Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

21 grudnia 2010

Opowiadanie Świąteczne III [Hecate]

20 grudnia 2010


-I jeszcze armia młotów pneumatycznych ! Ale myślę że je zgubiłam, zresztą nieważne -wysapałam, dysząc ciężko niczym stary parowóz.
Cała reszta (wraz z choinkami) gapiła się na mnie jak na kogoś nienormalnego.
-Dobra, spadamy stąd ! -wykrzyknęłam, przerywając chwilowe nastanie ciszy.
Orki i inni wrogowie byli coraz to bliżej.
-Mło... młoty ? -zdziwił się Tee.
-Żądamy zemsty, DRRR !!! ONA ZABRAŁA NAM BUTY ! -odpowiedziała chórem niszczycielska armia.
-O w mordę. To po nas -jęknęłam.
Po chwili jednak zauważyłam jak Zoltan toczy ogromną kłodę, którą po chwili zapełniła cała nasza drużyna. Czym prędzej zaczęliśmy zjeżdżać z górki, przewracając po drodze zboczone choinki. Po kilku minutach jazdy stanęliśmy przed wyzwaniem, bo kąt nachylenia stoku zaczął niespodziewanie się powiększać.
-W prawo, nie, w lewo ! W moje, nie twoje ! -próbowała się wcielić w rolę GPS'a Anaid.
-AAA ! Spadamy ! -wrzasnęła Tiff. -Pokój z wami !
-MUU ! -dopowiedziała Czempionka.
Wybiliśmy z "hopki" niczym ze skoczni i szybując przez chwilę w powietrzu zakończyliśmy swój lot w ogromnej zaspie śniegu. Gdy się wreszcie z niej jakoś wygrzebałam, dookoła nikogo już nie było. Zaskoczona całą tą sytuacją, postanowiłam poszukać moich przyjaciół. Stawiając nieuważnie pierwszy krok, od razu zaliczyłam glebę, potykając się na leżącej na śniegu butelce. Zdenerwowana podniosłam się i otrząsnęłam z białego puchu.
-Hej, hej -usłyszałam czyjś głos za sobą.
Gdy się obróciłam, okazało się, że należy on do czerwononosego renifera.
"Dobrze, że chociaż nie gada po hiszpańsku" - pomyślałam.
-Ave... -odpowiedziałam, uważnie się mu przyglądając. -Co ty tutaj robisz ?
-Przyszedłem ostrzec ciebie i twoich towarzyszy. W tym sęk, że to tak naprawdę zUy Mikołaj stoi za porwaniem prawdziwego Świętego... -mówiąc to wskazał porozumiewawczo na widoczne w oddali kominy fabryczne. -Nie jest dobrze, bo żywi się on dobrymi uczynkami. Jeśli niczego nie zrobimy, na świecie oprócz prezentów zabraknie i dobra.
Ze zdziwieniem na pysku słuchałam jego opowieści :
-Toż to rzeczywiście zUo -powiedziałam. -Tak czy siak, muszę odnaleźć moich towarzyszy.
-Idę z tobą -Czerwononosy ruszył kłusem w moje ślady.
Dopiero po kilku godzinach udało mi się odszukać resztę HOTN'owców, którzy zdecydowali się tak jak ja na tą wyprawę.
-Hec, myśleliśmy, że coś ci się stało -mruknęła Killer.
-Em... aha -odparłam nie wiedząc za bardzo co mam mówić.
Nagle zrobiło się nieciekawie. Otoczyła nas armia żołnierzy w świątecznych czapkach, uzbrojonych w grabie i motyki ogrodowe. Jeden z nich, najwyraźniej dowódca, stał w ruskiej czapce z czerwoną gwiazdą, przyglądając się nam głupkowato.
-O nie... -wymamrotał renifer. -To Wiesław Cuchniepięta, przywódca straży zUego Mikołaja. No to wpadliśmy...
_______
Tak, wiem. Wyszło dziwnie.... O: Jak coś poprzekręcałam, to przepraszam. Mam nadzieję, że aż tak nie zapieprzyłam tego opowiadania. Nie wiem niestety kto dalej pisze. o___O'
Hecate (19:23)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz