07 października 2010
Zachodzące promienie czerwonej tarczy słońca jak zwykle hipnotyzują
masywnego tygrysa, jakoby motyla kwiatostan złocisty ifejonu. Wiatr z
zachodu swobodnie targał jego lśniącym futrem i od czasu do czasu
zrzucał na samca sterty liści nieogarniętych. Krwawe niebo wzbudzało w
osobniku zachwyt i przyciągało jego wzrok nie pozwalając złamać uroku.
Lekko pożółkła trawa jesiennymi deszczami chłodziła łapy kotowatemu.
Wiatr na chwile ustał, a za chwile znów się wzmagał, jak narastająca
złość, która w końcu wybucha.
Gdyby nie pewien dźwięk samiec nadal trwałby w letargu...
Szelest...
Szmer...
-Secie... Czyżbyś znów "odleciał"? Obecny ciałem, a duszą w niebiosach, tak?
Znajomy głos brzmiał w uszach tygrysa.- Coś cię trapi?
-Nie,
nic. Jako żeby mógłbym opuścić takie widowisko? -Samiec wskazał osobie
stojącej za drzewami zachodzącą taflę promieni.-Co? Aspeney...
Znajoma
sylwetka samicy wyłoniła się zza masywnego pnia. Z wolna szła nieopodal
Setenesa. Wiatr znów się wzmógł. Zaspane oczy Aspeney spoglądały w
ostatnie błyski gwiazdy, a po czym ujrzała dwie błyszczące obiekty na
niebie.
-Zbliża się noc Setenesie, chodźmy stąd. Dobrze?
-Jakiż masz interes, aby mnie sprowadzić ku stadu? -Uśmiech rozbłysł na pysku tygrysa.
Chwila
ciszy spowiła dwójkę. Oba ogony poruszały się z gracją w powietrzu.
Samica spojrzała na ziemię, jakby nie słyszała pytania samca. Kolejna
chwila ciszy. Aspeney odwróciła się i zrobiła dwa kroki tam, skąd
przybyła.
-Jeśli... -Wymowę przerwał jej liść, który wpadł jej
na twarz. Lekki podmuch, a roślina spadł i ciągnięta wiatrem leciała
dalej.- Jeśli -Kontynuuje- się znudzisz przyjdziesz do głównej jaskini,
co?
-Jak się znudzi -Zauważa i podkreśla po czym uśmiecha się.
Samica
odreagowuje na gest i powtarza go ku samcu. Znów zapadła cisza, słychać
tylko delikatny gwizd wiatru. Aspeney odwróciła łeb i poszła ku
miejscu, o którym wspominała tygrysowi. Krótki wdech... i wydech. Set
położył się na ziemię i położył łapy na pysku.
***
W
jaskini znowu panował ogromny zgiełk. Wzdłuż długiej jaskini ciągnęły
się trzy ogniska, a zwierzęta dyskutowały na porozrzucanych półkach
skalnych w "komnacie". Aspeney przedzierała się żmudnie przez tłum
rozmawiających osobników różnych ras i różnych rozmiarów. Duszność w tym
miejscu to norma, ale niekiedy daje się we znaki każdemu. Wiatr smaga
drzewa na zewnątrz, mimo to jednak, żaden liść nie wpada do środka.
Krótki
przemarsz Aspeney w końcu się opłacił. Na jednej z półek zobaczyła swój
cel. Była nim Aldieb, władca, a raczej władczyni Stada Nocy.
Przeciskając się przez innych Aspeney zwróciła na siebie uwagę Alphy.
-Hej!... -Przerwa wywołana wpadnięciem na kogoś- Aldieb... -Znów- Czy już czas?
Samica wskoczyła koło Przywódcy.
-A, jak uważasz? Wszyscy są?
-No nie...
-Kto nie przyszedł...?
-Tylko Set, został tam gdzie go napotkałam... -Samica wyjrzała na przejście na dwór- Koło wodospadu gwiazd...
-No cóż... Zaczynajmy bez niego, co?
-No...Chyba musimy, już się inni niecierpliwią...
-Dobrze...
-Aldieb odwróciła się i wskoczyła skałę wyżej i wyżej. Spojrzała za
następną platformą i skok, i znów, a w końcu odpowiednie miejsce.
Wskoczyła pod sam sufit jaskini i głośną chrząknęła.- Drogie towarzyszki
i towarzysze!
Cała jaskinia zamilkła. Cisza i cisza. Każde
oko skierowane na samicę. To dziwne, że w przeciągu kilku chwil cały
zgiełk ucichł, a jedynym dźwiękiem było echo samicy, które stworzyła
przez wypowiedziane zdanie.
-Pamiętajcie, że jutro jest Dzień Życia, więc żadne z tutejszej zwierzyny nie może jutro zginąć!
Zapadła noc, cały las spowity jest już nocną mgłą. Samica kontynuuje.
-Ale
to dopiero jutro! Teraz każdy kto przyniesie jak najwięcej zwierzyny
jako jedyny będzie mógł jutro polować! -Znów podniósł się zgiełk- Z
dzisiejszej zwierzyny zrobimy ucztę, która musi starczyć nam na cały
jutrzejszy dzień, no po za tym, który upoluje najwięcej! Zaczynamy za...
-3! -Woła Aspeney.
-2! -Dołącza się Deastroy.
-1! -Krzyczą wszyscy po czym tłum znika w wyjściu w kilka sekund.
-Aha... I tak to jest... Każdy chce jeść ile może -śmieje się As.
***
Samiec
nadal odpoczywa. Jest okropnie zmęczony tym co się wydarzało przez cały
dzień. No ale cóż, takie jest to życie... Nocne niebo rozciągało się
nad ciałem tygrysa, a ziemia ciągle stygła i traciła swoje kolory. Błysk
oczu tygrysa był największym źródłem światła jakie było dostrzegalne.
Błyszczały jak gwiazdy, jasnym, błękitnym światłem. Spokojnie wstał,
rozciągnął każdy mięsień, każdą kość, a nawet język i uszy. Po chwili
jego ucho drgnęło... Dosłyszał nagły przeraźliwy hałas. Odwrócił się i
wyciągnął pazury, nikt na pewno nie chce go tak przywitać... Chwila
czekania... i...
-Aaaaaa! -Samiec cofa się, krzycząca osoba wpada na niego z hukiem...
-Tiff!
-No co? Myślałam że jesteś zwierzyną...
-Żartujesz?! Gdzie tam taki tygrys jak ja zwierzyną?!
-Wyglądałeś
jak duży dzik! -Po usłyszeniu tych słów samiec warknął i odszedł od
zdziwionej Tiff. Poszedł do ciemnej jaskini, w której zgaszono na razie
ogniska.
Wszedł do środka i rozejrzał się. Ujrzał kilka
znajomych sylwetek, a wśród nich zadumaną Aspeney. Przyszedł do niej i
zorientował się, iż ta jest zaniepokojona.
Przyjrzał się i wsłuchał.
-Ale jak to ktoś w czarnym stroju?
-Nie wiem, ale kazał dać to Setowi...
-Setowi? A od kiedy Set jest dla kogoś tak ważny? Bez urazy dla niego, oczywiście...
-Nie mam pojęcia, ale kazał, kazał i już!
Samiec wskoczył na równo z innymi i spojrzał na innych i przedmiot w łapie Aspeney.
Tętno
samca wzrosło, źrenice się skurczyły, mięśnie zesztywniały. Zaskoczona
Aspeney chciała się odezwać, ale widząc reakcje samca podała mu
pospiesznie szkatułkę z napisem:
"Qesto Sanium Century Ignis."
Tygrys
zaryczał i pochwyciwszy niezwłocznie wycofał się z jaskini i pospieszył
ku znanym tylko sobie miejscom. Chwila ciężkiego sprintu, kilka skrętów
i stop. Zasapany staną na kamieniu i ostrożnie ułożył skrzynkę na jego
czubku. Jedną łapą dotkną pudełka i przesuwał ją po całej jego
powierzchni. Ciemna warstwa kurzu spadła z przedmiotu i opadła
delikatnie na głaz. Samiec lekko uchylił wieko i spojrzał do środka.
Wcisnął łapę do środka i powoli wysunął trzymając zawinięty w aksamit
podłużny przedmiot. Rozwinął go i jego oczom ukazał się lśniący klucz z
platyny ozdobiony krwistymi rubinami. Tygrys włożył łapę do pojemnika po
raz drugi i wymacując delikatnie jego wnętrze wyciągnął kawałek kartki z
drukiem:
"Raz do stu tysięcy lat... jak głosi dziadów legenda, tajemnicza trójka wybrana zostaje, by życie innych podtrzymać stale. I aby krąg obracał się nadal na wykonanie testu macie tylko kwartał..."
Tygrys znów zajrzał przerażony do środka i
odkrył tkaninę przykrywającą dno skrzyneczki. Spojrzał na dno i zrobiło
mu się słabo. Wściekły uderzył w skałę, a po chwili trzask...Gruby i
długi kolec z lodu rozdwoił skałę i skrzynię... a na samej górze
zamarzniętej wody wykute drewniane tablice z wizerunkiem jego, Aspeney i
Destroy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz