09 marca 2012
"Klątwę
rzuconą na Stado Nocy,
Nim konie poranka na niebo wkroczą,
Zdjętą musi
zostać wedle waszej mocy,
Nim czerń Wasz dom pochłonie z radością
ochoczą.
Gdy
klucze trzy znajdziecie,
Każdy z osobna niewarty w zimnym mroku,
Tam,
gdzie serca Waszego Stada kwiecie,
Elementy zespolicie wedle pór roku.
Pierwszy,
drugi, trzeci, wedle kolejności:
W zielonych ostępach czasu, koronie
wieczystej drzewa,
U stóp olbrzymów jałowych, przez milczącego strażnika
strzeżony,
W głębokich jaskiniach wodnych, tam gdzie drzewa śmierci są
pośrednikami.
Pod osłoną nocy, z Duchów starożytnych pomocą,
Idźcie nim kukułka kresu czas oznajmi."
——————————-
[Sanetille]*Niespodziewanie z lasu zaczęły wypełzać mroźne opary mgły, zasnuwając swoją bielą całą polanę. Wraz z nią zjawił się nagły podmuch chłodu, a zaraz potem pojawiła się niewyraźne, półprzezroczysta postać, która wyłoniła się jakby wprost z powietrza. Jej kontury zdawały się zamazywać, a patrzeć można było przez nią niczym przez ducha.*
[Sanetille]*Rozejrzała się po zebranych, wiedząc, że Jej nie zobaczy. Nie bez powodu wybrała właśnie ten moment, kiedy zabrakło Jej obecności. Samica rozwarła swój pysk, pełen ciemnych i ostrych jak brzytwa kłów. Z jej gardzieli wydobył się chrapliwy, syczący szept, który spłynął leniwie, wędrując przez polanę i wnikając wprost do uszu słuchaczy.* Witajcie, Dzieci Nocy.
[~Arashii] * Zastrzygła uchem, patrząc na białą postać.*
[MiladyWoe] *Przyjrzała się uważnie, lekko krzywiąc łeb.*
[Fene] *Skuliła uszy, obserwując niepewnie mgłę. Zadrżała i przestraszyła się, widząc zęby postaci i słysząc jej głos. Schowała się za Szerą.*
[MiladyWoe] *Zaczęła lekko świecić, zbierając moc potrzebną przy ewentualnej przemianie.*
[Sanetille] *Demon przekręcił łeb o całe dziewięćdziesiąt stopni, świdrując zwierzęta czarnymi jak otchłań, pustymi ślepiami.* Raz, dwa, trzy, liczysz Ty…
[~Arashii] *Zadrżała, słysząc głos postaci. Nie wiadomo czemu napięła wszystkie mięśnie.*
[MiladyWoe] *Zastyga w bezruchu oczekując na dalsze wydarzenia. Widocznie widać, że przeszywa ją strach.*
[~Szera] *Poczuła jak symbol na łopatce piecze. Zmrużyła lekko ślepia.* Witaj Demonie. *Mruknęła cicho, nadstawiając uszy.*
[_Luna_] *Zerknęła na Szerę, a następnie na postać, która pojawiła się na polanie*
[Fene] *Przerażona wyjrzała nieśmiało zza Szery, spoglądając na Demona. Przyciskała uszy do czaszki.*
[Sanetille] Klątwę rzuconą na Stado Nocy, Nim konie poranka na niebo wkroczą, Zdjętą musi zostać wedle waszej mocy, Nim czerń wasz dom pochłonie z radością ochoczą. *Jej łeb wrócił do poprzedniej pozycji, wraz z nieodłącznym dzikim uśmiechem samicy. Z całą pewnością nie zamierzała mówić, że to ona była tą, która rzuciła czar na stado. Dlaczego? Któż mógłby rozgryźć co też demonowi przyjdzie w danej chwili do głowy i jakie są jego pobudki.*
[MiladyWoe] *Zadrżała na dźwięk słów klątwy, odruchowo łapiąc się za bransoletę i coś szepcąc.*
[~Szera] *Szybko przybrała ludzką postać i palcem zaczęła kreślić po ziemi, zapisując słowa.*
[Fene] Idź sobie..! *Rzuciła do Sanetille, nie mogąc wytrzymać jej głosu. Schowała się za Szerą.* Co to znaczy? *Spytała Ją szeptem, spoglądając strachliwie na Demona.*
[~Szera] Jeszcze nie wiem. *Szepnęła.* Ale nie wygląda, aby żartowała.
[Sanetille] Gdy klucze trzy znajdziecie, Każdy z osobna niewarty w zimnym mroku, Tam, gdzie serca Waszego Stada kwiecie, Elementy zespolicie wedle pór roku. *Zachichotała jedynie cicho, na reakcje otaczających ją stworzeń, a ten zgrzytliwy dźwięk nieprzyjemnie ranił uszy zwierząt. *
[~Arashii] *Przekrzywiła lekko głowę, patrząc ze zdenerwowaniem na demona, a potem na Szerę* Rozumiesz coś z tego? *Spytała cicho.*
[MiladyWoe] *Przeszła o jedną przemianę wyżej, stając się niewysokim, wciąż śnieżnobiałym koniem.*
[MiladyWoe] Trzy klucze i cztery elementy? *Spojrzała niepewnie na demona.*
[Fene] Boję się. *Skuliła się.*
[Sanetille] Pierwszy, drugi, trzeci, wedle kolejności: W zielonych ostępach czasu, koronie wieczystej drzewa, U stóp olbrzymów jałowych, przez milczącego strażnika strzeżony, W głębokich jaskiniach wodnych, tam gdzie drzewa śmierci są pośrednikami. *Zniżyła łeb, zastygając w bezruchu, niemal całkowicie zlewając się z otaczającą ją przyrodą. Jedyne co wyraźnie się odznaczało to para bezdennych ślepi.*
[~Szera] *Pisała szybko.* Zaraz się dowiemy. *Starała się skupić na słowach. Przesunęła się, jednak pozwalając Fene dalej się za nią kryć.* Nie bój się.
[MiladyWoe] *Przemaga się i wolnym krokiem zaczyna iść w stronę ślepi.*
[Sanetille] Pod osłoną nocy, z Duchów starożytnych pomocą, Idźcie nim kukułka kresu czas oznajmi. *Dokończyła, zniżając coraz bardziej głos. Powoli zaczęła się wycofywać, a jej ostatnie słowa brzmiały jakby z oddali.* Gdybyście byli w rozterce… me imię brzmi Sanetille. Wystarczy zawołać. Czuwam. *Zniknęła, tak jak się zjawiła, a wraz z sobą zabrała mgłę, jak i chłód.*
[Fene] *Zapiszczała. Za dużo raniących umysł słów.*
[MiladyWoe] *Odwraca się zdezorientowana do reszty obecnych.* Jesteśmy bezpieczni, czyż nie? Gdyby chciał, już by się na nas rzucił.
[MiladyWoe] Czyli się z nami bawi brrr…*Otrząsa się.* Nienawidzę gierek demonów.
[~Szera] *Zatrzymała palec, gdy skończyła. Przyglądała się napisowi.* To nie o nas chodzi, a o całe stado. A przynajmniej tak wynika ze słów. To nie jest głupi żart. A przynajmniej na taki nie wyglądała. *Westchnęła ciężko, uważnie czytając słowa. Powoli zaczęła gładzić Fene po karku.*
[Fene] O co w tym chodzi? *Spytała pewniej, nie czując już obecności Demona, nie widząc mgły, tych przerażających oczu, nie czując przenikliwego zimna. Końcówka ogona Fene poruszyła się, kiedy Szera ją pogłaskała.*
[~Szera] Klątwę rzuconą na Stado Nocy, nim konie poranka na niebo wkroczą, zdjętą musi zostać wedle waszej mocy, nim czerń wasz dom pochłonie z radością ochoczą. *Odczytała.*
[MiladyWoe] *Zerwała z kończyny bransoletę, i zakopała płytko w ziemi po czym potężnie poubijała.* Czyli gierka. Demon obarczył nas odpowiedzialnością za stado.
[~Arashii] *Zerknęła na Szerę* Ciekawe co to może znaczyć. *Popatrzyła na Milady Woe.* Wiesz… jesteśmy za nie odpowiedzialni, bo to nasz dom. To chyba normalne.
[Fene] Mamy się obawiać… koni? *Zmarszczyła nosek, przyglądając się zapisanym słowom, choć nic nie mogła zrozumieć.*
[~Szera] Wyznaczyła termin. „Nim konie poranka na niebo wkroczą”.
[~Szera] Konie poranka… Konie poranka… *Zaczęła cicho powtarzać.* Na niebo…
[MiladyWoe] Konie poranka – świt, prawda?
[~Szera] Uhum. Pewnie chodzi o pierwsze promienie słońca.
[~Seru_] W jakiejś tam mitologii bóg wjeżdżał na rydwanie na niebo.
[~Szera] *Uśmiechnęła się pod nosem.* To prawda.
[MiladyWoe] Greckiej…? Nieważne.
[MiladyWoe] Więc mamy średnio czasu.
[~Seru_] Nie pamiętam jakiej… Możliwe, że greckiej.
[MiladyWoe] I egipskiej.
[~Szera] Gdy klucze trzy znajdziecie Każdy z osobna niewarty w zimnym mroku, Tam, gdzie serca Waszego Stada kwiecie Elementy zespolicie wedle pór roku. *Odczytała kolejne słowa.*
[MiladyWoe] Czyli wszystko albo nic. Nie ma półśrodków.
[Fene] Środek HOTN? Gdzie jest środek stada?
[MiladyWoe] *Ziemia przed nią zaczęła się kruszyć, pękać i świecić.*
[~Szera] Myślisz, że serce oznacza środek? *Zerknęła na Fene.*
[~Arashii] *Patrzyła na nich z zaciekawieniem, próbując coś sensownego wymyślić, ale nic jej nie przychodziło do głowy.*
[MiladyWoe] Środkiem stada nie jest przypadkiem alpha?
[~Arashii] Hmmm… Zależy w jakim sensie. Może to być albo członek stada, albo miejsce.
[~Seru_] A jak miejsce to chyba Polana, nie?
[Fene] Właśnie mi o miejsce chodzi. A wcześniej byli inni przywódcy, więc jeśli o osobę chodzi – nie możemy być tego pewni.
[~Szera] Mamy umieścić klucze w sercu stada. Tylko nie wiem dlaczego trzy….
[Fene] Co może być kluczem?
[~Szera] Gdy klucze trzy znajdziecie Każdy z osobna niewarty w zimnym mroku, Tam, gdzie serca Waszego Stada kwiecie Elementy zespolicie wedle pór roku. *Powtórzyła.*
[MiladyWoe] Czyli musi być też jakaś kolejność. Hmm…
[~Seru_] Ile było przywódców HOTN?
[~Szera] Z Aldieb 3 Alphy. To chyba nie o Nią chodzi.
[~Seru_] Huum.. *Zamyślił się.*
[Fene] Może prawowity władca? Założyciel? *Podsunęła.*
[~Szera] Założycielem była Glola. Prawowitym władcą Wandessa. *Odpowiedziała cicho.*
[MiladyWoe] Wywoływanie duchów przeszłości może pożreć nadzieję na przyszłość. *Rzekła melancholicznym, nieco innym, nieco mrocznym głosem.*
[~Szera] *Przekręciła lekko głowę.* Czy ktoś z Was, mijał kiedyś ogromy, porośnięty mchem głaz, rozwidlający się w cztery strony? *Nie wiedziała czy dobrze myśli, jednak nagle jej się coś przypomniało.*
[Fene] Nie kojarzę go. *Położyła uszy po sobie.*
[~Seru_] Ja też nie… Nie przypominam sobie.
[MiladyWoe] *Ziemia przed nią przestała się świecić, spojrzała na to i skinęła sama sobie głową.* Dobra, jestem gotowa.
[~Szera] A chodzicie drogami, których nikt wcześniej nie wydeptał? *Spojrzała na Nich.* W zagajniku jest taki głaz. Porasta go mech. Jego czubek wskazuje niebo, a zawsze, gdy nocą nie zasłaniają go chmury, księżyc rzuca na niego blask. Jego powierzchnia błyszczy lekko, przyciągając ćmy. Znajduje się w malutkiej dolinie. Z każdej strony wznosi się ziemia, a nad tym wszystkim górują wysokie drzewa. Nie łatwo tam dotrzeć.
[Fene] Mamy tam iść?
[MiladyWoe] Jest to jakiś pomysł. Pasowałoby do gaju, w końcu „W zielonych ostępach czasu”.
[~Seru_] Możemy się wybrać. Skoro nie mamy na razie żadnych lepszych pomysłów.
[MiladyWoe] Może odnosić się do czegoś starego. A więc, ruszajmy.
[Fene] *Spojrzała pytająco na Szerę.*
[MiladyWoe] Chwileczkę *Zmarszczyła brwi.* A jałowe olbrzymy i milczący strażnik?
[~Szera] Jak mamy tam ruszać, skoro nie mamy kluczy? *Spojrzała na resztę wiersza.* Pierwszy, drugi, trzeci, wedle kolejności: W zielonych ostępach czasu, koronie wieczystej drzewa U stóp olbrzymów jałowych, przez milczącego strażnika strzeżony
[MiladyWoe] Trzy klucze… Trzy klucze…
[~Szera] W głębokich jaskiniach wodnych, tam gdzie drzewa śmierci są pośrednikami.
[MiladyWoe] W-wodnych? *Tu niepokój przebił wszystkie jej emocje.* Wodnych?
[~Szera] *Przytaknęła.*
[Fene] Pogubiłam się.
[MiladyWoe] *Jęła się nerwowo rozglądać.* Ja, ja… nie… to znaczy… Stanę na czatach przed jaskiniami? *Momentalnie się opamiętała i przyjęła ten sam co zwykle miły wyraz, choć nie pasował on do sytuacji.*
[~Szera] Czekajcie. Najpierw się zastanówmy gdzie ich mamy szukać.
[MiladyWoe] Właśnie… to może, nie wiem… Czego tu w HOTN jest troje?
[~Szera] W zielonych ostępach czasu, koronie wieczystej drzewa… *Szepnęła.*
[MiladyWoe] W sumie, to mamy trzy pary… Nic więcej nie wymyślę *przepraszająco spogląda na resztę.*
[~Szera] Koronie wieczystej drzewa…
[Fene] *Spojrzała na drzewo, pod którym zasiadała jej matka.*
[MiladyWoe] Słuchajcie musimy zacząć bo marnujemy czas. *Z zachowania można odczytać niecierpliwość.*
[_Luna_] *Cały czas w ciszy słuchała tego co mówią inni, sama nie miała żadnych pomysłów, więc się nie odzywała, po ostatnim ‚wodnym’ zadaniu wciąż dręczył ją uporczywy kaszel.*
[~Szera] W zielonych ostępach czasu. Tu nie chodzi o las mieszany, otaczający stado? *Spojrzała na Nich.* Zielone ostępy czasu…
[Fene] Nie mam pojęcia, naprawdę.
[MiladyWoe] Wybacz, że zakłócę ciąg twego kreatywnego myślenia Szero, jednak bez kluczy jesteśmy nigdzie. Musimy od nich zacząć.
[~Szera] Właśnie o tym mówię. Staram się zrozumieć, gdzie leży pierwszy klucz.
[MiladyWoe] Osoba wchodząca na terytorium stada po raz pierwszy przechodzi przez bramę. A gdzie brama tam i jakiś klucz nieprawdaż?
[~Szera] Jesteśmy w mieszanym lesie. Koronie wieczystej drzewa. Tu nie chodzi o najstarsze drzewo tego lasu?
[MiladyWoe] Też opcja.
[~Szera] Demonica podała położenie kluczy. Pierwszy, drugi, trzeci, wedle kolejności: W zielonych ostępach czasu, koronie wieczystej drzewa U stóp olbrzymów jałowych, przez milczącego strażnika strzeżony W głębokich jaskiniach wodnych, tam gdzie drzewa śmierci są pośrednikami.
[MiladyWoe] Wersja a) martwe, wersja b) największe – prawdopodobnie.
[_Luna_] Wiesz które drzewo jest najstarsze…?
[~Szera] Lub żywe i największe. Umie ktoś z Was latać? *Spojrzała na Nich.*
[MiladyWoe] Nikt nie ma mocy związanej z naturą lub ziemią?
[~Arashii] *Popatrzyła na nie, nie odzywając się. Nie miała pomysłów*
[_Luna_] A czy najstarszego drzewa nie będzie można uznać za serce Stada?
[_Luna_] Ja jestem szamanką, mogę spróbować coś pokombinować.
[MiladyWoe] Ja… e… Ja nie… chociaż… *Skupiła się i z jej pleców wyrosły dwa znacznie większe niż powinny skrzydła. Co bardziej spostrzegawczy mogli dostrzec tam drobne łuski.*
[_Luna_] Mogę spróbować… *Wzruszyła ramionami. Jej postura i pysk zrobiły się jakby bardziej… gadzie.* Przelecieć i sprawdzić?
[~Szera] *Patrzyła spokojnie na Lunę.* Jesteś w stanie wyczuć siłę życiową?
[_Luna_] Też. Poczekajcie chwilę. Najstarsze drzewo, tak?
[~Szera] Tak. I chciałabym, abyś sprawdziła energię życiową w tamtym kierunku i porównała z tą drzewa.
[MiladyWoe] *Niecierpliwiąc się, rozwarła skrzydła powodując stosunkowo mocny podmuch powietrza.*
[_Luna_] *W pośpiechu ułożyła przed sobą mały stosik patyków. Wyprostowała się i wykonała energiczny gest, jakby pchnęła coś w stronę ziemi, dookoła niej nagle pojawiły się płomienie, a sam stosik również się zajął. Dziewczyna o kruczych włosach wyjęła z małej, skórzanej sakiewki garstkę mieniącego się różnymi drobinkami pyłu, cisnęła nim w małe ognisko, które buchnęło iskrami.*
[~Szera] Poza tym, gdyby to było sercem stada, czy nie powinno być od początku? Z tego co wiem, HOTN zaczynało się od Lasu Śmierci, a dopiero później szło w tę stronę. *Westchnęła.* A poza tym musielibyśmy szukać dwóch kluczy, a nie jednego. Chyba.
[_Luna_] *Uklęknęła przed ogniem, bez wahania wsadziła dłonie w płomienie, uformowała w nich małą świecącą kulę, którą ścisnęła w dłoni.*
[Kuo] Kutsua *Wadera weszła na polanę zanosząc się kaszlem.*
[~Szera] Witaj.
[~Arashii] Hej Kuo *powiedziała i uśmiechnęła się do niej*
[MiladyWoe] Lecieć czy nie? *można odczytać wyraźne zniecierpliwienie*
[~Szera] Gdzie chcesz lecieć? *Spojrzała na Nią.*
[MiladyWoe] Ktoś coś mówił o zwiadzie z powietrza?
[~Szera] *Skinęła lekko łbem.* Poczekaj, aż Luna skończy.
[_Luna_] Terminatio… *szepnęła cicho, a płomienie gwałtownie zniknęły* Jane, leć za tym. *wypuściła kulkę z dłoni, a ta ruszyła w nieznanym jej kierunku*
[MiladyWoe] Dobrze *Wyraźne zniecierpliwienie gładko zostało zamaskowane przez udawany spokój. Wzbiła się w powietrze, lekko nieudolnie na początku, coraz sprawniej dalej i podążyła tuż nad czubkami drzew za kulką.*
[~Szera] Oby znalazła drzewo. *Westchnęła cicho.*
[MiladyWoe] *Gdy tylko nikt już nie mógł jej wyraźnie widzieć, można było dostrzec błysk i wyraźnie odczuć jak przyspiesza ku mitycznemu środkowi watahy. Ląduje z błyskiem, i na ziemi stoi już koń bez skrzydeł. Od razu wykorzystuje wcześniej przygotowane zaklęcie i obok niej pojawia się szkielet z rapierem w kapeluszu z szerokim rondem i opończy koloru czerwonego.*
[_Luna_] *Święcąca kuleczka nie prowadziła do drzewa, jak się wszystkim wydawało, odbiła gdzieś w lesie i powoli zmierzała w stronę głazu o którym wspominała Szera.*
[MiladyWoe] *Znalazła się przed porośniętym mchem głazem w małej kotlince. Zaczęła przemawiać głębokim, lekko przerażającym, a na pewno władczym głosem* Wielki duchu, wysłuchaj mej prośby. Istoty zamieszkujące te tereny są w potrzebie. Czy zechciałbyś udzielić nam pomocy?
[_Luna_] Kuo. *w końcu kiedy nie czuła w okolicy swojego ‚zaklęcia’ spojrzała na postać która przybyła na polanę, zatoczyła się delikatnie kiedy ruszyła w jej stronę*
[MiladyWoe] *Odpowiedziała jej cisza. Pod ciężarem klątwy cała dolina wydawała się wstrzymywać oddech. Zaklęła pod nosem* A więc tak duchu? Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie ma Cię tu? *Oczy zaiskrzyły jej srodze, wokół kopyt pojawiły się płomienie. Po czym wszystko ustało.* Nie, nie mogę zeszcześcić swego nowego domu…
[_Luna_] *kuleczka mieniła się różnymi kolorami, iskrzyła się wesoło, drgała delikatnie nad mchem, a po chwili zniknęła, pozostał po niej błyszczący pył, który spadł na kamień, ten sam, który szamanka rzuciła w ogień*
[Kuo] *Uśmiechnęła się nikle do Luny. Atak kaszlu minął, wadera stała spokojnie, patrząc na zbliżającą się doń znajomą.*
[_Luna_] *Czarnowłosa ukucnęła przed wilczycą i delikatnie przejechała dłonią po jej głowie, aż do barków.*
[Kuo] *Nie miała jeszcze okazji doznać pieszczot. Dotyk Luny odebrała jako przyjemny, lecz nie na tyle, by zareagować pomrukiem, bądź wygięciem swego ciała, oczekując na więcej.*
[MiladyWoe] Muszę… wrócić, donieść. *Przywołała szkielet z powrotem w ziemię, wzbiła się w powietrze i mniej więcej znaną trasą poleciała to gromady współodpowiedzialnych. Po kilku minutach wylądowała w obłoku dymu, kurzu a nawet pojedynczych płomieni na środku polany* Nic. Duchy nie odpowiadają na me prośby *Zmarszczyła brwi. W głębi duszy przekonana była, że miejsce jakkolwiek piękne i malownicze nie posiadało żadnych magicznych własności.* Jakieś inne pomysły?
[~_Duuch_] *Powietrze zafalowało lekko.* Szukając ciepła w zimnie, które od wieków nie drgnęło, nie znajdziesz tego czego szukasz. *Po polanie rozszedł się cichy szept.*
[MiladyWoe] *Zirytowana odpowiedziała.* Mogę rozgrzać każde zimno *Wokół jej kopyt zaczęły wirować płomienie.*
[_Luna_] *Po chwili po prostu wtuliła się w sierść wilczycy, obejmując ją za szyję, przymknęła oczy, wbrew pozorom szamańskie ‚zaklęcia’ były dość męczące.*
[~_Duuch_] *Ciepły wiatr otulił ciała zebranych.*
[MiladyWoe] *Ogarnęła się, zgasiła swoją furię i przybrała ten jakże nieodpowiedni, miły, potulny wyraz twarzy.*
[Sanetille] *Cały czas obserwowała bieg wydarzeń, kryjąc się w zaświatach. Zmarszczyła nos, czując nagle czyjąś silną obecność. A więc jednak… Postanowił się mieszać.*
[~Destroy] *Wchodząc na polanę spojrzała na Nieznajomych, po czym zatrzymała wzrok na Lunie.* Witaj.
[_Luna_] Destroyka. *Uśmiechnęła się i przelotnie zerknęła na przybyłą, poczym utkwiła spojrzenie w Jane, wciąż tuląc się do wilczycy.* Skoro ona Cię tam zaprowadziła, to na pewno to miejsce. Kulka wychwytuje aurę, którą mi przekazuje, a ja czuję, że jest ewidentnie silną i magiczną aurą. Ten głos na pewno nam pomoże.
[MiladyWoe] Może i tak, ale przepraszam, *Skuliła głowę.* Nie wiem jak przekonać je do mówienia, pomocy, wskazówki, czegokolwiek.
[Kuo] *Zastrzygła uszyma, w miarę swych możliwości oddając uścisk. Opatuliła Lunę swym długim, dwukolorowym ogonem.*
[MiladyWoe] Może mogłabym zanieść tam kogoś z was?
[_Luna_] Nie przepraszaj, zaraz do tego dojdziemy. Potrzebne nam są klucze, tak? Może bez kluczy Głaz na nic nam się zda. Klucz miał być w koronie drzewa, tak mówiło to coś?
[MiladyWoe] W zasadzie Demon nie mówił nic o głazie.
[~_Duuch_] Tysiące lat istniejemy, widzimy zbyt wiele. *Cichy głos, jakby wędrował po polanie.* Żywi są tam gdzie ich miejsce, a Duchy budzą się we własnym rytmie.
[_Luna_] Powtórzę rytuał, poszukam tego najstarszego drzewa. Wcześniej chciałam znaleźć najsilniejszą aurę, ale teraz poszukam jednak drzewa. Tylko potem będziecie musieli mnie nosić. *Uśmiechnęła się zadziornie.*
[MiladyWoe] *Odpowiedziała tym samym głosem którym przemawiała do głazu* Jak ukarana zostaje istota która weszła w posiadanie nie swojej tajemnicy Duchu?
[MiladyWoe] *Kontynuuje tym samym głosem* Skoro zobaczyłeś zbyt wiele, jaka spotkała Cię kara?
[_Luna_] *Delikatnie wyplątała się z objęć Kuo, miźnęła ją za uchem i ponownie stanęła w miejscu, które jeszcze niedawno stało w płomieniach.*
[MiladyWoe] Luno, czy mogę Ci jakoś pomoc? Oddać energię, nie wiem?
[~_Duuch_] *Na polanie dało się wyczuć obecność, jednak teraz panowała cisza.*
[MiladyWoe] Wierzę, że twe szamańskie zdolności przydadzą nam się jeszcze wiele razy tej nocy…*Do Luny mówiła już zwykłym, miłym, głębokim głosem.*
[Kuo] *Zdusiła w sobie głuchy pisk, gdy dziewczyna ją opuściła. Nie wiedziała czemu tak zareagowała… Osamotniona, siedziała, przyptarując się poczynaniom Luny.*
[_Luna_] To potem. Jak skończę rytuał pewnie nie będę miała siły ustać… Jeśli będziesz tak miła ofiarować mi nieco swojej energii, abym mogła potem znaleźć jakieś inne źródło, to byłabym wdzięczna. *uśmiechnęła się wesoło* A teraz..
[~_Duuch_] Duchy zbyt wiele widziały. Duchy zbyt wiele wiedzą. Duchy są częścią życia, która odcina się od świata. Duchy milcza, gdy chcą. Duchy mówią, gdy wiedzą, że to konieczne.
[_Luna_] Requiro. *ponownie wykonała energiczny, szybki gest pchnięcia, a ziemia wokół niej na nowo zajęła się ogniem* Requiro… *wyszeptała, ‚mierzwiąc’ dłonią płomienie, tak jak poprzednim razem sypnęła pyłem w ogień, który wystrzelił niebieskimi iskrami w powietrze*
[~Destroy] *Za cholerę nie mogła zrozumieć co robi Luna z Nieznajomymi. Dziewczyna usiadła pod drzewem przypatrując się swoim grubym udom. Od jakichś paru miesięcy przebywała w swojej jaskini, wychodząc tylko po jedzenie. Przytyła i zrobiła się lekko pucułowata. Westchnęła cicho patrząc na Luś.*
[Sanetille] *Wędrowała wokół polany, widząc znajdujące się na niej postaci niczym niewyraźne mary. Zaintrygowana wbijała wzrok w Ducha, który nie dość, że zaszczycił ich swoją obecnością, to jeszcze niesamowicie się rozgadał. Jak to mówią, dziwny ten świat.*
[MiladyWoe] *Wpatrywała sie niespokojnie w Lunę, wyraźnie martwiąc się o nią.*
[~_Duuch_] *Duch czuł ta obecność. Gdy Demon się miesza w ten świat i równowaga musi pozostać ta sama.*
[_Luna_] *Wsunęła dłonie w płomienie, szepcząc słowa, które ona, ale także osobniki z bardziej wyczulonym słuchem mogły dosłyszeć* Palaeo arbor. Gravis, Quaerere. *Westchnęła cicho, czując narastające zmęczenie, iskrząca się kulka już została uformowana, tylko siła życiowa drzewa nie chciała dać odzewu* QUAERERE! *wykrzyczała prośbę i nawet nie wydając rozkazu zakończenia rytuału ten sam się przerwał, upadła na kolana, a kulka powędrowała w las* Leć, Jane.
[~_Duuch_] *Powietrze zawirowało. Patrzył spokojnie na próby znalezienia jego domu.* Szukasz pnia, czy jego duszy?
[MiladyWoe] *Wystartowała natychmiast, jednak obejrzała się jeszcze na Lunę. Pędziła za kulą nie bacząc, że łamie niektóre szczytne gałęzie drzew.*
[~_Duuch_] *Duch zatańczył wokół kuli, po czym zatrzymał się.*
[MiladyWoe] *Pozostawiła po sobie małą bransoletę z ametystem i rubinem na ziemi obok Luny*
[Sanetille] *Podskoczyła jak oparzona, czując na ciele nagły impuls mocy. Zarechotała ochryple, a echo jej głosu poniosło isę po zaświatach. Przedstawienie zaczęło się rozkręcać.*
[Kuo] *Zerwała sie z miejsca i podbiegła do Luny, nie zważając na płomienie i emanujące od dziewczyny resztki mocy. Stanęła przed nią, proponując oparcie. Otarła się pyskiem o ramię dziewczyny, wyrażając w ten sposób swoją troskę.*
[_Luna_] Omitte. *Wyszeptała schylając się ku ziemi, oddychała ciężko, oparła się delikatnie o bok wilczycy, płomienie szybko zniknęły kiedy ta wkroczyła do kręgu, czarnowłosa dziewczyna trzymała dłoń nad bransoletą, między jej opuszkami palców a szlachetnymi kamieniami wytworzyły się ledwo widoczne niteczki, które co chwilę mieniły się jaśniejszą poświatą.*
[MiladyWoe] *Przed drzewem staje koń ze skrzydłami, mocno jednak przypominający postawą jaszczura. Z ziemi za nim wyłania sie znany nam juz szkielet.*
[~_Duuch_] Wiesz, że póki mnie tam nie ma, nic nie znajdą. *Duch zatańczył wokół Demona.* Czego szukasz bestio?
[Sanetille] *Łypnęła ku istocie czarnymi ślepiami.* Oho, ktoś Cię wzywa. *Zachichotała, kiedy duch znikł. Pomoże, pomoże, a jakże. A potem jak gdyby nic zniknie.*
[~_Duuch_] *Bez słowa odleciał. Powietrze przy drzewie załopotało.* Życie płynie w koronach, a śmierć chowa się w korzeniach. *Zamilkło, zapadając w letarg.*
[MiladyWoe] *Skrzydła zniknęły, a koń zamienił się w wilka, na chwilę się zachwiał, po czym spojrzał na drzewo. Odezwała się władczym głosem, powoli zamieniając się z powrotem w konia.* Duchu drzewa, porozmawiajmy!
[MiladyWoe] Rozmowę możemy zacząć od pytania, które ci zadam – czym jest duch bez siedliska? *Tu uśmiechnęła się podle, a wokół prawego przedniego kopyta poczęły tańczyć płomienie.*
[_Luna_] *Po chwili chwyciła bransoletę normalnie, zacisnęła ją w dłoni, powoli podniosła się.* Chodźmy za nią, Kuo.
[MiladyWoe] Duchu, znam wasze zasady. Wyznacz mi zadanie, jeśli chcesz, lecz wiedz, że nie ustąpię.
[MiladyWoe] *Szkielet podszedł do drzewa i zaczął przeglądać okolice w poszukiwaniu zagrożeń*
[Kuo] *Nie do końca wiedziała co się dzieje, wpadła na polanę w trakcie zamieszania. Skinęła jednak łbem, bez słowa. Spojrzała Lunie w oczy, dając jej tym samym do zrozumienia, że jej ufa.*
[_Luna_] *Uśmiechnęła się ciepło i ruszyła dość chwiejnym, aczkolwiek szybkim biegiem w stronę gdzie kula powiodła Jane.*
[MiladyWoe] *Rozstawiła pięć sporych rubinów w regularnym pięciokącie dookoła drzewa. Wyciągnęła jeden ametyst i pożarła go, tak na zaś. Zastanawiając się, czy ktokolwiek pomoże jej z upartym drzewem, jęła w wyobraźnie rysować linie łączące każdy rubin z pozostałymi.*
[Kuo] *Ruszyła za dziewczyną. Wkrótce wadera wpadła w znany już sobie rytm, jej łapy wybijały miarowy takt, ciało gięło się w biegu.*
[MiladyWoe] Duchu drzewa wzywam Cie jeszcze raz. Odpowiedz mi, lub daj znak. Inaczej uznam Cię świadomego swego rychłego unicestwienia. Nie tylko świadomego *Jej oczy zapłonęły.* ale i winnego.
[DuchDrzewa] *Liczne gałęzie rozłożystej korony potężnego drzewa zadrżały jakby z oburzenia, że ktoś śmie im rozkazywać, a tym bardziej grozić. Uparcie jednak milczało.*
[_Luna_] *Nie miała teraz wystarczająco siły żeby się zmienić, ludzka istota nie mogła biec zbyt szybko, zwłaszcza po dwóch rytuałach, w końcu wypadły zza drzew, na miejsce gdzie była już Jane.*
[MiladyWoe] *Odwróciła się zaskoczona, wcisnęła szkielet w ziemię (był sporo oddalony) i ozwała sie miłym acz wytrąconym z równowagi głosem.* Nie chce ze mną rozmawiać *Po czym dostrzegła rubiny i zniżyła łeb.*
[_Luna_] Co robisz? *Oparła się o pobliski pień, łapczywie łapiąc powietrze przez lekko rozchylone usta.*
[MiladyWoe] Chcę… wyprodukować energię? Rubiny znane są z potężnej mocy w nich zawartej.
[_Luna_] Pierwszy, drugi, trzeci, wedle kolejności: W zielonych ostępach czasu, koronie wieczystej drzewa… *Powtórzyła słowa Demona.* W koronie wieczystej drzewa.
[Kuo] *Wyhamowała gwałtownie tuż przy boku Luny. Oparła się o jej nogi, spoglądając na twarz dziewczyny. Oczy wadery wyrażały więcej troski i współczucia, niż dotychczas.*
[MiladyWoe] *Uniosła głowę i spojrzała w górę*
[MiladyWoe] Jak mogłam być aż tak głupia *Wyszeptała do siebie. Zebrała rubiny i schowała wszystkie poza jednym.*
[MiladyWoe] *Zmieniła się w wilka i zaczęła wspinać na drzewo, po cichu przepraszając tak za groźby jak i za dotykanie kory pazurami, choć robiła to niezmiernie delikatnie.*
[_Luna_] *Ruszyła w stronę drzewa, trzymając dłoń na barku wilczycy, delikatnie zasugerowała jej dotykiem, żeby podążała za dziewczyną, ta stanęła obok drzewa i przyłożyła doń rękę.*
[MiladyWoe] *Zatrzymała się wpół pnia i spojrzała pytająco na Lunę* Mam… zejść?
[_Luna_] Nie. Poszukaj czegoś charakterystycznego. Coś czego nie powinno być w drzewie…
[Kuo] *Podążała za Luną ciągnąc za sobą niezwykle długi ogon, który po drodze zgarniał zgniłe liście.*
[_Luna_] *Poruszając wargami, szeptała nieme przeprosiny, wciąż nie odsuwając ręki od kory drzewa.*
[MiladyWoe] *Wspinała się coraz wyżej ledwo muskając korę. nie czuła się już tak pewna jak na ziemi, tym bardziej, że na dole była dwójka członków stada.*
[_Luna_] *Drugą dłoń wplotła w sierść wadery, która mogła poczuć na skórze delikatnie mrowienie, które zawsze wywoływał dotyk szamanki po rytuałach.*
[Kuo] *Przytknęła łeb do ud Lusi. Wzrok miała wbity we wspinającą się wilczycę, jednak gdy poczuła subtelne mrowienie na karku, mimowolnie przymknęła ślepia. Czuła jak nieznana jej dotąd energia pojawia się w barkach, po czym rozchodzi po całym ciele, wywołując wiele sprzecznych uczuć: od rozkoszy po lęk.*
[_Luna_] *Uśmiechnęła się ledwo widocznie. Czuła przepływającą po ciele wilczycy energie, czuła jej reakcje, jednak wzrok dziewczyny wciąż utkwiony był w buszującej w koronie drzewa Jane.*
[MiladyWoe] *Wdrapała się już na najwyższe partie gałęzi. Czuła jak narasta w niej gniew, jednak robiła wszystko, aby go hamować.* Nic nie widzę. *Wyszeptała ujęta magią chwili, ale też aby nie wzbudzać w sobie emocji.* Czego mam szukać?
[_Luna_] Nie poddawaj się. Musi tam być coś do nie pasuje do miejsca w którym się znajduje. Klucz, ale klucz niekoniecznie musi wyglądać jak klucz, tak sądzę. Cokolwiek, co przykuje Twoją uwagę… *Powiedziała dość cicho, melodyjnym, miękkim głosem.*
[MiladyWoe] *Zamknęła oczy i zaczęła kumulować energię wewnątrz. Wokół niej zrobiło się chłodno, jednak ona tego nie odczuła. Oczyściła umysł, zobaczyła śnieżnobiałą przestrzeń i niedaleko od niej niewielki ciemniejszy przedmiot. Otworzyła oczy, uwolniona fala ciepła rozeszła się po lesie. Spojrzała w kierunku gdzie leżał przedmiot. Odkryła niewielki wisior, okrągły o średnicy około 15 cm, wykonany z litego, rzeźbionego kamienia. Założyła go na szyje, zeskoczyła na ziemię gładko i z gracją i jak najszybciej go zdjęła*
[_Luna_] *Poczuła falę energii drzewa, znajdującą się w naszyjniku*
[MiladyWoe] *Podała wisior Lunie i spojrzała na nią pytająco.* Nic Ci nie jest? Wszystko w porządku?
[_Luna_] Tak, jestem trochę osłabiona, ale to normalne. Szukajmy dalej. *ujęła wisior, po czym gwałtownie wypuściła go z dłoni i w locie uchwyciła za łańcuszek* Skubany. Parzy. Ale wiadomo, że to ten.
[_Luna_] *Przywołała do siebie słabnącą kulkę, która rozsypała się migoczącym pyłkiem na talizman, teraz szamanka normalnie uchwyciła do w dłoń.*