Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

2 marca 2012

To Let Myself Go. [Aldieb]

01 marca 2012
           .Muzyka.
          Ane Brun – To Let Myself Go
          [Opowiadanie należy czytać bardzo, bardzo powoli, dostosowując się do rytmu melodii. Inaczej będziecie musieli co chwilę czekać.Zresztą... chyba i tak będziecie musieli.]

           Jedwabna wstążka zafalowała w pół obrocie, połyskując w ciepłych promieniach słońca. Podążała za dłonią, która gięła się miękko we wszystkie strony. Wraz z nią tańczyło całe ciało, spowite w gęstych oparach mgły, której drobiny połyskiwały radośnie, zamieniając się w miliony błyszczących, rozświetlonych klejnotów.

          To let myself go
          To let myself flow
          Is the only way of beeing
          There´s no use telling me
          There´s no use taking a step back 
          A step back for me

          Przy kolejnym kocim ruchu, oderwała się gładko od piaszczystego podłoża. Bosymi stopami dotknęła rozkosznie miękkiego puchu, zanurzając się w nim bez oporów, otulając się nim niczym pierzyną w mroźne, zimowe dni.
          Unosiła się coraz wyżej, czując się lekka jak piórko, wznoszące się gładko na wietrze.

          To let myself go
          To let myself flow
          Is the only way of beeing
          There´s no use telling me
          There´s no use taking a step back 
          A step back for me

          W sukni z mlecznie białych chmur, przeplatanych pierwszym promieniem poranka, tańczyła w przestworzach, niczym majestatyczny ptak, który wyrwał się zza prętów klatki na wiecznie upragnioną wolność. Skrząca niczym samotna gwiazda na nocnym niebie, była jak marzenie senne, jak magiczna bajka zamknięta w maleńkiej bańce mydlanej, która pozbawiona kotwicy unosiła się coraz wyżej i wyżej, ku nieznanemu. Płynęła.
          Płynęła swobodnie, zapomniawszy o wszystkim, z daleka od ziemi, z daleka od zmartwień i bólu. Tak lekko i przyjemnie. Płynęła.
          Wirowała w niekończącym się tańcu. Była tylko ta chwila. Ona i przestworza. Wszystko inne nie miało już znaczenia. Płynęła. Tańczyła. Wirowała. Z daleka od świata. Lekka niczym ptak, nieważka. Wolna od wszystkiego. Bez kajdan. Bez bólu. Bez ciężkiej kuli u nogi. Bez obciążenia wciąż i wciąż ciągnącego ją w dół. Nieważka.

          Czyżby?
          Więc dlaczego musiała rozpostrzeć swe majestatyczne skrzydła? Potężnie się nimi zamachnąć by nie spaść, by nie runąć jak kamień, w dół? Wciąż płynęła.
          Płynęła ku ziemi. A wraz z nią płynęły łzy.

          To let myself go
          To let myself flow
          Is the only way of beeing
          There´s no use telling me
          There´s no use taking a step back 
          A step back for me…

         

          Z bolesnym nawrotem świadomości, powróciłam do rzeczywistości, wyrwana ze świata duchów, przez siedzącą obok mnie towarzyszkę. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, by pozbyć się resztek odłamków przepełnionej słońcem wizji.
          Przed moimi oczami znów rozpościerała się zasnuta śniegiem dolina.
          Z ciężkim westchnieniem przeniosłam wzrok na Szerę, wydobywając z siebie nikły uśmiech. Nawet nie zauważyłam kiedy się tu zjawiła…