16 maja 2010
Otworzyłam
jedno oko i widziałam ciemność, a czułam ziemię. Obrzydliwy zapach
ziemi zmieszany z zapachem trawy. No tak, teraz już pamiętam. Leżałam na
ziemi, na brzuchu, czoło opierałam o wierzch dłoni. Musiałam wyglądać
jak ktoś po mocno nakrapianej imprezce i tak samo się czułam, chociaż
takowej nie było. Lekko kręciło mi się w głowie, nic mi się nie chciało.
Krótko rzecz ujmując stan kacopodobny. Rany jak mi źle. Przez głowę
przechodziły mi tylko urywki myśli. "Kurwa, co się dzieje?". Ta
najczęściej. Moja pozycja była dla mnie mało komfortowa, aczkolwiek nie
przez to, żeby mi było niewygodnie czy coś. Wręcz przeciwnie, cudownie
się leżało. Problem polegał na tym, że nie mogłam obserwować co się
dzieje na polanie. Z trudem dźwignęłam się na bok, wydając z siebie
bliżej nieokreślony syk, który w pierwotnym znaczeniu miał brzmieć
raczej jak 'ojapierdole', ale mi nie wyszło. Starałam się, na prawdę.
Byłam
głodna. Głodna jak nigdy dotąd. Moje, dziś, ciemne, czarne prawie jak
węgiel ślepia śledziły leniwie każdy ruch na polanie. Mój organizm
traktował każdą osobę w pobliżu jak żarcie. Kiedy ktoś się poruszył, do
moich nozdrzy napływała nowa fala piekącego zapachu. A na polanie każdy
się ruszał. Tylko ja leżałam jak zdechła, gapiąc się przed siebie.
Po jakiejś pół godzinie nic nie robienia dźwignęłam się na nogi i oparłam o drzewo. Zadarłam głowę. "Jak mi się nie chce...". Wdrapałam się niezgrabnie na konar i usiadłam na jednej z gałęzi.
Jak im wszystkim wesoło. Czemu mnie dziś wszystko wkurwia? Rozpoczęła się gra w butelkę.
Zamknęłam oczy i spróbowałam wyciszyć otoczenie. Z zamyślenia wyrwało mnie moje imię.
-Luna, HOTN?
Machinalnie odpowiedziałam, pierwsze co przyszło mi do głowy.
-O. - Asmodeusz spojrzał na mnie i milczał przez chwilę.
-Kto jest dla Ciebie najważniejszy? - Jak to kto? Oczywiście, że On. Ale chwila. Są jeszcze One.
-Dobre pytanie...-Mruknęłam i zastanawiałam się przez moment.
-Są trzy osoby na równi. Team, As i Buum. - Jak mogłam się wahać? Przechyliłam się niebezpiecznie na bok i o mało co,a bym spadła. Chwyciłam się mocniej gałęzi i zapatrzyłam w jakiś punkt nad lasem. Na około wrzawa a ja nic nie słyszę. Jak można się tak naćpać niczym. Oparłam głowę o pień i zamknęłam oczy. Po chwili czuję jak się przesuwam, Niżej...Niżej...O kurwa! Spadłam na ziemię. Tak fajnie się leciało. Poczułam spojrzenia. Wszyscy gapili się na mnie, kiedy ja siedziałam na ziemi, z liśćmi we włosach. Zaczęłam się śmiać. Tak perfidnie, na cały głos. Wywaliłam się na bok i nadal brechtałam się bez opamięta. Oni się gapili, a ja się śmiałam. Po chwili zamilkłam, usiadłam normalnie i spojrzałam na Nich. Zachichotałam i wydusiłam z siebie tylko:
-No co? - posłałam im głupkowaty uśmieszek i wstałam.---
Nagromadziła się we mnie chęć napisania czegokolwiek. Tak właśnie powstało to coś,mój pomysł pomieszany z wydarzeniami z chata. Ee, odczucia z początku są prawdziwe.
Po jakiejś pół godzinie nic nie robienia dźwignęłam się na nogi i oparłam o drzewo. Zadarłam głowę. "Jak mi się nie chce...". Wdrapałam się niezgrabnie na konar i usiadłam na jednej z gałęzi.
Jak im wszystkim wesoło. Czemu mnie dziś wszystko wkurwia? Rozpoczęła się gra w butelkę.
Zamknęłam oczy i spróbowałam wyciszyć otoczenie. Z zamyślenia wyrwało mnie moje imię.
-Luna, HOTN?
Machinalnie odpowiedziałam, pierwsze co przyszło mi do głowy.
-O. - Asmodeusz spojrzał na mnie i milczał przez chwilę.
-Kto jest dla Ciebie najważniejszy? - Jak to kto? Oczywiście, że On. Ale chwila. Są jeszcze One.
-Dobre pytanie...-Mruknęłam i zastanawiałam się przez moment.
-Są trzy osoby na równi. Team, As i Buum. - Jak mogłam się wahać? Przechyliłam się niebezpiecznie na bok i o mało co,a bym spadła. Chwyciłam się mocniej gałęzi i zapatrzyłam w jakiś punkt nad lasem. Na około wrzawa a ja nic nie słyszę. Jak można się tak naćpać niczym. Oparłam głowę o pień i zamknęłam oczy. Po chwili czuję jak się przesuwam, Niżej...Niżej...O kurwa! Spadłam na ziemię. Tak fajnie się leciało. Poczułam spojrzenia. Wszyscy gapili się na mnie, kiedy ja siedziałam na ziemi, z liśćmi we włosach. Zaczęłam się śmiać. Tak perfidnie, na cały głos. Wywaliłam się na bok i nadal brechtałam się bez opamięta. Oni się gapili, a ja się śmiałam. Po chwili zamilkłam, usiadłam normalnie i spojrzałam na Nich. Zachichotałam i wydusiłam z siebie tylko:
-No co? - posłałam im głupkowaty uśmieszek i wstałam.---
Nagromadziła się we mnie chęć napisania czegokolwiek. Tak właśnie powstało to coś,mój pomysł pomieszany z wydarzeniami z chata. Ee, odczucia z początku są prawdziwe.