Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

1 września 2011

Początek bez końca cz. XIII [Szera]

01 września 2011
Początek bez końca cz. XIII
Miałam nie pisać, wiem. Ale od paru dni chodziło mi to po głowie. Nie mogłam się tego pozbyć chociaż i tak nie jestem przekonana czy słusznie zrobiłam...
Dodaję na początku wiersz Aldieb. te słowa są proste, niby banalne, a gdy je przeczytałam czułam jakby ugięły się pode mną kolana...

________________________________________________
Nicość.
Pustka.
Nic.
Pusto.
Cisza.
Ciemność.
I tylko krzyk.

Aldieb

Leżałam skulona, oplatając zimne ciało ramionami. Kolana podciągnęłam do klatki piersiowej. Z moich ust wydobył się cichy syk. Długie czarne włosy opadły na bladą twarz. Zacisnęłam powieki. Czyżby znowu? Stęknęłam cicho kurcząc się w sobie jeszcze mocniej. Całun ciemności rozciągał swe skrzydła nad moim ciałem niczym chciwe ramiona wyciągane w kierunku zagubionej duszy. Nie musiałam otwierać oczu aby to widzieć. Czułam to wokół siebie. Tę chłodną obecność. Była niczym dziki pies czyhający na swą ofiarę.Tylko po to by zabić… Czekał na jedno… Na jej najmniejszy błąd. Błąd…
Wrzasnęłam na całe gardło zaciskając dłonie na uszach.Wygięte palce wbiły się we włosy. Szarpnęłam delikatnie głową. Nie, to nie było to samo co wcześniej. Coś się zmieniło. Poczułam jak łzy płyną po policzkach, aby zniknąć w nieodgarniętym mroku. Znowu zaczęłam się rzucać. Musiałam się powstrzymać.Obolałe ciało wygięło się w łuk, gdy poczułam ucisk na karku. Te oczy. Ta twarz…Zdusiłam krzyk i nagle wszystko się zmieniło. Rozluźniłam się, a ból jakby połączył się z moim ciałem delikatnym dreszczem. Poczułam jak jego ramiona oplatają moje ciało. Ale nie był to palący dotyk. Dawał on ciepło. I nagle wszystko ustało…
Uklękłam podpierając się na rękach. Byłam jak szmaciana lalka. Powolnym ruchem przekręciłam głowę na bok. Kości strzeliły pozbywając się resztek bólu, który przed chwilą pożerał moje ciało i zmysły. Wstałam chwiejąc się.Moja dłoń powędrowała do ramienia. Wbiłam w nią paznokcie i pociągnęłam z całej siły. Podniosłam wzrok czując jak coś spływa powoli w kierunku przegubu. Mała czerwona kropla. Jej szkarłat działał na mnie hipnotyzująco. Powoli obserwowałam jej trasę dopóki nie zatańczyła ostatkiem sił na palcu. Ale nie ujrzałam jej końca. Spojrzenie padło na dwie zbliżające się postacie. Moje oczy rozszerzyły się w zdumieniu.
-MoonDance… - Wyszeptałam słabym głosem, który niknął w otchłani.– MoonLight…
Biała i Czarna zmierzały w moim kierunku. Wiedziałam, że to nie będzie takie samo spotkanie co poprzednio. Czułam jak emanuje od nich obcość.
-Bezimienna… - Warknęła biała. – Widzę, że stałaś się wyjątkowo słaba. – Zmierzyła moje ludzkie ciało wrogim spojrzeniem.
Moje usta wygięły się w bezlitosnym uśmiechu.
-W końcu upodabniam się do mojego prawdziwego ja. – Zaśmiałam się słysząc warkot wydobywający się z jej gardła. Nie miałam teraz litości. Nienawidzę, gdy obcy mówi mi, że jestem słaba. Tę krytykę trudno znieść. Nagle uśmiech zniknął z mojej twarzy. Obcy? Przecież one były mną. One to ja… Ale teraz było już na to za późno. Zatraciłam granice między rzeczywistością, a tym co się działo wewnątrz mnie, w umyśle, który powoli zaczynał mnie zwodzić.  Jedyne co zapamiętałam to cichy warkot i błyszczące wrogością dzikie ślepia…
***
Siedziałam na piętach ze spuszczoną głową. Nagle nogi osunęły się na bok, a ręce bezwiednie opadły na uda. Przerażona nie podnosiłam wzroku. Coś było nie tak. Ciemność wokół mnie zmieniła się. Jej chłód wniknął w moje ciało przeszywając umysł i zasnuwając go czarną wstęgą potępienia. Włosy zsunęły się z ramion. Poczułam jak coś cicho kapie na podłogę. Przeniosłam monotonny wzrok na swoją klatkę. Bladą dłonią dotknęłam plamy rozciągającej się na czarnej sukni, w którą byłam przyodziana. Więc czerń może być jeszcze głębsza…Odsunęłam palce i zamarłam. Krew? Ale nie moja. Nagle wyprostowałam się z cichym krzykiem. Poczułam jakby sama śmierć pociągała teraz za sznurki, a jej chłodny oddech czułam na karku. Jednak… moja…
-Płomień. – Szepnęłam cicho rozwierając szerzej powieki. Wokół mnie nie było już ciemności. Ciemny całun zniknął. Matowe dotąd oczy zaszkliły się,gdy odbijał się w nich blask ognia. Wyglądał on niczym dwie wałczące połówki.Zachłysnęłam się powietrzem. Nieopodal mnie leżały dwa ciała. Dwa wilcze ciała…- Zabiłam… siebie… - Zakrwawiona dłoń powędrowała do ust. Siedziałam tak niezdolna się ruszyć. – Zabiłam… - Szeptałam niczym człowiek, którego umysł zagubił się w wirze normalności. – siebie…
Nagle płomienie ustały. Ciała znikły. Zostałam jedynie ja. Nie.Nie tylko ja. Był ktoś jeszcze. Z ciemności wyłoniła się postać. Czarna sierść falowała. A we mnie wbite było spojrzenie tak znajomych i tak obcych ślepi.Jedno płonęło szkarłatem, a drugie pochłaniało niczym spokój lazurowej głębi.
Nie. to niemożliwe… Pokręciłam głową czując jak paraliż ogarnia moje ciało.
-To ty….
Szera (16:27)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz