19 stycznia 2012
Tik… Tak… Tik, tak… Tak, tik… Tik…
Tykanie zegara rozchodziło się drżącym echem po kamiennych ścianach korytarza. Rozbrzmiewało w powietrzu, wybijane przez rytm moich łap.
Stuk… puk… stuk, stuk, puk, stuk… stuku puk…
Cichutko podchodzą gdy zapada zmrok…
Pochodnia zafalowała pod wpływem lodowatego podmuchu, po czym zgasła, w momencie kiedy ją mijałam, a wraz z nią zniknął towarzyszący mi migotliwy cień.
Stuk, puk… stuku puk…
To już nie pierwszy raz. Same decydowały, która z nich ma zakończyć swój żywot. Wystarczyło ją… minąć.
Zatrzymałam się, kiedy moje przednie łapy natrafiły na próg. Podniosłam głowę, kierując zmęczone oczy na rozpościerającą się przede mną komnatę. Nie różniącą się niczym od wielu poprzednich, na które natrafiałam. Ruszyłam dalej.
Stuk, puk… Stuku puk… Mlask.
[ Muzyka: STOP ]
.Muzyka.
Zamarłam, spuszczając wzrok na podłogę. Obserwowała mnie para złotych, świecących w półmroku ślepi, okolona czarną burzą, wijących się macek.
Ach… to ja.
Powiodłam uważniej spojrzeniem po sali, dopiero teraz dostrzegając, że kafelkowaną posadzkę pokrywa cienka warstwa wody.
Wzdrygnęłam się, mając wrażenie, że dostrzegam w odbiciu czyjąś sylwetkę. Potrząsnęłam łbem, to było niemożliwe, nikogo oprócz mnie tu nie było. Jednakże, jak pod wpływem czarodziejskiej różdżki, moje ciało drgnęło, po czym ruszyło ku migoczącemu odbiciu, z cichym pluskiem łap.
Zmrużyłam ślepia, nie rozumiejąc tego co widzę. Ale ewidentnie pod powierzchnią wody, jakkolwiek absurdalnie by to brzmiało, widniała sylwetka jakiegoś stworzenia. Jego jasne patrzałki były szeroko rozwarte, zwrócone ku górze, w moją stronę, w wyrazie paniki.
Cofnęłam się gwałtownie, kiedy nagle potężne kocie łapy, uderzyły, od strony czarno białej szachownicy, w barierę jaką stanowiła powierzchnia wody. Przerażona, patrzyłam jak miota się, uderzając kończynami o przezroczystą ścianę, desperacko próbując się uwolnić.
Po chwili całkowitego otępienia doskoczyłam do niej i zaczęłam drapać w kafelki. Jednakże nic to nie dawało. Bezradnie patrzyłam, jak życie w jej oczach powoli przygasa, aż w końcu całkowicie zanika, a jej ciało zaczyna się oddalać, jakby tonąc w chłodnych odmętach cierpienia…
- NIE! – wrzasnęłam histerycznie, próbując ją jeszcze złapać, jakimś cudem przebić się przez podłogę… Zrobić cokolwiek by jej pomóc. Przecież nie mogła tak po prostu zniknąć.
Kręciłam z niedowierzaniem łbem, czując jak łzy gęstym strumieniem płyną mi z oczu. Znałam te waniliowe ślepia, czekoladowe łaty, mglisty ogon, znak Psi na lewej nodze…
- Nie, nie nie… - Zaczęłam mamrotać do siebie, tępo wpatrując się w przestrzeń przed sobą. – To musi być kolejna iluzja. Sztuczka, by mnie spowolnić, oszukać…
Podskoczyłam, z dzikim wrzaskiem, kiedy w podłogę obok mnie coś uderzyło. Z szaleńczo bijącym sercem, odsunęłam się w panice kilka kroków, ślizgając się na mokrej powierzchni.
Za moimi plecami rozległ się przytłumiony trzask. Kolejne ciało, kolejna żywa istota, uwięziona pod lodem. Roztrzęsiona powiodłam spojrzeniem dokoła, jednakże wszędzie natrafiałam jedynie na śmierć.
Nie, nie nie, to nie mogło się tak skończyć. Poderwałam się na równe nogi i skoczyłam ku pierwszej wilczycy, w której rozpoznałam Jennę. Rozszerzyłam z przerażeniem oczy, po czym bez chwili zastanowienia uderzyłam, z całą swoją siłą, łapami w przezroczystą barierę. Mroźne kropelki cieczy uderzyły mnie po twarzy, jednakże nic innego się nie wydarzyło. Łkałam w duchu, nie dopuszczając do siebie myśli, że mogę stracić kolejną bliską mi osobę.
Nagle przerwałam moje bezowocne próby, odwracając się powoli. Nim jeszcze uniosłam oczy, w podświadomości wiedziałam co ujrzę. Twarze bliskich mi osób błyskające ku mnie oskarżycielsko, z wyrzutem, w ich zbolałych oczach.
Ponieważ nieważne jak bardzo się starałam, nie potrafiłam im pomóc...