16 października 2010
Podkład: http://www.youtube.com/watch?v=kiiFc1huZIA
Demonica biegła sprintem przez las mijając brunatno-szare drzewa. Oszukała. Oszustka. Kłamliwa, dwuulicowa. Zatrzymała się gwałtownie. To jej rodzina.
- Ty debilko - warknęła do siebie
Ufała rodzinie. Ufali jej. Ufali. Łza spłynęła po jej poliku spadając na ziemię. Poleciały następne. Zlizała gorzkie łzy smoczym jęzorem. W tejże chwili zobaczyła przed sobą siebie. Siebie gdy przybyła do tej watahy. Nikt jej tutaj nie chciał. Jednak przywykli do Niej. Stała się jednym z HOTNowców. Quick. Light. Light - cios poniżej pasa. Śmierć przyjaciółki. Chciała pójść za Nią. Miała tego dość, tylko by iść za córką, w realnej rzeczywistości za przyjaciółką, najbliższą. Za Magdą. Czuła się bezsilna. Okłamała watahę. Niby wielkie nic ale okłamała. W jakiej sprawie? Wie Aldieb, wie Tiara, wie MiChan. Ale nie wie Scarlett. Czas by jej również powiedzieć. Nie mogła tak żyć. Ruszyła. Biegła bardzo szybko. W ciągu ułamku sekundy była gdzieś indziej. Tereny Mazurskiej Watahy. Czuła się tutaj bezpiecznie. Nikogo nie oszukiwała, nie miała powodu. W HOTN chciała być w centrum uwagi. Głupia szmata. Uśmiechnęła się do siebie ironicznie. Zadrwiła z siebie. Idiotka. Co Ona sobie myślała?!
- Luna? - usłyszała znajomy głos. Tutaj nazywali ją Luną, kto znał Lunę ten był tu od dawna.
- Sheila? - cofnęła się, Sheila - Alpha Mazurskiej Watahy. Niegdyś bardzo licznej. Dziś już nieistniejącej.
- Luna - Sheila podeszła do Niej - coś się stało?
- Nic.
- Wiem, że coś.
- Okłamałam rodzinę - wyszeptała ochrypłym głosem
- To coś poważnego?
- Nie wiem. Ale liczy się że okłamałam.
Amerykańska wilczyca (Sheila) oparła łeb na karku demonicy.
- Nie martw się - szepnęła jej do ucha - Rodzina to rodzina. Wybaczy.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Leryn (Anaid) tak mówiła - uśmiechnęła się delikatnie, mówiła spokojnym, aksamitnym głosem
- Sheila, Ciebie również przepraszam - wyzwoliła się od łba amerykanki i patrząc na Nią zaszklonymi ślepiami dodała - muszę wszystko zacząć od nowa, zacząć żyć od nowa.
- Jeżeli zajdzie taka potrzeba, to zaczniesz żyć nowym życiem. Ale nie warto tracić tego, co jest cenne.
- Ale co?
- Twoja przeszłość i teraźniejszość.
- Nie rozumiem.
- Niedługo zrozumiesz - uśmiechnęła się pocieszająco.
- Dobrze, może zrozumiem. Dziękuję Ci.
- Bywaj, Luno. Mam nadzieję, że się niedługo spotkamy.
- Do zobaczenia. - odeszła opuszczając tereny MW. Może przebaczą? Nie wiadomo...
---
Źle dobrany podkład. Tyle.
Demonica biegła sprintem przez las mijając brunatno-szare drzewa. Oszukała. Oszustka. Kłamliwa, dwuulicowa. Zatrzymała się gwałtownie. To jej rodzina.
- Ty debilko - warknęła do siebie
Ufała rodzinie. Ufali jej. Ufali. Łza spłynęła po jej poliku spadając na ziemię. Poleciały następne. Zlizała gorzkie łzy smoczym jęzorem. W tejże chwili zobaczyła przed sobą siebie. Siebie gdy przybyła do tej watahy. Nikt jej tutaj nie chciał. Jednak przywykli do Niej. Stała się jednym z HOTNowców. Quick. Light. Light - cios poniżej pasa. Śmierć przyjaciółki. Chciała pójść za Nią. Miała tego dość, tylko by iść za córką, w realnej rzeczywistości za przyjaciółką, najbliższą. Za Magdą. Czuła się bezsilna. Okłamała watahę. Niby wielkie nic ale okłamała. W jakiej sprawie? Wie Aldieb, wie Tiara, wie MiChan. Ale nie wie Scarlett. Czas by jej również powiedzieć. Nie mogła tak żyć. Ruszyła. Biegła bardzo szybko. W ciągu ułamku sekundy była gdzieś indziej. Tereny Mazurskiej Watahy. Czuła się tutaj bezpiecznie. Nikogo nie oszukiwała, nie miała powodu. W HOTN chciała być w centrum uwagi. Głupia szmata. Uśmiechnęła się do siebie ironicznie. Zadrwiła z siebie. Idiotka. Co Ona sobie myślała?!
- Luna? - usłyszała znajomy głos. Tutaj nazywali ją Luną, kto znał Lunę ten był tu od dawna.
- Sheila? - cofnęła się, Sheila - Alpha Mazurskiej Watahy. Niegdyś bardzo licznej. Dziś już nieistniejącej.
- Luna - Sheila podeszła do Niej - coś się stało?
- Nic.
- Wiem, że coś.
- Okłamałam rodzinę - wyszeptała ochrypłym głosem
- To coś poważnego?
- Nie wiem. Ale liczy się że okłamałam.
Amerykańska wilczyca (Sheila) oparła łeb na karku demonicy.
- Nie martw się - szepnęła jej do ucha - Rodzina to rodzina. Wybaczy.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Leryn (Anaid) tak mówiła - uśmiechnęła się delikatnie, mówiła spokojnym, aksamitnym głosem
- Sheila, Ciebie również przepraszam - wyzwoliła się od łba amerykanki i patrząc na Nią zaszklonymi ślepiami dodała - muszę wszystko zacząć od nowa, zacząć żyć od nowa.
- Jeżeli zajdzie taka potrzeba, to zaczniesz żyć nowym życiem. Ale nie warto tracić tego, co jest cenne.
- Ale co?
- Twoja przeszłość i teraźniejszość.
- Nie rozumiem.
- Niedługo zrozumiesz - uśmiechnęła się pocieszająco.
- Dobrze, może zrozumiem. Dziękuję Ci.
- Bywaj, Luno. Mam nadzieję, że się niedługo spotkamy.
- Do zobaczenia. - odeszła opuszczając tereny MW. Może przebaczą? Nie wiadomo...
---
Źle dobrany podkład. Tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz