09 września 2011
Wiatr smukłymi palcami gładził jej jasne włosy.
Parapet był przyjemnie zimny a noc pachniała tak słodko jak zawsze.
Siedziała tak, wpatrzona w przestrzeń, z nogami zwieszonymi nad przepaścią.
Kiwając się lekko w przód i w tył nie zdawała sobie sprawy z lasu wielkich budynków ciągnących się przed nią, myślami błądziła wokół tańczących, wolnych płomieni, zabijających białe świece coraz szybciej, szybciej z każdą łzą wosku.
Smak goryczy przeszłości pozostał w Jej ustach mimo wszystkich zmian które przywiodła teraźniejszość.
Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, pozwalając muskać się smugom wiatru i iskrom wspomnień. Całym rozluźnionym ciałem wstrząsnął dreszcz. Zacisnęła zęby czując że zajmuje się płomieniami przeszłości. Języki ognia, cierpienia lizały jej postać nie czując litości, chcąc jak najszybciej objąć ją żarem i zamienić w popiół. Ciężki, szary dym popłynął wraz z wiatrem by spowić w swych objęciach betonowy las.
Siedziała tak, na zimnym parapecie, dymiąca pochodnia, nie mogąca pogodzić się z tokiem losu.
~***~
Nigdy nie zastanawiaj się nad sensem. Świadomość jest najgorszym piętnem.
Wiatr
smagał bladą skórę dziewczyny. Stała pod latarnią obejmującą swoim
słabym światłem zaledwie skrawek chodnika, reszta niknęła w czerni będąc
poza zasięgiem wzroku. Otulona ciemnym płaszczem stała i wpatrywała się
w mrok. Czekała, niepewna czy wkroczenie w nieznane jest dobrym
pomysłem. Kluczyła od dawna spod jednego lampionu pod drugi mając
nadzieje na napotkanie czegokolwiek odmiennego. Teraz jednak zatrzymała
się. Kroki nie mają sensu, przechodząc przez ciemność, ryzykując
przemykanie przez oblane niepewnością drogi, natykała się tylko na
kolejne plamy światła, tak samo blade i nieciekawe jak poprzednie.Nigdy nie zastanawiaj się nad sensem. Świadomość jest najgorszym piętnem.
Pogodziła się już z smukłymi, napiętymi nićmi które przylgnęły do Jej nadgarstków, ramion, kostek. Nie miała sposobu na walkę z nimi. Póki nici kierowały jej ruchami nie miała pewności czy cokolwiek robi dobrowolnie. Chciała się uwolnić, bardzo chciała, ale jedynym sposobem na odzyskanie jakiejkolwiek kontroli było zerwanie włókien. Marionetka bez nici upada. Droga do wolności jest samobójstwem, wolność osiągnie dopiero kiedy opadnie bezwładnie na szary chodnik. Czy będzie to oświetlone miejsce pod latarnią, czy ciemna plama pomiędzy, zginie. Ale jeszcze nie teraz. Była przekonana że sama zdecyduje kiedy stanie się wolna, nie będzie czekać aż ktoś tam, u góry, pociągający za nici sięgnie po nóż. Kiedy znudzi mu się zabawa.
Tym czasem stała, wodząc wzrokiem po ciemności. Gdzieś na dnie tliła się w Niej nadzieja. Nadzieja pokładana w innych, pokładana w przyszłość. Czekała. Czekała... Może i pod którymś z kolejnych lampionów ktoś czeka i na nią? Może powinna zmierzać w Jego stronę?
A może to do Niej ktoś zmierza? Może jest ktoś kto tak jak ona krąży bez sensu, poszukując znaku? Może powinna na niego czekać?
Poczuła na skórze mokre krople. Ciche kapanie zamieniło się w szum, a chodnik w przeciągu sekund przybrał ciemniejszą barwę. Deszcz ciął zawzięcie tnąc smugę światłą latarni, tworząc szarą mgiełkę. Dziewczyna zacisnęła zęby i szczelniej wtuliła się w płaszcz. Westchnęła cicho a kłąb jasnej pary uleciał w powietrze. Ruszyła w stronę ciemności chcąc iść dalej, nie chętna czekać podczas ulewy kiedy coś rozkazało jej się odwrócić.
Słuchając wewnętrznego głosu obróciła się przez ramię i w przepełnionych zrezygnowaniem oczach pojawiła się iskra zaskoczenia, która szybko przybrała postać radości.1:45
Wśród wirujących w szaleńczym tańcu kropel ujrzała ciemny, słaby zarys postaci. Wynurzył się z cienia i kroczył spokojnie w jej stronę. Nie była w stanie przyjrzeć się postaci, deszcz ciął bez litości. Miała wybór, podejść, lub usunąć się w ciemność tak by nigdy jej nie znalazł. Cofnęła się tylko o krok i zamknęła piekące oczy kuląc w sobie, czekając.
- Trzęsiesz się. - Usłyszała cichy, spokojny i ciepły głos. Uniosła wzrok i ujrzała oblicze stojącego zaledwie centymetry od niej chłopaka. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. W tej jednej chwili deszcz bębnił ciszej o chodnik a chłód doskwierał mniej. Mimo odmiennych dróg był Jej bardzo bliski, mimo tego że łączyło ich tak mało, że niemal nic o nim nie wiedziała. Nie wiedziała też na czym to polega, ale pustka wydzierająca wnętrze stała się mniejsza.
Jednym szybkim ruchem rozpostarł jasne, ogromne skrzydła. Cicho zafurgotały gdy pierwsza fala łez natury uderzyła o delikatne lotki. Objął ją pierzastymi ramionami. Nie, nie wierzyła by był aniołem. Przynajmniej ona o tym nie wiedziała. Ale w tej chwili miał skrzydła i w tej chwili tylko z nim czuła się bezpiecznie, cieszyła się świadoma ulotności ciepła.
Reflektory zapłonęły. Krótki błysk przeciął rzeczywistość, a szary półmrok spowił świat zastępując czerń. On zniknął, znów pozostał obraz dni w samotności. Mimo tego że takie nigdy nie istniały.
___
Przynudzam, wiem. Poza tym wtajemniczeni których tu raczej mało będą wiedzieli dokładnie jakie połączenie z rzeczywistością ma fakt chłopaka. Oczywiście oparte na faktach, chociaż ujęte troszeczkę inaczej.
Jeżeli nie mogę publikować opowiadań związanych z realną postacią, krzyczcie.
Jeżeli macie jakieś zastrzeżenia, też piszcie, bardzo chętnie posłucham.
W sumie... wypowiadajcie się, ot co.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz