28 września 2011
Odeszli.
Przez idealną ciszę nocy przedarł się cichy dźwięk. Pod czarnym całunem rozgwieżdżonego nieba rozbrzmiał chlupot. To mały kamyk wpadł do wody rozdzierając gładką powierzchnię jeziora i burząc jego krystaliczną toń.
Źródłem tego zamieszania była młoda dziewczyna, siedząca na brzegu niedużego akwenu. Plecami opierała się o twardą, wilgotną powierzchnię wielkiego głazu.Wieczór nie był zbyt ciepły, a od martwej skały z pewnością wionęło lodowatym chłodem. Mimo tego miała na sobie jedynie cienką bluzkę. Jej ręce pokryły się gęsią skórką, ale wydawało się, że nawet tego nie zauważyła.
Czarne kosmyki włosów wyplątały się spod spinki, wężowymi ruchami oplatając jej twarz. Szare oczy wbiła w migoczącą powierzchnię, ani na chwilę nie odrywając od niej wzroku. Zdawała się być nieświadoma tego co ją otacza, jakby nic do niej nie docierało. Z wyjątkiem licznych kamyków rozsypanych dookoła jej ciała. Opuszkami palców wodziła po ich nierównej, to znowu gładkiej powierzchni, niczym zahipnotyzowana.
W pewnym momencie zdecydowanym ruchem chwyciła jeden z nich i rzuciła nim w ciemną wodę znów wywołując cichy plusk. Z jej na wpół otwartych ust wydobył się ledwo słyszalny szept.
Odeszła.
Kolejne kamienie. Jeden po drugim. Czasami kilka na raz. I za każdym razem to słowo.
Odszedł.
Odeszła.
Odeszli.
Odeszli...
I przewijające się przed jej oczami twarze oraz pyski, znajome głosy dudniące w jej głowie. Ale wszystko jakby z oddali. Byli już tylko wspomnieniami.
Niespodziewanie coś się zmieniło. Wytrąciła się z szablonu, zatrzymując uniesioną rękę w powietrzu i zamarła na chwilę w bezruchu.
Wróciła.
Byliśmy ostrożniejsi. Ale wróciła. I została. Uśpiła naszą czujność, tak że znów zapłonęła iskierka nadziei. Pozwoliliśmy sobie zapomnieć.
Niewypowiedziane słowa rozbrzmiały w jej głowie donośniej, niż gdyby miała je usłyszeć.
I znów odeszła.
Kamyk powędrował w ślad swoich towarzyszy. Plusk. I drobne krople rozbłyskujące w srebrzystym świetle gwiazd.
Tym razem zanim cisnęła przedmiotem, wzięła go w obydwie dłonie, obracając czubkami palców i dokładnie się mu przyglądając, badając każdy jego szczegół.
Obiecała.
I odeszła.
I następny. Teraz już nawet się nie zastanawiała.
Przyrzekała. Przyrzekała...
A jednak zostawiła.
Odeszła jak inni.
Opuściła ręce. Jej pusty wzrok powędrował w kierunku ostatniego kamienia. Sięgnęła ku niemu dłonią, lecz w połowie drogi zawahała się, po czym ją cofnęła.
Jak oparzona zerwała się z miejsca. Nie wiedzieć dlaczego widok samotnego kamienia wśród szarobiałego piasku, sprawił, że poczuła nagłe ukłucie w swoim popękanym sercu. Gdzieś w miejscu gdzie ziała czarna, mroczna dziura.
-----------------------------
Tak, dotyczy virtuala. A nawet tego właśnie stada.
Pisane wczoraj. strasznie melodramatycznie mi wyszło. No się znaczy, dość. Nie najlepsza, ale dobra.
Myślałam żeby wstawić jeszcze jedno opowiadanie, no ale sama nie wiem... Jest chyba gorsze niż to. Tzn w tym sensie, że jest bardziej bezpośrednie. Albo może dlatego, że postanowiłam wstawić tam mój nienormalny wpis z pseudo pamiętnika. Albo dlatego ,zę dotyczy również reala. Pfyyy. Nie wiem. Zobaczę jeszcze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz