22 kwietnia 2011
<PODKŁAD>
[ten podkład niekoniecznie jest dobry, jeżeli chce się go słuchać trzeba to czytać razem z rytmem muzyki, jeżeli nie to nie radzę go puszczać]
[ten podkład niekoniecznie jest dobry, jeżeli chce się go słuchać trzeba to czytać razem z rytmem muzyki, jeżeli nie to nie radzę go puszczać]
-Na co patrzysz? - Spłoszona
przyjęłam pozycję do ataku. Rozejrzałam się zaskoczona. Nikogo nie
widziałam. - Tutaj. - Usłyszałam wesoły śmiech. Przede mną
zmaterializowała się mała postać. Szare skrzydełka zatrzepotały
cichutko. Cztery łapy poruszały się niespokojnie z czego dwie przednie
zakończone były szponami natomiast pozostałe kopytami. Ogon niczym u
konia zafalował delikatnie. W końcu dostrzegłam pysk niczym u sokoła
lecz z malutkimi uszkami niczym przedłużonymi piórkami i bystrą parą
miodowych oczu wpatrujących się we mnie z ciekawością. Szara postać
podeszła bliżej kłapiąc cicho dziobkiem. - Żyjesz?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie spodziewałam się kogokolwiek tutaj spotkać. Wyprostowałam się unosząc łeb i nadstawiając uszy.
-Witaj. Zwą mnie Szera. - Skinęłam delikatnie łbem. Ona z rozbawieniem w oczkach ustawiła się tak jak ja i kiwnęła łebkiem.
-Witaj.
Mnie zwą Luxia. - Cichy chichot wydarł się z jej gardziołka, ale
opanowała się robiąc poważną minę. Wyglądała teraz dumnie niczym orzeł
szybujący po niebiosach, które są jego królestwem. Na moim pysku
mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. - Jestem gryfem. Ty za pewne
gepardem. Ale jest coś w Tobie jakby z domieszki innego stworzenia... -
Zamilkła na chwilkę przeszywając mnie swoim bystrym spojrzeniem. - Jak
się tu dostałaś? Już ta...
Przestałam
słyszeć jej głos. Pojawił się we mnie niepokój. To ciche miejsce kryło
coś w sobie... Z uwagą rozglądałam się starając się dostrzec cokolwiek,
ale ta siła była ukryta przed mym wzrokiem. W tym miejscu z pozoru
łagodnym czaiło się coś mrocznego obserwując swoje ofiary, czekając na
ich najmniejszy błąd. Poczułam ukłucie na przedniej łapie. - Słuchasz Ty
mnie?
-Wybacz. Zagapiłam się. - Spojrzałam w górę. - Da się stąd wyjść?
-A myślisz, że gdyby się dało siedziałabym tutaj? - Spojrzała na mnie z ironią.
-Masz rację... Wybacz... - Wstałam i ruszyłam spokojnie przed siebie.
Luxia została z tyłu obserwując mnie.
-Stąd
nie znajdziesz wyjścia. - Nie zatrzymałam się idąc uparcie dalej przed
siebie. Musiałam sama sprawdzić. - Wszyscy już próbowali... To tylko
pogorszy Twój stan. A nie możesz się załamać. Już i tak masz ciemny
kolor. - Zatrzymałam się gwałtownie. - Spójrz na siebie!
Nie
chciałam tego robić. Wiedziałam, że jej z pozoru bezsensowne słowa kryją
w sobie złowrogie przesłanie. Z oporem spojrzałam w dół. Moje łapy
miały odcień ciemnej szarości, która powoli zdawała się przechodzić w
czerń.
-Co jest grane? - Mruknęłam cicho kładąc uszy.
-Jesteś
kolejną duszą oddaną na pożarcie temu miejscu. - Wyszeptała. Odwróciłam
się, aby na nią spojrzeć. Stała skulona patrząc w ziemię. Jej odcienie
stały się jakby płynne mieszając się i wydobywając głęboką czerń. -
Pomóż mi... - Spojrzała na mnie, gdy jej pióra zafalowały jakby
posyłając falę czerni przez jej ciało. Szept coś zagłuszyło. Podłoże
przy niej stało się płynne. Jakby zaczęło żyć własnym życiem i
pochłaniać ją do swego wnętrza.
-Rozłóż skrzydła i leć! - Wrzasnęłam odbijając się i ruszając w jej stronę.
-Nie
potrafię... - Zaczęła chaotycznie machać skrzydłami, które po
zetknięciu z podłożem jakby przylepiły się do niego. Znalazłam się przy
niej. Moje ciało mimowolnie przybrało postać wilka. Rozwarłam szczęki
zaciskając je na karku Luxi.
-Dasz radę! - Wycharczałam przez zaciśnięte kły.
-Z tego nie ma powrotu...
Szera... Szera... Gdzie jesteś?
Tutaj... - Odparłam płaczliwie w myślach.
Daj jakiś znak!
Ale nie miałam jak. Nie mogłam puścić karku gryfa z uścisku szczęk.
Nie mogę...
-Szera! - Ten znany głos. Nie gryfa, ani głosu w głowie. Lady...
I
nagle dwie smugi spłynęły znikąd. Sunęły po ziemi, która jakby starała
się przed nimi uciec. Przyspieszyły docierając do mnie. Oplotły mi łapy i
wniknęły poprzez znak na łopatce. Poczułam jak się zmieniam, a na
łopatkach wyrastają długie kości, które porastają piórami. Sierść na
karku wydłużyła się razem z całym mym ciałem. Dzikie oczy zabłysły,
ostre pazury wbiły się w płynne podłoże. Nie wiedziałam jak do końca
teraz wygląda moja wilcza postać. Nie miałam czasu się sobie przyjrzeć.
Musiałam działać. Dwie siły niczym dwie smugi zostawiały zarys na moim
ciele. Serce zakołatało szybciej kiedy poczułam obecność dwóch znajomych
postaci. Uśmiechnęłam się dziko.
-Idę...
- Warknęłam i nie puszczając Luxi odbiłam się z całych sił w
górę uderzając potężnymi smolistymi skrzydłami. Poczułam jak powietrze
naokoło mnie stało się gorące. Jeszcze raz uderzyłam skrzydłami i
zderzyłam się z czymś. Napotkałam lekki opór, który po chwili ustąpił.
Światło rozlało się kiedy wylądowałam przed klatkami. Po prawej stronie
znajdowała się kapsuła z rozbitą szklaną powłoką. Słyszałam za sobą
ciche szmery. Koło mnie usłyszałam ciche mlaśnięcie i chichot, który tak
uwielbiałam. Położyłam delikatnie na boku omdlałą Luxię, której oczy
były zamknięte, a sierść przybrała rudy odcień. Słyszałam ciche bicie
jej serca. Żyła. Uśmiechnęłam się sama do siebie, a słysząc przed sobą
ruch odwróciłam się gwałtownie kładąc uszy. Najeżona sierść zafalowała
lekko kiedy kłapnęłam ostrymi zębami w stronę zgromadzonych
ludzi-mutantów.
-Ani drgnij... - Syknęłam w stronę pół robotów.
-Nie
popisuj się. - Usłyszałam rozbawiony głos. Lady stanęła obok mnie. Jej
pysk przybrał rozbawiony wyraz, gdy wystawiła pazury patrząc na ludzi.
Nie było czasu na zadawanie pytań jak się tutaj dostała i jak mi
pomogli. Uniosłam łeb i zawyłam głośno. Poczułam jak jedna siła mnie
opuszcza. Lekka fala rozeszła się, a pióra oderwały się wirując wokół
nas, aby powoli opaść na ziemię przesłaniając widok każdemu. Kości jakby
zaczęły pękać się i kruszyć aż opadły na ziemię jako lekki pył. Płonąca
postać pojawiła się u boku Lady warcząc głucho. Mój wygląd zbyt wiele
się nie zmienił. Nadal czułam w sobie przeważającą moc. Ponownie
uniosłam łeb, aby z mojego gardła wydobyło się wycie mając nadzieję, że
dotrze ono do reszty stada, która z nami wyruszyła...
_________________________________
Do mnie osobiście to opowiadanie, ani te podkłady do końca nie przemawiają, ale cóż. Obiecałam, że w końcu opublikuję więc jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz