Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

10 stycznia 2012

It's to cold outside for angels to die. [Tin]

10 stycznia 2012

[Przed przeczytaniem fajnie by było, gdybyście przeczytali tekst tej piosenki, bo właśnie nią się zainspirowałam. Można przy niej nawet czytać. http://www.tekstowo.pl/piosenka,birdy,the_a_team.html]

Została obudzona przez zimne światło słońca schowanego za chmurami. Powoli podniosła ciężkie powieki i dźwignęła się z kanapy. Jak to się stało, że zasnęła? Nie była pewna. Ściany dookoła pokryte obdartymi tapetami biły chłodem tak bardzo, że nawet ciepły koc nie zapewniał ochrony przed lodowatą stroną zimy. Czarnowłosa dziewczyna ruszyła do drugiego pokoju pocierając dłońmi zaspane oczy. W całym mieszkaniu umieszczonym na pierwszym piętrze budynku mieszkalnego były tylko dwa pokoje. Dwa obdarte, zniszczone, zimne i biedne pokoje, w których nikt – nawet Angie i jej syn Andy nie chcieli siedzieć. Dziewczyna podeszła do drzwi i stanęła w przejściu. Zawoławszy kilkuletniego chłopca włożyła na niego zdarte buty i kurtkę z kilkoma małymi dziurami. Nie mogła poradzić nic na to, że nie było jej stać na nową. Wsunęła czapkę na głowę i wyszła z mieszkania na przerażającą wręcz klatkę schodową zamykając za sobą drzwi. Oboje zeszli na sam dół, na podwórko. Powoli zaczynało się ściemniać, choć była dopiero 16 godzina dni były zbyt krótkie na cokolwiek. Zima była w tym roku bardzo mroźna. Chłód doskwierał zarówno młodej matce jak i jej dziecku, a wszechobecny śnieg zatrzymywał się we włosach dziewczyny by za chwilę stopnieć wśród czarnych kosmyków. Andy szedł dzielnie obok rodzicielki co jakiś czas potykając się. Angie złapała go za rękę idąc wśród starych bloków i małych sklepików, z których wychodzili upici mężczyźni. Dziewczyna nienawidziła ich, byli jak jeden z jej najgorszych koszmarów, gdy podchodzili i zaczynali się uczepiać jak rzep psiego ogona. Na szczęście dziś trzymali się z daleka. Biały puch skwierczał pod ich stopami co wyraźnie bawiło małego chłopca. Wreszcie doszli do swojego celu. Spory dom handlowy stał kilkanaście minut drogi od mieszkania Angie i Andiego. Tylko kilka pomieszczeń w nim było wykorzystanych, reszta była bez szyb, a te, które służyły komuś były przeważnie przykrywką dla magazynów narkomańskich. Czarnowłosa usiadła na jednej z ławek umieszczonych po drugiej stronie pustej ulicy i posadziła synka obok siebie. Otuliła go mocniej kurtką i rozejrzała się dookoła. Na ławce obok również siedziała dziewczyna, zdecydowanie brzydsza od An, ale wyglądała na miłą. Prawdopodobnie siedziała tam w tym samym celu co matka chłopczyka. Obie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie jakby tym ciepłym uśmiechem chcąc ogrzać się wzajemnie, po czym w zasięgu ich wzroku pojawił się jakiś mężczyzna. Niski, chudy, z brązowymi włosami. Miał na sobie trochę za dużą skórzaną kurtkę i trzymał ręce w jej kieszeniach. Zastanawiał się chwilę, do której z dziewczyn ma podejść. Angie błagała w duchu, by wybrał tą drugą, jednak szybko zganiła się. Ma zrobić to dla niego, dla Andiego. Muszą żyć, muszą... Chudzielec ostatecznie podszedł do niej i uśmiechnął się wrednie.
-Ile masz lat?-zapytał chłodno.
-Dwadzieścia dwa.-odpowiedziała zgodnie z prawdą, starając się powstrzymać drżenie głosu.
-A to co? Twój bachor?-wskazał na chłopca, który nawet nie zareagował. Próbował tylko złapać na język płatki śniegu wyraźnie widoczne w świetle ulicznej latarni.
-Nie, to mój młodszy brat.-skłamała.
-Okej, mała. Idziemy.-ruszył przez przejście nakazując dziewczynie gestem ręki, by poszła za nim.

Znaleźli się w końcu w małej piwnicy. An podeszła do synka i nakazała mu zaczekać przed drzwiami, tak też zrobił. Uśmiechnęła się do niego lekko, jednak gdy wróciła do pomieszczenia ogarnął ją strach i panika. Tak strasznie nie chciała, tak strasznie pragnęła być teraz w jakimś ciepłym i przytulnym miejscu bez tego przerażającego mężczyzny. Jednak nic nie mogła zrobić. Zbyt długo szukała pracy bez skutku, a bezradność sprowadziła ją na samo dno. Zacisnęła powieki, gdy facet podszedł do niej i rzucił ją na ziemię, poczuła ostry ból czaszki i straciła przytomność. Na całe szczęście.

Obudziły ją hałasy, szybko otworzyła oczy z myślą o Andym. Jednak to co zobaczyła zdziwiło ją tak bardzo, że oniemiała. Stał tam ON. On tam był i odsunął od niej strasznego faceta dając mu ostrego kopniaka w brzuch. Nadal byli w piwnicy, jednak było w niej jakoś cieplej, jakby czuła JEGO ciepło pomimo kilkumetrowego dystansu, który ich dzielił. Tak ciepło. Jej syn podszedł do NIEGO, gdy było już po wszystkim.
-Tata?
-Tak. To ja.
ON uśmiechnął się lekko i wszyscy razem poszli do domu. Tacy szczęśliwi swoją wzajemną obecnością. Poszli spać w domu. Angie obudziła się rano czując jego ciepło obok siebie, bliskość. Tak, że wszystko było kolorowe.

An otworzyła opuchnięte powieki i poczuła bardzo ostry ból głowy pozostały po upadku. Zaschnięte łzy na policzkach były mocno wyczuwalne, a nad dziewczyną stał mały chłopiec wpatrujący się w nią, leżącą na podłodze w piwnicy. Od utraty przytomności mogło minąć najwyżej kilka godzin. Mimowolnie znów zaczęła płakać, nie mogła już powstrzymać łez, nie dziś, gdy ten sen był tak realny. Błagała by wrócił, by jej już nie zostawiał, by nie pozwolił synowi dorastać bez ojca. Ona sama jest za młoda na bycie matką. Ale nic nie poradzi. Podniosła pięć dolarów leżących na jej brzuchu, tylko pięć. Wstała chwiejnie i wyszła z budynku ciągnąc syna za rękę.
-Chodź Andy, kupimy Ci nowe ubranie jeśli starczy nam pieniędzy. Oszczędzałam dla Ciebie. Teraz jest za zimno nawet, by anioły latały.
By anioły umierały.
Tin (16:28)