05 czerwca 2011
Krok za krokiem. Coraz dalej życia coraz bliżej siebie.
Oddech za oddechem.Coraz dalej szczęścia coraz bliżej głębi.
Głuchy łoskot serca. Uderzenie za uderzeniem. Coraz dalej wolności coraz bliżej śmierci.
I łza…
Szłam
samotnie wiedziona ścieżką, którą sama wydeptałam. Ona była świadkiem
przemian jakie się we mnie dokonywały. Ona ze spokojem akceptowała je
pozwalając im zapisać się z każdym kolejnym krokiem jakby to była
kolejno nowa historia. Ze spokojem znosiła moje wzloty i upadki. Ale czy
zniesie brak mnie? Zapomni ukrywając w sobie historię, która porośnie
trawą i mchem… Ukryta przed wzrokiem innych na wieczne zapomnienie… Oczy
powędrowały w kierunku nieba. W nich kryło się mętne odbicie mej duszy.
Duszy, która chciała się wyrwać i wzlecieć do nieba, ale nie była
wstanie. Dlaczego? Jej skrzydła dawno zostały podcięte i pozbawione
piór. Tkwiła więc na ziemi niczym w więzieniu, w którym widać wyjście
lecz jest ono poza zasięgiem. Życie było niczym łańcuch, który ją
trzymał.Jednak jeżeli jedno ogniwo zaczynało pękać reszta się
rozsypywała. A bezduszność i beznamiętność były nałogiem
przyspieszającym rdzewienie łańcucha.Jeżeli raz ich się skosztowało
powrót bywał niemożliwy. A ja zbierałam ten nałóg z łańcucha chcąc się
nim nasycić, a jednocześnie chciałam, aby jak najszybciej został
zerwany, abym mogła odejść. Tkwiłam w tej niepewności co tak naprawdę
powinnam czynić. Pozwalałam, aby kolejne noce i dnie przeplatały się ze
sobą niczym dwa walczące jastrzębie, które swym bacznym wzrokiem
obserwują okolicę lecz uciekają przed przeciwnikiem aby powrócić
silniejsze. Mogły one wtedy ponownie rozłożyć swe skrzydła i tkwić na
niebie z radością niczym ptak w swym pierwszym locie. A teraz? Znowu
nadchodziła noc obserwując uciekający dzień swym okrągłym srebrzystym
okiem. Ja również byłam tak zmienna? Raz szczęśliwa jak promienie
witające dzień, a innym razem spokojna niczym noc? Nie.Nienawidziłam
szczęścia, gdyż płaciłam później zbyt wielką cenę. Moje życie było
niczym morze. Nie widziałam jego końca i czułam, że jest zbyt dalekie
bym chciała tak daleko dotrzeć... A jednocześnie każda kolejna łza
zmniejszała ten zbiornik prowadząc go do powolnego wyschnięcia więc i
końca.
Wyszłam z lasu, a silne uderzenie wiatru
owinęło moje ciało niczym kaftan bezpieczeństwa. Na mojej twarzy pojawił
się uśmiech, gdy błyskawica przeszyła niebo drocząc się ze swym bratem
grzmotem. Były niczym dwie wesołe istoty bawiące się w berka w oprawie
kaskady deszczu łagodzącego spór między nimi. A czy załagodzi spór jakim
było moje istnienie? Ciemne chmury zakryły niebo pochłaniają je niczym
choroba. Powędrowałam na wzgórze. Ciemna bluza pozwoliła kapturowi
zakryć moje żałosne oblicze. Z cichym westchnieniem usiadłam i zgarbiłam
się. Zastygłam niczym kamień, który od pewnego czasu pochłaniał ciepło
mojego serca. Pozwoliłam chłodnej wodzie zmyć smutek, który w sobie kryłam. Niczym bliźniaki syjamskie. Odwieczni i nierozłączni towarzysze…
I łza…
_____________________________________________
Tak w ogóle mam nowy wygląd <LINK>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz