24 października 2010
<PODKŁAD>
Nie było ich łatwo dogonić. Ich szybkość, cwaniactwo i zmyślność dorównywały naszym, co nie działało nam na korzyść. Wyglądało to jak obustronny pościg. Każda ze stron zajmowała pozycję łowcy, jak i zwierzyny. Wszyscy mieli się na baczności. Pułapki mogły czyhać wszędzie. Dowodem tego były rany na naszych ciałach. Jak widać Oni równie dobrze znali teren jak my. Rozejrzałam się. Razem z Aspeney i Birdlay biegłyśmy w nieładnym szyku.
-Szera. - Usłyszałam głos Kireda. W ostatniej chwili odbiłam się od ziemi. Cieniutka linia zabłysła w promieniach słońca. Bardzo znane, ale skuteczne.
-Dzięki... - Odmruknęłam. Z drugiej strony widziałam zarys sylwetki Bakary. Nadal nie wiedziałam co tutaj robi. Przynajmniej dzięki Niemu będę zdolna odnaleźć Lady. Odwróciłam od Nich wzrok przenosząc go dalej. Czułam się bezpieczna mając Ich u boku.
-Zaczynają zwalniać. - Poinformowała zaniepokojona Aspeney przywracając moje myśli do spraw teraźniejszych. - Miejcie się na baczności. Mogą coś kombinować.
To prawda. Nasza sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze. Powoli wszyscy, którzy wyruszyli na pomoc Aldieb zaczęli się rozdzielać... Wypadłyśmy na ogromną polanę. Stali na jej końcu uważnie się nam przypatrując i oceniając swoje szanse. My również się zatrzymałyśmy. Nie ma co ryzykować pochopnym działaniem. As wysunęła się trochę do przodu, natomiast ja z Birdlay zostałyśmy trochę w tyle czujnie obserwując otoczenie. Zapadła głucha cisza niosąca ze sobą cichą groźbę, która ciążyła nad wszystkimi. Mężczyzna uśmiechnął się szepcząc coś do kobiety. Ta posłała nam wredny uśmiech i odwróciła się rzucając do ucieczki. Zadziałałyśmy niczym jeden organizm. We trzy w zgranym szyku ruszyłyśmy w ich stronę. Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo. Po chwili rzucił coś w naszą stronę. W ostatniej chwili dostrzegłyśmy małe kuleczki, które wraz z dotknięciem ziemi wybuchły wypuszczając ukryty w nich dym. Biegłyśmy dalej próbując wydostać się z pułapki. Usłyszałyśmy szelest, a mój bok przeszył ostry ból. A więc ma zamiar powybijać nas wszystkie po kolei. Po chwili Birdlay syknęła cicho.
-Birdlay. - Mruknęła As. Ta skinęła łbem i odbiła się w górę znikając nam z oczu. Po chwili poczułyśmy mocny podmuch wiatru. Stanęłyśmy obserwując jak powłoka dymna powoli zaczyna znikać. Przez resztki mgły, która zasłaniała nam oczy dostrzegłyśmy go. Stał na środku polany uśmiechając się triumfalnie. Trzymał w ręku miecz. I nagle mnie oświeciło.
-To nie oni. - Obydwie spojrzały na mnie jakbym zaczynała majaczyć. - Przyjrzyjcie mu się. Nie ma metalowych części w swoim ciele. Musieli nas jakoś zmylić.
-Trzeba dorwać kobietę inaczej nic się nie dowiemy. Ona może nas doprowadzić do reszty. - Szepnęła Birdlay obserwując mężczyznę.
-Najpierw pozbędziemy się jego. - Skinęłyśmy łbami przyznając As rację. - Wypróbujmy jak szybki jest. - Objaśniła nam swój plan. Słuchałyśmy uważnie zapamiętując każdy szczegół. Po chwili As z Bird rzuciły się w jego kierunku. Ja ruszyłam w stronę gdzie ostatni raz widziałyśmy kobietę. Nie zdążyłam zrobić pięciu ful kiedy poczułam jak coś naciska na moją klatkę odpychając mnie w tył. Poleciałam parę metrów uderzając o ziemię i turlając się kawałek. Spróbowałam się podnieś. Kired i Bakara stali koło mnie. Nawet oni nie byli wstanie tak szybko zareagować. Rozejrzałam się. As i Birdlay biegły już w moją stronę.
-Będzie problem. - Mruknęła As.
-Nic ci nie jest? - Zaniepokoiła się Birdlay.
-Nie. Nic. - Uśmiechnęłam się do Niej przenosząc wzrok na As. - Co robimy?
-Birdlay z Kiredem zaatakują z jende... - Przerwało Jej głuche syknięcie Kireda. Westchnęła cicho. - Ja z Birdlay zaatakujemy z jednej strony, a ty z Nimi z drugiej. Musimy go zagonić w jedno miejsce. Będzie łatwej. - Bez większych ceremonii wprowadziłyśmy plan w życie. To była zabawa w kotka i myszkę. Raz my mieliśmy przewagę, a zaraz potem uświadamiał nam, ze to tylko złudzenie. Nagle stało się coś czego nie byliśmy w stanie przewidzieć. Birdlay skoczyła na niego. Ostrze miecza przebiło Jej ciało. Z pyska poleciała krew. Odrzucił Ją na bok z cichym śmiechem. Patrzyłam jak białe futro wilczycy nasiąka krwią.
-Birdlay... - Szepnęłam patrząc na Nią. Nagle wszystko przybrało inne barwy.
-As leć za dziewczyną.
-Nie Szera.
-As. - Przerwałam Jej. - Wiem, nie wygląda to najlepiej, ale jeżeli on nas tu dłużej przetrzyma możemy nie zdążyć. Jeżeli jest ich więcej dowiedzą się, że nadchodzimy. Może być już w tedy za późno.
-Ale... - Wydawało się, że powoli Ją przekonuje.
-As proszę. Nam nic nie będzie. Mam ich. - Wskazałam na towarzyszy stojących po bokach.
<PODKŁAD>
Irbisica skinęła łbem i odwróciła się do ucieczki. Mężczyzna zrobił ruch aby się na Nią rzucić. Nagle poczułam się silna. Rzuciłam się podcinając mu nogi. Upadł ryjąc ciałem ziemię. Wstałam i spojrzałam na niego. Pełen nienawiści wzrok skierował w moją stronę. Kątem oka ujrzałam jak As znika w gęstwinie lasu. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Nie było czasu się więcej zastanawiać. Widziałam jak wstaje i rusza na mnie. Kired i Bakara zaatakowali go z dwóch stron. Wykorzystał to, że żadnego nie ma przy mnie. Ostry sztylet przeciął mi skórę na łopatce. A więc chybił. Nie czekając dalej ruszyłam w jego stronę. Demony uskoczył kiedy na niego wpadłam, przednimi łapami czepiając się pleców, natomiast tylnymi klatki piersiowe. Syknęłam odsłaniając kły, którymi celowałam w jego szyję. Jednak nie dane mi było nawet musnąć skóry. Jego pięść idealnie trafiła w mój brzuch. Odskoczyłam kładąc uszy po sobie i jeżąc sierść na karku. Uśmiechnął się wycierając krew, która pociekła mu z pękniętej wargi. Zniżyłam tułów okrążając go. Delikatnie poruszałam ogonem wyczekując odpowiedniego momentu. W końcu odbiłam się. Chybiłam. Ostrze miecza przecięło mi skórę na policzku. Nie były to głębokie rany. Kiedy tylko wylądowałam zrobiłam zwrot wskakując mu na plecy. Jego reakcje można było przewidzieć. Starał się mnie zrzucić po czym z całym impetem uderzył o drzewo. Ale mnie już nie było na jego plecach. Uskoczyłam. A to wszystko dzięki zabawom z Lady. Syknął z bólu szukając mnie wzrokiem. Kiedy w końcu nasze oczy się spotkały odsłoniłam kły w ironicznym uśmiechu. Rzucił się na mnie. Wbiłam pazury w ziemię i odbiłam się w jego stronę. Niestety. Na mojej drodze pojawił się miecz. Jedyne co mogłam zrobić to ustawić ciało tak, aby zranił mnie jak najbezpieczniej. Ostrze przecięło mój bok. Kiedy moje ciało natrafiło na jego tors stało się coś dziwnego. Poczułam jak prąd wydobywa się z jego ciała. Odrzuciło mnie. Kiedy starałam się podnieść spojrzałam na niego. Siedział skulony jęcząc z bólu. Chciałam mu pomóc, ale rozbłysło oślepiające światło. Zacisnęłam powieki starając się to wytrzymać. Kiedy wydało mi się, że nastała ciemność otworzyłam oczy. W miejscu gdzie przed chwilą siedział mężczyzna leżał czarny jak smoła wilk. Jego klatka piersiowa uniosła się i opadła. Później ustała niezdolna do niczego. Poczułam jak łapy się pode mną uginają. Nie wiem co oni robili z tymi zwierzętami. Wolałam o tym nie wiedzieć. Rozejrzałam się za Birdlay. Nie było Jej. Ale... Ale to nie możliwe. Nie mogła tak po prostu zniknąć.
-Gzie Ona jest? - Szepnęłam do towarzyszy. Milczeli. - Gdzie Ona jest? Idźcie Jej szukać!
-Zostajemy z Tobą. - Odparł Kired.
-Nie. Musimy ją znaleźć. Musimy... - Ostatkiem sił podczołgałam się do czarnego wilka. Leżał w bezruchu. Musze mu pomóc. W końcu to nie była jego wina... Nie była... Padłam przed nim nie mogąc się już dłużej utrzymać. Zrozumiałam, że broń musiała być czymś nasmarowana. Piekło mnie całe ciało. Mój łeb uderzył o ziemię. Nie wiedziałam czy posłuchali mnie czy nie. Nie wiedziałam czy reszta, która została przy chacie wygrała. Nie wiedziałam czy As już udało się dogonić dziewczynę. Nie wiedziałam co się kryło pod jej maską człowieczeństwa. Nie wiedziałam czy Lady doszła gdziekolwiek tym tunelem. Poczułam ból. Siłę Kireda mieszającą się we mnie razem ze słabnącą trucizną. Co będzie dalej? Kto wie...
_______________________________
1. Przepraszam, ze tak późno, ale dopiero teraz znalazłam czas żeby to przepisać na komputer.
2. Nie udzielam się. Wiem. I za to również przepraszam. Niektórzy powiedzą, ze głupie gadanie, że nie mam czasu, ale niestety to prawda. Dużo w szkole, treningi powodują, że w tygodniu nie mam zbyt wiele czasu, a w weekendy nie jestem za bardzo dopuszczana do kompa. Staram się czytać notki i odpowiadać pod fotami, ale nie komentuje, ani nie pisze zbyt wiele. Nie wyrabiam się. Serdecznie za to przepraszam. Postaram się wchodzić częściej i komentować, ale nie obiecuję, że cokolwiek z tego wyjdzie.
3. Nie wiem kto piszę następną część. Z tego co wiem to miała być Anaid.
4. Jeżeli opowiadanie i podkład się komuś nie podobały niech napisze szczerze.
Nie było ich łatwo dogonić. Ich szybkość, cwaniactwo i zmyślność dorównywały naszym, co nie działało nam na korzyść. Wyglądało to jak obustronny pościg. Każda ze stron zajmowała pozycję łowcy, jak i zwierzyny. Wszyscy mieli się na baczności. Pułapki mogły czyhać wszędzie. Dowodem tego były rany na naszych ciałach. Jak widać Oni równie dobrze znali teren jak my. Rozejrzałam się. Razem z Aspeney i Birdlay biegłyśmy w nieładnym szyku.
-Szera. - Usłyszałam głos Kireda. W ostatniej chwili odbiłam się od ziemi. Cieniutka linia zabłysła w promieniach słońca. Bardzo znane, ale skuteczne.
-Dzięki... - Odmruknęłam. Z drugiej strony widziałam zarys sylwetki Bakary. Nadal nie wiedziałam co tutaj robi. Przynajmniej dzięki Niemu będę zdolna odnaleźć Lady. Odwróciłam od Nich wzrok przenosząc go dalej. Czułam się bezpieczna mając Ich u boku.
-Zaczynają zwalniać. - Poinformowała zaniepokojona Aspeney przywracając moje myśli do spraw teraźniejszych. - Miejcie się na baczności. Mogą coś kombinować.
To prawda. Nasza sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze. Powoli wszyscy, którzy wyruszyli na pomoc Aldieb zaczęli się rozdzielać... Wypadłyśmy na ogromną polanę. Stali na jej końcu uważnie się nam przypatrując i oceniając swoje szanse. My również się zatrzymałyśmy. Nie ma co ryzykować pochopnym działaniem. As wysunęła się trochę do przodu, natomiast ja z Birdlay zostałyśmy trochę w tyle czujnie obserwując otoczenie. Zapadła głucha cisza niosąca ze sobą cichą groźbę, która ciążyła nad wszystkimi. Mężczyzna uśmiechnął się szepcząc coś do kobiety. Ta posłała nam wredny uśmiech i odwróciła się rzucając do ucieczki. Zadziałałyśmy niczym jeden organizm. We trzy w zgranym szyku ruszyłyśmy w ich stronę. Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo. Po chwili rzucił coś w naszą stronę. W ostatniej chwili dostrzegłyśmy małe kuleczki, które wraz z dotknięciem ziemi wybuchły wypuszczając ukryty w nich dym. Biegłyśmy dalej próbując wydostać się z pułapki. Usłyszałyśmy szelest, a mój bok przeszył ostry ból. A więc ma zamiar powybijać nas wszystkie po kolei. Po chwili Birdlay syknęła cicho.
-Birdlay. - Mruknęła As. Ta skinęła łbem i odbiła się w górę znikając nam z oczu. Po chwili poczułyśmy mocny podmuch wiatru. Stanęłyśmy obserwując jak powłoka dymna powoli zaczyna znikać. Przez resztki mgły, która zasłaniała nam oczy dostrzegłyśmy go. Stał na środku polany uśmiechając się triumfalnie. Trzymał w ręku miecz. I nagle mnie oświeciło.
-To nie oni. - Obydwie spojrzały na mnie jakbym zaczynała majaczyć. - Przyjrzyjcie mu się. Nie ma metalowych części w swoim ciele. Musieli nas jakoś zmylić.
-Trzeba dorwać kobietę inaczej nic się nie dowiemy. Ona może nas doprowadzić do reszty. - Szepnęła Birdlay obserwując mężczyznę.
-Najpierw pozbędziemy się jego. - Skinęłyśmy łbami przyznając As rację. - Wypróbujmy jak szybki jest. - Objaśniła nam swój plan. Słuchałyśmy uważnie zapamiętując każdy szczegół. Po chwili As z Bird rzuciły się w jego kierunku. Ja ruszyłam w stronę gdzie ostatni raz widziałyśmy kobietę. Nie zdążyłam zrobić pięciu ful kiedy poczułam jak coś naciska na moją klatkę odpychając mnie w tył. Poleciałam parę metrów uderzając o ziemię i turlając się kawałek. Spróbowałam się podnieś. Kired i Bakara stali koło mnie. Nawet oni nie byli wstanie tak szybko zareagować. Rozejrzałam się. As i Birdlay biegły już w moją stronę.
-Będzie problem. - Mruknęła As.
-Nic ci nie jest? - Zaniepokoiła się Birdlay.
-Nie. Nic. - Uśmiechnęłam się do Niej przenosząc wzrok na As. - Co robimy?
-Birdlay z Kiredem zaatakują z jende... - Przerwało Jej głuche syknięcie Kireda. Westchnęła cicho. - Ja z Birdlay zaatakujemy z jednej strony, a ty z Nimi z drugiej. Musimy go zagonić w jedno miejsce. Będzie łatwej. - Bez większych ceremonii wprowadziłyśmy plan w życie. To była zabawa w kotka i myszkę. Raz my mieliśmy przewagę, a zaraz potem uświadamiał nam, ze to tylko złudzenie. Nagle stało się coś czego nie byliśmy w stanie przewidzieć. Birdlay skoczyła na niego. Ostrze miecza przebiło Jej ciało. Z pyska poleciała krew. Odrzucił Ją na bok z cichym śmiechem. Patrzyłam jak białe futro wilczycy nasiąka krwią.
-Birdlay... - Szepnęłam patrząc na Nią. Nagle wszystko przybrało inne barwy.
-As leć za dziewczyną.
-Nie Szera.
-As. - Przerwałam Jej. - Wiem, nie wygląda to najlepiej, ale jeżeli on nas tu dłużej przetrzyma możemy nie zdążyć. Jeżeli jest ich więcej dowiedzą się, że nadchodzimy. Może być już w tedy za późno.
-Ale... - Wydawało się, że powoli Ją przekonuje.
-As proszę. Nam nic nie będzie. Mam ich. - Wskazałam na towarzyszy stojących po bokach.
