[Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=zt9XrmQ9Fls&feature=related]
Siedzę na wilgotnej trawie i patrzę w las, wiatr rozwiewa moją sierść na różne strony. Zaczyna się...
_________________________________________________________________________
Ciepło,
jest mi ciepło... Chcą mnie stąd zabrać, buntuje się jak każdy, ale co z
tego ? Za słaby by móc coś na to poradzić. Teraz czuję zimno, chłód,
słyszę coś, ale nie wiem co. O tak... Znowu, od razu lepiej, lepiej niż
przedtem, coś miękkiego, ciepłego, grzeje moje małe ciało i nagle mokre
liźnięcie, czuje je na całym ciele... Narodziny, pamiętać je z takimi
szczegółami, dziwne, ja pamiętam. Czemu ? Może dlatego, że to jedne z
najcieplejszych dni mojego życia ? Może przez to, że posiadam moce,
jakie posiadam. Nie wiem... Otwieram oczy, pierwszy raz otwieram oczy i
co widzę? Pysk, długi pysk i oczy wpatrzone we mnie, ogromny nos styka
się z moim, malutkim. Merdanie ogonem i znowu to liźnięcie. Potem hmm..
Potem zaczynam się przyzwyczajać, zaczynam chodzić i biegać, wychodzić z
jaskini, poznawać świat. Czemu poznałem akurat ten zły świat ? Tego też
nie wiem... Moje stado, kiedy tylko pierwszy raz je zobaczyłem chciałem
wrócić to tej ciepłej sierści i dużego nosa, patrzyli na mnie dziwnie,
spojrzałem na wilczycę stojącą przy mnie, patrzyła na nich dosyć zimno,
wrogo, przysłoniła mnie łapami i ruszyliśmy dalej. Zwiedzać świat, a
raczej niewielki jego kawałek, wtedy tak ogromny dla mnie. Uśmiechała
się do mnie i goniła, zaczepiała.. Było tak codziennie, nauczyła wielu
rzeczy. Nie byłem jedynym szczeniakiem, ale kiedy chciałem podejść do
jakiegoś, słyszałem warki i ostrzeżenia tych większych, myślałem, że to
normalne, ale nie. W wieku 2 miesięcy pierwszy raz zobaczyłem ojca,
cieszył się, matka też, chociaż nie tak bardzo, czułem, że coś jest nie
tak. Rozmawiali, długo, siedziałem i przyglądałem się wszystkim
przechodnim, w ich oczach widziałem nienawiść, byłem mały, nie
wiedziałem co się dzieje. Niedaleko mnie siedziała mała wilczyca,
spoglądając w moją stronę merdała ogonem. Podniosłem się lekko i
ruszyłem w jej stronę lekkim truchtem, chciałem się bawić, kiedy byłem
już naprawdę blisko, poczułem straszny ból, zaskomlałem, nie widziałem
co się dzieje, ale kiedy ledwo otworzyłem oczy zobaczyłem, że wilczątko
jest daleko, stoi przed nią ktoś
- zostaw ją potworze ! - usłyszałem
tylko, nie mogłem się ruszyć... Co ja zrobiłem ? Nie wiedziałem nic, do
oczy napłynęły mi łzy, tak bardzo bolało... Pojawiła się ona, szybko
przybiegła do mnie i z łzami w oczach lizała mój ranny bok, ojciec stał i
przypatrywał się tylko, ona co chwile krzyczała coś w stronę stada.
Podniosła mnie delikatnie i zaprowadziła do jaskini, nie chciałem z niej
wychodzić, nawet kiedy już byłem zdrowy, chyba, że przy boku była ona.
Mijało tak parę miesięcy, miałem już ich niecałe 5. Szybko się uczyłem.
Matka dostarczyła mi podstawowe informacje, kim jestem jak się nazywam.
Ojciec, czasami się namalował. Źle nie było.. Do czasu.
- Ona nie
żyje - ojciec stał nade mną z poważną miną, otaczało mnie kilka
wilków... Pazury wbiły mi się w ziemię, oczy zrobiły się mokre...
Wbiegłem w las, biegłem jak opętany, potykałem się, raniłem i haczyłem o
krzaki, furia, pierwszy raz wtedy jej dostałem... Co było potem, czułem
się jak wyrzutek, popychany, podgryzany, przewracany przez starszych..
Coś takiego jak miłość zaczęło tracić dla mnie sens. Nie zwracałem uwagi
na zaczepki innych, nawet te brutalne, byłem sam. Siedziałem i
patrzyłem w niebo. Jednak pewnego dnia, jeden z wilków, mojego wieku..
Nie obrażał mnie, lecz ją, chodził za mną, doszło do bójki, z której nie
wyszedł cało, prawdę mówiąc wcale z niej nie wyszedł. Spojrzałem na
niego, umierał, patrzyłem mu w oczy, zszokowany tym, co zrobiłem,
poczułem wtedy ulgę, zrobiło mi się lepiej, młody, nie mający przy boku
nikogo.. Kto miał mnie odwieść od takiego pomysłu? Nie miał kto.. 6
miesięcy, różne metody walki, trenowałem z rówieśnikami, podczas ich
zaczepek, nikogo już wtedy nie zabiłem, zwykle to ja wychodziłem cało z
takich pojedynków, chociaż nie jeden raz oberwałem i to mocno.
Zabijanie, w ten brutalny sposób trenowałem na zwierzynie leśnej,
wyżywałem się w ten sposób. Zrobiłem się obojętny, stado już mnie nie
obchodziło, ani ja ich. Jednego dnia obudziłem się z strasznym bólem
oka, po pewnym czasie zaczęło krwawić, trwało to z 2 tygodnie, byłem
wtedy strasznie agresywny, w stadzie młodsi i rówieśnicy przestali mnie
zaczepiać, nie jeden straszy dostawał łomot podczas pojedynków, oko
bolało strasznie. Nie wiedziałem skąd, ale znałem każdy ruch swojego
przeciwnika, pokonanie ich stało się łatwością, przez co nienawidzili
mnie jeszcze bardziej. Kiedy oko przestało krwawić uspokoiłem się
trochę. 8 Miesiąc, dopiero wtedy znaleźli szczątki zabitego przeze mnie
członka stada. Obudzono mnie, 4 wilki rzuciły się na mnie, były dużo
starsze, zadałem im kilka ran, ale ich w porównaniu do moich były
niewidoczne, straciłem przytomność, obudziłem się po 2 dniach, leżałem
za jakimiś kratami. Co chwile ktoś mnie odwiedzał i rzucał obraźliwe
teksty, opowiadał co o mnie wie i o mojej matce, rzucałem się, chciałem
ich rozszarpać, byłem wściekły, oko ponownie zaczęło krwawić, bolało o
wiele mocniej, dostawałem strasznych napadów gniewu, z łatwością dało
się mnie wyprowadzić z równowagi. Na dokładkę tego, mało kiedy coś
jadłem czy piłem, nie mogłem się wydostać zza tych krat. Po kolejnych 2
tygodniach, oko ponownie przestało boleć. Nadal do mnie przychodzono i
obrzucano obelgami, wtedy nie reagowałem już tak agresywnie, często
miałem to gdzieś. W 3 tygodniu siedzenia za kratami jeden z wilków
podszedł do nich i przyglądał się mi z obrzydzeniem i nienawiścią w
oczach, wkurzyłem się, podbiegłem do niego i patrząc w oczy wydarłem się
,,Czego chcesz?!,, Wtedy to zobaczyłem, jakbym cofał się w czasie.
Widziałem jego życie, wszystko co zrobił złego, cały jego ból przeszedł
jakby na mnie, uczucie jakbym to ja przeżył to co on, odsunąłem się
gwałtownie i przewróciłem, zamykając oczy. ,,Co to było?!,, spojrzałem w
miskę wody, która leżała pod moimi łapami... Moje oko, oko nabierało
dziwnego wyglądu, wpatrywałem się w odbicie mając nadzieje, że tylko mi
się wydaje, że mam omamy, zmęczenie, ale to nie znikało, nadal je
widziałem... Podniosłem się przestraszony i zerknąłem na wilka stojącego
przy kratach, teraz w oczach miał strach, odskoczył od krat i pobiegł w
stronę reszty stada. Po chwili pojawiło się zgromadzenie, rada
starszych, w tym mój ojciec. Spoglądali na mnie, szeptali coś, ja
leżałem. Wpatrywałem się w nich z zaciekawieniem, nienawidziłem ich
coraz bardziej, cały czas coś do mnie mieli, a ja nie wiedziałem co i
dlaczego.. No właśnie dlaczego ? Ponownie zerwałem się i podbiegłem do
krat, spojrzeli na mnie, łapałem ich wzrok, każdego po kolei i.. Wtedy
dowiedziałem się wszystkiego, o sobie, właśnie wtedy dowiedziałem się
dlaczego mnie tak nienawidzą:
[muzykę przełączcie z 7.08min]
Przepowiednia.
Przed narodzinami, każda wilczyca szła do szamana, aby dowiedzieć się
czegoś o swoim dziecku, strasznie staroświeckie, ale trwało to już od
pokoleń. Nie dowiedziałem się dokładnie jaka była o mnie. Wiem tyle, że
po tej przepowiedni, często wybierano imię dla szczeniaka bądź
szczeniaków. Membu... Tak, moje imię, w języku mojego stada znaczy
,,zabić,,. Szok, bo co innego... Przepowiednia mówiła mniej więcej o
tym, że będę inny, że wniosę do stada ciemne dni, a w końcu, pozabijam
tak wielu, że stado będzie tylko wspomnieniem. Wszyscy uwierzyli w to,
dlatego tak mnie traktowano, z góry przypisano mi rolę czarnej owcy.
Odsunąłem
się od krat, nadmiar tych informacji spowodował osłabienie, za dużo na
raz. Zajrzałem w kilka umysłów, teraz już sam o tym wiedziałem. Ale jak ?
Rada zauważyła moje dziwne zachowanie, ponownie spojrzałem w ich stronę
i napotkałem wzrok ojca... :
,,Ona nie żyje,, .. Gówno prawda !
Zobaczyłem.. widziałem to ! Widziałem jak ją zabija, jak znęca się,
krzyczy. Nie powiedziała mu nic, nic o przepowiedni, myślał, że spłodził
normalne szczenie, a tym czasem dał życie ,,potworowi,, .. Zabił ją,
zabił z powodu przepowiedni... Ale nie tylko, nie wiedział, że miała
swoją tajemnicę, że ona też miała dziwne moce, co w połączeniu z jego,
dały... Tak ich moce skupiły się w moim oku, dziedziczne... Zabił ją z
powodu takich rzeczy i.. I dzięki temu stał się przywódcą stada. Alphą,
właśnie o tym marzył.
Cofnąłem się, wbiłem wzrok w ziemię, obraz jakby zapulsował w moich oczach.
-
Skurwysynu ! - rzuciłem się do krat - Zabiłeś ją ! Ty, a oni ci za to
wiwatują ! - Wykrzyczałem warcząc i obnażając kły, obraz ponownie
zapulsował i... Nie wiem.
Obudziłem się gdzieś, nie do końca
wiedziałem gdzie... Uczucie miłości całkowicie straciło już dla mnie
sens, nie istniało, nie było dobra i zła. Wyobrażałem sobie jak zabijam
wszystkich, każdego po kolei, a jego zostawiam na koniec. Na sam
koniec... Wiedziałem też, że na razie jestem za słaby by ruszyć na całe
stado. W głowie rodziła się tylko jedna myśl.. Zemsta. Wiedziałem jak
tam wrócić, postanowiłem jednak ruszyć dalej, przed siebie, trenować,
stać się jeszcze bardziej obojętnym, tak, by nie mogli złamać mnie ani
fizycznie, ani psychicznie. Dokonałem tego i teraz jestem tu... Zmieniło
się trochę, mam inne wartości, minimalnie zmieniły się, ale jednak. Nie
okazuję tego i na razie nie chcę, najpierw zemsta, potem... Zobaczymy
co dalej.
__________________________________________________________________________
... Lewe oko obwiązane mam przepaską, patrzę nadal w las i wciągam chłodne powietrze.
-
Pora ruszać - mówię sam do siebie i zerkam w tył, na polanę, gdzie z
daleka widzę paru członków stada. Odrywam łapy od powierzchni i ruszam w
drogę...
Membu (11:11)