11 kwietnia 2012
>Muzyka<
Słońce właśnie zachodziło. Ostatnie złociste płomienie muskały powoli zieleniące się korony drzew, nadając im ciepły koloryt. Wiosenna trawa kołysała się na wietrze w rytmie nadanym przez naturę. Istna oaza spokoju. Raj na ziemi.
Wtem przez krainę Edenu przebiegła wilczyca. Łapami zaburzyła taniec źdźbeł. Jednak po chwili można było dostrzec, że i ona na swój sposób współgrała z harmonijnym otoczeniem. Dla niektórych takie relacje, jak te pomiędzy mknącą wilczycą i krajobrazem były niezrozumiałe. Dla większości w danym obrazie nie istniał żaden związek – ot na siłę sklecone ze sobą elementy.
Kuo mknęła przed siebie. Biegła tak szybko, że jej łapy ledwie stykały się z ziemią. Zdawać się mogło, że u jej grzbietu wyrosła para niewidzialnych skrzydeł, jej sekret, który za wszelką cenę chciała ukryć. Smukłe ciało samicy gięło się we własnym, niepowtarzalnym tempie. Mięśnie nie znały zmęczenia mimo przebytych kilometrów.
Nagle wilczyca zatrzymała się gwałtownie. Dysząc cicho, uniosła łeb ku niebu, które przybrało niezwykły, fioletowawy odcień, poprzetykany chmurami barwy najczystszego złota. Nie tylko ona wiedziała, że tam w górze coś jest. Każdy miał tego świadomość. Niestety inni o tym zapominali, często utożsamiali się z tym, kto górował. I, bynajmniej, nie był to Bóg. Żadne bóstwo. Po prostu człowiek…
Zastanawiałam się czy zapalić światło w kuchni… Zrobiło się nieco ciemno. Zignorowałam to jednak i postanowiłam dalej pisać.
Świat nie będzie czekał.
Szybko przeszła z truchtu do wyciągniętego biegu. Podczas kolejnych susów czuła, jak wszystkie kręgi rozciągają się i znów zbijają w całość, zwaną kręgosłupem. Uwielbiała to uczucie. Wiatr przeczesujący niewidzialnymi palcami jej futro, pęd… Tylko wtedy mogła powiedzieć, że naprawdę żyje.
Choć pokonywała znaczne odległości, nie oddalała się od centrum Stada Nocy. Zataczała ogromne kręgi. Zupełnie, jak czasami na polanie, gdy była pobudzona i nie mogła usiedzieć w miejscu. Lecz tym razem zależało jej nie tylko na wyzbyciu się nadmiaru energii, ale poczuciu swobody. Wolności. Chciała być niezależna.
Mogła sądzić, że to jej własne potrzeby. Ale, tak naprawdę, pragnienia Kuo były odzwierciedleniem jej nieodłącznej towarzyszki. Można by rzec… Matki. Stworzycielki.
Słońce całkiem już zaszło. W świecie Kuo stało się podobnie – na ciemnym niebie pojawiły się miriady lśniących gwiazd.
Wstawiłam wodę na kolejny teinowy napój, z głuchym trzaskiem wyłamałam sobie kilka palców i przeszłam na powrót do okna edycji postów. Musiałam dziś skończyć. Beze mnie życie nie będzie się toczyć.
Wtem Kuo zwolniła. W końcu całkiem się zatrzymała. W jej sercu zagościło ukłucie strachu. Przed sobą widziała dziewczynę. Wyglądała na około szesnaście lat i miała ciemne, niemalże krucze włosy za ramiona. Była cała ubrana na czarno, także jej sylwetka ginęła w mroku. Na nogach miała ciężkie, masywne glany, sięgające prawie do kolan. Ukucnęła, wyciągając w kierunku wilczycy dłoń o smukłych palcach, które wieńczyły czarne paznokcie.
Nie pasowała tutaj… Nie pochodziła stąd. Stanowiła część rzeczywistości wrzuconą w objęcia mitycznego świata fantasy. Kontrastowała z otoczeniem – jako jedyna nie komponowała się pośród tysięcy drzew i krzewów. Była inna…
Kuo zbliżyła się niepewnie. Wiele razy myślała o tej istocie, miała świadomość jej istnienia, jej władzy i więzi, jakie je łączyła, oraz podobieństwa, niemal lustrzanego odbicia charakterów. Lecz widziała ją po raz pierwszy.
Dziewczyna nic nie mówiła. Czekała. Na jej ustach pojawił się zachęcający uśmiech. Była ostrożna. Jakby bała się, że czar pryśnie i magiczne wyobrażenie zniknie. Jak gdyby pragnęła tu zostać. Na zawsze. Zerwać niemy, dożywotni kontrakt z faktycznością i żyć pośród wyimaginowanych postaci i krajobrazów.
Wilczyca dotknęła nosem wyciągniętej ku niej dłoni. Palce odzianej w czerń postaci odgarnęły czerwoną grzywę Kuo i wpiły się delikatnie w jej gęste futro na karku. Błękitne oczy dziewczęcia spotkały się z kocimi ślepiami basiory.
Stanowiły swoistą jedność. Często, acz nie zawsze, działały, zachowywały się w podobny sposób. Niekiedy udawały, ukrywały swoje prawdziwe oblicze. Tyle że jedna z nich robiła to cały czas, a druga tylko wtedy, gdy w jej życiu układało się nie tak, jak trzeba. I chociaż ludzka istota miała władzę nad swoją mniejszą siostrą, to czworonożna niekiedy wyłamywała się, przejmowała kontrolę. Zdawała się na swój zwierzęcy instynkt, który w pewnym sensie zaszczepiła w umyśle swej Przewodniczki, korygując jej poglądy na świat, zachowania, uczucia względem pewnych zjawisk.
A przecież kiedyś fińska Gwiazda Śmierci nie istniała. Nie istniały też jej poprzednie wcielenia i równolegli doń poddani. Onegdaj była tylko dziewczyna – zwykła, przeciętna, bez określonego spojrzenia na świat, bezradna i samotna, poszukująca zrozumienia pośród obcych. Z czasem pojawiła się jej fursona, która ewoluowała wraz z upływającymi miesiącami, stawała się bardziej zdecydowana, ustosunkowała się do otaczającej rzeczywistości – zarówno tej prawdziwej, jak i wirtualnej, stała się indywidualnością, odkryła siebie.
Bez słowa, w absolutnej ciszy kruczowłosa głaskała waderę. W tym milczeniu i poufałym wręcz spojrzeniu można było ujrzeć więź, jaka zaistniała pomiędzy nim – niewidzialną srebrną nić, która złączyła te dwie istoty pewnego listopadowego wieczoru, by wzajemnie się wspierały i uzupełniały.
Do końca.
Wpisawszy tytuł, zapisałam szkic i opublikowałam notkę. Zamknęłam też laptopa. Udałam się do pokoju, kątem oka obserwując podążającą za mną wilczycę.
Słońce właśnie zachodziło. Ostatnie złociste płomienie muskały powoli zieleniące się korony drzew, nadając im ciepły koloryt. Wiosenna trawa kołysała się na wietrze w rytmie nadanym przez naturę. Istna oaza spokoju. Raj na ziemi.
Wtem przez krainę Edenu przebiegła wilczyca. Łapami zaburzyła taniec źdźbeł. Jednak po chwili można było dostrzec, że i ona na swój sposób współgrała z harmonijnym otoczeniem. Dla niektórych takie relacje, jak te pomiędzy mknącą wilczycą i krajobrazem były niezrozumiałe. Dla większości w danym obrazie nie istniał żaden związek – ot na siłę sklecone ze sobą elementy.
Kuo mknęła przed siebie. Biegła tak szybko, że jej łapy ledwie stykały się z ziemią. Zdawać się mogło, że u jej grzbietu wyrosła para niewidzialnych skrzydeł, jej sekret, który za wszelką cenę chciała ukryć. Smukłe ciało samicy gięło się we własnym, niepowtarzalnym tempie. Mięśnie nie znały zmęczenia mimo przebytych kilometrów.
Nagle wilczyca zatrzymała się gwałtownie. Dysząc cicho, uniosła łeb ku niebu, które przybrało niezwykły, fioletowawy odcień, poprzetykany chmurami barwy najczystszego złota. Nie tylko ona wiedziała, że tam w górze coś jest. Każdy miał tego świadomość. Niestety inni o tym zapominali, często utożsamiali się z tym, kto górował. I, bynajmniej, nie był to Bóg. Żadne bóstwo. Po prostu człowiek…
***
Słuchając Two Steps From Hell, wpatrywałam się tępym wzrokiem w
ekran. Kolejne literki wystukiwane przeze mnie na klawiaturze pojawiały
się w okienku edycji postów. Przeniosłam wzrok na okno i to, co poza
nim. Jasnobłękitne niebo powoli barwiło się, zachwycając wrażliwców
cudną grą fioletu, różu i pomarańczy. W moich uszach pobrzmiewał szum
wody, która powoli napełniała wannę w łazience obok.Zastanawiałam się czy zapalić światło w kuchni… Zrobiło się nieco ciemno. Zignorowałam to jednak i postanowiłam dalej pisać.
Świat nie będzie czekał.
***
Prychnąwszy cichutko, Kuo wlepiła wzrok przed siebie. Nie mogła
czekać. Nie znała powodu, dla którego tak gnała. Po prostu coś pchało ją
do przodu, kazało biec. Domyślała się czym to może być spowodowane.
Jednak nie zaprzątała sobie tym głowy. Wyrwała naprzód.Szybko przeszła z truchtu do wyciągniętego biegu. Podczas kolejnych susów czuła, jak wszystkie kręgi rozciągają się i znów zbijają w całość, zwaną kręgosłupem. Uwielbiała to uczucie. Wiatr przeczesujący niewidzialnymi palcami jej futro, pęd… Tylko wtedy mogła powiedzieć, że naprawdę żyje.
Choć pokonywała znaczne odległości, nie oddalała się od centrum Stada Nocy. Zataczała ogromne kręgi. Zupełnie, jak czasami na polanie, gdy była pobudzona i nie mogła usiedzieć w miejscu. Lecz tym razem zależało jej nie tylko na wyzbyciu się nadmiaru energii, ale poczuciu swobody. Wolności. Chciała być niezależna.
Mogła sądzić, że to jej własne potrzeby. Ale, tak naprawdę, pragnienia Kuo były odzwierciedleniem jej nieodłącznej towarzyszki. Można by rzec… Matki. Stworzycielki.
***
Pociągnęłam ostatni łyk herbaty. Skrzywiłam się nieco, widząc dno
kubka. Z mej piersi wydostało się ciche westchnienie. Nie wiedziałam, co
robić. Miałam mętlik w głowie. Przeczesałam palcami włosy, drugą ręką
przełączając widok na pulpit. Moje oczy pomknęły ku czemuś, co nie
powinno mieć miejsca na ekranie. Uspokoiłam się widząc, iż jest to
dobicie stojącego za mną akwarium. Niewielkie, pomarańczowe rybki
przecinały wodę w radosnej gonitwie. To chyba gupiki, z tego, co
pamiętam.Słońce całkiem już zaszło. W świecie Kuo stało się podobnie – na ciemnym niebie pojawiły się miriady lśniących gwiazd.
Wstawiłam wodę na kolejny teinowy napój, z głuchym trzaskiem wyłamałam sobie kilka palców i przeszłam na powrót do okna edycji postów. Musiałam dziś skończyć. Beze mnie życie nie będzie się toczyć.
***
Przeskoczywszy przez zwalony pień, wadera wylądowała miękko na
ziemi. Wbiegła w ciemny, ponury las. Zwinnie wymijając drzewa, mknęła
przed siebie, nie znając namacalnego celu ani powodu. To tkwiło w jej
duszy.Wtem Kuo zwolniła. W końcu całkiem się zatrzymała. W jej sercu zagościło ukłucie strachu. Przed sobą widziała dziewczynę. Wyglądała na około szesnaście lat i miała ciemne, niemalże krucze włosy za ramiona. Była cała ubrana na czarno, także jej sylwetka ginęła w mroku. Na nogach miała ciężkie, masywne glany, sięgające prawie do kolan. Ukucnęła, wyciągając w kierunku wilczycy dłoń o smukłych palcach, które wieńczyły czarne paznokcie.
Nie pasowała tutaj… Nie pochodziła stąd. Stanowiła część rzeczywistości wrzuconą w objęcia mitycznego świata fantasy. Kontrastowała z otoczeniem – jako jedyna nie komponowała się pośród tysięcy drzew i krzewów. Była inna…
Kuo zbliżyła się niepewnie. Wiele razy myślała o tej istocie, miała świadomość jej istnienia, jej władzy i więzi, jakie je łączyła, oraz podobieństwa, niemal lustrzanego odbicia charakterów. Lecz widziała ją po raz pierwszy.
Dziewczyna nic nie mówiła. Czekała. Na jej ustach pojawił się zachęcający uśmiech. Była ostrożna. Jakby bała się, że czar pryśnie i magiczne wyobrażenie zniknie. Jak gdyby pragnęła tu zostać. Na zawsze. Zerwać niemy, dożywotni kontrakt z faktycznością i żyć pośród wyimaginowanych postaci i krajobrazów.
Wilczyca dotknęła nosem wyciągniętej ku niej dłoni. Palce odzianej w czerń postaci odgarnęły czerwoną grzywę Kuo i wpiły się delikatnie w jej gęste futro na karku. Błękitne oczy dziewczęcia spotkały się z kocimi ślepiami basiory.
Stanowiły swoistą jedność. Często, acz nie zawsze, działały, zachowywały się w podobny sposób. Niekiedy udawały, ukrywały swoje prawdziwe oblicze. Tyle że jedna z nich robiła to cały czas, a druga tylko wtedy, gdy w jej życiu układało się nie tak, jak trzeba. I chociaż ludzka istota miała władzę nad swoją mniejszą siostrą, to czworonożna niekiedy wyłamywała się, przejmowała kontrolę. Zdawała się na swój zwierzęcy instynkt, który w pewnym sensie zaszczepiła w umyśle swej Przewodniczki, korygując jej poglądy na świat, zachowania, uczucia względem pewnych zjawisk.
A przecież kiedyś fińska Gwiazda Śmierci nie istniała. Nie istniały też jej poprzednie wcielenia i równolegli doń poddani. Onegdaj była tylko dziewczyna – zwykła, przeciętna, bez określonego spojrzenia na świat, bezradna i samotna, poszukująca zrozumienia pośród obcych. Z czasem pojawiła się jej fursona, która ewoluowała wraz z upływającymi miesiącami, stawała się bardziej zdecydowana, ustosunkowała się do otaczającej rzeczywistości – zarówno tej prawdziwej, jak i wirtualnej, stała się indywidualnością, odkryła siebie.
Bez słowa, w absolutnej ciszy kruczowłosa głaskała waderę. W tym milczeniu i poufałym wręcz spojrzeniu można było ujrzeć więź, jaka zaistniała pomiędzy nim – niewidzialną srebrną nić, która złączyła te dwie istoty pewnego listopadowego wieczoru, by wzajemnie się wspierały i uzupełniały.
Do końca.
***
Wypiwszy kolejną porcję herbaty, postawiłam kropkę. Zapewne nie
udało mi się oddać tego, co chciałam. Przekaz zatarł się i stał
niezrozumiały. Trudno. Może kiedyś to udoskonalę.Wpisawszy tytuł, zapisałam szkic i opublikowałam notkę. Zamknęłam też laptopa. Udałam się do pokoju, kątem oka obserwując podążającą za mną wilczycę.