22 września 2010
Pewien
mag, można by powiedzieć osoba obeznana z życiem, szanująca prawa
natury, żyjąca w zgodzie z nimi, mieszka w małej chatce za jeziorem,
łamie niepisane zasady jakie Ziemia ustanowiła. Chce panować nad
żywiołami, podporządkować je sobie, wszystkie. Przez to sprowadza
kataklizmy na dolinę, którą zamieszkuje. Owa dolina sąsiaduje z
terenami naszego stada. Twoim zadaniem jest unieszkodliwić obłąkanego
magika. Musisz uważać. Bowiem potrafi on przyjmować różne formy. Może
próbować wzbudzić w Tobie litość. Jedynym rozwiązaniem jest zabicie go.
Nie możesz się zawahać. Musisz pozbawić go życia przy pierwszym
podejściu, nie będziesz miała innej szansy. Jednak najpierw będziesz
musiała pokonać drogę do królestwa maga.
Destroy weszła na polanę, jej wzrok spoczął na Aldieb.
-
Al, chodź na chwilę do swojej jaskini - rzuciła demonica, samica Alpha
zaczęła iść w kierunku jaskiń, wilczyca o limonkowej grzywie ruszyła za
Nią dorównując kroku. Gdy weszły do pomieszczenia, w którym Aldieb
zazwyczał spędzała całą noc odezwała się.
- Więc co chcesz?
- Masz mapę do tego psychola?
- Jakiego psychola?
- No tego, dziadka - magika.
Al otworzyła szafkę i wyciągnęła zwój, rozwinęła go na ziemi przytrzymując po obu stronach łapami.
- Patrz - rozkazała - tu jest brama HOTN a dalej...
Des
już nie słuchała przyjaciółki, gdy ta prowadziła dalej swój denny i
niepotrzebny nikomu monolog wzięła w zęby mapkę i wycedziła.
- Dobra, już wiem, narazie. - owinęła mapkę kościstym ogonem i trzymała w górze.
Aldieb wiedziała, że Destroy jej nie słucha
- Trzymaj się
-
A więc tak - demonica przekroczyła bramę terenów jej domu i szła prosto
- mapka Mi nie potrzebna, dam radę. Ale nie mogę jej zgubić...a z
resztą chrzanię to - syknęła i dotknęła jednym, czerwonym pazurem i
lewej, przedniej łapy mapy która spaliła się zamieniając w popiół.
Przymrużyła
ślepia i szła przed siebię, dupa. Nie będzie słuchać innych, będzie iść
drogą wskazaną przez instynkt. Po godzinie szybiego biegu stanęła na
wzgórzu widząc wielkie zamczysko które było kilometr od miejsca
teraźniejszego pobytu wilczycy.
- Waaa - zdumiona szła powolnym krokiem w stronę zamku.
-
Ale ty jesteś głupia - usłyszała głos Sythera który wyskoczył z
wysokiej trawy - Myślisz, że ta posiadłość należy do tego maga?
- No a nie widzisz? Syth, właściwie co ty tu robisz?
-
Mieszkam sobie. Ślepa jesteś...tam mieszka ten Mag - gronostaj wskazał
pyszczkiem na małą, drewnianą chatkę po lewo. Wow, to małe coś to dom
tego psychodowna? Podbiegła do chatki.
Obwąchała drzwi, gdy
jej nos zetknął się z drewnianym domem poczuła silny chłód na karku,
miała oszronioną grzywę. Dotknęła łapą jednej z zewnętrznych ścian.
Powiał silny wiatr, straciła równowagę i upadła. Cholera, co jest?!
Z ziemi zaczęły wychodzić bardzo duże i grube korzenie, oplotły jej łapy i uniosły ku górze. Kurwa co to jest?!
Warknęła i próbowała rozerwać szczękami zielsko.
- Destroy, Destroy, Destroy - ochrypły głos rozległ się w okolicy, z chaty wyszedł magik - Biedna Des...
- Zamknij się, palancie.
-
Oj, niegrzeczna. - zaśmiał się pogardliwie i przybrał postać rosłego
basiora. Niezbyt oryginalne. Pnącza zniknęły a Destroy znowu upadła,
podniosła się i rzuciła na wilka który zmienił się w samą ją. - Znam
każdy Twój ruch, a ta grzywka... - dmuchnął powietrzem a limonkowa
grzywa zatańczyła wesoło i oklapnęła znowu - nie pasuje, kotku.
Skoczył na demonicę i przydusił ją, zmienił się spowrotem w starego czarodzieja. Odskoczył.
-
Hamw Ohea! - krzyknął a czarna samica została zamknięta w elektrycznej
kuli, gdy się poruszyła porażał ją prąd. - Oeh Tiau! - kula zmniejszyła
się, ryzyko spotkania z prądem było znacznie większe. Te jego zaklęcia
brzmiały jak sapnięcia i okrzyki Stanleja.
Aldieb miała rację, przy pierwszym podejściu. W głowie Destroy pojawiła się wizja o lekko zamazanym obrazie.
Wind
Windoo Hart. Wind Windoo Hart. Co? Obraz się wyostrzył, ujrzała siebie
jako nastolatkę ćwiczącą wiele zaklęć. Przypomniała sobie jedno, które
mogło zniszczyć kulę. Odchyliła łeb w tył i zawyła głośno, elektryczna
bania zadrżała. Nabrała dużo powietrza w płuca, wydała z siebie długi,
wysoki skowyt. Magnetyczne linie zniknęły, Des wylądowała na czterech
łapach. Skoczyła na starca i zacisnęła szczęki na jego szyi, głowa
potoczyła się po ziemi rozlewając krew. Jego ciało przybrało postać
płynnego metalu który wsiąknął w glebę. Obróciła się na pięcie i
odeszła...
-------------------------------------
NAJGORSZE
NA ŚWIECIE OPOWIADANIE =.=' nie dostosowałam się do zadania, cóż. Nie
mam teraz ogólnie dużo czasu bo mam zamiar jechać znowu na zawody i
codziennie przygotowuję się z psem >.>' a jeszcze jest dużo
obowiązków...np. hm...dom? Tak, dom.
Dziękuję za wyrozumiałość, Baj De Łej....
Destroy - Desiozaur
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz