Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

26 kwietnia 2011

Zbyt słaba by żyć, zbyt słaba by umrzeć... - Początek bez końca cz. X [Szera]

26 kwietnia 2011

Znowu o tym samym... Nie zmuszam do czytania...
Przepraszam za zmianę koloru, ale pisałam gdzie indziej i wkleiłam.
__________________________________


Leżałam w norze przewracając się z boku na bok. Czoło ociekało od potu. Usta odcinały się fioletem na tle bladej skóry. Mokre włosy przylgnęły do czoła. Zadrżałam z zimna, a gdy tylko poruszyłam się fala gorąca zalała moje ciało. Przewróciłam się podnosząc na rękach. Wygrzebałam się z nory. Chłodne powietrze dotarło do mych płuc wywołując kolejny dreszcz. Noc była mroźna. Odgarnęłam grzywkę zakrywającą podkrążone oczy. Zrobiłam pierwszy krok. Potem następny. Wlekłam się bezsilnie wiedząc, że jeżeli upadnę już nie wstanę. Ta myśl wywołała na mej twarzy ironiczny uśmiech. Czy to nie tak jak w życiu? Nie potrafiłam się podnieść. Przystanęłam jedną ręką opierając się o drzewo. Czyżbym znowu postawiła sobie wyzwanie, któremu nie będę potrafiła sprostać?
Słabeusz...
Kim ty jesteś?
-Przestań! - Wydarłam się zakrywając uszy lodowatymi dłońmi.To nie był ten sam głos co zawsze. Ten głos mroził moje serce, a wraz z nim duszę.
Hah, kim jesteś? Odpowiedz sobie na to pytanie!
-Błagam... przestań... - Załkałam cicho zaciskając powieki.
Odpowiedz!
Zacisnęłam zęby powstrzymując jęk. Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Podniosłam głowę i słysząc trzask łamanej gałęzi odwróciłam się gwałtownie. Obraz nie nadążył. Zobaczyłam czerń. Tę słodko czerń, która zawsze obejmuje mnie czule swymi ramionami, gdy tylko jest mi źle. Ale ona również nie jest trwała. Jest jak złudna przyjaźń. Gdy coś się zmieni nie w tę stronę co jej pasuje znika, aby potem znowu wrócić, gdy będzie źle. Zobaczyłam obraz. Mała wesoła dziewczynka. Zrobiłam krok w jej stronę. Jej wesoły śmiech rozbrzmiewał w lesie niczym piosenka pieszcząca uszy i niosąca ukojenie. Był tak melodyjny i szczery... Wręcz przyciągał niczym magnes do swej właścicielki. Chciałam zrobić kolejny krok, ale coś się zaczęło zmieniać. Zmarszczyłam powieki. Dziewczynka już się nie śmiała. Jej śmiech stał się echem drżącym w posadach popiołu przeszłości. Na twarzy pojawiły się łzy. Łzy, które łukami spływały po policzkach, aby kres swojej drogi znaleźć w sercu zatruwając je swoim żalem. Poczułam to... poczułam to całą sobą... Przyłożyłam dłoń do ust. Te tak znajome oczy... ten tak znajomy bezduszny wyraz twarzy, gdy tylko jakaś nieznana mi zamglona postać przeszła obok niej wyciągając ręce lub odwracając się do niej plecami. Iluzja tego, że wszystko gra... Nie chciała być znowu zraniona, odrzucona... I te łzy... Łzy, które mi ciekły po policzkach jak w odbiciu lustrzanym. Wspomnienia przelały się falą po mym umyśle. Uklęknęłam wyciągając rękę w kierunku małej. Powtórzyła mój gest niczym dusza starająca się dopasować do ciała. Zawyłam z bólu kuląc się i chowając głowę za kurtyną włosów. Zakołysałam się w cichej melodii żałości jaką grała moja dusza. Do melodii przyłączyło się bicie serca. Serca tak słabego, że wystarczyło jedno słowo... jeden gest, aby potrzebowało więcej łez do swego istnienia. Kamienna maska codzienności znowu pękła. Znowu poczułam bezsilność, która oplotła mnie łańcuchem zamykając w klatce, do której nie miałam klucza. Chciałam się uwolnić, ale przybywało tylko ran. Stawały się one bliznami, które przypominały o bólu jakie w przeszłości zadawały. A ja chciałam sobie tylko coś udowodnić. Bez szyderczych śmiechów i ironicznych tekstów ze strony innych. Potrzebowałam zrozumienia, które dla potrzeby upodobania się innym zostawało odsunięte na bok. Tak jak ja... Ale mimo to chciałam być silna. Chciałam... ale piękne słowa do tego nie wystarczą. Znowu i znowu nie sprostałam wyzwaniu. Wyzwaniu jakim było dla mnie teraz życie... Wstałam i rzuciłam się biegiem przed siebie. Dusza dziewczynki przeniknęła me ciało pozwalając, aby popiół i ból, który w nim był odrodził się niczym feniks. Nie chciałam żyć. Zbyt słaba by żyć, zbyt słaba by umrzeć... Zwolniłam tracąc siły. Coś zamajaczyło przede mną. Usłyszałam szept, który cichł w mej podświadomości. Upadłam... Ale me ciało nie dotknęło ziemi. Czyjeś ramiona przytrzymały mnie. Niosły ukojenie memu ciału trawionemu gorączką. Ale coś było nie tak... Moja dusza spadała dalej chociaż myślałam, że głębsze zakamarki nie istnieją, a opaść głębiej się nie da... Ale zostawiłam ją. Zostawiłam siebie w tym. Nie miałam siły teraz walczyć... Uczucia poległy wraz ze mną. Stałam się bezduszna, a twarz znowu przykryłam maską codzienności.
-Słyszysz mnie? Kim jesteś? - Czyjś rozgorączkowany głos próbował do mnie dotrzeć. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ten smutny uśmiech zastygł na mej twarzy, gdy z ust padły te prawdziwe, bolesne słowa.
-Ja? Nikim...
Szera (02:00)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz