09 października 2010
***
-Dziś w jaskini panuje niezmierny spokój...
-Każdy
oszczędza siły, by nie zgłodnieć -Aspeney zaśmiała się do Aldieb, z
którą rozmawia.- Jedynie Luminara może dziś jeść -Aldieb odwzajemnia
śmiech przyjaciółki.
-No, cóż...Kto by przypuszczał, iż właśnie ona najwięcej zwierzyny naznosi...
-I owszem ja tak myślałam.
-Czekaj... Czy Set wracał na noc? Czy widziałaś go przez ostatnie godziny?
-Nie, nie miałam z nim styczności, niestety...
Aspeney
zmartwiła się. Zacisnęła zęby i spojrzała na ziemię. Zapadła głęboka
cisza. Cisza przenikająca głęboko do serca, które było jedynym źródłem
dźwięku. Irbisica zmarszczyła brwi i kurczowo zacisnęła łapę zbierając
kupkę kurzy z dna jaskini.
-Czy coś się stało?
Jak
na razie nic-Pomyślała samica, lecz nie pomyślała o tym, by wypowiedzieć
to na głos do Al, była zbyt zdenerwowana. Nie widziała tygrysa od
dłuższego czasu, to nie było normą. Set był duszą towarzystwa, nigdy
nigdzie nie przebywał sam, no chyba tylko gdy oglądał zachody, ale i tak
często zabierał młode, lub jakąś przyjaciółkę, lub znajomego. Nic się
ze sobą nie zgadzało...Nic! Skurczyła mięśnie w tylnych łapach i
kurczowo wyskoczyła z wysokiej półki skalnej uderzając z łomotem o
ziemię, lecz wstała z pół upadku i biegła ku wyjściu. Wybiegając
wyskoczyła przez przejście, a oślepiające światło przeniosło ją do
innego świata...
-Aspeney! Aspeney!
Znajomy
głos brzęczał w głowie samicy. Wszędzie było biało. Nad głową zobaczyła
znajomą twarz. Niewyraźną sylwetkę. Jak złe wspomnienie przesiane przez
sito czasu.
Obraz stawał się ostrzejszy. Wszędzie nadal biało.
-S...Set...
Irbisica
otworzyła oczy i wyraźnie ujrzała tygrys o białych oczach spadającego w
czarną poświatę, a w jej wnętrzu demony piekielne. Set bezwładnie do
niej wpadał, po chwili ktoś ją złapał, szarpnął, pociągnął... Lecz to
nic nie dało. Samica wpadła w odchłań wraz z drugą osobą, starającą się
jej pomóc. Było do Destroy. Czerń opętała ją i jej ciało wraz z Aspeney.
Ciemność zachodziła na jej ciało, aż w zupełności ją pochłonęła...
Bicie serca...
Uderzenie za uderzeniem...
Błysk...
Aspeney
obudziła się z letargu będąc w biegu. Straciła kontrolę nad sobą przez
nagły napływ niepozytywnych myśli, po czym z wielką prędkością uderzyła w
drzewo wybijając w nim ogromne wgłębienie. I znów cisza... Znów
ciemność...
***
Czarna
samica leżąc w ciemnej jaskini, którą upatrzyła sobie miejsce w
najciemniejszym miejscu w całym imperium stada nocy. Samica spokojnie
leżała. Wiatr znów zaczął chłostać doliny i wzniesienia. Odpoczywająca
samica odczuła lekki wstrząs. Po chwili kolejny. Zdziwiona spojrzała w
górę. Destroy po raz pierwszy odczuła coś takiego.
Chwila spokoju. Położyła się i stwierdziła, iż były to małe wstrząsy. Odpoczywa dalej.
Nagle
jej serce uderzyło z ogromną siłą, a wstrząs niemal rozsadził jej
ciało. Samica zobaczyła przed oczami omdlałą irbisicę. Zobaczyła
zniszczone drzewo, a po chwili obraz zniknął.
-ASPENEY!
Krzyk
samicy spowodował pęknięcia skał, wszystkie przechodzące tędzy
zwierzęta pouciekały, a ptaki poodlatywały. Każde zwierze włącznie z Setem oddalonym od reszty o kilkadziesiąt kilometrów usłyszał błagalne
wołanie, wyczuwając w nim prośbę o błąd w wizji, którą przeżyła samica.
Chwilę później Tygrys także odczuł drganie serca, po czym nie wiadomo
czemu, pomyślał o przyjaciółce... O Aspeney...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz