24 września 2011
[Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=zt9XrmQ9Fls&feature=related]
Siedzę na wilgotnej trawie i patrzę w las, wiatr rozwiewa moją sierść na różne strony. Zaczyna się..._________________________________________________________________________
Ciepło, jest mi ciepło... Chcą mnie stąd zabrać, buntuje się jak każdy, ale co z tego ? Za słaby by móc coś na to poradzić. Teraz czuję zimno, chłód, słyszę coś, ale nie wiem co. O tak... Znowu, od razu lepiej, lepiej niż przedtem, coś miękkiego, ciepłego, grzeje moje małe ciało i nagle mokre liźnięcie, czuje je na całym ciele... Narodziny, pamiętać je z takimi szczegółami, dziwne, ja pamiętam. Czemu ? Może dlatego, że to jedne z najcieplejszych dni mojego życia ? Może przez to, że posiadam moce, jakie posiadam. Nie wiem... Otwieram oczy, pierwszy raz otwieram oczy i co widzę? Pysk, długi pysk i oczy wpatrzone we mnie, ogromny nos styka się z moim, malutkim. Merdanie ogonem i znowu to liźnięcie. Potem hmm.. Potem zaczynam się przyzwyczajać, zaczynam chodzić i biegać, wychodzić z jaskini, poznawać świat. Czemu poznałem akurat ten zły świat ? Tego też nie wiem... Moje stado, kiedy tylko pierwszy raz je zobaczyłem chciałem wrócić to tej ciepłej sierści i dużego nosa, patrzyli na mnie dziwnie, spojrzałem na wilczycę stojącą przy mnie, patrzyła na nich dosyć zimno, wrogo, przysłoniła mnie łapami i ruszyliśmy dalej. Zwiedzać świat, a raczej niewielki jego kawałek, wtedy tak ogromny dla mnie. Uśmiechała się do mnie i goniła, zaczepiała.. Było tak codziennie, nauczyła wielu rzeczy. Nie byłem jedynym szczeniakiem, ale kiedy chciałem podejść do jakiegoś, słyszałem warki i ostrzeżenia tych większych, myślałem, że to normalne, ale nie. W wieku 2 miesięcy pierwszy raz zobaczyłem ojca, cieszył się, matka też, chociaż nie tak bardzo, czułem, że coś jest nie tak. Rozmawiali, długo, siedziałem i przyglądałem się wszystkim przechodnim, w ich oczach widziałem nienawiść, byłem mały, nie wiedziałem co się dzieje. Niedaleko mnie siedziała mała wilczyca, spoglądając w moją stronę merdała ogonem. Podniosłem się lekko i ruszyłem w jej stronę lekkim truchtem, chciałem się bawić, kiedy byłem już naprawdę blisko, poczułem straszny ból, zaskomlałem, nie widziałem co się dzieje, ale kiedy ledwo otworzyłem oczy zobaczyłem, że wilczątko jest daleko, stoi przed nią ktoś
- zostaw ją potworze ! - usłyszałem tylko, nie mogłem się ruszyć... Co ja zrobiłem ? Nie wiedziałem nic, do oczy napłynęły mi łzy, tak bardzo bolało... Pojawiła się ona, szybko przybiegła do mnie i z łzami w oczach lizała mój ranny bok, ojciec stał i przypatrywał się tylko, ona co chwile krzyczała coś w stronę stada. Podniosła mnie delikatnie i zaprowadziła do jaskini, nie chciałem z niej wychodzić, nawet kiedy już byłem zdrowy, chyba, że przy boku była ona. Mijało tak parę miesięcy, miałem już ich niecałe 5. Szybko się uczyłem. Matka dostarczyła mi podstawowe informacje, kim jestem jak się nazywam. Ojciec, czasami się namalował. Źle nie było.. Do czasu.
- Ona nie żyje - ojciec stał nade mną z poważną miną, otaczało mnie kilka wilków... Pazury wbiły mi się w ziemię, oczy zrobiły się mokre... Wbiegłem w las, biegłem jak opętany, potykałem się, raniłem i haczyłem o krzaki, furia, pierwszy raz wtedy jej dostałem... Co było potem, czułem się jak wyrzutek, popychany, podgryzany, przewracany przez starszych.. Coś takiego jak miłość zaczęło tracić dla mnie sens. Nie zwracałem uwagi na zaczepki innych, nawet te brutalne, byłem sam. Siedziałem i patrzyłem w niebo. Jednak pewnego dnia, jeden z wilków, mojego wieku.. Nie obrażał mnie, lecz ją, chodził za mną, doszło do bójki, z której nie wyszedł cało, prawdę mówiąc wcale z niej nie wyszedł. Spojrzałem na niego, umierał, patrzyłem mu w oczy, zszokowany tym, co zrobiłem, poczułem wtedy ulgę, zrobiło mi się lepiej, młody, nie mający przy boku nikogo.. Kto miał mnie odwieść od takiego pomysłu? Nie miał kto.. 6 miesięcy, różne metody walki, trenowałem z rówieśnikami, podczas ich zaczepek, nikogo już wtedy nie zabiłem, zwykle to ja wychodziłem cało z takich pojedynków, chociaż nie jeden raz oberwałem i to mocno. Zabijanie, w ten brutalny sposób trenowałem na zwierzynie leśnej, wyżywałem się w ten sposób. Zrobiłem się obojętny, stado już mnie nie obchodziło, ani ja ich. Jednego dnia obudziłem się z strasznym bólem oka, po pewnym czasie zaczęło krwawić, trwało to z 2 tygodnie, byłem wtedy strasznie agresywny, w stadzie młodsi i rówieśnicy przestali mnie zaczepiać, nie jeden straszy dostawał łomot podczas pojedynków, oko bolało strasznie. Nie wiedziałem skąd, ale znałem każdy ruch swojego przeciwnika, pokonanie ich stało się łatwością, przez co nienawidzili mnie jeszcze bardziej. Kiedy oko przestało krwawić uspokoiłem się trochę. 8 Miesiąc, dopiero wtedy znaleźli szczątki zabitego przeze mnie członka stada. Obudzono mnie, 4 wilki rzuciły się na mnie, były dużo starsze, zadałem im kilka ran, ale ich w porównaniu do moich były niewidoczne, straciłem przytomność, obudziłem się po 2 dniach, leżałem za jakimiś kratami. Co chwile ktoś mnie odwiedzał i rzucał obraźliwe teksty, opowiadał co o mnie wie i o mojej matce, rzucałem się, chciałem ich rozszarpać, byłem wściekły, oko ponownie zaczęło krwawić, bolało o wiele mocniej, dostawałem strasznych napadów gniewu, z łatwością dało się mnie wyprowadzić z równowagi. Na dokładkę tego, mało kiedy coś jadłem czy piłem, nie mogłem się wydostać zza tych krat. Po kolejnych 2 tygodniach, oko ponownie przestało boleć. Nadal do mnie przychodzono i obrzucano obelgami, wtedy nie reagowałem już tak agresywnie, często miałem to gdzieś. W 3 tygodniu siedzenia za kratami jeden z wilków podszedł do nich i przyglądał się mi z obrzydzeniem i nienawiścią w oczach, wkurzyłem się, podbiegłem do niego i patrząc w oczy wydarłem się ,,Czego chcesz?!,, Wtedy to zobaczyłem, jakbym cofał się w czasie. Widziałem jego życie, wszystko co zrobił złego, cały jego ból przeszedł jakby na mnie, uczucie jakbym to ja przeżył to co on, odsunąłem się gwałtownie i przewróciłem, zamykając oczy. ,,Co to było?!,, spojrzałem w miskę wody, która leżała pod moimi łapami... Moje oko, oko nabierało dziwnego wyglądu, wpatrywałem się w odbicie mając nadzieje, że tylko mi się wydaje, że mam omamy, zmęczenie, ale to nie znikało, nadal je widziałem... Podniosłem się przestraszony i zerknąłem na wilka stojącego przy kratach, teraz w oczach miał strach, odskoczył od krat i pobiegł w stronę reszty stada. Po chwili pojawiło się zgromadzenie, rada starszych, w tym mój ojciec. Spoglądali na mnie, szeptali coś, ja leżałem. Wpatrywałem się w nich z zaciekawieniem, nienawidziłem ich coraz bardziej, cały czas coś do mnie mieli, a ja nie wiedziałem co i dlaczego.. No właśnie dlaczego ? Ponownie zerwałem się i podbiegłem do krat, spojrzeli na mnie, łapałem ich wzrok, każdego po kolei i.. Wtedy dowiedziałem się wszystkiego, o sobie, właśnie wtedy dowiedziałem się dlaczego mnie tak nienawidzą:
[muzykę przełączcie z 7.08min]
Przepowiednia. Przed narodzinami, każda wilczyca szła do szamana, aby dowiedzieć się czegoś o swoim dziecku, strasznie staroświeckie, ale trwało to już od pokoleń. Nie dowiedziałem się dokładnie jaka była o mnie. Wiem tyle, że po tej przepowiedni, często wybierano imię dla szczeniaka bądź szczeniaków. Membu... Tak, moje imię, w języku mojego stada znaczy ,,zabić,,. Szok, bo co innego... Przepowiednia mówiła mniej więcej o tym, że będę inny, że wniosę do stada ciemne dni, a w końcu, pozabijam tak wielu, że stado będzie tylko wspomnieniem. Wszyscy uwierzyli w to, dlatego tak mnie traktowano, z góry przypisano mi rolę czarnej owcy.
Odsunąłem się od krat, nadmiar tych informacji spowodował osłabienie, za dużo na raz. Zajrzałem w kilka umysłów, teraz już sam o tym wiedziałem. Ale jak ? Rada zauważyła moje dziwne zachowanie, ponownie spojrzałem w ich stronę i napotkałem wzrok ojca... :
,,Ona nie żyje,, .. Gówno prawda ! Zobaczyłem.. widziałem to ! Widziałem jak ją zabija, jak znęca się, krzyczy. Nie powiedziała mu nic, nic o przepowiedni, myślał, że spłodził normalne szczenie, a tym czasem dał życie ,,potworowi,, .. Zabił ją, zabił z powodu przepowiedni... Ale nie tylko, nie wiedział, że miała swoją tajemnicę, że ona też miała dziwne moce, co w połączeniu z jego, dały... Tak ich moce skupiły się w moim oku, dziedziczne... Zabił ją z powodu takich rzeczy i.. I dzięki temu stał się przywódcą stada. Alphą, właśnie o tym marzył.
Cofnąłem się, wbiłem wzrok w ziemię, obraz jakby zapulsował w moich oczach.
- Skurwysynu ! - rzuciłem się do krat - Zabiłeś ją ! Ty, a oni ci za to wiwatują ! - Wykrzyczałem warcząc i obnażając kły, obraz ponownie zapulsował i... Nie wiem.
Obudziłem się gdzieś, nie do końca wiedziałem gdzie... Uczucie miłości całkowicie straciło już dla mnie sens, nie istniało, nie było dobra i zła. Wyobrażałem sobie jak zabijam wszystkich, każdego po kolei, a jego zostawiam na koniec. Na sam koniec... Wiedziałem też, że na razie jestem za słaby by ruszyć na całe stado. W głowie rodziła się tylko jedna myśl.. Zemsta. Wiedziałem jak tam wrócić, postanowiłem jednak ruszyć dalej, przed siebie, trenować, stać się jeszcze bardziej obojętnym, tak, by nie mogli złamać mnie ani fizycznie, ani psychicznie. Dokonałem tego i teraz jestem tu... Zmieniło się trochę, mam inne wartości, minimalnie zmieniły się, ale jednak. Nie okazuję tego i na razie nie chcę, najpierw zemsta, potem... Zobaczymy co dalej.
__________________________________________________________________________
... Lewe oko obwiązane mam przepaską, patrzę nadal w las i wciągam chłodne powietrze.
- Pora ruszać - mówię sam do siebie i zerkam w tył, na polanę, gdzie z daleka widzę paru członków stada. Odrywam łapy od powierzchni i ruszam w drogę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz