28 listopada 2010
|
Klacz
obudziła się wcześniej niż zwykle. Dużo wcześniej. Słońce jeszcze nie
wzeszło, a ona już była pełna energii. Zregenerowała się wyjątkowo
szybko, po zaledwie trzech godzinach snu. Pegazica od kilku dni chodziła
przybita, jakby wyparowała z niej cała chęć do życia. Tego dnia
postanowiła znaleźć swego rodzaju oazę, gdzieś z dala od zatłoczonych
terenów stada. Wiedziała, że to ciężkie zadanie - ma przecież duże
wymagania. Z pewnością nikt nie może jej tam odnaleźć, musi być tam
woda, trawa i przede wszystkim cisza. Chciała tam odpocząć od
codziennych wrażeń i poukładać sobie wszystkie myśli.
Wyruszyła natychmiast, nie żegnając się z nikim. Nie wiedziała, czy ktokolwiek mógłby za nią tęsknić. Dowie się tego za parę dni, gdy już wróci. Z pewnością stadni znów zastaną ją pełną humoru i pomysłów. Wierzyła w to całą duszą. Szła przez kilka godzin, nikt jej nie zaczepiał i nie przeszkadzał. Nie chciała rozłożyć skrzydeł czy nawet galopować. Gdy tak wędrowała, nie myślała o niczym. Wyłączyła całkowicie umysł i odpoczywała, napawając się pierwszymi promieniami wchodzącego słońca i pięknym zapachem żywicy. Po kilku godzinach zatrzymała się. Inne otoczenie sprawiło, że nie czuła zmęczenia, chociaż szła bez przerwy przez długi czas. To jednak nie wystarczyło jej, żeby się uspokoić. Chciała znaleźć jeszcze lepsze miejsce. Tutaj niestety nie ma wody, a przecież tak strasznie chciało jej się pić. Nie poddała się jednak i powędrowała dalej. Minęło południe, Tiara znalazła w końcu to czego szukała. Zachwycona weszła spokojnie do wody i ochłodziła się. Mimo, że na terenach HOTN już spadł śnieg, tutaj było ciepło. Po kilku minutach pławienia się w cudownie chłodnej wodzie, położyła się na trawie i zaczęła rozmyślać. Nie miała pojęcia, dlaczego ostatnio posmutniała, będąc w stadzie. Przecież nikt nic jej nie zrobił, nic się nie wydarzyło. Mogła wieść w dalszym ciągu bardzo szczęśliwe życie, ale teraz nie potrafiła się niczym cieszyć. Miała przecież w Stadzie Nocy wielu prawdziwych przyjaciół. Ze świecą szukać drugich takich osobowości! Rozumieli się doskonale i pomagali sobie nawzajem, więc dlaczego ona nie była zadowolona? Długie rozmyślania nie przyniosły jej odpowiedzi. Była zdruzgotana, bo to nie był jedyny jej problem. Wiele lat temu straciła kontakt z ojcem. Szczerze nienawidziła go za to, co zrobił. A konkretniej za to, czego nie zrobił. Bo nie zrobił nic, odkąd umarła jej matka. Zapomniał całkowicie o córce, zostawiając ją samej sobie. Po jakimś czasie podarował jej Licindę, której Tiara również nie znosiła. Ostatnio kontakty między nimi się polepszyły, a ojciec klaczy, próbował nawiązać z nią kontakt. Pegazica jednak nie miała największej ochoty się z nim spotkać, ale on nalegał. W końcu doszło to do skutku, a klacz dowiedziała się od niego, że jej mama nie zmarła w wyniku choroby, lecz zabił ją demon, który od lat prześladuje ich rodzinę. Tiara w końcu przestała o tym myśleć. Wstała i otrzepała się z kurzu. Poczuła się nieco lepiej. Stwierdziła, że była smutna, bo po prostu wpadła w dołek. Jeśli chodzi o jej ojca - nie wybaczy mu nigdy, że kłamał. Teraz wróci do stada, będzie cieszyć się każdą chwilą i spróbuje zapomnieć o tacie. Jednak w głębi duszy bała się tego co mówił. W trakcie tamtej rozmowy, poinformował ją, że nie powiedział jej prawdy, żeby ją chronić. Na samą myśl o tym, że może jej się coś stać, serce podskoczyło jej do gardła. Nie mogła zostawić HOTN. Nie chciała opuszczać żadnego ze swych przyjaciół. Ruszyła gwałtownie w las. Każdy szmer ją przerażał. Karciła się w duchu, że w ogóle przypomniała sobie o historycznej rozmowie. Galopowała przez puszczę, było ciemno, bo słońce nagle zaszło. Zrobiło się obrzydliwie zimno. Klacz nie przejmowała się tym, że kamyk utkwił jej w kopycie, że poraniła sobie ciało cierniami i gałęziami. Chciała tylko jak najszybciej wrócić do stada. W pewnym momencie drogę zagrodził jej wilk. Stanęła przed nim ze zdumieniem. Serce biło jej jak oszalałe, oddech stał się płytki i szybki. Ruszała nerwowo uszami, bo naokoło słyszała trzaski i szmery. Wilk zachichotał i oblizał wargi. Tiara wyciągnęła szyję w jego stronę i prychnęła ostrzegawczo, ten jednak nie zwrócił na to większej uwagi. Szedł w jej kierunku, cały czas patrząc w oczy przekrwionymi oczyma. Z krzaków wyszedł kolejny osobnik, potem jeszcze jeden. Z tyłu była ściana drzew. Nie zmieściłaby się między nimi, więc stała tam, uwięziona przez drapieżniki. Skrzydła trzymała przyciśnięte do ciała, położyła po sobie uszy i wystawiła zęby prychając nerwowo. W końcu jeden z wilków skoczył na jej grzbiet. Ruszyła wystraszona przed siebie, ale po kilku krokach drugi wilk wbiegł jej pod nogi. Mimo, że sam się poobijał, był zadowolony z siebie, bo Tiara upadła na ziemię, uderzając się boleśnie w głowę. Świat zawirował przed jej oczami, ale miała jeszcze siłę. Samiec, który przed chwilą siedział na jej grzbiecie, teraz dobierał się do jej nogi. Klacz szybko się podniosła i zatoczyła w miejscu. Po sekundzie wszystko wróciło do normy, gdy trzeci z drapieżników wbił pazury w jej ciało. Oszołomiona stanęła dęba, bijąc przednimi kopytami w powietrzu. Rżała przeraźliwie, aż wilki skuliły się przy ziemi. W końcu stanęła na czterech nogach i pobiegła przed siebie. Zabójcy biegli jednak szybciej i w mgnieniu oka znaleźli się przy niej. Znowu jeden z nich skoczył na jej grzbiet. Zaczęła wierzgać kopytami i machać głową. Uderzyła jednego z nich tylnymi nogami, a on skomląc uciekł w las. Została z dwoma osobnikami. Jeden kąsał jej szyję, a drugi biegał między nogami. Po chwili rzucił jej się do gardła, szarpiąc przy tym zaciekle. Klacz upadła bezsilnie na ziemię i wzięła kilka głębokich oddechów. Przypomniała sobie o swoich mocach i zdolnościach. Dlaczego nie zmieniła się w panterę, lwa, czy chociażby wilka?! Dlaczego nie sprowadziła deszczu meteorów? Dlaczego nie spróbowała stamtąd wylecieć? Gdy zobaczyła nad sobą potężną czarną postać, której kontury niemalże rozpływały się w powietrzu, zrozumiała czemu nie pomogła sobie mocami. To była jej ostateczna walka, z największym wrogiem. Walka na śmierć i życie. Demon pochylił się nad nią i ukazał ostre, białe zęby, cicho warcząc. W oddali zawył wilk. Jego głos wwiercał się w jej mózg. -Żegnaj Tiaro, Godin van de sterren*. Jesteś ostatnią z rodu gwiazd. - powiedział do niej czarny demon i zacisnął zęby na jej tchawicy. Tiara nie przekonała się, czy stado za nią tęskniło i nie dowie się tego już nigdy. Gdy umierała, była pewna, wiedziała, że odrodzi się w nowym wcieleniu. Miała szansę wrócić do HOTN, jednak wie, że nie zrobi tego. Nie chce znowu zranić wszystkich jego członków i narażać ich na niebezpieczeństwa. Postanowiła jednak, że będzie pilnować wszystkich istot z tego stada... |
Spoglądam na śmierć jako na tak konieczną dla istnienia jak sen. Odrodzimy się odnowieni o poranku.
Żyjąc w tym świecie, wierzę że będę w takiej lub innej formie – istnieć zawsze.
Żyjąc w tym świecie, wierzę że będę w takiej lub innej formie – istnieć zawsze.
Beniamin Franklin
A
więc do zobaczenia HOTN! Będzie mi Was brakowało... Walczyłam z tym
wszystkim, nie chciałam odchodzić od Was, ale teraz widzę, że muszę. Nie
umiem cieszyć się stadami tak jak kiedyś. Wszyscy się zmieniamy i
wszyscy niedługo zapomnimy o stadach. Ja postaram się nie zapomnieć, bo
to dla mnie jak druga rodzina.
Pisząc to opowiadanie, drżały mi ręce. Nie mam pojęcia czy dobrze mnie zapamiętacie i czy będziecie za mną tęsknić. Ja za Wami tęsknię już teraz, więc nie zdziwcie się, gdy spotkacie mnie czasami na chacie. Poza tym, mam jeszcze GG, Skype'a.
Nie znikam całkowicie - moja dusza tu zostanie. :) Poza tym, wierzę w to, że jeszcze kiedyś tu wrócę. I wy też w to wierzcie.
Amen.*Godin van de sterren - Bogini gwiazd
Pisząc to opowiadanie, drżały mi ręce. Nie mam pojęcia czy dobrze mnie zapamiętacie i czy będziecie za mną tęsknić. Ja za Wami tęsknię już teraz, więc nie zdziwcie się, gdy spotkacie mnie czasami na chacie. Poza tym, mam jeszcze GG, Skype'a.
Nie znikam całkowicie - moja dusza tu zostanie. :) Poza tym, wierzę w to, że jeszcze kiedyś tu wrócę. I wy też w to wierzcie.
Amen.*Godin van de sterren - Bogini gwiazd