<PODKŁAD>
Irbisica skinęła łbem i odwróciła się do ucieczki. Mężczyzna zrobił ruch aby się na Nią rzucić. Nagle poczułam się silna. Rzuciłam się podcinając mu nogi. Upadł ryjąc ciałem ziemię. Wstałam i spojrzałam na niego. Pełen nienawiści wzrok skierował w moją stronę. Kątem oka ujrzałam jak As znika w gęstwinie lasu. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Nie było czasu się więcej zastanawiać. Widziałam jak wstaje i rusza na mnie. Kired i Bakara zaatakowali go z dwóch stron. Wykorzystał to, że żadnego nie ma przy mnie. Ostry sztylet przeciął mi skórę na łopatce. A więc chybił. Nie czekając dalej ruszyłam w jego stronę. Demony uskoczył kiedy na niego wpadłam, przednimi łapami czepiając się pleców, natomiast tylnymi klatki piersiowe. Syknęłam odsłaniając kły, którymi celowałam w jego szyję. Jednak nie dane mi było nawet musnąć skóry. Jego pięść idealnie trafiła w mój brzuch. Odskoczyłam kładąc uszy po sobie i jeżąc sierść na karku. Uśmiechnął się wycierając krew, która pociekła mu z pękniętej wargi. Zniżyłam tułów okrążając go. Delikatnie poruszałam ogonem wyczekując odpowiedniego momentu. W końcu odbiłam się. Chybiłam. Ostrze miecza przecięło mi skórę na policzku. Nie były to głębokie rany. Kiedy tylko wylądowałam zrobiłam zwrot wskakując mu na plecy. Jego reakcje można było przewidzieć. Starał się mnie zrzucić po czym z całym impetem uderzył o drzewo. Ale mnie już nie było na jego plecach. Uskoczyłam. A to wszystko dzięki zabawom z Lady. Syknął z bólu szukając mnie wzrokiem. Kiedy w końcu nasze oczy się spotkały odsłoniłam kły w ironicznym uśmiechu. Rzucił się na mnie. Wbiłam pazury w ziemię i odbiłam się w jego stronę. Niestety. Na mojej drodze pojawił się miecz. Jedyne co mogłam zrobić to ustawić ciało tak, aby zranił mnie jak najbezpieczniej. Ostrze przecięło mój bok. Kiedy moje ciało natrafiło na jego tors stało się coś dziwnego. Poczułam jak prąd wydobywa się z jego ciała. Odrzuciło mnie. Kiedy starałam się podnieść spojrzałam na niego. Siedział skulony jęcząc z bólu. Chciałam mu pomóc, ale rozbłysło oślepiające światło. Zacisnęłam powieki starając się to wytrzymać. Kiedy wydało mi się, że nastała ciemność otworzyłam oczy. W miejscu gdzie przed chwilą siedział mężczyzna leżał czarny jak smoła wilk. Jego klatka piersiowa uniosła się i opadła. Później ustała niezdolna do niczego. Poczułam jak łapy się pode mną uginają. Nie wiem co oni robili z tymi zwierzętami. Wolałam o tym nie wiedzieć. Rozejrzałam się za Birdlay. Nie było Jej. Ale... Ale to nie możliwe. Nie mogła tak po prostu zniknąć.
-Gzie Ona jest? - Szepnęłam do towarzyszy. Milczeli. - Gdzie Ona jest? Idźcie Jej szukać!
-Zostajemy z Tobą. - Odparł Kired.
-Nie. Musimy ją znaleźć. Musimy... - Ostatkiem sił podczołgałam się do czarnego wilka. Leżał w bezruchu. Musze mu pomóc. W końcu to nie była jego wina... Nie była... Padłam przed nim nie mogąc się już dłużej utrzymać. Zrozumiałam, że broń musiała być czymś nasmarowana. Piekło mnie całe ciało. Mój łeb uderzył o ziemię. Nie wiedziałam czy posłuchali mnie czy nie. Nie wiedziałam czy reszta, która została przy chacie wygrała. Nie wiedziałam czy As już udało się dogonić dziewczynę. Nie wiedziałam co się kryło pod jej maską człowieczeństwa. Nie wiedziałam czy Lady doszła gdziekolwiek tym tunelem. Poczułam ból. Siłę Kireda mieszającą się we mnie razem ze słabnącą trucizną. Co będzie dalej? Kto wie...
_______________________________
1. Przepraszam, ze tak późno, ale dopiero teraz znalazłam czas żeby to przepisać na komputer.
2. Nie udzielam się. Wiem. I za to również przepraszam. Niektórzy powiedzą, ze głupie gadanie, że nie mam czasu, ale niestety to prawda. Dużo w szkole, treningi powodują, że w tygodniu nie mam zbyt wiele czasu, a w weekendy nie jestem za bardzo dopuszczana do kompa. Staram się czytać notki i odpowiadać pod fotami, ale nie komentuje, ani nie pisze zbyt wiele. Nie wyrabiam się. Serdecznie za to przepraszam. Postaram się wchodzić częściej i komentować, ale nie obiecuję, że cokolwiek z tego wyjdzie.
3. Nie wiem kto piszę następną część. Z tego co wiem to miała być Anaid.
4. Jeżeli opowiadanie i podkład się komuś nie podobały niech napisze szczerze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz