13 marca 2011
~|~
Biały puch, lekko skrzypiał pod łapami, ociężałej i krwawiącej bestii.
Wiał silny wiatr. Nie było widać żadnych dróg. Bestia zbłądziła po środku mrocznego lasu.
-Kimże jesteś? – Bestia, spojrzała na Brązowego, wyłaniającego się zza krzaków.
-Nie powinno Cię to obchodzić – wilk zadrwił sobie z przybysza – ale jak musisz wiedzieć, zwą mnie Lenny.
-Roz – mruknął, od niechcenia.
-Widzę, że jesteś ranny, a po twoich oczach wnioskuje, że jesteśmy tej samej rasy…
-To znaczy? – Biały zawarczał.
-Pół
człowiek-pół wilk. – patrząc mu w oczy, cofnął się. Wyciągnął szyje, a
znikająca sierść zadała mu ból. Szpony zmniejszyły się, ukazując brudne i zaniedbane paznokcie. Nos powoli zaczął wsuwać się w twarz. Usta zmieniły kolor. A sylwetka przybrała postać ludzką.
- Najwidoczniej, jesteśmy tacy sami. – przyjrzał się dokładniej wysokiemu, ciemnookiemu chłopakowi, z włosami sięgającymi ramion.
Ich rozmowę przerwał, głośny huk, wydobywający się z niedaleka. Białemu przed oczami stanęła plama krwi. Syknął z bólu.
-Ty zdrajco! – ryknął.
Kulejąc, uciekał na północ. Za nim słychać było, pociski wydobywające się z luftu strzelby, samochody i ujadające psy.
Zignorował
ból i przyśpieszył szaleńczy bieg. Wyglądało to tak, jakby unosił się
nad ziemią. Parę centymetrów od drzewa, wykręcił trafiając tylnymi
łapami na lód. Złapał równowagę, wbijając pazury w lód. Stanął i
rozejrzał się. Serce biło mu jak szalone. Ze wszystkich stron,
nadjechały dżipy pełne broni i ludzi. Ostatkiem sił wspiął się na
drzewo, zostawiając delikatne ślady na korze. Wskoczył, na mocniejszą
gałąź.
-Zaraz mnie znajdą – szepnął i spojrzał na oderwany kawałek skóry z boku.
Po drewnie spływała krew, jakby chciała mu udowodnić, że tym razem nie on wygra.
Położył
głowę na śniegu, zmywając z siebie brud. Przymknął ślepia, dając sobie
chwilę na odpoczynek, po dniu pełnym bólem i walką o życie. Przypomniały
mu się szczenięce lata, gdy problemem było, którym kolejnym potomkiem
matki ma się zająć, lub zabranie największego kawałka mięsa. Poczuł woń
zapachu, który świadczył o powróceniu ojca do jamy. Usłyszał ciche głosy
rodziny. Wspomnienia zaczęły się oddalać, a on zerwał się słysząc
łamane patyki. Miał dość ucieczek, był jednak za słaby by zabijać.
Dobrze pamiętał, jak brzydził się krwi, teraz była to jego kompanka.
Spojrzał w dół, a małe kropki, będące ludźmi zaczęły mu się zamazywać.
Poczuł lekkie ukłucie w zdrową łapę.
-Co do…- nie dokończył i runął na ziemie z wysokości 3 metrów.
***
-…jeżeli
się obudzi, dajcie mu wody, jeżeli nie obudzi się za 2 godziny… -osoba w
białym fartuchu, zawiesiła się, jakby rozmyślając -…zakopcie.
Żelazne kraty, powitały Roz’a.
-O jak miło, o jak przyjemnie, złapali w końcu..Mnie! Mnie! Mnie! – zaśpiewał w myślach znaną mu piosenkę..
Otworzył żółtawe ślepia. W oczy rzuciła mu się postać którą, niedawno poznał – Lenny.
Napiął
mięśnie. Zauważając, iż się zregenerował, wyskoczył na kraty, które
zamierzał rozerwać. Jego plan zniszczyła obroża, na jego szyi. Był
łańcuchem przywiązany do ściany. Nie, to nie był zwykły łańcuch, inaczej
by go już tu nie było. Postraszyłby zabójstwem parę osób i po sprawię.
Teraz jednak siedział w ciasnej klatce, uwiązany do ściany.
Łysy człowiek zauważył otwarte oczy zwierzęcia.
-Jednak żyje – oznajmił. – Jak mówiła szefowa, dajcie mu wody.
Słychać
było otwierane kłódki. Otworzyli drzwi więzienia i położyli miskę z
wodą. Klapa szybko została zamknięta. Najwidoczniej ludzie się go bali.
Przybliżył się do naczynia i zanurzył swój długi jęzor w napoju.
Zwilżając swe podniebienie, rozciągnął się. Spojrzał na Lenny’ego, który
przysiadł i patrzył na niego równie uważnie.
-Uwolnię cię jeśli, zrobisz coś dla mnie..-odezwał się.
-Sam sobie poradzę…- mruknął.
Roz obszedł klatkę i położył się z boku. Mógł tylko leżeć i czekać na szansę ucieczki.
***
Szepty z klatki obok, obudziły bestie. Skierował wzrok na sąsiadów. Były to dwie nastolatki.
Blondynka i Ruda. Obie ubrane były w czarno białe stroje, a włosy mocno ściśnięte w kucyk.
Na
szyi miały zielony kwadracik, gdy jedna z nich wyprostowała rękę, która
powoli przedostała się pomiędzy prętami, poraził ją prąd i upadła.
Idealnie pasowały do szarego pokoju.
~|~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz