05 września 2011
Samotność
jest dobra, ale do czasu, kiedy wiesz, że możesz liczyć na to, że ktoś
ją przerwie. Ktoś, kogo obecność ukoi Twoje wyostrzone zmysły.
Ciepło
ciała siedzącej obok osoby, powoli gasiły obfite łzy szarych chmur.
Podobnie jak gasiły całe ciepło zawarte w przyjemnym, gładkim milczeniu.
Każda kropla spadająca na ciemną bluzę lub nagie ramiona, jak gdyby
oddalała od siebie niegdyś bliskie osoby.
Samotność jest dobra, gdy to ona Cię wypełni pozwalając czuć się wolną, nie osaczoną, a zarazem nie opuszczoną.
Ciemnowłosa
drgnęła niezauważalnie kiedy dziewczyna w kapturze wstała z ławki i
spojrzała w niebo. Z pozoru niezauważalnie. Już raz pokazała
przyjaciółce swoją słabość. Już raz pokazała, że tak bardzo zależy jej
na samopoczuciu osoby, która do pewnego czasu ją dopełniała. Nie miała
siły i odwagi by pokazać to znów, mimo że jej serce tłukło się
rozpaczliwie o żebra, jakby w rytmie wrzeszczącego szeptu; nie idź, nie
idź, nie idź... Dlatego tylko przyglądała się dziewczynie spod rzęs,
swoimi dzikimi oczami... Ta uniosła głowę wyżej, uśmiechając się.
Delikatnie. Ślicznie. To wiatr współgrający z kroplami deszczu wywołał
na jej twarzy ten uśmiech, zastępując nim niedawny grymas, który tylko
utwierdził Lady w tym, że dziewczyna omija temat samotności celowo.
Nie
jesteś samotna. Doszłaś tutaj ścieżką, którą dawno nikt nie szedł i
trafiłaś na mnie. Ja też odkrywam takie ścieżki, i też trafiłam tutaj,
gdzie znalazłaś mnie...Ty. To oznacza, że samotność ma nas już dość, nie
sądzisz?
Rozciągnęła ramiona na oparciu ławki, zrzucając z
nich długie włosy. Znów się oszukiwała... przecież tak naprawdę chciała
tylko poczuć skrawki ciepła jakie przyjęło drewno dotykające pleców
przyjaciółki. Zamknęła powieki, odchylając głowę w tył. Przez moment
czuła to, co zawsze. Przez moment znów chorobliwie chwyciła się nadziei,
że będzie tak jak dawniej. Przecież Ona czuła ten sam zapach deszczu i
ten sam wiatr bawiący się włosami. Przecież Ona była jedynym kluczem
pasującym do furtki otwierającą duszę Lady.
A my jej nadal łakniemy. Czyż nie?
Ktoś
brutalnie odebrał jej tą nadzieję, sprawiając, że deszcz stał się tylko
deszczem. Deszczem który był akurat taki tylko dla jednej osoby. Dla
nikogo więcej.
Nie idź.
Nie idź.
Nie idź.
Ale Ona poszła. Lady nie zrobiła nic, by Ją zatrzymać. By Jej pokazać, że tak bardzo chce, aby Ona została.Nie idź.
Nie idź.
Przed Nią.
Obok Niej.
Z nią...
Nie otworzyła oczu. Nie poruszyła się. Tylko tak mocno zacisnęła powieki, by nie pozwolić samotnym łzom stoczyć się po policzkach. Nie słyszała kroków oddalającej się dziewczyny. Przyjaciółki. Przed oczyma wciąż widziała radosne iskierki tańczące w złotych tęczówkach.
Nagle gwałtownie zwinęła się na ławce, zagryzając wargi do krwi, by stłumić jęk. Docisnęła kolana do klatki piersiowej i kołysała się w przód i w tył, wiedząc, że właśnie straciła coś, czego nikt nie będzie potrafił naprawić.
Nigdy.
Czyż nie...
Czyż nie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz