[~Szera] *Pociągnęła Syriusza za sobą, starając się go
wyciągnąć z wody.* Dzięki Luu. Dzięki Seth. *Spojrzała na Niego. Na
nadgarstku miała związany łańcuszek, który zdążył przeciąć skórę.
Westchnęła cicho i spojrzała na szczeliny.* Chodźmy stąd.
[~Seth_] Luno, dasz radę iść?
[~Seth_] Bynajmniej nie wydaje mi się… *Szepnął.*
[MiladyWoe] *Z ziemi dookoła krateru wyłoniły się cztery szkielety. Podniosły ją*
[_Luna_] Nie. *Zadławiła się nagłym atakiem kaszlu i splunęła krwią na ziemię.*
[~Seru_] *Odgarnął włosy z oczu , wychodząc z wody. Spojrzał na Lusię i skrzywił się lekko.* Może Cię ponieść?
[MiladyWoe]
*Spojrzała na nie i zaczęła się śmiać. Śmiać się szaleńczo i gorzko
zarazem* Tak. Pomściłam Cię. *Krzyknęła w niebo i znów wybuchła
śmiechem.*
[~Seth_] *Podniósł ją delikatnie, trzymając na rękach powiódł za resztą, czując jej krew na korpusie.* Byłaś… Dzielna, Luno.
[~Akai_] *Cofnęła się widząc szkielety, wyszła z krateru i spojrzała na Lunę, mokrego Syriusza i resztę.*
[~Seru_] No cóż.. Tak też można. *Wzruszył ramionami, łapiąc za swoje rzeczy.*
[~Szera] Pospieszmy się. *Spojrzała na Syriusza.*
[_Luna_]
Tyle razy mówiłam Ci, żebyś nie mówił do mnie pełnym imieniem.
*Odpowiedziała słabo, siląc się na złośliwy ton.* Jasu, złap mojego
konika…
[~Seth_] Mam się uśmiechnąć?
[_Luna_] Masz nie mówić pełnym imieniem.
[~Seth_] Szero? Czy jesteśmy Ci potrzebni? Ona chyba nie ma już sił…
[MiladyWoe]
*Opierając się o szkielety wstała i wolnym krokiem podeszła ku grupie.
Jej sierść była przypalona i zmierzwiona, jej wzrok obłąkany, na twarzy
widniał szaleńczy uśmiech. Stając jednak przed grupą zaczesała sierść
łapą, zamknęła pysk i uśmiechnęła się przymilnie, jej oczy stały się
łagodne.*
[~Seru_] *Przeniósł wzrok na klacz, zbliżając się do niej powoli i łapiąc ją tak, by móc ją prowadzić obok reszty.*
[~Seth_] Szero…?
[~Akai_] *Podeszła do nich i dotknęła ramienia Lu.*
[~Szera]
*Wyszła ostatnia i zatrzymała się, spoglądając na jaskinię. Otarła rękę
o nogawkę, zostawiając czerwony ślad. Owinęła dłoń bluzą i spojrzała na
Niego.* Nie. Zabierz Ją do domu, jeżeli możesz.
[_Luna_] *Uśmiechnęła się blado do Akai* Wszystko w porządku. Szer. Chodźmy do Głazu. Wszyscy. Ja też. Dam radę.
[~Seth_] Hm.
[_Luna_] Znasz drogę? *spojrzała na dziewczynę*
[MiladyWoe] *Spojrzała na resztę, uśmiechnęła się i miłym acz drżącym głosem powiedziała.* Przepraszam .
[~Szera] *Przytaknęła.* Znam. Macie pozostałe klucze?
[~Seth_] Uwieram Ci chyba kark, Luno…? To znaczy, Lu. Uwieram?
[_Luna_]
I znowu przeprasza. *Machnęła nogami i spojrzała na Jane* Nie
przepraszaj, przestań w końcu przepraszać, bo nic się nie stało.
*Chwilowy atak złości dodał jej odrobinę sił, jednak po chwili posłała
Jane lekki uśmiech.*
[~Akai_] *Zakaszlała.* Seth weźmiesz Lu na grzbiet Chandry?
[_Luna_] Postaw mnie. Nic mi nie jest.
[~Seth_] *Opuścił ją, trzymała się na chwiejnych nogach.* Jesteś pewna?
[_Luna_]
Tak, jestem pewna. *Faktycznie stała bardzo niepewnie, chwiejnie,
szamanka oparła się o bok karej i uśmiechnęła się do Jasa.*
[MiladyWoe]
*Szkielet podszedł i wyciągnął ze swojej klatki piersiowej dwa
pozostałe amulety.*
[JustFollowMe] <Przekrzywiła głowę. Chabrowa
grzywka przysłoniła lekko oczy. Samica machnęła ogonem i wstała. Chwilę
jeszcze popatrzyła na znajome postaci. Tak znajome, a tak.. tak mało
znane. Granatowe oczy pociemniały lekko w pewnego rodzaju smutku.
Ruszyła więc między drzewa, odchodząc daleko, jak najdalej. >
[~Seru_] *Podszedł z Chandrą do Lusi.*
[~Szera] *Wyciągnęła do Niego dłoń.*
[MiladyWoe] *Uśmiechnęła się obserwując szkielet.* Jak to się wszystko toczy… *Szkielet podał amulety Szerze.*
[~Szera] Dziękuję. *Chwyciła klucze i spojrzała na resztę. Opuściła nogawki spodni i wyprostowała się.* Ruszamy?
[~Seth_] Nienawidzę Cię, Lu. Jesteś dla mnie zbyt uparta. *Uśmiechnął się.*
[_Luna_] Dzięki za szczerość, Set. A ja nie wiem. I tak mam ochotę wbić Ci tą strzałę w… W dupę. *Zaśmiała się ochryple.*
[MiladyWoe] Tak. *Zebrała energię, jednak nie dała rady przemienić się w konia.*
[_Luna_] Ruszajmy. *wgramoliła się niezgrabnie na grzbiet klaczy i spojrzała na Jane* Wszystko w porządku?
[MiladyWoe] Tak, ja myślę, że po prostu pójdę. Dosyć mam już tego latania *Posłała niewesoły uśmiech reszcie.*
[~Seth_] Szero?
[_Luna_] No to ruszajmy. Szer, prowadź.
[MiladyWoe] Więc… idziemy?
[~Szera] *Skinęła lekko głową i ruszyła spokojnie przed siebie.*
[~Seth_] Czy bezpiecznie jest trzymać wszystkie klucze u jednej osoby?
[_Luna_] *Przekłusowała barko blisko Seta, niemalże zderzając się z nim, a klacz o mało co nie nadepnęła mu na stopę.*
[MiladyWoe] Osobno klucze są bezwartościowe… Wszystko albo nic.
[~Seth_] A razem są łatwym łupem.
[MiladyWoe] Strata jednego klucza załatwia sprawę.
[_Luna_] Nie sądzę, żeby były komuś potrzebne.
[~Szera] Nawet jak ukradną jeden to tak jak powiedziała Jadne, są bez większej wartości.
[~Seth_] Nam są…
[MiladyWoe] Coś Sanetille się nie odzywa.
[_Luna_] Jest niezadowolona, z naszych powodzeń.
[_Luna_] Ruszajmy.
[~Szera] Mówiła, że będzie obserwować.
[~Szera] *Westchnęła cicho, wspinając się na górkę. Postanowiła iść skrótem.*
[~Seth_] Trzymasz się, Lu?
[MiladyWoe] Ja, spróbuje. *Znów zebrała energię i znów nie udało jej zamienić się w klacz*
[_Luna_] Tak, trzymam się. *ruszyła stępa za Szerą, obejrzała się za resztą*
[MiladyWoe] *Zatrzymała się i zjadła w całości rubin. Oczy rozbłysły jej energią i ruszyła dalej.*
[_Luna_] Wszyscy są? Ooops. *Zachwiała się na grzbiecie Chandry, kiedy ta ruszyła żwawiej pod górkę, jednak utrzymała się.*
[MiladyWoe] *Zamieniła się w konia.* Luno, nie chciałbyś bardziej pewnego wierzchowca? *Zatoczyła się, zapomniała o ametyście.*
[~Szera]
*Wycisnęła dół koszulki. Ściółka wbijała jej się w bose stopy, a
wbijający się nadal łańcuszek drażnił. Skręciła lekko, nie parząc gdzie
idzie.*
[_Luna_] Bez urazy, ale nie znam pewniejszego wierzchowca,
nad moją Chandrę. Wprawdzie sprawia trochę kłopotów, ale w gruncie
rzeczy jest posłuszna. *Uśmiechnęła się i poklepała klacz po szyi.*
[MiladyWoe] *znów się zatoczyła* Dobrze, chyba rozumiem *Uśmiechnęła się nikle.*
[_Luna_] Na pewno wszystko ok? Dasz radę iść?
[MiladyWoe] Tak, wszystko w porządku. * Przymrużyła oczy.*
[~Seth_]
Pochwalę wam się, nauczyłem się szermierki. *Spojrzał na przepasany na
biodrze miecz, jelec miał kształt głowy konia, w którym bezpiecznie
chowa się dłoń, a ostrze wyrastało z jego czoła jak róg u jednorożca.*
[_Luna_] Ładna broń, Set.
[~Seth_] Dziękuję, Lu.
[MiladyWoe] *Szkielety wciąż otaczały ją i upewniały się, że nie upadnie. Ich umysły były wciąż tak samo bystre.*
[_Luna_]
*Kara klacz bryknęła niesfornie, a dziewczyna chcąc utrzymać równowagę
chwyciła się mocno jej szyi.* Głupiaś. Niszczysz wszelkie pozory swojej
dostojności.
[~Szera] *Wyszli z Lasu Śmierci.*
[~Seth_] Amortyzuje Cię, Lu. Bynajmniej z tej strony.
[MiladyWoe] *Zaczęła jechać z drugiej strony, zatoczyła się.* Jestem.
[_Luna_]
Poczekajcie chwilę. *Trąciła boki klaczy łydkami, a ta podkłusowała do
jednego z ostatnich drzew, dziewczyna przyłożyła doń rękę, między korą a
skórą pojawiły się drobne, pół przejrzyste niteczki.*
[~Szera]
*Przystanęła i rozejrzała się. Po chwili odbiła w bok, kierując się w
stronę zagajnika. Czuła, jak amulety ciążą w dłoni.*
[~Seth_] Tu was zostawiam. Powodzenia.
[_Luna_] Va fail, Seth.
[MiladyWoe] Co mamy dalej zrobić z tymi amuletami?
[~Szera] Umieścić w sercu stada. Chodzi o skałę z zagajnika.
[_Luna_]
*Zbyt zachłannie zaczerpnęła energii, wygłosiła nieme przeprosiny dla
drzewa i przytknęła dłoń do swojego nosa, w obawie, że zaraz może
polecieć zeń krew.* Szer, jak widzisz sytuacje? Widzisz głaz? Co robimy?
[~Szera] Głaz jest tam. *Wskazała przed siebie. W oddali majaczył
zagajnik. Wybijające się wysoko drzewa i ściany ziemi odcinały się od
otoczenia.*
[MiladyWoe] *Przyśpieszyła kroku i wybiła się przed
grupę, jednak potknęła się i upadła. Szkielety doskoczyły do niej i
pomogły jej wstać.*
[~Szera] *Przystanęła przy Niej.* Wszystko dobrze?
[MiladyWoe] Jestem, pi-pijana mocą… Przez ten Rubin. *Zatoczyła się.*
[~Szera] *Zerknęła na Lunę.* Idziemy wszyscy?
[Sky_Breathe]
Przymknęła popielate ślepia, skryta w cieniu młodych roślin okalających
zagajnik. Zerknęła w stronę postaci dążących najwyraźniej w jej
kierunku. Oblizała pysk i przechyliła nieznacznie mordę, zupełnie nie
przywykła do tak licznej gromady tutaj.
[_Luna_] Mogę Cię trochę odciążyć. Nie narzekam na nadmiar mocy…
[MiladyWoe] Tak. *Skupiła się i w kierunku Luny wyleciała ukierunkowana fala ciepła.*
[~Szera] *Uśmiechnęła się lekko i odwróciła w stronę zagajnika. Zmrużyła lekko oczy.*
[MiladyWoe] Poczekajcie. Za dobrze nam idzie. *Uśmiechnęła się ironicznie.*
[_Luna_] *Rozprostowała zdrętwiałe palce i przymknęła oczy na moment.* Nie kracz. Po prostu chodźmy. Zobaczymy co będzie dalej.
[MiladyWoe] *Zmrużyła oczy, a szkielety z wyciągniętymi rapierami zaczęły przeszukiwać zagajnik.*
[~Szera] *Poznała sylwetkę. Już raz Ją widziała. Ruszyła dalej.*
[_Luna_] Szer, nie jesteś zmęczona? Może wsiądziesz za mnie?
[~Szera] *Zerknęła na dziewczynę i uśmiechnęła się delikatnie.* Dam radę Luu. Ale dziękuję. Lepiej odpoczywaj.
[Sky_Breathe]
Miarowe uderzanie jej pręgowanego ogona wzbijało kurz. Opuściła korpus
na przednich łapach, kocie ślepia wbijając w przybyszy. Łopatki wyraźnie
zarysowały się pod jej futrem.
[_Luna_] Chandra uniesie nas dwie.
[~Szera] *Ruszyła koło boku klaczy, czując lekkie pieczenie symbolu na łopatce.* Dziękuję za chęci Luu.
[MiladyWoe] *Szkielety stanęły plecami do siebie i przyjęły pozycję obronną.*
[_Luna_] Pospieszmy się.
[~Szera] Idziemy wszyscy? *Ponowiła pytanie, zerkając na Lunę.*
[_Luna_] Ja idę. Kto chce niech nam towarzyszy.
[MiladyWoe] Ja idę *I ruszyła, a szkielety szybko ją otoczyły.*
[~Szera] *Skinęła lekko głową. Zaczęła przedzierać się pomiędzy pniami drzew.*
[Sky_Breathe]
Postawiła uszy i cofnęła się kilka kroków, gdy jej ślepia wielkości
spodków śledziły poczynania szkieletów. Dogłębnie urażona ich niedbałym
stosunkiem do ukochanego lasu wydała z siebie krótki pomruk i wycofała
się, zupełnie niknąc w mroku. Przemknęła w głąb zagajnika, przy swojej
ulubionej skale. Jedynej.
[MiladyWoe] Przydałoby się ciężkie
wsparcie. *Wyszeptała jak przez sen. Szkielety opacznie zrozumiały
majaczenie i rozbiegły się jakby w poszukiwaniu czegoś.*
[~Szera]
*Wdrapała się po ziemnej skale i zatrzymała się, zerkając w dół.
Wspinaczka nie była łatwa. Parę razy zjeżdżała na sam dół. Westchnęła
cicho i otarła czoło dłonią.* To ta skała.
[_Luna_] I co dalej? *Utkwiła spojrzenie w głazie.*
[MiladyWoe] *Wystawiła skrzydła i pomogła sobie nimi przy wspinaczce.*
[_Luna_]
Gdy klucze trzy znajdziecie, Każdy z osobna niewarty w zimnym mroku,
Tam, gdzie serca Waszego Stada kwiecie, Elementy zespolicie wedle pór
roku.
[MiladyWoe] Chwileczkę. *Zaczęła rozumować logicznie.*
[~Szera] Musimy umieścić w niej klucze. *Westchnęła cicho.* Wedle pór roku… Może chodzi o kolory? *Spojrzała na Lunę.*
[_Luna_] Trzy klucze. I cztery pory roku.
[MiladyWoe]
Amulet znaleziony w wodzie *Wzdrygnęła się.* odpowiada chyba zimie, w
górach jesieni, w drzewie wiosnę, chyba. Więc zaczynamy od jesieni,
potem zima, potem wiosna.
[_Luna_] Myślę, że raczej góry mogłyby oznaczać już prędzej zimę, nie wiem czemu, ale tak mi się kojarzy.
[MiladyWoe] Lata nie ma.
[~Szera] Czy w górach, nie powinien odpowiadać zimie?
[~Akai_] *Przyglądała się im.* W takim razie ten w wodzie jesieni.
[MiladyWoe] Ale góry były jałowe, bez śniegu jak jesień.
[~Akai_] Ale woda teren podmokły.
[_Luna_] Też prawda.
[~Akai_] Błoto -jesień.
[_Luna_] Idąc tym tropem, można powiedzieć, że woda daje ukojenie w upały, czyli lato…
[MiladyWoe] Rzekłabym *Wzdrygnęła się.* Dużo wody – znaczy śnieg… chociaż może jesień w Anglii?
[~Szera] *Zerknęła na zawinięte klucze, zastanawiając się nad czymś. Przekręciła lekko głowę.*
[MiladyWoe] *Dziwnie zareagowała na własne słowo, Anglia.*
[_Luna_] Jak właściwie wyglądają klucze? Nie miałam okazji się im przyjrzeć. Jakie mają kolory?
[MiladyWoe] Jeśli są trzy miejsca na klucze, mamy sześć możliwości.
[Sky_Breathe]
Kiedy zauważyła, że wycieczkowicze znaleźli się na owej skale, wydała z
siebie tylko kolejny pomruk i znając dobrze przetarte kamienie kilkoma
susami, zwinnie manewrując masywnym cielskiem, znalazła się na ścianie
usypanej z ziemi. Kiedy stała już naprzeciw, skierowała w ich stronę
wymowne spojrzenie.
[MiladyWoe] *Zaczęła płonąć, choć nie do końca kontrolowała płomienie.*
[~Szera] *Oplotła dłoń bluzą, chowając klucze. Wbiła spojrzenie w postać.*
[MiladyWoe] *Użyła swego głębokiego, majestatycznego, władczego tonu.* Kim jesteś? Czego od nas chcesz? *Jej głos lekko drżał.*
[~Akai_] *Przybliżyła się do Milady i wyszeptała ciche słowa.*
[MiladyWoe]
*W tym momencie na dole skały pojawiły się cztery szkielety. Za każdym
stał zwykły nagi szkielet i trzymał po trzy staromodne, XVII wieczne
muszkiety. Przyjrzała się z zaciekawieniem* Ciężki sprzęt, hę?
[~Szera] Jane. Spokojnie.
[Sky_Breathe]
Uniosła wargi, ukazując białe kły w niemej odpowiedzi. Spojrzała w
stronę Millady. Zeszła znów na łapach, spoglądając w ich stronę z dołu,
niby gotowa do skoku. Sierść na jej karku stanęła dęba. Wymachiwała
miarowo ogonem, wcale nie mając zamiaru dzielić się z obcymi swoją
kryjówką, która była już o krok od nich.
[~Szera] Spokojnie. *Westchnęła cicho.* Nie chcemy naruszać tego miejsca.
[MiladyWoe]
*Powoli płomienie zaczęły przybierać na sile. Skrzydła wyrosły, łuski
się uwidoczniły, postawa stała się bardziej „gadzia”.*
[Sky_Breathe]
Władczy ton stanowczo nie wskazywał na pokojowe zamiary. Obejrzała się,
dostrzegając na dokładkę dziwne uzbrojone stworzenia. Zatrzymała wzrok
na Szerze, później przykuł go jednak huk płomieni, rozlegający się wokół
Millady.
[~Akai_] Milady, Szera chyba chce żebyś zgasła.
[MiladyWoe] *Płomienie przygasły.* Ja… przepraszam… *Upadła na kolana.*
[~Szera] *Patrzyła spokojnie na postać.* Rozumiesz co mówię, prawda?
[_Luna_]
*Zaśmiała się słysząc słowa Akai, wiedziała, że to zupełnie nie
odpowiedni moment na to, ale zaniosła się głupim śmiechem.*
[MiladyWoe] *Szkielety zaskoczone nagłym hałasem chwyciły po pierwszym muszkiecie.*
[~Akai_] *Jej ręce były chłodne, złapała ją za ramiona. * Nic się nie stało. *Uśmiechnęła się, słysząc śmiech Lu.*
[MiladyWoe] *Wstała, jej oczy były spokojne, uśmiechnęła się ciepło.*
[_Luna_]
Dobra. Już jestem spokojna. *Trąciła Chandrę łydkami i zbliżyła się
delikatnie do postaci na głazie.* Nie naruszymy tego miejsca…
*Powtórzyła słowa Szery.*
[MiladyWoe] Czy – czy chcesz z nami porozmawiać? *Rzekła w las. Była spokojna, opanowana.*
[~Szera]
*Patrzyła na Nią spokojnie.* Nie chcemy nic zrobić. Jedynie potrzebna
nam jest skała, aby ściągnąć urok z tych terenów. Jeżeli nam się nie
uda, przepadnie i to miejsce.
[MiladyWoe] *Jej głos był miły, głęboki i uwodzicielski.* Czy nie cieszy Cię życie otaczające twe siedlisko?
[Sky_Breathe]
Zupełnie zbita z tropu wbiła pełne konsternacji spojrzenie w Woe.
Później zerknęła w stronę zanoszącej się śmiechem Luny. Nie rozumiała
już zupełnie nic. Lepka cisza unosząca się wokół niej mimo wszystkich
dźwięków jak zawsze ograniczała jej możliwości rozumowania. Przez to też
nie dała się uwieść Woe, poza tym – z całym szacunkiem – nie kręciły
jej gady. Widząc nad sobą natłok nieznajomych, najwyraźniej zwracających
się do niej, cofnęła się o krok.
[~Szera] *Usiadła.*
[~Akai_] *Usiadła po turecku i spojrzała na cofającą się o krok postać.*
[~Szera] Nie mówisz, co? *Uśmiechnęła się lekko.*
[MiladyWoe]
Więc? Możemy tylko zamieścić trzy klucze, i wszyscy będą szczęśliwi?
*Na znak pokoju odwołuje cztery szkielety, wraz z ich sługami, z
powrotem do ziemi.*
[Sky_Breathe] Na krótko przeniosła wzrok na Szerę. Nie chcąc patrzeć na nią z góry również usiadła, idąc w ślady dwójki.
[_Luna_] *Dziewczyna westchnęła i zmusiła karą klacz do cofnięcia się o kilka kroków.*
[~Szera]
Potrzebna nam pomoc, wiesz? Nigdy Cię tu nie spotkałam, jednak widzę,
że mieszkasz tutaj. *Spojrzała na skałę.* Znasz to miejsce, prawda?
[MiladyWoe]
*Myśląc, że to jakiś pokojowy rytuał, również przysiadła.* Wiesz może,
czy jakieś elementy tego głazu reprezentują pory roku, lub może żywioły?
*Zwróciła się do Sky.*
[~Szera] *Spojrzała na Nią.* Skoro nie
mówisz… *Wyciągnęła powoli rękę i zaczęła pisać palcem po ziemi.* To
może i nie słyszysz. Zatem zostaje tylko napisać.
[MiladyWoe] Kiedy
ta zaczęła kreślić znaki na podłożu, uniosła masywne cielsko i podeszła
kilka kroków, by zerknąć w stronę jej tworu. Skinęła pyskiem, unosząc
wzrok. *
[_Luna_] *Stworzyła mizerną świecącą kulkę na dłoni i
wypuściła ją między nie, a nieznajomą postać oświetlając miejsce w
którym Szera pisała.*
[~Szera] *Gdy skończyła cofnęła dłoń i odsunęła się, pozostając w pozycji siedzącej. Spojrzała na postać.*
[MiladyWoe] *Zaczęła szeptać do Sky w tym samym języku, języku emocji, w którym szeptała do Chandry*
[~Szera] *Wysunęła dłoń kreśląc ‚Pomożesz nam?’*
[MiladyWoe]
*Zapytała o to samo. Przekazała strach związany z grupą, nadzieję
związaną z rozmówczynią i ulgę związaną z całym lasem.*
[~Akai_] Zaraz nie będzie wiedziała kogo słuchać i z kim rozmawiać. * Powiedziała cicho.*
[Sky_Breathe]
Zastrzygła półokrągłym uchem, czując dziwne słowa głęboko wewnątrz
siebie. Nie znała tego uczucia, a nie miała nastroju na poznawanie.
Wyczytała pytanie i wbiła wzrok głęboko w oczy nęcącej ją niedawno
gadzicy. Jej nieme pytanie zastygło między kotką i znawczynią języka
milczenia.
[MiladyWoe] Zapytała co ma robić. *Rzekła nieco zmienionym tonem.* Ona nas zapytała. *Wskazała na Sky.*
[~Szera]
Rozumiem. *Wyciągnęła rękę i nabazgrała wytłumaczenie, odnoście kluczy.
Nie wiedziała dlaczego, ale ufała tej istocie.*
[~Szera] *’Na stado
została rzucona klątwa. jesteśmy w posiadaniu trzech kluczy, które
musimy umieścić w skale, zgodnie z porami roku. Są trzy, więc głaz musi
oznaczać czwartą.’*
[MiladyWoe] Zabroniła nam, dotykać skały – chyba.
[MiladyWoe]
„Nie dotykajcie skały. Od kiedy przyszedł czarny potwór o śliskim
ogonie i ostrych kłach, od kiedy zatopił w niej złoty klucz, nie jest
dobrą skałą.”
[MiladyWoe] Albo ten złoty klucz jest czwarty?
[MiladyWoe]*Zwróciła się do grupy* Znam jeden sposób na pozbycie się zarazy, jakiejkolwiek.
[Sky_Breathe] Powiodła wzrokiem po sylwetce Szery, szukając owych kluczy. Wbiła znów wzrok w Millady.
[~Szera]
*Po chwili dopisała coś jeszcze. ‚Mieszkasz tu, więc znasz to miejsce.
Wydajesz się wyczuwać różne rzeczy. Pomogłabyś nam?’*
[MiladyWoe] „Skała potrafi mówić, masz rację. Ale nie podchodźcie do niej wszyscy, proszę.”
[~Szera] *’Zgoda. Jednak mogłaby iść z Tobą jedna osoba?’*
[MiladyWoe]
*Przekazuje emocje – zło związane ze skałą, ogień związany z nią samą i
czystość, znów związaną ze skałą, a na koniec pytanie.*
[MiladyWoe] „Tylko nie wszyscy. I bez tych.. agresywnych zwłok.” *Prośba.*
[~Szera] *’Dobrze. Wybierz osobę.’*
[Sky_Breathe]
Z Szery przeniosła wzrok na Lunę, czując, że to ona powinna podejść.
Później spojrzała tylko na Millady i ruszyła przed siebie, po przetartym
szlaku muru ziemi.
[MiladyWoe] Poprosiła nas, abyśmy wybrali sami. Więc? Kto na ochotnika? *Uśmiechnęła się mrocznie.*
[~Szera] *’Jesteś pewna?’*
[~Akai_] Kto pójdzie zamiast Luny ?
[MiladyWoe] Ktoś, kto oczyści skałę.
[~Szera] Akai? *Spojrzała na Nią.*
[~Akai_] *Kiwnęła głową na znak zgody.*
[~Szera] *’Mogę być ja i Akai?’ Wskazała na dziewczynę.*
[~Szera] Jane, stanęłabyś na czatach, jeżeli zgodzi się na ten układ? *Spojrzała na Nią.*
[MiladyWoe] *Westchnęła * Tak.
[Sky_Breathe]
Wyczytała jedynie „Mogę być” i skinęła pyskiem, w gruncie rzeczy było
jej to obojętne. Jeżeli skała zabije, zabije. A jej milcząca, podobnie
jak kotka, przyjaciółka miewała różne humory po odwiedzinach demonicy.
Przemknęła po zwałach ziemi i obejrzała się po nich, stojąc już na dole.
[MiladyWoe] Więc, komu w drogę temu jadeit.
[~Akai_] *Podeszła do Szery i spojrzała na Milady.*
[MiladyWoe] Proszę *spojrzała jej w oczy ze wdzięcznością.* Mów mi Jane.
[~Szera] *Spojrzała na Akai i ruszyła za kotką.*
[~Akai_] *Zmieniła się w lisice i kiwnęła głową.* Dobrze, Jane
[~Akai_] *Podbiegła do Szery i zrównała się z nią.*
[~Szera] *Trzymała się za kotką, idąc spokojnie. Jej spojrzenie wbite było w skałę.*
[MiladyWoe] Zgodziła się, na to aby szły dwie osoby.
[~Akai_]
*Przechwyciła spojrzenie Szery i zwróciła fioletowe oczy na skałę,
drgnęła delikatnie, ale za chwilę na jej małe ciało spłynął kompletny
spokój.*
[Sky_Breathe] Ciepło, bijące od skały dało jej się we znaki
już po kilku krokach. Emanowała ona intensywną, ciemną mocą. Oparła o
nią przednie łapy i polizała delikatnie jej wierzch. Zamruczała
lubieżnie, by zerknąć w stronę klucza, zatopionego w kamieniu, niby w
bursztynie.
[MiladyWoe] *Spojrzała smutno na skałę.*
[~Szera] *Zatrzymała się w bezpiecznej odległości.*
[~Akai_] *Machnęła ogonem.* Co będziemy musiały zrobić, Szero ?
[Sky_Breathe] Przeklęła w duchu z niemocy, spojrzała jedynie wymownie w stronę Szery, oczekując od niej poleceń.
[~Szera]
*Przykucnęła i rozwinęła bluzę. W ręku zaciskała dwa amulety, a trzeci
wisior oplatał poranioną rękę. Rozwinęła go i ułożyła trzy elementy na
dłoniach. Spojrzała na kotkę.* Jesteśmy tu, aby w razie czego pilnować
kluczy.
[…] – (Niestety fragment został urwany, z powodów niezależnych od Szery, która kopiowała końcową część tekstu)
[Sky_Breathe] Skuliła się w sobie, gdy poczuła dreszcz oddechu zimnej
przyjaciółki. Kierowana dziwnym zewem wzięła delikatnie jeden z kluczy
do mordy, poczuła na języku drobinki ziemi. Odwróciła się w stronę
szarej, chropowatej powierzchni i ujrzała tam trzy wgłębienia obok
wtopionego klucza.
[Sky_Breathe] Prychnęła cicho, przekonana, że
wcześniej ich tam nie było. Trzy, trzy wgłębienia. Obróciła się przez
ramię, światło księżyca odbiło się od jej ślepi. Spojrzała w stronę
Akai, z wyraźnym pytaniem malującym się na obliczu.
[~Akai_] *Wyprostowała się i podeszła do Sky.*
[MiladyWoe] *Wysunęła skrzydła, i zaczęła krążyć nad nimi, by lepiej patrolować okolicę.*
[~Akai_] *Wysunęła dłoń w jej stronę.*
[Sky_Breathe] Położyła na tej dłoni ściskany w pysku przedmiot. Były trzy. Potrzebowała objaśnienia, jakiegokolwiek.
[MiladyWoe] *Wylądowała w pobliżu, jednak wciąż poza skałą.* Spróbuj okrągły, zielony amulet po lewej, mokry po prawej.
[~Akai_]
*Spojrzała na okrągły amulet leżący na jej dłoni , podeszła jeszcze
bliżej do skały , wzięła zielony przedmiot i powoli wkładała go do
otworu w skale.*
[MiladyWoe] A ostatni w środku.
[MiladyWoe] *Przymyka oczy i nieświadomie okrywa się skrzydłami w geście ochrony.*
[~Akai_] *Spojrzała na wodny amulet i włożyła go po prawej stronie , teraz tylko jedno miejsce w skale zostało wolne.*
[Sky_Breathe] Pokręciła pyskiem i zatrzymała się przed Akai, powstrzymując ją. Mokry, nie.
[MiladyWoe] *Zacisnęła mocniej szczęki, nie ufała swojej radzie.*
[~Akai_] *Cofnęła rękę i zabrała mokry amulet .*
[Sky_Breathe] Zerknęła ku Millady, pytając ją w milczeniu o to, co wie o kluczach. Skąd je mają.
[MiladyWoe] Przekazała emocjami – *Zielony – las, mokry – jaskinia, trzeci jałowe góry.*
[~Akai_] Gdzie ma być mokry? *Dłoń z amuletami zadrżała lekko.*
[MiladyWoe] *Przedstawia widok pór roku – z nimi miało być skojarzone klucze.*
[MiladyWoe]
*Przeciwstawia liczbę 3 do 4. Pyta o czwarty, złoty klucz. Pyta o samą
Sky, czy czasem nie czuje jakieś więzi do kluczy.*
[~Akai_] *Jej oczy błysnęły dziwnym blaskiem spytała dość ochrypłym głosem* Czyli po prawej ma być trzeci, a mokry w środku?
[MiladyWoe] *Przekazała to emocjami.*
[~Szera] *Siedziała w bezruchu, a jej spojrzenie jasnych oczu wbite było w skałę.*
[Sky_Breathe]
Ona nie. Skała ich łaknie. Jaskinia? Jaskinia. W takim razie wiosna.
Spojrzała na klucz, do jej nozdrzy dostał się zapach śmierci. Nie, to
nie wiosna. Jesień. Góry, zapach zimna i wiatru. Zima. Złoty klucz,
iskrzący się słońcem, lato. Zielony leżał już na swoim miejscu, dając
ukojenie zimnej kochance kotki. Przekazała słowa Millady, wbijając w nią
wzrok.
[MiladyWoe] *Powtórzyła je na głos, automatycznie i nieprzytomnie.*
[MiladyWoe] Czyli… Zrobione? Sanetille wyjdź, pokaż się!
[~Akai_] Milady, jeszcze klucze nie są na swoim miejscu. Znaczy, Jane.
[MiladyWoe] No, tak… Ale Ona *Wskazała na Sky.* Wie.
[~Akai_] *Spojrzała na skałę i na zielony klucz, skoro to była wiosna, to teraz lato , potem jesień, no i zima.*
[MiladyWoe] Wycofaj się. *Wyszeptała do Akai.*
[~Akai_] *Spojrzała Na Jane, klucze były na swoim miejscu, powoli wycofywała się od skały.*
[MiladyWoe] To chyba nie jest bezpieczne. *Cała była spięta, gotowa do skoku, aby ewentualnie osłonić ją skrzydłami.*
[Sky_Breathe]
Nie była oczywiście przekonana swoich myśli, czuła, że odpowiedź tak
brzmi. Absurdalnym wydawał jej się też fakt porozumienia z innymi za
pomocą tłumacza. Skuliła się i wbiła pazury w ziemię, gdy mocny impuls
odrzucił ją w tył.
[MiladyWoe] *Skoczyła i zasłoniła Akai skrzydłami, objęła ją.*
[~Akai_] *Spojrzała na Sky i zadrżała delikatnie, jej ręce robiły się gorące.*
[MiladyWoe] *Nie przeszkadzając w robieniu czegokolwiek i unosząc się nad skałą.*
[Sky_Breathe]
Skała jakby zapłonęła, księżyc okalał ją jasną łuną. Ze zbocza
ziemistego muru posypały się kamienie i żwir. Cisza zalegająca wokół
przerywana była tylko miarowym dudnieniem – ogromny głaz pulsował.
[~Akai_] *Czuła obejmujące ją skrzydła, ale jej oddech był krótki i urywany, czuła pulsację skały.*
[MiladyWoe] *Była gotowa na każdy mocniejszy puls, by poderwać Akai.*
[Sky_Breathe]
Mimowolnie wydała z siebie cichy skowyt, wycofując się natrafiła na
Szerę. Kilkoma ruchami zrzuciła z jej ciała żwir, dziewczyna była
nieprzytomna. Powiodła wzrokiem w stronę Millady, tak bardzo błagalnym
wzrokiem. Nie mogła się odezwać.
[MiladyWoe] *Z wahaniem porzuciła ochronę Akai i podniosła Szerę.*
[~Kired]
*Na skale pojawił się masywny basior. Wodził spojrzeniem po zebranych
istotach.* Udało się Wam. *Z gardła wyrwał sie gardłowy pomruk.*
[MiladyWoe] *Odniosła ją na odpowiednią odległość*
[MiladyWoe] *Zaczęła płonąć i skoncentrowała się na basiorze*
[~Akai_]
*Patrzyła na basiora ,jej oczy nie były już jasno fioletowe . Jej ciało
drgało delikatnie. Przykucnęła i położyła dłoń na ziemi *
[Sky_Breathe] Wydała z siebie pomruk, ukazując białe kły w pełnym
agresji uśmiechu. Kolejny. Kolejny pachnący siarką, bez cienia szacunku
dotykający jej ukochanej skały. Zmrużyła ciemne ślepia, masywne,
pręgowane cielsko wygięło się w łuk. Rozwarła szczęki, niczym ryczący
lew, szczerząc zębiska.
[~Kired] Brawo. *Uniósł lekko łeb.* Sanetille Wam gratuluje wytrwałości. *Jego postawione na sztorc uszy drgnęły lekko.*
[~Akai_] * Z jej gardła wydobyło się coś na miarę charkotu. * Sanetille.
[MiladyWoe] Czy to ty nas przekląłeś *zapytała z furią*
[~Kired] Nie, ale i nie zdradzę kto to zrobił. *Spojrzał na agresywne pozy zebranych.*
[MiladyWoe] Odejdź i zabierz swą klątwę. *Warknęła.*
[~Kired]
Klątwy? Klątwy nigdy nie było. *Odsłonił kły w demonicznym uśmiechu.*
Ale, któremu Demonowi można wierzyć? *Po polanie rozszedł się gwałtowny
impuls, a wilk wybił się ze skały z cichym pomrukiem rozbawienia, który
niczym prąd przeszywał ciało. Po chwili już go nie było.*
[MiladyWoe] Łał… Ja… jestem zmęczona… Idę *Nie dokończyła, upadła i zasnęła głębokim snem.*
[~Akai_] *Zakasłała i popatrzyła zdziwiona na Sky i na skałę.*
[Sky_Breathe]
Wolnym krokiem podeszła do skały i znów polizała czule jej chropowatą
powierzchnię. Zerknęła w stronę Akai. Nie ważne, nie ważne który z nich
kłamał. Teraz było już ciepło, spokojnie. Żwir opadł na ziemię, a
księżyc oświetlał zagajnik swoim przyjaznym światłem.
Koniec.
Wystąpili:
Sanetille
Milady Woe
Luna
Tin
Szera
Syriusz
Devourer
Arashi
Kuo
Fene
Duch
Neban
JustFollowMe
Akai
Sky Breathe
Kired
Wszystkim bardzo dziękujemy!