała mi życie! – obrócił się i spojrzał na odlatującego gołębia. – patrz co narobiłaś?! – krzyknął na mnie.
- Dobranoc – rzucam zachrypniętym głosem i szybkim krokiem ruszam do salonu, odpocząć. Schodząc po schodach słyszę zamykające się drzwi, gwałtownie ruszam w dół i otwieram je. Jest, idzie ulicą, biegnę za nim.
- Dejv! – poganiam go i zatrzymuję. – co ty robisz? Miałeś spać.
- O Padziu, no wiem, ale pomyślałem, że Rose ucieszy się na mój widok, no wiesz, kto teraz trzyma się tych przed ślubnych zasad. – wzruszył ramionami, wyciągnęłam jego tabletki ze swojej torby i dogoniłam go.
- Trzymaj, wracamy do domu i idziesz spać. – wyciągnęłam dłoń z pigułką w jego stronę. Zatrzymał się.
- Czy ty mnie masz za debila? – zapytał spokojnie i nagle uderzył moją dłoń, złapał mocno i zaczął szarpać, tak że pigułki porozsypywały się po chodniku. – Nie jestem chory! – uderzył mnie w ramię kilka razy i szarpał za rękę – Idiotko! Nie jestem chory pojebana kobieto! – chwycił mnie za ramiona i zaczął wstrząsać. Stałam zszokowana i nie wiedziałam co robić, uderzenia sprawiały ból fizyczny, ale jego zachowanie bolało jeszcze bardziej. W końcu chwyciłam go za rękę i przycisnęłam do ściany.
- Rose nie ma.. Wyjechała. – krzyknęłam.
- Jak to? – naglę uspokoił się i spojrzał pytająco.
- Tak, szuka dla was miejsca na podróż.. – uśmiechnęłam się strasznie sztucznie, ale on o tym nie wiedział, nie w tym stanie.
- Oh ta Rose! – chłopak klasnął w dłonie, które wypuściłam z uścisku.
- Tak.. kochana, a teraz idziemy spać, dobrze? – wyciągnęłam dłoń w jego stronę, chwycił ją i ruszył za mną. Do samego domu buzia mu się nie zamykała, patrzyłam na niego z łzami w oczach. Opowiadał z wielkim entuzjazmem jak będzie wyglądać ich wesele, zgadywał w jakie miejsce pojadą, a ja milczałam. Wiedziałam, że nie będzie ani wesela ani podróży. Od jakiegoś czasu już nie są ze sobą. Choroba, wszystkiemu jest winna choroba. Ponownie położyłam go spać i ruszyłam do salonu. Trzy dni… a ja nadal nie wierze. On.. Ja.. My… Nie dociera do mnie, to, co się stało.
_________
Inspirowane prawdziwymi wydarzeniami więc proszę o wyrozumiałość w kwestii błędów czy wgl sensu tekstu… Pozdrawiam.
Mówię co myślę, myślę co chcę, chcę ale nie mogę…
Życie.. Tak mało potrzeba do smutku, a tak wiele do szczęścia. Tak często wydaje się okropne i brutalne, a tak rzadko idealne. Czemu? Bo tak już jest, bo często nie zauważamy tego ile mamy, bo szczęście stoi przed nosem, a my patrzymy w dal. Nie dociera do nas, że tak łatwo czasem je zdobyć..
Śmierć.. Tak przez nas nie chciana. Odpychana, niedorzeczna. Boli… Szczególnie kiedy dotyczy bliskich. Ona nadejdzie, otuli nas kiedyś swoim czarnym płaszczem i zabierze daleko. Czemu się tego boimy? Bo chcemy żyć.. ale po co, skoro życie jest takie okrutne?
***
Stoję w progu drzwi i patrzę na niego. Krzyczy w moją stronę.- Jestem prorokiem rozumiesz?! Ty jesteś jakaś głupia czy tylko udajesz?! – uderza pięścią w stół. Nadal stoję i zaciskam zęby. – Wiesz co? Kochana jesteś, chodź – wyciąga do mnie rękę – pokażę ci coś. – uśmiecha się do mnie. Chwytam dłoń i ruszam za nim. Te czkawki nastroju już mnie nie dziwią. Trzy dni, wystarczyły trzy dni. – Patrz! – pokazuje ptaka siedzącego na gałęzi kiedy przekraczamy próg domu. – To gołąb, wypuszczę takich pełno na moim ślubie. – patrzy na niego.
- Dejv, ty się nie żenisz. – mówię spokojnie.
- Co ty pierd*lisz za brednie! – puszcza moją rękę i popycha mnie lekko.
- Ona cię nie kocha, nie jesteście już razem. – mój ton nadal jest spokojny.
- Bo co?! Bo ty tak mówisz?! Jeszcze tego brakowało żeby taka osoba jak ty układała mi życie! – obrócił się i spojrzał na odlatującego gołębia. – patrz co narobiłaś?! – krzyknął na mnie.
***
- Śpij dobrze.. – zamykam drzwi jego pokoju i opieram się o ścianę.
Zaciskam powieki, a z nich wypływa strumień łez. Powoli ześlizguję się
na podłogę i otulam brzuch dłońmi. Nabieram głośno powietrza i staram
się uspokoić. Trzy dni… Po tylu latach widzę go ale nie poznaję. Brat..
przyszywany brat. Nie mogę powstrzymać łez, płyną, a ja bezradnie patrzę
w sufit. W pokoju na przeciw siedzi starsza kobieta, wpatrzona w
telewizor. Psychicznie nie dająca sobie rady. Powoli podnoszę się i idę w
jej kierunku, po drodze chwytam koc, którym po chwili ją otulam.
Delikatnie chwyta go, aby się nie zsunął i spogląda na mnie zmęczonymi
oczyma, ale i z wdzięcznością. Uśmiecham się lekko, ale jej stara twarz,
nie wiem czemu przypomina wszystkie stare wspomnienia. Zabawy, płacze,
to jak się z nim broniłam, walczyłam, sprzeczałam… To jak bardzo się
kochaliśmy. Odwracam szybko wzrok, aby nie widziała łez.- Dobranoc – rzucam zachrypniętym głosem i szybkim krokiem ruszam do salonu, odpocząć. Schodząc po schodach słyszę zamykające się drzwi, gwałtownie ruszam w dół i otwieram je. Jest, idzie ulicą, biegnę za nim.
- Dejv! – poganiam go i zatrzymuję. – co ty robisz? Miałeś spać.
- O Padziu, no wiem, ale pomyślałem, że Rose ucieszy się na mój widok, no wiesz, kto teraz trzyma się tych przed ślubnych zasad. – wzruszył ramionami, wyciągnęłam jego tabletki ze swojej torby i dogoniłam go.
- Trzymaj, wracamy do domu i idziesz spać. – wyciągnęłam dłoń z pigułką w jego stronę. Zatrzymał się.
- Czy ty mnie masz za debila? – zapytał spokojnie i nagle uderzył moją dłoń, złapał mocno i zaczął szarpać, tak że pigułki porozsypywały się po chodniku. – Nie jestem chory! – uderzył mnie w ramię kilka razy i szarpał za rękę – Idiotko! Nie jestem chory pojebana kobieto! – chwycił mnie za ramiona i zaczął wstrząsać. Stałam zszokowana i nie wiedziałam co robić, uderzenia sprawiały ból fizyczny, ale jego zachowanie bolało jeszcze bardziej. W końcu chwyciłam go za rękę i przycisnęłam do ściany.
- Rose nie ma.. Wyjechała. – krzyknęłam.
- Jak to? – naglę uspokoił się i spojrzał pytająco.
- Tak, szuka dla was miejsca na podróż.. – uśmiechnęłam się strasznie sztucznie, ale on o tym nie wiedział, nie w tym stanie.
- Oh ta Rose! – chłopak klasnął w dłonie, które wypuściłam z uścisku.
- Tak.. kochana, a teraz idziemy spać, dobrze? – wyciągnęłam dłoń w jego stronę, chwycił ją i ruszył za mną. Do samego domu buzia mu się nie zamykała, patrzyłam na niego z łzami w oczach. Opowiadał z wielkim entuzjazmem jak będzie wyglądać ich wesele, zgadywał w jakie miejsce pojadą, a ja milczałam. Wiedziałam, że nie będzie ani wesela ani podróży. Od jakiegoś czasu już nie są ze sobą. Choroba, wszystkiemu jest winna choroba. Ponownie położyłam go spać i ruszyłam do salonu. Trzy dni… a ja nadal nie wierze. On.. Ja.. My… Nie dociera do mnie, to, co się stało.
***
Teraz stoję ubrana na czarno, przed nagrobkiem w opuszczonej elfiej
krainie. Wiele twarzy powoli oddala się od tego miejsca, zostałam już
tylko ja.. Trzy dni.. Znalazłam, zajęłam się i pochowałam. Boli…
szczególnie kiedy dotyczy bliskich._________
Inspirowane prawdziwymi wydarzeniami więc proszę o wyrozumiałość w kwestii błędów czy wgl sensu tekstu… Pozdrawiam.