''Przywódca Szamanów. Osobnik muszący rozpoznać źdźbło zioła, uzyskać kontakt z duchami, oraz potrafiąca ożywić umarłego. Żyjąca w zgodzie z naturą, słuchająca szeptów wiatru.
Feniks. Mityczne stworzenie o nadprzyrodzonych mocach. Żyje na otwartych przestrzeniach, choć ostatnio pojawiają się też w cienistych lasach. Jeden ze Złocistych Feniksów Królewskich, jest bardzo chory. Wielu śmiałków próbowało rozpoznać wirusa/bakterie, lub inne cholerstwo, jakie go zatruwa. Przyjaciel – Pharrel-, będący jednocześnie gońcem z ich stada, przekazuje mi informacje dotyczące stanu zdrowia feniksa. „Choroba postępuje… Jeżeli nie odkryjemy, co to za paskudztwo się nim zajęło, wkrótce zginie.” – oto słowa Pharrela. Twoim zadaniem jest uleczenie stworzenia, bądź ulżenia mu w śmierci. Musisz zebrać jak najwięcej informacji, oraz – jeżeli to możliwe – stworzyć antidotum ze znanych ci ziół. Nie eksperymentuj, jeśli nie jesteś pewna. I pamiętaj – czasu masz bardzo mało...''
~ ~ ~ ~
Młoda Sylfida siedziała na trawie, pod rozłożystym dębem. Widziała
stamtąd przede wszystkim taflę jeziora, sięgającą aż po horyzont.
Chłodny wietrzyk muskał jej twarz. Zima nieuchronnie zbliżała się do
terenów stada. A nawet już zawitała. Jednak dziewczyna, jakby nie
odczuwając przeszywającego mrozu, ubrana w zwiewną sukienkę, powoli
zdjęła buty i zamoczyła nogi w lodowatej wodzie. Przymknęła powieki.
Przypomnieć sobie te wszystkie chwile, które dotychczas były radosne,
przyjemne, ciepłe, a teraz sprawiały to dziwne ukłucie w sercu, które za
każdym razem stawało się coraz bardziej uciążliwe, bolesne i
przepełnione żalem.
Nie wiedziała co o tym myśleć, jak się
zachowywać. Te myśli nie opuszczały jej głowy, nawet jeśli chciała ich
się pozbyć za wszelką cenę. Energicznie trzepnęła głową. Miała na niej
nie tylko te sprawy.
Zadanie na przywódcę szamanów było dość skomplikowane, An nie mogła tracić czasu.
Wyszła
z wody, osuszyła stopy i udała się do swojej jaskini. Postanowiła
zabrać ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy. Woreczek z ziołami, podręczny
sztylet, swój amulet i parę drobiazgów. Nigdy nie widziała feniksa.
Znała je jedynie z opowieści. Próba uzdrowienia jednego z tych
niezwykłych stworzeń była nie lada wyzwaniem. Musiała się przygotować
psychicznie i fizycznie. Nie do końca wiedziała, którędy udać się w
stronę cienistych lasów, toteż zdała się na instynkt.
Nie
przypuszczała, że pójdzie jej tak łatwo. Bez problemu dotarła do owych
borów. Konieczne teraz było znalezienie stada. Gdzie mogły ukrywać się
Złociste Feniksy Królewskie? Na drzewach? To nie był głupi pomysł.
Jednak jak tam zbudować osadę, bądź jakiekolwiek stado? Pytanie godne
zastanowienia.
Przymknęła powieki. Wsłuchać się w szept wiatru. Po
niedługiej chwili usłyszała cichy szelest. Podmuch uniósł w górę tuman
białego puchu. Tam.. Wiatr
poniósł śnieg pomiędzy drzewa, a An skierowała się za nim. Dotknęła
dłonią kory jednego z drzew. Gdy tylko przyłożyła do niej rękę, odpadł
jej spory kawałek. One też musiały chorować. Dziewczyna zmarszczyła
nieznacznie brwi. Szła, ostrożnie stawiając stopy na ośnieżonym poszyciu
leśnym. Może rzeczywiście niedaleko. Słysząc skrzypienie śniegu,
najwyraźniej pod naciskiem czyichś kończyn, weszła w gęste krzaki. Mimo,
że były pozbawione liści, idealne kryły.
- Kto tam jest? -
usłyszała nagle. Głos był dziewczęcy , nieco piskliwy. Anaid przytknęła
dłoń do sztyletu tkwiącego za jej pasem. Ostrożnie, jakby z ociąganiem,
wychyliła się z poza gałęzi. Jako Sylfida posiadała możliwość stania się
niewidzialnym, toteż owa postać nie mogła jej zauważyć. Parę metrów
dalej o drzewo opierała się drobna blondynka. Na oko miała około
czternastu, może piętnastu lat. W ręku trzymała włócznię. Rozglądała
się, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Wyglądała na wystraszoną. Na
jej szyi zawieszony był skórzany woreczek.
Tymczasem ciemnowłosa
podjęła próbę wyjścia z pomiędzy gałęzi. Niestety bluzka jej się
zaczepiła o jedną z nich. Zaklęła pod nosem, szarpiąc za materiał. Nie
chciało puścić. No dalej. Nic
z tego. Wreszcie, ewidentnie zdenerwowana i zniecierpliwiona szarpnęła
na tyle mocno, że wypadła z krzaków na śnieg, jednocześnie ujawniając
swoją tożsamość. Bluzka rozdarta była na brzuchu, prawie sięgając
biustu. Sylfida dźwignęła się z ziemi, otrzepując się. Dziewczyna
stojąca nieopodal przyglądała jej się nieufnie, widać było, że nie
wiedziała co ze sobą zrobić. Włócznię wyciągnęła w kierunku szarookiej.
Ręce jej się trzęsły. Anaid uniosła dłonie na znak poddania się,
kapitulacji. Blondynka powoli opuściła broń, nie spuszczając wzroku z
nieznajomej. Szatynka podeszła kawałek bliżej, ostrożnie, aby nie
wystraszyć tamtej.
- Wiesz, gdzie przebywają Złote Feniksy Królewskie? - zapytała bez ogródek, czym wyraźnie zadziwiła młodą dziewczynę.
- Ta informacja jest poufna. - odparła, patrząc na Anaid wymownie.
-
Jednak sądzę, że powinnaś mi jej udzielić. - padła odpowiedź ze strony
ciemnowłosej, wypowiedziana stanowczym tonem głosu. - Jestem szamanką,
upoważnioną do udzielenia pomocy jednemu z nich. - dodała. Spojrzała na
blondynkę wyczekująco, uniósłszy brew. Ta natomiast od razu wybałuszyła
oczy. Rzuciła się do przeprosin, ale widząc zirytowane spojrzenie
Sylfidy, zamilkła. Wytłumaczyła jej, że chory feniks jest w pobliskiej
osadzie ludzkiej, ściśle związanej ze stadem tych niezwykłych stworzeń,
jak nikt inny. Oznajmiła Anaid, że zaprowadzi ją do wioski, w której
również mieszkała. Dziewczynie na imię było Einah. Zajmowała się
zielarstwem. Opowiedziała ciemnowłosej o chorym zwierzęciu. Miał
gorączkę, dreszcze, koszmary senne, halucynacje, a dodatkowo jego piękne
złotoczerwone pióra traciły swój kolor. Nikt nie mógł dociec, co go
dręczy. Szamanka nie mogła w żaden sposób tego skomentować, póki nie
zobaczyła stworzenia na własne oczy. Wolała się także nie dzielić
podejrzeniami, że stan zdrowia feniksa może mieć związek z chorującymi
drzewami.
~*~
Kiedy
doszły na miejsce, ciemnowłosa powierzyła Einah swoją torbę, którą
blondynka zaniosła do chatki, którą zamieszkiwała. Anaid skierowała się
do siedziby starej kobiety, która sprawowała rządy w wiosce.
Zapukała
do drzwi. Usłyszawszy ciche, jakby przytłumione ''proszę'', weszła do
środka, uprzednio ostrożnie je uchylając. W izbie siedziała stara
kobieta. Swoich czarnych jak noc, zatroskanych tęczówek nie odrywała od
ptaka leżącego na łóżku. Nie było to zwykłe stworzenie. Złocisty Feniks
Królewski. Jego niegdyś zapewne czerwonozłote pióra były szare.
Wyblakły. Tylko gdzieniegdzie widać było przebłyski złotego koloru,
który z każdą sekundą zanikał. Staruszka zanurzała szmatkę w wiadrze z
wodą, stojącym koło jej nogi i moczyła dziób i głowę zwierzęcia. Wiło
się ono. Nie wyglądało to najlepiej.
- Moja torba. - powiedziała na
to ciemnowłosa. Spostrzegłszy się, że Einah nie ma w pomieszczeniu,
wybiegła stamtąd, kierując się do jej mieszkania.
Nikt nie otwierał.
Szarpnęła za klamkę. Nic. Zaczęła walić pięściami w drzwi. Zero
reakcji. Obiegła chatę dookoła, zatrzymując się dopiero przy oknie.
Zajrzała do środka. Widok, jaki miała przed sobą był wręcz proszący się o
wściekły wrzask. Przy stoliku siedziało małe dziecko, a dokładniej
jasnowłosy chłopczyk, na oko mający około czterech lat. Na blat wysypał
całą zawartość torby Anaid. Zioła zgniecione były na miazgę,
porozrzucane po całej izbie. Do rąk chciał wziąć także zapałki, ale
zrezygnował. Najwidoczniej nie spodobało mu się opakowanie. Było zwykłe,
szare. Nic interesującego.
Tymczasem Einah wracała z powrotem do
domu. Widząc Sylfid stojącą przy oknie, zaczęła mieć złe przeczucia.
Przełknęła ślinę. Ciemnowłosa odwróciła się. Jej mina była bezcenna -
mieszanka złości i wyrzutu, a także rozpaczy.
- Co się stało? - zapytała ostrożnie młoda dziewczyna.
-
Co się stało.. Co się stało.To ja powinnam o to cię zapytać! Co ten
chłopiec robi? Jak mogłaś położyć torbę w zasięgu jego ręki? Jak teraz
pomogę feniksowi, skoro nie mam ziół? - wykrzyczała w odpowiedzi An.
Blondynka podbiegła do drzwi. Otworzyła je, jednocześnie wyrywając
dzieciakowi torbę. Na próżno. I tak jej zawartość niczego sobą nie
reprezentowała.
- Pięknie. Myślałam, że jesteś bardziej
odpowiedzialna. A może to moja wina, bo powierzyłam ci moją własność.
Masz może przy sobie jeżówkę, gotu kolę, korę białej wierzby, czy może
gorzknika kanadyjskiego? - zapytała rozzłoszczona szarooka.
- Cóż..
jestem pomocniczką zielarki, ale nie ma jej w wiosce, wyjechała, a ona
zawsze ma zioła przy sobie, więc.. - zaczęła Einah, ale Sylfida jej
przerwała.
- Nie masz, prawda? Ja w kieszeni posiadam tylko parę
główek jeżówki. Wątpię, by mogło to cokolwiek zdziałać. Dziękuję ci.
Będę musiała zdać się na łaskawość wiatru. - rzuciła tylko i udała się w
stronę chaty starej kobiety. Blondynka zwiesiła głowę, na znak skruchy,
ale tego An nie zdążyła dostrzec.
~*~
Staruszka
opuściła izbę, toteż Anaid od razu zabrała się do pracy. Nie zwlekając,
przyrządziła napar z główek jeżówki. Kiedy był gotowy, wlała go do
dzioba stworzenia, delikatnie gładząc jego podgardle, aby przełknął.
Wypicie tego napoju często powoduje mrowienie warg, gardła, toteż ptak
kaszlnął kilka razy. Napar sprawił, że gorączka nieco spadła, zwierzę
uspokoiło się.
Następnie ciemnowłosa związała włosy w zgrabny
koczek, by lepiej myśleć. Usiadła po turecku przed łóżkiem, na brudnej
podłodze. Dłonie położyła na udach, uprzednio przymknąwszy powieki.
Wsłuchaj się w szept wiatru.
Słuchaj..
Yskaa'r Otreei..Do
izby wdarł się lekki, chłodny wietrzyk, uprzednio otworzywszy drzwi na
oścież. Zaczął delikatnie muskać twarz dziewczyny. Po chwili nasilił
się, wzmocnił. Stał się o wiele zimniejszy, przeszywający i lodowaty.
Przewrócił wiadro z wodą. Co prawda było już ono prawie puste, jednak
bardzo ciężkie, gdyż było miedziane. Wiatr tak szalał, że o mało nie
wymiótł całej zawartości chaty. Jednak zarówno feniks, jak i An nie
ruszali się z miejsc, jakby byli przykuci łańcuchami. Szarooka zaczęła
mruczeć coś pod nosem. Stworzeniem zarzuciło tak mocno, iż znalazł się
na drugim końcu łóżka. Zwierzę odkaszlnęło głośno, momentalnie podmuchy
ustały, znikły. Kolory zaczęły wracać, pokrywając sobą ciało ptaka.
Złote i czerwone barwy przeplatały się ze sobą, świetnie współgrając i
łącząc się. Anaid uśmiechnęła się triumfalnie.
~*~
-
Nie wiemy jak ci dziękować. Drzewa również zostały uleczone. Tylko nie
wiemy jakim sposobem. Zapewne i tym, jak został oswobodzony Dygo. - dość
sporej wielkości, złotoczerwony Królewski Feniks stanął przed
dziewczyną, ukłoniwszy się z lekka, z całym szacunkiem. Stali na placu,
przed chatą Einah.
- Nie musicie. Był to dla mnie zaszczyt, Pharrelu.
Jest wielkim zaszczytem móc nieść pomoc jednemu z was. - odparła, nieco
beztrosko, a także łagodnie, uniósłszy w górę kąciki ust, tworząc coś
na kształt uśmiechu.
- Nigdy ci tego nie zapomnimy. - dodał drugi
ptak, skinąwszy do niej głową, upstrzoną złotymi cętkami. Był to Indygo,
feniks, któremu szarooka ocaliła życie. Następnie obydwa stworzenia
zatrzepotały skrzydłami i odleciały. Odgłos poruszania się ich skrzydeł
zdawał się być piękną muzyką, szczególnie dla wrażliwych, sylfidzich
uszu.
Po chwili z izby wyszła blondynka. W dłoni trzymała czerwone
pióra. Podeszła do ciemnowłosej, wsuwając je do kieszeni jej spodni.
-
Zatrzymaj je. Podobno mają magiczne właściwości. - powiedziała,
zwracając się do niej życzliwie i obdarzając ją uśmiechem, pomimo tego,
że jeszcze niedawno nakrzyczała na nią. Sylfidą targały wyrzuty
sumienia. Przeprosiła młodszą, za to wszystko. Wybaczyła jej. Wręczyła
jej też męską koszulę, aby ''zakryła ten goły brzuch'' - jak się
wyraziła.
Wydawać się mogło, że wszystko zakończyło się
dobrze. Anaid powróciła do stada z wykonanym zadaniem. Jednak musiała
jeszcze zajść w jedno miejsce.
~*~
Wyszła
spomiędzy drzew, uważnie przyglądając się widokowi, który miała przed
sobą. Dokładnie to chciała zobaczyć. Nie wiedziała, dlaczego chciała
przyjść w to miejsce, czemu znów miała nieumyślnie przywołać
wspomnienia. Ostatni raz. Obeszła dookoła niedokończony budynek.
Badawczym wzrokiem mierzyła każdy zakamarek, każdy cal, każdą chwilę
łapała w swoje ręce, jednocześnie chcąc je odgonić.
Usiadła na schodkach, mających za zadanie prowadzić do frontowych drzwi. Pociągnęła nosem. Teraz ci się zebrało na sentymenty. Dziewczyna otarła parę łez, które mimowolnie spłynęły z jej oczu. Łokcie oparła na udach, a na otwartej dłoni oparła głowę.
Pomyśleć, że miało to wyglądać zupełnie inaczej.
================================
Koniec. Ta dam. Musiałam napisać jeszcze raz, bo mi się usunęło i wgl. -.-'
Mam nadzieję, że się spodobało.
Zadanie wykonane.
Anaid (21:07)