17 maja 2010
Doszły
Nas słuchy, że gromada Ostatnich Pum weszła na nasze terytorium bez
zezwolenia i wybija Nam zwierzynę. Pójdź na zwiady. Stadko znajduje się
na północ od naszego siedliska, 8km od Doliny Siedmiu Rzek. Opisz swoje
przygody podczas tej wędrówki.
Gdy dostałam zadanie, postanowiłam wyruszyć już w drugi dzień.
Gdy dostałam zadanie, postanowiłam wyruszyć już w drugi dzień.
Poszłam przed siebie, a po piętnastu metrach postanowiłam lecieć no bo w
końcu od czego są skrzydła. Rozłożyłam je, rozpędziłam się i wzniosłam w
powietrze. Wiatr rozwiewał mi grzywę i ogon. Słyszałam tylko szum
skrzydeł.
Leciałam 10 minut, wylądowałam w lesie. Odpoczęłam tam chwilę, po czym ruszyłam stępem przed siebie. Było ciemno, ale w sumie tylko tam można było wylądować. Na około były tylko zarośla, zarośla, rzeki, zarośla, góry... Szłam na oślep, bo szczerze mówiąc nie wiedziałam w jakiej części boru jestem. Wiedziałam tylko, że do celu, zostało mi mniej niż kilometr drogi.
W pewnym miejscu, natknęłam się na ślady ludzi. Nie tylko odciski butów, ale były tam też ich rzeczy. Np. puszki.-.- Powąchałam je, ale że nie mam doskonałego węchu, nie mogłam ocenić dokładnie ile już tam leżały. Ale mniej więcej był to tydzień. Spojrzałam w górę. Nade mną rozciągał się wielki baldachim drzew. Gdy padał mały deszcz, to krople wody na pewno się tu nie przedostawały, a burzy ostatnio nie było. Nic nie mogło zmyć śladów, więc na pewno nie są świeże. Jeszcze z tym zapachem... Postanowiłam iść po tych śladach, może na coś ciekawego natrafię. Ruszyłam zgodnie z kierunkiem odcisków. Szłam około 3 minut i w celu stanęłam jak wryta. Chata! Tutaj mieszkają ludzie! Podeszłam do domu, popatrzyłam przez okno. Nikogo nie było. W środku wszystko porozrzucane. Ale jednak to miejsce było niebezpieczne. Trzeba będzie coś z tym zrobić. Wygonić ludzi, spalić dom... Coś musimy wymyślić. Cóż, na razie nie sprawiali zagrożenia, bo skoro byli tu około tydzień temu, to mamy jeszcze czas.
Przeszłam jeszcze kawałek. Zobaczyłam wilka. Był odwrócony do mnie tyłem. -"To nasze tereny..." pomyślałam i podeszłam do niego. Nie usłyszał mnie, więc go zagadnęłam.
-Wiesz, że to są tereny Stada Nocy? - zagadnęłam.
-Wiem, ale chyba do Was dołączę. Szkoda tylko, że macie je od nowa. Alpha Was porzuciła, co? - przeszył mnie lodowatym spojrzeniem.
Ostatnie pytanie puściłam mimo uszu. Zabolało mnie to.
-A czy dla Ciebie to jest przeszkodą, żeby dołączyć? A może chcesz przejąć stado i znów Nas opuścić? - spojrzałam na niego i prychnęłam.
Wilk tylko ukazał zęby w fałszywym uśmiechu i rzucił się w moją stronę.
-Mam zadanie do wykonania... - powiedziałam stając dęba -Nie powinnam tracić czasu dla takich idiotów. - zarżałam.
-Może tym zadaniem jestem ja?
-To raczej wątpliwe... - kopnęłam go.
Wilk odskoczył z piskiem.
-Pożałujesz tego. - powiedział.
-Raczej Ty pożałujesz. - przewróciłam oczami i zesłałam na niego deszcz meteorytów. -To by było tyle z mojej strony. - odbiegłam dalej.
Po kilku krokach znowu wzleciałam 20 metrów nad ziemię. Potem wznosiłam się wyżej i wyżej. Z powietrza widziałam wszystko. Wzrok mam dobry i widzę wszystko dwa razy lepiej i dwa razy dalej. Zauważyłam więc na polanie, stadko pum. Wzdrygnęłam się na ich myśl. Wylądowałam nieopodal nich, kryjąc się w lesie. Pumy właśnie jadły sarnę. Miałam ochotę wybiec tam i powiedzieć im co o tym myślę. Ale to by było żałosne i na pewno zabiłyby mnie jeszcze zanim zdążyłabym powiedzieć, że to nasze tereny i nie powinny zabijać tutejszej zwierzyny. Oczywiście chciałabym powiedzieć o dwadzieścia zdań więcej, ale udałoby mi się to tylko wtedy, gdyby zamiast pum były żuczki. Pomyślałam o Destroy. Przywołałam ją telepatycznie. :3. Szybko zjawiła się na miejscu. Wkroczyłyśmy na polanę. Des zabiła dwa koty. Ja odganiałam pozostałe. Trzy odbiegły poranione kopytami. Jedna skoczyła mi na grzbiet. Wbiła pazury w moją szyję. Zarżałam z bólu i stanęłam dęba. Machałam skrzydłami i próbowałam ją zrzucić. Trzy pumy otoczyły Destroy. Zabiła dwie pozostałe. Trzecią zaczęła gonić, w końcu i ją zabiła. Ja w tym czasie podleciałam kilka metrów do góry. Robiłam salta w powietrzu. Czułam jak wielki kot trzyma się pazurami mojej szyi by nie spaść. Wzleciałam parę metrów wyżej. W końcu spadła, zabiła się.
Wylądowałam koło Des. Pogratulowałam jej. Wróciłyśmy na tereny stada. Destroy bez ran i nawet najmniejszych zadrapań, ja - pokaleczona, lecz zadowolona ze swojego zadania. Zwiadowca nie musi umieć walczyć. Skinęłam łbem do Aspeney i odeszłam do wodopoju nabrać sił.
Leciałam 10 minut, wylądowałam w lesie. Odpoczęłam tam chwilę, po czym ruszyłam stępem przed siebie. Było ciemno, ale w sumie tylko tam można było wylądować. Na około były tylko zarośla, zarośla, rzeki, zarośla, góry... Szłam na oślep, bo szczerze mówiąc nie wiedziałam w jakiej części boru jestem. Wiedziałam tylko, że do celu, zostało mi mniej niż kilometr drogi.
W pewnym miejscu, natknęłam się na ślady ludzi. Nie tylko odciski butów, ale były tam też ich rzeczy. Np. puszki.-.- Powąchałam je, ale że nie mam doskonałego węchu, nie mogłam ocenić dokładnie ile już tam leżały. Ale mniej więcej był to tydzień. Spojrzałam w górę. Nade mną rozciągał się wielki baldachim drzew. Gdy padał mały deszcz, to krople wody na pewno się tu nie przedostawały, a burzy ostatnio nie było. Nic nie mogło zmyć śladów, więc na pewno nie są świeże. Jeszcze z tym zapachem... Postanowiłam iść po tych śladach, może na coś ciekawego natrafię. Ruszyłam zgodnie z kierunkiem odcisków. Szłam około 3 minut i w celu stanęłam jak wryta. Chata! Tutaj mieszkają ludzie! Podeszłam do domu, popatrzyłam przez okno. Nikogo nie było. W środku wszystko porozrzucane. Ale jednak to miejsce było niebezpieczne. Trzeba będzie coś z tym zrobić. Wygonić ludzi, spalić dom... Coś musimy wymyślić. Cóż, na razie nie sprawiali zagrożenia, bo skoro byli tu około tydzień temu, to mamy jeszcze czas.
Przeszłam jeszcze kawałek. Zobaczyłam wilka. Był odwrócony do mnie tyłem. -"To nasze tereny..." pomyślałam i podeszłam do niego. Nie usłyszał mnie, więc go zagadnęłam.
-Wiesz, że to są tereny Stada Nocy? - zagadnęłam.
-Wiem, ale chyba do Was dołączę. Szkoda tylko, że macie je od nowa. Alpha Was porzuciła, co? - przeszył mnie lodowatym spojrzeniem.
Ostatnie pytanie puściłam mimo uszu. Zabolało mnie to.
-A czy dla Ciebie to jest przeszkodą, żeby dołączyć? A może chcesz przejąć stado i znów Nas opuścić? - spojrzałam na niego i prychnęłam.
Wilk tylko ukazał zęby w fałszywym uśmiechu i rzucił się w moją stronę.
-Mam zadanie do wykonania... - powiedziałam stając dęba -Nie powinnam tracić czasu dla takich idiotów. - zarżałam.
-Może tym zadaniem jestem ja?
-To raczej wątpliwe... - kopnęłam go.
Wilk odskoczył z piskiem.
-Pożałujesz tego. - powiedział.
-Raczej Ty pożałujesz. - przewróciłam oczami i zesłałam na niego deszcz meteorytów. -To by było tyle z mojej strony. - odbiegłam dalej.
Po kilku krokach znowu wzleciałam 20 metrów nad ziemię. Potem wznosiłam się wyżej i wyżej. Z powietrza widziałam wszystko. Wzrok mam dobry i widzę wszystko dwa razy lepiej i dwa razy dalej. Zauważyłam więc na polanie, stadko pum. Wzdrygnęłam się na ich myśl. Wylądowałam nieopodal nich, kryjąc się w lesie. Pumy właśnie jadły sarnę. Miałam ochotę wybiec tam i powiedzieć im co o tym myślę. Ale to by było żałosne i na pewno zabiłyby mnie jeszcze zanim zdążyłabym powiedzieć, że to nasze tereny i nie powinny zabijać tutejszej zwierzyny. Oczywiście chciałabym powiedzieć o dwadzieścia zdań więcej, ale udałoby mi się to tylko wtedy, gdyby zamiast pum były żuczki. Pomyślałam o Destroy. Przywołałam ją telepatycznie. :3. Szybko zjawiła się na miejscu. Wkroczyłyśmy na polanę. Des zabiła dwa koty. Ja odganiałam pozostałe. Trzy odbiegły poranione kopytami. Jedna skoczyła mi na grzbiet. Wbiła pazury w moją szyję. Zarżałam z bólu i stanęłam dęba. Machałam skrzydłami i próbowałam ją zrzucić. Trzy pumy otoczyły Destroy. Zabiła dwie pozostałe. Trzecią zaczęła gonić, w końcu i ją zabiła. Ja w tym czasie podleciałam kilka metrów do góry. Robiłam salta w powietrzu. Czułam jak wielki kot trzyma się pazurami mojej szyi by nie spaść. Wzleciałam parę metrów wyżej. W końcu spadła, zabiła się.
Wylądowałam koło Des. Pogratulowałam jej. Wróciłyśmy na tereny stada. Destroy bez ran i nawet najmniejszych zadrapań, ja - pokaleczona, lecz zadowolona ze swojego zadania. Zwiadowca nie musi umieć walczyć. Skinęłam łbem do Aspeney i odeszłam do wodopoju nabrać sił.