Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

22 kwietnia 2011

Opowiadanie stadne cz. XVI [Szera]

22 kwietnia 2011

<PODKŁAD>
[ten podkład niekoniecznie jest dobry, jeżeli chce się go słuchać trzeba to czytać razem z rytmem muzyki, jeżeli nie to nie radzę go puszczać]

Siedziałam przyczajona z zaciśniętymi ślepiami. Powietrze stało w miejscu. W ułamku sekundy do moich oczu dotarło jasne, oślepiające światło. Otworzyłam ślepia unosząc gwałtownie łeb. Nadstawiłam uszy z uwagą przyglądając się otoczeniu. Wnętrze kapsuły wyglądało naprawdę intrygująco i tak spokojnie... Ze wszystkich stron otaczała mnie oślepiająca biel. Nigdzie nie widać było wlotu, którym się tutaj dostałam. Powoli i ostrożnie uniosłam się. Spojrzałam pod swoje łapy. Podłoże wydawało się być płynne niczym woda, ale w ogóle jej nie przypominało. Było białego koloru z iskrzącymi się srebrnymi połyskami. Delikatnie uniosłam przednią łapę i uderzyłam nią. Podłoże nawet nie drgnęło. Przekrzywiłam delikatnie łeb. Lekko przejechałam pazurami po tafli, ale nie powstał żaden zarys.
-Na co patrzysz? - Spłoszona przyjęłam pozycję do ataku. Rozejrzałam się zaskoczona. Nikogo nie widziałam. - Tutaj. - Usłyszałam wesoły śmiech. Przede mną zmaterializowała się mała postać. Szare skrzydełka zatrzepotały cichutko. Cztery łapy poruszały się niespokojnie z czego dwie przednie zakończone były szponami natomiast pozostałe kopytami. Ogon niczym u konia zafalował delikatnie. W końcu dostrzegłam pysk niczym u sokoła lecz z malutkimi uszkami niczym przedłużonymi piórkami i bystrą parą miodowych oczu wpatrujących się we mnie z ciekawością. Szara postać podeszła bliżej kłapiąc cicho dziobkiem. - Żyjesz?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie spodziewałam się kogokolwiek tutaj spotkać. Wyprostowałam się unosząc łeb i nadstawiając uszy.
-Witaj. Zwą mnie Szera. - Skinęłam delikatnie łbem. Ona z rozbawieniem w oczkach ustawiła się tak jak ja i kiwnęła łebkiem.
-Witaj. Mnie zwą Luxia. - Cichy chichot wydarł się z jej gardziołka, ale opanowała się robiąc poważną minę. Wyglądała teraz dumnie niczym orzeł szybujący po niebiosach, które są jego królestwem. Na moim pysku mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. - Jestem gryfem. Ty za pewne gepardem. Ale jest coś w Tobie jakby z domieszki innego stworzenia... - Zamilkła na chwilkę przeszywając mnie swoim bystrym spojrzeniem. - Jak się tu dostałaś? Już ta...

Przestałam słyszeć jej głos. Pojawił się we mnie niepokój. To ciche miejsce kryło coś w sobie... Z uwagą rozglądałam się starając się dostrzec cokolwiek, ale ta siła była ukryta przed mym wzrokiem. W tym miejscu z pozoru łagodnym czaiło się coś mrocznego obserwując swoje ofiary, czekając na ich najmniejszy błąd. Poczułam ukłucie na przedniej łapie. - Słuchasz Ty mnie?
-Wybacz. Zagapiłam się. - Spojrzałam w górę. - Da się stąd wyjść?
-A myślisz, że gdyby się dało siedziałabym tutaj? - Spojrzała na mnie z ironią.
-Masz rację... Wybacz... - Wstałam i ruszyłam spokojnie przed siebie.
Luxia została z tyłu obserwując mnie.
-Stąd nie znajdziesz wyjścia. - Nie zatrzymałam się idąc uparcie dalej przed siebie. Musiałam sama sprawdzić. - Wszyscy już próbowali... To tylko pogorszy Twój stan. A nie możesz się załamać. Już i tak masz ciemny kolor. - Zatrzymałam się gwałtownie. - Spójrz na siebie!
Nie chciałam tego robić. Wiedziałam, że jej z pozoru bezsensowne słowa kryją w sobie złowrogie przesłanie. Z oporem spojrzałam w dół. Moje łapy miały odcień ciemnej szarości, która powoli zdawała się przechodzić w czerń.
-Co jest grane? - Mruknęłam cicho kładąc uszy.
-Jesteś kolejną duszą oddaną na pożarcie temu miejscu. - Wyszeptała. Odwróciłam się, aby na nią spojrzeć. Stała skulona patrząc w ziemię. Jej odcienie stały się jakby płynne mieszając się i wydobywając głęboką czerń. - Pomóż mi... - Spojrzała na mnie, gdy jej pióra zafalowały jakby posyłając falę czerni przez jej ciało. Szept coś zagłuszyło. Podłoże przy niej stało się płynne. Jakby zaczęło żyć własnym życiem i pochłaniać ją do swego wnętrza.
-Rozłóż skrzydła i leć! - Wrzasnęłam odbijając się i ruszając w jej stronę.
-Nie potrafię... - Zaczęła chaotycznie machać skrzydłami, które po zetknięciu z podłożem jakby przylepiły się do niego. Znalazłam się przy niej. Moje ciało mimowolnie przybrało postać wilka. Rozwarłam szczęki zaciskając je na karku Luxi.
-Dasz radę! - Wycharczałam przez zaciśnięte kły.
-Z tego nie ma powrotu...
Szera... Szera... Gdzie jesteś?
Tutaj... - Odparłam płaczliwie w myślach.
Daj jakiś znak!
Ale nie miałam jak. Nie mogłam puścić karku gryfa z uścisku szczęk.
Nie mogę...
-Szera! - Ten znany głos. Nie gryfa, ani głosu w głowie. Lady...
I nagle dwie smugi spłynęły znikąd. Sunęły po ziemi, która jakby starała się przed nimi uciec. Przyspieszyły docierając do mnie. Oplotły mi łapy i wniknęły poprzez znak na łopatce. Poczułam jak się zmieniam, a na łopatkach wyrastają długie kości, które porastają piórami. Sierść na karku wydłużyła się razem z całym mym ciałem. Dzikie oczy zabłysły, ostre pazury wbiły się w płynne podłoże. Nie wiedziałam jak do końca teraz wygląda moja wilcza postać. Nie miałam czasu się sobie przyjrzeć. Musiałam działać. Dwie siły niczym dwie smugi zostawiały zarys na moim ciele. Serce zakołatało szybciej kiedy poczułam obecność dwóch znajomych postaci. Uśmiechnęłam się dziko.

-Idę... - Warknęłam i nie puszczając Luxi odbiłam się z całych sił w górę uderzając potężnymi smolistymi skrzydłami. Poczułam jak powietrze naokoło mnie stało się gorące. Jeszcze raz uderzyłam skrzydłami i zderzyłam się z czymś. Napotkałam lekki opór, który po chwili ustąpił. Światło rozlało się kiedy wylądowałam przed klatkami. Po prawej stronie znajdowała się kapsuła z rozbitą szklaną powłoką. Słyszałam za sobą ciche szmery. Koło mnie usłyszałam ciche mlaśnięcie i chichot, który tak uwielbiałam. Położyłam delikatnie na boku omdlałą Luxię, której oczy były zamknięte, a sierść przybrała rudy odcień. Słyszałam ciche bicie jej serca. Żyła. Uśmiechnęłam się sama do siebie, a słysząc przed sobą ruch odwróciłam się gwałtownie kładąc uszy. Najeżona sierść zafalowała lekko kiedy kłapnęłam ostrymi zębami w stronę zgromadzonych ludzi-mutantów.
-Ani drgnij... - Syknęłam w stronę pół robotów.
-Nie popisuj się. - Usłyszałam rozbawiony głos. Lady stanęła obok mnie. Jej pysk przybrał rozbawiony wyraz, gdy wystawiła pazury patrząc na ludzi. Nie było czasu na zadawanie pytań jak się tutaj dostała i jak mi pomogli. Uniosłam łeb i zawyłam głośno. Poczułam jak jedna siła mnie opuszcza. Lekka fala rozeszła się, a pióra oderwały się wirując wokół nas, aby powoli opaść na ziemię przesłaniając widok każdemu. Kości jakby zaczęły pękać się i kruszyć aż opadły na ziemię jako lekki pył. Płonąca postać pojawiła się u boku Lady warcząc głucho. Mój wygląd zbyt wiele się nie zmienił. Nadal czułam w sobie przeważającą moc. Ponownie uniosłam łeb, aby z mojego gardła wydobyło się wycie mając nadzieję, że dotrze ono do reszty stada, która z nami wyruszyła...
_________________________________
Do mnie osobiście to opowiadanie, ani te podkłady do końca nie przemawiają, ale cóż. Obiecałam, że w końcu opublikuję więc jest.
Szera (22:06)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz