13 września 2011
W
zapasach stada brakuje jednej rośliny. Niestety jest to niezbędny
składnik to utworzenia lekarstwa dla jednego z członków stada. Ziele to
rośnie na szczytach gór nieopodal terenów HOTN. Jednak musisz uważać.
Występuje tam bliźniacza roślina. Różni się ona jednym drobnym
szczegółem. Na liściach trującej znajdziesz ledwo widoczny biały
paseczek, który w blasku zorzy zalśni lekko. Jednak to nie wszystko.
Roślina ta jest wyjątkowo rzadka i cenna dlatego strzeże jej Strażnik
Gór. Musisz wykazać się sprytem, aby przekonać go by pozwolił Ci zabrać
roślinę i zdradził sposób przygotowywania, gdyż każdą z nich preparuje
się inaczej. Zdobądź składnik wraz z informacjami i jak najszybciej
dostarcz wszystko do medyków.
Słońce rozbłysło nad polaną. Niebo było bezchmurne, a Ciemnoszara uważnie słuchała tego, co miała jej do powiedzenia Szera. W umyśle analizowała sobie wszystkie zebrane informacje na temat zadania na profesję zielarki. Błękitnooka wadera skończyła mówić, a Reav'zhotka skineła jej łbem i przybrała postać demonicy. Odgarnęła z czoła kosmyki czarnych włosów, które miała zapięte w kok. Sterczały z niego dwa jastrzębie pióra, w tym jedno od nieznanego osobnika. Dziewczyna miała na sobie wąskie, ale wygodne spodnie koloru khaki ; przywiązana do ich nogawki jest skórzana pochwa na sztylety (W tym dwa na skórzanym pasku), szarą koszulkę z rękawami do łokci, długą brązową kamizelkę, sięgającą do bioder i związaną czarnym sznurkiem. Do tego pas na ekwipunek, przywiązany na prawym ramieniu [Pod łukiem, założonym na ów ramię] i kołczan. Uśmiechnęła się doń i i odebrała od niej zwój z raportem, chowając go do skórzanej torby.
- W takim razie wykonam je jeszcze dzisiaj. To do zobaczenia - posłała wilczycy łagodne spojrzenie. Uśmiechnęła się lekko i oddaliła się po to, by kroczyć po leśnej ścieżce, która prowadziłą w tylko jej znanym kierunku. A mianowicie do jej skromnego domostwa gdzieś na pustkowiu. Rzadko tam bywała. Miała teraz okazje zobaczyć, czy wszystko jest na swoim miejscu
Rozejrzała się po podwórzu, otaczającym niewielki dworek, po czym poczęła podejść do karej klaczy, pasącej się niedaleko. Pogładziła czule po chrapach i dosiadła. Stuknęła ją nogą w bok, by ruszyła, lecz za nim to zrobiła szepnęła doń spokojnie, przeczesując smukłymi palcami jej czarną grzywę.
- Ruszaj, Eris.
Zwierze ruszyło pędęm, uderzając swymi kopytami rytmicznie o podłoże. Zdawać się mogło, że ziemia pod nimi drży. Jej właścicielka zacisnęła dłonie na lejcach. Wbiła pusty wzrok w kierunku gór do których zmierzała. Czas mijał nieubłagalnie szybko. Otaczający je las powoli oddalał się z każdą chwilą, a po jakimś czasie już zupełnie został daleko w tyle. Z każdą chwilą jej cel był coraz bliżej, a po dłuższym odstępie czasowym mogła stanąć u podnóża gór. Zeszła z klaczy, która mogła odpocząć, po czym natychmiastowo przybrała postać lekko umięśnionej i smukłej Reav'zhotki, która była przystosowana do warunków górskich oraz wspinaczek. Bez chwili zastanowienie poczęła biec przed siebie, omijając zwinnie każdą przeszkodę tudzież ją poprostu przeskakując. Od tego szalonego, desperackiego pędu już brakowało jej tchu, jednak ani myślała się zatrzymać. Nie teraz. Lecz w pewnym momencie wilczyca zatrzymała się i zadarła łeb, by móc ujrzeć wierzchołek góry. Była już bardzo blisko. Wystarczyło, że przeskoczy nad niewielką przepaścią tuż przed nią, zejdzie na leśną ścieżkę i będzie cały czas biec. Wadera cofnęła się o kilkanaście kroków w tył. Nabrała powietrza do płuc, wypuszczając je z cichym świstem. Wadera starała się uspokoić. Bała się, ale musiała to zrobić. Przełknęła ślinę i wzięła spory rozbieg, napinając każdy mięsień, by przygotować się do skoku i odbić od ziemi za pomocą tylnych łap. Podczas 'lotu' spojrzała w dół. To był błąd. Przednie łapy Ciemnoszarej dotykały już ziemi, lecz całą reszte grawitacja nieuchronnie wciągała w przepaść. Z jej gardła wydobył się stłumiony warkot. Wysyczała także wiązankę przekleństw i wbiła panicznie pazury w ziemię, której się trzymała choćby nie wiem co. Coś ją zmotywowało, że zebrała w sobie siły, by z powrotem wgramolić się na ląd. Nie chciała ginąć. Jak już to napewno nie w taki żałosny sposób. Przecież miała dla kogo żyć - chyba. W każdym bądź razie wadera wspięła się na górę, po drodze zahaczając łapą o wystającą skałę, która zraniła ją w udo. Sukces. Gdy Kitsune leżała na ziemi, dysząc ciężko to spojrzała za siebie, by zobaczyć jak poważna jest rana. Miała lekko rozszarpane udo i złamaną łapę, jednak mimo tych obrażen dźwignęła swe ciało z podłoża, po czym kontynuowała bieg, aż do celu i nie zważywszy na zmęczenie oraz tępy ból w okolicy tylnej kończyny, który nasilał się za każdym razem, kiedy dotykała nią ziemi. Jakiś czas później była na samym szczycie góry, skąd było widać większość dobrze znanych jej terenów Stada Nocy. Zatrzymała się i zerknęła na ciemniejące niebo, pokryte chmarą ołowianych chmur. Nawet nie zauważyła, od paru godzin już jest wieczór. A przecież od dłuższego okresu słońce zachodzi wcześniej. Zaczęła więc szukać tej rośliny. Przetrząsała każdy kąt, by ją znaleść. I szczęśliwym trafem znalazła. Rosła na samym brzegu przepaści. Razem z drugą, bliźniacą. Oba kwiaty miały identyczne błękitne płatki, a liście, które były identyczne jednak wyróżniał mały szczegół, ale był nie widoczny gołym okiem. Mały, biały paseczel na listku, który właśnie zalśnił lekko w blasku zorzy. Tańcząca wesoło na niebie rozbłyskła się nad lasem niczym jasny, seledynowy płomień, będący niczym spektakularny pokaz. To był piękny widok i raczyła się jego pięknem. Kitsune była już w stu procentach pewna, że to jest ta roślina. Chwyciła ją za łodygę, wyciągając z ziemi tak, by się nie uszkodziła. I w tymże momencie ktoś ją zaszedł od tyłu i położył zimną, szponiastą łapę na grzbiecie. Wadera spojrzała za siebie i niemalże osłupiała z zaskoczenia.
- To znowu Ty?
- O, widzę, że ponownie się spotykamy, Kitsune. Po co i tym razem przyszłaś? - wychrypiał stary i sędziwy wilkołaczy starzec, który zdawał się obserwować poczynania wilczycy, jednak brak źrenic mówił jednoznacznie o wrodzonej ślepocie. Zaczął przeczesywać siwą brodę, w którą miał wplątane niewielkie gałązki, koraliki, piórka i medaliki. Ostatnim razem spotkała go na Lunarione. W podobnym celu. Zastanawiało ją jednak skąd on się nagle wziął w tym miejscu, ale nie miała czasu go o to pytać. Uśmiechnęła się chytrze w jego kierunku.
- Po roślinę, którą właśnie zabieram. Jest mi niezbędna do wykonania zadania, a także do lekarstwa dla jednego z członków mojego stada.
Staruszek pokiwał łbem, mamrocząc coś pod nosem. Wyciągnął zżółkły pergamin z sakwy i wręczył wilczycy. Uniósł kąciki pyska w uśmiechu i rzekł:
- Proszę. Tu jest w całości opisany sposób przygotowania na leczniczą miksturę. Jest on wysoce skomplikowany. Pamiętaj tylko o jednym - wywar musi być przygotowany podczas pełni księżyca, bowiem ten kwiat o tej porze ma niezwykłe zdolności lecznicze.
- Dobrze, będę pamiętać. Dziękuje Ci jeszcze raz i do rychłego zobaczenia - rzekła nader spokojnie i ruszyła żółwim tempem w drogę powrotną do domu, by dostarczyć Szerze to, czego chciała, a potem zająć się tą przeklętą, złamaną łapą.
Słońce rozbłysło nad polaną. Niebo było bezchmurne, a Ciemnoszara uważnie słuchała tego, co miała jej do powiedzenia Szera. W umyśle analizowała sobie wszystkie zebrane informacje na temat zadania na profesję zielarki. Błękitnooka wadera skończyła mówić, a Reav'zhotka skineła jej łbem i przybrała postać demonicy. Odgarnęła z czoła kosmyki czarnych włosów, które miała zapięte w kok. Sterczały z niego dwa jastrzębie pióra, w tym jedno od nieznanego osobnika. Dziewczyna miała na sobie wąskie, ale wygodne spodnie koloru khaki ; przywiązana do ich nogawki jest skórzana pochwa na sztylety (W tym dwa na skórzanym pasku), szarą koszulkę z rękawami do łokci, długą brązową kamizelkę, sięgającą do bioder i związaną czarnym sznurkiem. Do tego pas na ekwipunek, przywiązany na prawym ramieniu [Pod łukiem, założonym na ów ramię] i kołczan. Uśmiechnęła się doń i i odebrała od niej zwój z raportem, chowając go do skórzanej torby.
- W takim razie wykonam je jeszcze dzisiaj. To do zobaczenia - posłała wilczycy łagodne spojrzenie. Uśmiechnęła się lekko i oddaliła się po to, by kroczyć po leśnej ścieżce, która prowadziłą w tylko jej znanym kierunku. A mianowicie do jej skromnego domostwa gdzieś na pustkowiu. Rzadko tam bywała. Miała teraz okazje zobaczyć, czy wszystko jest na swoim miejscu
Rozejrzała się po podwórzu, otaczającym niewielki dworek, po czym poczęła podejść do karej klaczy, pasącej się niedaleko. Pogładziła czule po chrapach i dosiadła. Stuknęła ją nogą w bok, by ruszyła, lecz za nim to zrobiła szepnęła doń spokojnie, przeczesując smukłymi palcami jej czarną grzywę.
- Ruszaj, Eris.
Zwierze ruszyło pędęm, uderzając swymi kopytami rytmicznie o podłoże. Zdawać się mogło, że ziemia pod nimi drży. Jej właścicielka zacisnęła dłonie na lejcach. Wbiła pusty wzrok w kierunku gór do których zmierzała. Czas mijał nieubłagalnie szybko. Otaczający je las powoli oddalał się z każdą chwilą, a po jakimś czasie już zupełnie został daleko w tyle. Z każdą chwilą jej cel był coraz bliżej, a po dłuższym odstępie czasowym mogła stanąć u podnóża gór. Zeszła z klaczy, która mogła odpocząć, po czym natychmiastowo przybrała postać lekko umięśnionej i smukłej Reav'zhotki, która była przystosowana do warunków górskich oraz wspinaczek. Bez chwili zastanowienie poczęła biec przed siebie, omijając zwinnie każdą przeszkodę tudzież ją poprostu przeskakując. Od tego szalonego, desperackiego pędu już brakowało jej tchu, jednak ani myślała się zatrzymać. Nie teraz. Lecz w pewnym momencie wilczyca zatrzymała się i zadarła łeb, by móc ujrzeć wierzchołek góry. Była już bardzo blisko. Wystarczyło, że przeskoczy nad niewielką przepaścią tuż przed nią, zejdzie na leśną ścieżkę i będzie cały czas biec. Wadera cofnęła się o kilkanaście kroków w tył. Nabrała powietrza do płuc, wypuszczając je z cichym świstem. Wadera starała się uspokoić. Bała się, ale musiała to zrobić. Przełknęła ślinę i wzięła spory rozbieg, napinając każdy mięsień, by przygotować się do skoku i odbić od ziemi za pomocą tylnych łap. Podczas 'lotu' spojrzała w dół. To był błąd. Przednie łapy Ciemnoszarej dotykały już ziemi, lecz całą reszte grawitacja nieuchronnie wciągała w przepaść. Z jej gardła wydobył się stłumiony warkot. Wysyczała także wiązankę przekleństw i wbiła panicznie pazury w ziemię, której się trzymała choćby nie wiem co. Coś ją zmotywowało, że zebrała w sobie siły, by z powrotem wgramolić się na ląd. Nie chciała ginąć. Jak już to napewno nie w taki żałosny sposób. Przecież miała dla kogo żyć - chyba. W każdym bądź razie wadera wspięła się na górę, po drodze zahaczając łapą o wystającą skałę, która zraniła ją w udo. Sukces. Gdy Kitsune leżała na ziemi, dysząc ciężko to spojrzała za siebie, by zobaczyć jak poważna jest rana. Miała lekko rozszarpane udo i złamaną łapę, jednak mimo tych obrażen dźwignęła swe ciało z podłoża, po czym kontynuowała bieg, aż do celu i nie zważywszy na zmęczenie oraz tępy ból w okolicy tylnej kończyny, który nasilał się za każdym razem, kiedy dotykała nią ziemi. Jakiś czas później była na samym szczycie góry, skąd było widać większość dobrze znanych jej terenów Stada Nocy. Zatrzymała się i zerknęła na ciemniejące niebo, pokryte chmarą ołowianych chmur. Nawet nie zauważyła, od paru godzin już jest wieczór. A przecież od dłuższego okresu słońce zachodzi wcześniej. Zaczęła więc szukać tej rośliny. Przetrząsała każdy kąt, by ją znaleść. I szczęśliwym trafem znalazła. Rosła na samym brzegu przepaści. Razem z drugą, bliźniacą. Oba kwiaty miały identyczne błękitne płatki, a liście, które były identyczne jednak wyróżniał mały szczegół, ale był nie widoczny gołym okiem. Mały, biały paseczel na listku, który właśnie zalśnił lekko w blasku zorzy. Tańcząca wesoło na niebie rozbłyskła się nad lasem niczym jasny, seledynowy płomień, będący niczym spektakularny pokaz. To był piękny widok i raczyła się jego pięknem. Kitsune była już w stu procentach pewna, że to jest ta roślina. Chwyciła ją za łodygę, wyciągając z ziemi tak, by się nie uszkodziła. I w tymże momencie ktoś ją zaszedł od tyłu i położył zimną, szponiastą łapę na grzbiecie. Wadera spojrzała za siebie i niemalże osłupiała z zaskoczenia.
- To znowu Ty?
- O, widzę, że ponownie się spotykamy, Kitsune. Po co i tym razem przyszłaś? - wychrypiał stary i sędziwy wilkołaczy starzec, który zdawał się obserwować poczynania wilczycy, jednak brak źrenic mówił jednoznacznie o wrodzonej ślepocie. Zaczął przeczesywać siwą brodę, w którą miał wplątane niewielkie gałązki, koraliki, piórka i medaliki. Ostatnim razem spotkała go na Lunarione. W podobnym celu. Zastanawiało ją jednak skąd on się nagle wziął w tym miejscu, ale nie miała czasu go o to pytać. Uśmiechnęła się chytrze w jego kierunku.
- Po roślinę, którą właśnie zabieram. Jest mi niezbędna do wykonania zadania, a także do lekarstwa dla jednego z członków mojego stada.
Staruszek pokiwał łbem, mamrocząc coś pod nosem. Wyciągnął zżółkły pergamin z sakwy i wręczył wilczycy. Uniósł kąciki pyska w uśmiechu i rzekł:
- Proszę. Tu jest w całości opisany sposób przygotowania na leczniczą miksturę. Jest on wysoce skomplikowany. Pamiętaj tylko o jednym - wywar musi być przygotowany podczas pełni księżyca, bowiem ten kwiat o tej porze ma niezwykłe zdolności lecznicze.
- Dobrze, będę pamiętać. Dziękuje Ci jeszcze raz i do rychłego zobaczenia - rzekła nader spokojnie i ruszyła żółwim tempem w drogę powrotną do domu, by dostarczyć Szerze to, czego chciała, a potem zająć się tą przeklętą, złamaną łapą.
***
Z CHĘCIĄ TO POPRAWIĘ (Jeśli będzie taka potrzeba).
Nie podoba mi się jak cholera. Pisałam z przymusu i męczyłam to ponad dwa tygodnie. Nie prędko napiszę kolejne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz