Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

14 marca 2012

Dobranoc, Ćmy. [Aldieb]

14 marca 2012

.Muzyka.
[Podkład może niektórym nie pasować, ale osobiście uważam, że jest potrzebny, żeby uchwycić klimat tego opowiadania. Należy zacząć czytać dopiero wtedy kiedy zacznie się muzyka, a drugi akapit powinien zacząć się wraz ze zmianą melodii.]
          Wyrwana z zamyśleń, przez nagły wybuch śmiechu, zamrugałam parokrotnie powiekami, po czym powiodłam wzrokiem po polanie. Na moim pysku mimowolnie pojawił się uśmiech. Ciepłe refleksy bijące od rozpalonego na środku ogniska, błyskały po smukłych pniach drzew, nadając im tajemniczego, ale zarazem swojskiego wyglądu. Pod ich szerokimi koronami znajdowało się parę osób, które właśnie grały w stadną butelkę, nazywaną przez Nas, od nazwy stada, „HOTN”.
          Teraz była kolej Tin. Wprawnym ruchem zakręciła butelką, a ta wykonawszy kilkanaście obrotów zwolniła, ostatecznie zatrzymując się na Fene. Wszystkie pary oczu powędrowały ku miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała. Kątem ślepia dostrzegłam, jak dziewczynie pytanie zamarło na ustach. Potrząsnęła głową i rozejrzała się po zebranych, pytając czy ktoś widział, gdzie poszła Fenka. Wszyscy, włącznie ze mną zaprzeczyli.
          Arashi, jako ochotniczka, przetrząsnęła okoliczne krzaki, jednak wśród wydeptanych ścieżek tak wielu stworzeń trop podrostka gubił się niemalże natychmiast, a jej samej nigdzie nie było widać.
          Po krótkiej chwili zastanowienia postanowiliśmy jej szukać. Luna, której zdolności pomagały nam niezwykle często, wykryła niespotykany wzrost energii magicznej, który układał się w dość chaotyczny ślad. Nie mając żadnej innej poszlaki, ruszyliśmy za nim.
          Lu prowadziła Nas przez sam środek Lasu Śmierci, klucząc pomiędzy drzewami i pagórkami. Czasami miałam wrażenie, że zataczamy kręgi, a potem okazywało się, że jesteśmy w zupełnie innej części lasu. Mimo, że mieszkałam tu już tak długo, miejsce to nadal było dla mnie tajemnicą. Wiedziałam, że nie zrobi Fene krzywdy, chyba, że sama by się o to prosiła, a i stworzenia w nim mieszkające nie będą jej się naprzykrzać. Jednakże bywały takie noce… noce, podczas których wszystkiego można się było spodziewać, ponieważ Las żył swoim własnym życiem.
          W pewnym momencie nasza przewodniczka się zatrzymała. Uniosła palec wskazujący do ust, nakazując nam ciszę. Przesunęła gęste zarośla na bok, tak żebyśmy wszyscy mogli zobaczyć, co się za nimi kryje.
          Naszym oczom ukazało się niewielkie oczko wodne, otoczone girlandami nocnych kwiatów. Ich jedwabiście białe płatki zdawały się połyskiwać w świetle księżyca. Wśród nich, po drugiej stronie zbiornika siedziała Fene, jak gdyby nigdy nic wesoło merdając ogonem i ze  szczenięcym uśmiechem na pysku rozglądając się dokoła. A było co podziwiać, wszędzie gdzie tylko spojrzeć, można było dostrzec wdzięcznie fruwające ćmy. Świeciły one własnym srebrzystym blaskiem, nadając otoczeniu magicznego klimatu.
          – Ćmy mnie zaprowadziły. – Powiedziała, spoglądając na Nas, jakby to było rzeczą najoczywistszą na świecie, po czym jej błękitne ślepka powędrowały ku dzielącemu nas odbiciu tarczy księżyca.
  
          I wtedy to się wydarzyło. Nagle coś przecięło skrzącą się powierzchnię wody, wypryskując z niej prosto w powietrze. Ćma rozpostarła ogromne, a zarazem lekkie jak pajęczyna skrzydła  i pofrunęła w górę. W noc…

~~***~~
Sam pomysł mi się bardzo podoba, ale opowiadanie średnio mi wyszło. Na sprawdzian obecności.
Tytuł i niektóre elementy opowiadania inspirowane powiedzeniem Lusi.