10 października 2010
Bezwzględna
cisza. Brak jakichkolwiek dźwięków. Cisza jak w szklanym labiryncie,
gdzie cierpienie nie może znaleźć ujścia. Brak żadnych możliwych zjawisk
natury. Po chwili słaby świst. Świst narastał, aż zmienił się w podmuch
wiatru. Ciało irbisicy bezpowrotnie spadało. Puste spojrzenie wspomnień
normalnie przeraziłoby do głębi, lecz tu samica nie odczuwała żadnych
uczuć. Żadnych bodźców. Żadnych doznań... Z czasem labirynt, w którym
znajdowała się samica oddalił się, choć Aspeney nie widziała w jaki
sposób go opuściła. Przed jej oczami przelatywały obrazy przeszłości.
Jedyne pozytywne myśli. Młodość. Dorastanie. Zatopiona w smutku swych
wspomnień nie dostrzegła nadchodzącej fali chłodu, fali mroku
bezkresnego. Jej serce zaczęło bić szybciej. Samica nawet nie wiedziała,
że tu je ma. Uderzenie, uderzenie. Ogromne pnącza cienia zaczęły
oplatać łapy i ciało samicy. Irbisica uspokoiła się. Uświadomiła sobie,
że jej psychika umiera, jej dusza odchodzi w zapomnienie. To koniec.
Wszędzie mrok... Twarz samicy zaczął oplatać czarny wąż, zaczął ją
dusić. Dopiero teraz irbisica w jakim jest niebezpieczeństwie. Zaczęła
krzyczeń, lecz ogromna próżnia wspomnień tłumiła każdy wydawany dźwięk.
Przerażona Aspeney ujrzała mały biały obiekt. Małą kuleczkę, która
powoli rozrastała się. Lecz zbyt wolno. Nic jej nie pomoże... Pomyślała o
swoich przyjaciołach, o Aldieb, Lunie, Lennie, i innych. Jej pogodne
myśli na ich temat dawały ukojenie strachowi, który opętał ciało kota.
Samica zamknęła oczy. W myślach dziękowała swoim przyjaciołom za
wszystko. Nie wierzyła, że od zwykłego uderzenia w drzewo umiera. W
głębi duszy czuła, iż to nie to było powodem jej przyszłego zgonu.
Przypuszczała nawet, że jej ciało już doznało zgonu, a teraz znajduje
się na sądzie, który dzieli ją między niebem, a umownym piekłem. A może
nawet czyściec. Jedyną częścią ciała, jaką widać spomiędzy reszty cieni
to tylko śnieżnobiała łapa. Tylko to się zachowało.
-Aspeney...
-Delikatny głos spowodował odejście mroku, a samica swobodnie unosiła
się w ogromnej przestrzeni bieli. Nie znała tegoż głosu, anie nie
widziała osoby, która go wypowiada. Była zupełnie sama. Nikogo wokół.
***
Destroy
nerwowo przemierzała las ogromnie szybkim sprintem. Nikt nie dogoniłby
tak szybkiego zwierzęcia. Wybiegła na ulicę, której nigdy nie widziała.
gnała w tylko znanym sobie miejscu. Po chwili błysk. Coś oślepiło
samicę. Ogłuszona upadała, a gdy wstała zobaczyła pudło z wysokim
metalowym "pniu" z napisem "fotoradar". Mimo wszystko samicy nie było do
śmiechu. Wstała i pognała tam, gdzie ciągnął ją umysł. W głębi duszy
czuła, iż stało się coś niedobrego, coś okropnego. Jej bieg z czasem
zamieniał się w poszukiwawczy trop. Teraz już nie wie gdzie jest, ale
nadal czuje, że coś ją ciągnie dalej. jakaś wewnętrzna siła, która
steruje jej mięśniami, nakazując im biec dalej.
Biec bez końca.
***
-Aspeney... -kolejny odgłos...
-T...Tak?
Zapadła
głęboka cisza. Nic nie mogło jej przerwać. Zaciekawiona irbisica
zaczęła się rozglądać. Ujrzała, że spokojnie upadał na pobielałą trawę, a
wokół ogromna polana. Wszędzie spokój. Tylko trawa, i nic więcej.
Czekając na nie wiadomo co Aspeney spokojnie ułożyła się na ziemi. Tam
gdzie była, było jej dobrze. Bardzo wręcz dobrze. Ujrzała nad sobą
lecące ptaki. Chwilę potem biegnące zwierzęta, kilka. Czekając w błogim
odpoczynku ogromny wstrząs postawił kota na nogi. Ogromne stada
wszelakiej zwierzyny, uciekającej przed nieokreślonym złem. Przed czymś
czego samica nie chciała ujrzeć. Wstrząsy nasilały się, wciąż i wciąż.
Samica nie mogła tego zatrzymać, bała się. Ogromnie się bała. Wstrząsy
nie ustawały. Samica poczuła chłód, który przed czasem ogarniał ją, gdy
myślała o swej śmierci.
-Nie daj się zwieść Aspeney. Jest w
tobie odwaga -Głos odezwał się tonem, który dał samicy do myślenia, że
na zawsze zamilkł. Nigdy się już nie odezwie. Zza pagóra samica ujrzała
poświatę, taka jak ogarniała ją niedawno. Czekając ujrzała ogromną falę
demonów, cienia i zwierząt piekielnych. Czuła że im nie sprosta. Lecz
oddźwięk głosu w uszach samicy podtrzymywał ją na duchu. Na razie...
Irbisica wzięła oddech i zamknęła oczy. Ruszyła w stronę fali. Chłód
ogarniał ją niemiłosiernie. Ciął jej ciało nieskalanym zimnem. Mróz
narastał i narastał. Aspeney czuła, że zbliża się do mroku. Po chwili
poczuła delikatny dotyk. Lekkie muśnięcie. Czekała chwilę, aż siła
odczucia się wzmocni. Otworzyła oczy i ujrzała trzymającego ją Seta i
zdenerwowaną Destroy. Poczuła się bezpieczna...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz