16 maja 2010
Późne popołudnie. Nieduża grupa zwierząt siedzi na polanie, wspólnie rozmawiając, bawiąc się, tuląc do siebie.
Siedziała pod drzewem w milczeniu. Obserwowała. Poczuła przyjemny dotyk. To jej siostra - Viera, która wtulała się w jej rdzawe włosy. Na twarzy obu dziewczyn pojawił się uśmiech. Szczęśliwie. Waniliowe oczy skierowały się na Lunę i Altair, które razem o czymś zaciekle rozmawiały. Kąciki ust powędrowały jeszcze wyżej. Przeczesała jedwabne włosy wiecznie chłodnymi dłońmi. Zerknęła na młodą - usnęła na piersi Aspeney.
Gdzieś obok siedzieli Yuichiz Viraelem i Hate. Uśmiechali się, popierali własne zdania.
W końcu był spokój. Zgoda. Wieczny chaos i bałagan zniknął.
Dziewczyna o bladej cerze wyślizgnęła się spod Viery bezszelestnie. Włożyła dłonie w kieszenie i ruszyła przed siebie, nie zwracając zbytniej uwagi innych. O to też chodziło.
Szła polną ścieżką. Zielono. Wszędzie była zieleń. Wzięła głęboki, kojący nerwy oddech. Usłyszała śpiew słowika, który siedział niemalże nad jej głową, na gałęzi. Uśmiechnęła się. Dobrze jej było wśród natury. Urwała dłuższe źdźbło trawy i ruszyła dalej, w stronę Piaskowego Wzgórza.
Gdzie się podziała? Ona, ta stara, dawna, zabawna As?
I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
Myślała. Sama nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nie była sobą. Hm, chwila, chwila. A może była? Może to, co się stało, na zawsze ją zmieniło?
W głowie miała pustkę, nicość.
Wydeptana ścieżka powoli zaczęła przemieniać się w trudną do przejścia, pustynną drogę. Skierowała się na sam szczyt wzgórza - było to najwyższe wzniesienie na odległość kilometra. Szła po piachu, pnąc się w górę. Otuchy dodał jej wiatr, kołyszący jej niesforne kosmyki włosów. W końcu stanęła na piaskowym szczycie i rozejrzała się po okolicy. Szukała wzrokiem polany. Znalazła. Siadła bez sił na ziemi i wlepiała spojrzenie w *nich.
Poczuła się przytłoczona. To, co robiła do tej pory było jej obowiązkiem. A teraz? Jest sama.
Podciągnęła kolana i rozszerzyła odległość między stopami, opierając łokcie na kolanach. Poczuła strach. Mieszane uczucia. Zagubienie w całej tej sytuacji. Po prostu się bała, że nie da rady. Że... To ją przerośnie. Dotknęła palcami pulsu, masując. Niech te myśli odejdą. Precz! Przechyliła się mocno w tył i położyła na gorącym piasku. Westchnęła ciężko, patrząc w czyste niebo. Chyba za bardzo brała to wszystko do siebie. W głowie miała pustkę, a przepełniały ją emocje. Miała ochotę na płacz. Oczy momentalnie zaszkliły się, jednak zacisnęła zęby i przygryzła język, odwracając własną uwagę od łez.
Ciężar. Czuła potworny ciężar. Kogo, czego? HOTN?
Niee... Arh!
Teraz zaś miała ochotę krzyczeć, wyżyć się. Nie chce poddać się emocjom. Wie, że z czasem będzie tylko gorzej... Przeboleje. Już tyle przeszła.
Dajcie mi umrzeć. Powtarzała niegdyś. Teraz, gdy jest zbłąkana, nie wie, co ma począć. Czekać? Znowu? Ile jeszcze można!
Nie tylko to ją dręczyło.
A jeśli będą niezadowoleni? Przecież to ona teraz się wszystkim zajmuje... Jeśli znowu będzie kryzys? Jeśli...
Daj sobie spokój, dziewczyno! - Myśli biły się ze sobą. Rozdwojona jaźń. Jak tak można żyć? Musiała się nauczyć.
Żałuję, że nikt nie nagrywa, przez drzwi uchylone od szafy, moich myśli, gdy biją się z sobą i uciszyć ich nie potrafię.
Promienie słońca coraz mocniej muskały ciało rudowłosej. Upał stawał się nie do zniesienia. Wstała, otrzepała się i ze spokojem na twarzy ruszyła w drogę powrotną.
Wróciła na polanę po dwóch godzinach. Stanęła na obrzeżach, rozejrzała się. Poczuła na sobie czyjś wzrok. To Viera. Przyuważyła, że nie było jej przez dłuższy czas. Ruda pozornie się uśmiechnęła i siadła obok siostry w milczeniu.
* - wy.
Siedziała pod drzewem w milczeniu. Obserwowała. Poczuła przyjemny dotyk. To jej siostra - Viera, która wtulała się w jej rdzawe włosy. Na twarzy obu dziewczyn pojawił się uśmiech. Szczęśliwie. Waniliowe oczy skierowały się na Lunę i Altair, które razem o czymś zaciekle rozmawiały. Kąciki ust powędrowały jeszcze wyżej. Przeczesała jedwabne włosy wiecznie chłodnymi dłońmi. Zerknęła na młodą - usnęła na piersi Aspeney.
Gdzieś obok siedzieli Yuichiz Viraelem i Hate. Uśmiechali się, popierali własne zdania.
W końcu był spokój. Zgoda. Wieczny chaos i bałagan zniknął.
Dziewczyna o bladej cerze wyślizgnęła się spod Viery bezszelestnie. Włożyła dłonie w kieszenie i ruszyła przed siebie, nie zwracając zbytniej uwagi innych. O to też chodziło.
Szła polną ścieżką. Zielono. Wszędzie była zieleń. Wzięła głęboki, kojący nerwy oddech. Usłyszała śpiew słowika, który siedział niemalże nad jej głową, na gałęzi. Uśmiechnęła się. Dobrze jej było wśród natury. Urwała dłuższe źdźbło trawy i ruszyła dalej, w stronę Piaskowego Wzgórza.
Gdzie się podziała? Ona, ta stara, dawna, zabawna As?
I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
Myślała. Sama nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nie była sobą. Hm, chwila, chwila. A może była? Może to, co się stało, na zawsze ją zmieniło?
W głowie miała pustkę, nicość.
Wydeptana ścieżka powoli zaczęła przemieniać się w trudną do przejścia, pustynną drogę. Skierowała się na sam szczyt wzgórza - było to najwyższe wzniesienie na odległość kilometra. Szła po piachu, pnąc się w górę. Otuchy dodał jej wiatr, kołyszący jej niesforne kosmyki włosów. W końcu stanęła na piaskowym szczycie i rozejrzała się po okolicy. Szukała wzrokiem polany. Znalazła. Siadła bez sił na ziemi i wlepiała spojrzenie w *nich.
Poczuła się przytłoczona. To, co robiła do tej pory było jej obowiązkiem. A teraz? Jest sama.
Podciągnęła kolana i rozszerzyła odległość między stopami, opierając łokcie na kolanach. Poczuła strach. Mieszane uczucia. Zagubienie w całej tej sytuacji. Po prostu się bała, że nie da rady. Że... To ją przerośnie. Dotknęła palcami pulsu, masując. Niech te myśli odejdą. Precz! Przechyliła się mocno w tył i położyła na gorącym piasku. Westchnęła ciężko, patrząc w czyste niebo. Chyba za bardzo brała to wszystko do siebie. W głowie miała pustkę, a przepełniały ją emocje. Miała ochotę na płacz. Oczy momentalnie zaszkliły się, jednak zacisnęła zęby i przygryzła język, odwracając własną uwagę od łez.
Ciężar. Czuła potworny ciężar. Kogo, czego? HOTN?
Niee... Arh!
Teraz zaś miała ochotę krzyczeć, wyżyć się. Nie chce poddać się emocjom. Wie, że z czasem będzie tylko gorzej... Przeboleje. Już tyle przeszła.
Dajcie mi umrzeć. Powtarzała niegdyś. Teraz, gdy jest zbłąkana, nie wie, co ma począć. Czekać? Znowu? Ile jeszcze można!
Nie tylko to ją dręczyło.
A jeśli będą niezadowoleni? Przecież to ona teraz się wszystkim zajmuje... Jeśli znowu będzie kryzys? Jeśli...
Daj sobie spokój, dziewczyno! - Myśli biły się ze sobą. Rozdwojona jaźń. Jak tak można żyć? Musiała się nauczyć.
Żałuję, że nikt nie nagrywa, przez drzwi uchylone od szafy, moich myśli, gdy biją się z sobą i uciszyć ich nie potrafię.
Promienie słońca coraz mocniej muskały ciało rudowłosej. Upał stawał się nie do zniesienia. Wstała, otrzepała się i ze spokojem na twarzy ruszyła w drogę powrotną.
Wróciła na polanę po dwóch godzinach. Stanęła na obrzeżach, rozejrzała się. Poczuła na sobie czyjś wzrok. To Viera. Przyuważyła, że nie było jej przez dłuższy czas. Ruda pozornie się uśmiechnęła i siadła obok siostry w milczeniu.
* - wy.