Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

7 lipca 2011

Zadanie - "Pierścień Czarnego Feniksa" cz. III [Aldieb]

06 lipca 2011


[Proszę czytajcie powoli, nie spiesznie, starając się wczuć w słowa i muzykę. Podkład jest bardzo długi, więc najprawdopodobniej jak skończycie czytać jeszcze trochę zostanie. ]

            Nie odrywałam ślepi od okrągłych basenów, przepełnionych po brzegi rdzawą cieczą. Ostra woń krwi wypełniała całe pomieszczenie, wciskając się w każdy, nawet najbardziej zakurzony kąt, przyprawiając mnie o mdłości. Ogień trzaskał cicho, rzucając na ściany migoczące cienie, wijące się w dzikim tańcu, niczym splecione ze sobą węże. Postąpiłam krok w przód. Za pierwszą łapą podążyła następna. Ciało było jakby wyrwane spod mojej kontroli. Szkarłat rozciągający się przede mną wywoływał u mnie fascynację, a zarazem odrazę. Chciałam cofnąć się, zawrócić, jednak napięte do granic wytrzymałości kończyny nadal poruszały się własnym życiem.
            Niespodziewanie poczułam, jak łapy uderzyły o kamienny murek. Zatrzymałam się gwałtownie, zaskoczona kiedy znalazłam się aż tak blisko. Metaliczny, gryzący w nozdrza zapach uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. W odbiciu rysującym się na mrocznej tafli, trudno było dostrzec rysy żywego stworzenia. Zdeformowane kształty, przypominały raczej potwora, rodem z najgłębszych czeluści piekieł, niż niepozorną wilczycę. Oblizałam nerwowo pysk, nie odrywając oczu od falującej czerwieni. Sumienie, czające się na granicy świadomości krzyczało do mnie, że powinnam jak najprędzej uciekać. Czarne macki oblepiające mój umysł, stłumiły jego ciche wołanie.Poddałam się im. Nieświadomie zbliżyłam łeb, do delikatnie drżącej powierzchni.W momencie, w którym mój nos dotknął lodowatej cieczy, odskoczyłam jak oparzona. Nie. Nie tego chciałam. W polu mojego widzenia mignął szary cień, pozostawiając za sobą falę mroźnej aury. Zamrugałam powiekami, gwałtownie się rozglądając, jednak nie dostrzegłam niczego. Najprawdopodobniej atmosfera tego pomieszczenia zbyt mocno wpłynęła na moją wyobraźnię, co za skutkowało dziwnymi omamami.
Ogarnęłam spojrzeniem jeszcze raz wielką salę. Czas było się stąd wynosić. Odwróciłam się raptownie i skierowałam pośpieszne kroki,w kierunku wrót znajdujących się na końcu komnaty. Kiedy zbliżyłam się do nich na odległość kilku metrów, te niespodziewanie uchyliły się, wydając przy tym przeraźliwy zgrzyt. Zamarłam, przerażona, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Jednak, wbrew moim oczekiwaniom, wyglądało na to, że nikt nie miał zamiaru wkroczyć do pomieszczenia. Bynajmniej wcale mnie to nie uspokoiło, lecz nie mogłam pozostać tutaj na wieczność. Z duszą na ramieniu przeszłam przez ciężkie odrzwia.
Rozszerzyłam, zdumiona, oczy. Zdecydowanie nie tego spodziewałam się ujrzeć. Przede mną rozpościerał się prosty korytarz, wykuty z najczystszego marmuru. Ściany były idealnie gładkie ozdobione przez ornamentowe wzory, wykute na wzór egzotycznych roślin, w które wplątane były dzikie zwierzęta oraz przeróżne geometryczne kształty. Co jakiś czas przejście zostało udekorowane rzymską kolumną, bądź niszą, w której znajdował się posąg, najprawdopodobniej pomniejszego bóstwa. Te misterne zdobienia, spokojnie można było porównać do największych dzieł krasnoludzkich, jednak wątpiłam, żeby naprawdę były przez nie wykonane. Od każdego milimetra tej budowli czuć było mroczną dzikość, w każdym rysie czy kształcie czaiła się czerń, dopełniana przez szydzące z obserwatora, wijące się żyłki minerału. 
A jednak, to nie to tak mnie zszokowało. Chociaż przyznaję, że pogłębiało ogólne wrażenie. Korytarz rozświetlony był jasnym, białym światłem, wydobywającym się bez pośrednio… ze ścian. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nie umiałam tego inaczej wytłumaczyć. Nigdzie nie mogłam dostrzec, żadnego źródła tego nietypowego oświetlenia.
W momencie, w którym chciałam postąpić krok na przód, odkryłam, że nie jestem wstanie. Łapy kurczowo trzymały się podłoża, nie mając ani krzty ochoty, zmienić swego położenia. Jakbym wrosła w ziemię. Zamiast w końcu się uspokoić, byłam jeszcze bardziej zestresowana. To nie było dobre światło. Mamiło, oszukiwało, skrywając prawdziwe oblicze tego miejsca. Rozumiałam to całym swoim jestestwem. Jednak nie miałam wyjścia. Musiałam podążać dalej. Wydostać się z tego piekła. A jedyna droga prowadząca ku wyjścia widniała właśnie przede mną.

------------------
Znowu bardzo krótko. Niezwykle krótko. @_@ W dodatku taka część, tak na prawdę nic nie wnosząca. Przerywnik. Ale mam potrzebę wstawienia czegoś. A ciąg dalszy idzie mi bardzo, bardzo opornie...
*W ciągu godziny napisała zaledwie trzy zdania...*
Aldieb (19:06)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz