03 marca 2012
[Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=Iy4iQvJo24U ]
Stałem na skraju urwiska, nadal byłem na terenach stada. Uniosłem
wysoko łeb i wciągnąłem świeże powietrze. O tej godzinie było bardzo
wilgotne.
- Zabawę czas zacząć. – Klapnąłem pyskiem i z szyderczym uśmiechem zacząłem zeskakiwać na niższe półki skalne. Kiedy dotarłem na sam dół, ruszyłem biegiem w stronę naszych granic. Musiałem udać się do miasta, aby uzyskać potrzebne mi informacje. Jak zwykle w takich momentach do głowy wpadały różne pomysły, jak wyciągnąć to czego chcę. Podczas biegu wiatr rozwiewał moją sierść na różne strony. Promienie słońca, które dopiero co wyszły zza horyzontu rozjaśniły mi drogę. Łapy wybijały rytm do melodii, grającej teraz we mnie. Dawno tego nie robiłem, chęć zemsty była ogromna, przepełniała mnie, a ja wczuwałem się w nią coraz bardziej. Z kroku na krok przyspieszałem. Zaśmiałem się sam do siebie. Mój głos rozniósł się echem i dotarł do uszu z niejakim pogłosem.
Zatrzymałem się przy bramach miasta. Przybrałem postać ludzką i ruszyłem przed siebie. Czułem obce spojrzenia na sobie. Słyszałem niektórych szepty. Mówili coś o mnie, jednak wystarczyło spojrzeć w ich stronę, a automatycznie milki lub obracali wzrok. Zauważyłem kolejkę do jednego ze straganów. Stwierdziłem, że można zacząć od kupców, więc grzecznie się ustawiłem. Rozglądałem się powoli, moja uwagę zwróciła grupka dziewcząt stojąca nieopodal. Spoglądały w stronę kolejki i szczebiotały hihrając się pod nosem. Przewróciłem oczyma, kobiety i ich dyskrecja. Spojrzałem na czwórkę ludzi stojących przede mną, dziwnie się mi przyglądali, jednemu wypadł z dłoni worek owoców, które potoczyły się po ulicy. Kiedy spojrzałem na niego, szybko odwrócił wzrok i zaczął zbierać jabłka. Oparłem się o stragan i naglę poczułem, że ktoś puka mnie po plecach.
- Przepraszam.. – usłyszałem niski głos.
- No? – obróciłem głowę, stała za mną jedna z dziewczyn śmiejących się pod murem, obróciła głowę w stronę koleżanek i ponownie spojrzała na mnie. Przyglądałem się jej obojętnie.
- Widzisz bo… – spojrzała mi w oczy. Odgarnąłem grzywkę z czoła i z łobuzerskim uśmiechem przyglądałem się dziewczynie. W jej oczach pojawił się lekki strach ale zarazem fascynacja. Do mojej głowy wpłynęło pełno jej myśli. Nadal z tym samym uśmiechem położyłem rękę na jej ramieniu.
- Powiedź koleżance, że nie jestem zainteresowany. – Zadrżała lekko kiedy to powiedziałem, kiwnęła głową i wolnym krokiem ruszyła z powrotem do reszty dziewczyn. Całej sytuacji przyglądał się ten sam mężczyzna, który zgubił owoce. Spoglądał na mnie wyraźnie przestraszony. Chciał to ukryć, ale uwypuklał coraz bardziej.
- Kupuje pan?! – zapytał go sprzedawca najwyraźniej trochę poddenerwowany. Przyglądałem się mężczyźnie, a on mi. Szybko odwrócił głowę.
- Nie dziękuje.. – rzucił niewyraźnie i wyszedł z kolejki. Obejrzał się jeszcze za mną. Zmrużyłem oczy i podążałem za nim wzrokiem.
- Kolejny głuchy! – usłyszałem nagle nad uchem, spojrzałem na sprzedawce zimnym wzrokiem. – Przepraszam… – powiedział, najwyraźniej sam zdziwiony tym faktem.
- Jabłko … – wskazałem palcem owoc leżący w skrzynce.
Ruszyłem tą samą drogą co dziwny facet. Trzymałem kupno w ręce i podrzucałem od czasu do czasu. Droga prowadziła poza miasto, daleko dało się zauważyć niewielki domek. Człowiek był w trzech czwartych piaskowego chodnika, prowadzącego do chatki. Zatrzymałem się i spojrzałem na jabłko.
- Ty coś chyba wiesz… – Powiedziałem do siebie, podrzuciłem owoc i cisnąłem z całych sił w stronę człowieka oddalonego o jakiś kilometr. Jabłko roztrzaskało mu się na ramieniu, zachwiał się lekko i obejrzał za siebie. Z rąk powypadały mu wszystkie zakupy i ruszył pędem do domu. – Czyli wiesz.. – łobuzerski uśmiech ponownie zagościł na twarzy, ruszyłem błyskawicznie w stronę uciekającego. Wbiegł do domu i zatrzasnął drzwi, kiedy do nich dotarłem. Przywaliłem w grube drewno trzy razy. – Sary.. chyba zgubiłeś zakupy.. – zaśmiałem się.
- Odejdź! – krzyknął. Wystawiłem swoje wampirze kły, chęć wbicia je w czyjąś szyje zaczęła nade mną górować. Kopnąłem drzwi.
- Lepiej to otwórz dobrowolnie – z mojego gardła wydobyło się coś na styl syknięcia.
- Nie wejdziesz tu! Nie wpuszczę cię! Wampirom wstęp wzbroniony! – jego głos drżał.
- A niby jak chcesz mnie zatrzymać? – zaśmiałem się.
- Potrzebujesz mojego pozwolenia ! – otworzył drzwi i spojrzał na mnie. – Ostrzegł mnie przed takimi jak ty.
- Jest tylko mały szkopuł. – uśmiechnąłem się i przekręciłem głowę w prawo. – Nie jestem wampirem. – Chwyciłem go za szyję i wepchnąłem do środka domu, człowiek wylądował na krześle a ja zatopiłem kły w jego szyi pożywiając się tak, aby nie umarł. Towarzyszyły temu nie małe krzyki, ale szybko umilkły. Nieprzytomny leżał na krześle kiedy skończyłem pić.
[STOP]
[Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=bGF74I57F6A ]
Siedziałem z nogami na stole kiedy gospodarz zaczął się wybudzać. Spojrzałem w jego stronę i patrzyłem, tak długo puki nie zaczął orientować. Podniósł wzrok na mnie i przerażony zaczął się szamotać.
- PUŚĆ MNIE! – wydarł się.
- Naprawdę myślisz, że przylazłem tutaj po to, aby cię wypuścić? – Wstałem i nagle znalazłem się przed jego nosem. Człowiek był przywiązany do krzesła, obie nogi i ręce miał skrępowane.
- Czego chcesz?!
- Informacji, a czego innego? – Chodziłem po jego domu i oglądałem różne posążki, zdjęcia i takie duperele.
- Nie dotykaj tego brudasie… – Powiedział przez zaciśnięte zęby. Zatrzymałem się na chwilę.
- Brudasie? – zapytałem..
- Parszywy mieszaniec. Twoja matka musiała być niezłą zdzirą, żeby puścić się z wampirem. – Ponownie znalazłem się przed nim i wbiłem jeden z posążków w jego nogę, oblizałem wargi.
- Zabiłbym cię, ale potrzebuje tych informacji… – złapałem go za szyję kiedy chciał krzyknąć z bólu, zaczął się dławić, rozluźniłem chwyt i zająłem się dalszym oglądaniem domu. Poczekałem aż przestanie kaszleć. Podszedłem do niego z zdjęciem małej dziewczynki. – Ładna. Twoja córeczka? – zapytałem.
- Co cię to?! – spojrzał na mnie.
- Szkoda by było ją stracić co nie? – moja twarz była bardzo poważna i zarazem zimna. – To powiesz mi czemu moja osoba wzbudziła w tobie taką ciekawość i niedowierzanie? – Facet przełknął kilka razy ślinę. – Dobrze wiesz, że ją znajdę .. Daj mi 5 minut. – Powoli zacząłem drzeć zdjęcie w taki sposób, jakbym pozbawiał głowy dziewczynki. Nagle usłyszałem cieniutki głos gdzieś w oddali. Człowiek nadal milczał, do oczy napływały mu łzy, ale milczał. W jego nodze nadal tkwiła figurka. Spojrzałem przed okno i zobaczyłem małą postać idącą w podskokach chodnikiem. Zwróciłem się w stronę mężczyzny. – Daj mi minutę… – przestraszony spojrzał na zegarek, a potem na mnie. Uśmiechnąłem się podle.
- Nie zrobisz tego, to tylko nic niewinne dziecko. – Jego głos znowu drżał.
- Pewny jesteś? – przyglądałem się mu z tym samym uśmiechem. – To może mnie sprawdzimy?
- Nie mogę, nie mogę powiedzieć rozumiesz?! – wydarł się. Dziewczynka była coraz bliżej.
- Nie dajesz mi wyboru… – Po jego polikach płynęły łzy.
- Membu proszę.. – patrzył na mnie błagalnie.
- Znasz moje imię, musisz coś wiedzieć… – uchyliłem lekko drzwi.
- Hej ptaszki. – Dało się słyszeć cieniutki głos. – Co tam u was? – dziewczynka zaśmiała się. Mała rączka chwyciła brzeg drzwi i uchyliła je jeszcze bardziej. – Tatku wróciłam… – obróciła głowę w stronę pomieszczenia i zamarła bez ruchu.
- Uciekaj! – krzyknął jej ojciec, a mała jak na zawołanie wybiegła z domu, prosto w moje ręce. Wniosłem dziewczynkę do domu, szarpała się, chwyciłem ją za szyje i i włosy.
- Nie ruszaj się… – Spojrzałem na ojca, który próbował wyszarpać się ze swojego ,,więzienia,, – Będziesz gadać?! Lubisz wampiry? Lubisz czy nie?! – wydarłem się
- Nienawidzę! Wypuść ją! Natychmiast! – krzyczał.
- Będziesz gadać?! – mała nadal się szarpała.
- Tatoo! – po jej pliczkach płynęły łzy.
- Zostaw ją! – chwyciłem młodą za szczękę, wyjąłem z kieszeni małą fiolkę z czerwonym płynem i wlałem do jej gardła. Mała zaczęła pluć, ale nie za dużo jej to dało. Szarpnąłem ją za włosy tak, aby się uspokoiła, upadła na kolana i płakała.
- Będziesz gadać?!
- Coś ty jej zrobił?! – Chwyciłem dziewczynę za głowę i spojrzałem ostatni raz na jej ojca. – Nie nie rób tego! – Jeden ruch… Płacz dziewczynki ustał… zastąpił go zgrzyt łamanego karku. Ojciec zastygł w bezruchu patrząc jak ciało jego córki pada na ziemię. Wyprostowałem się i spojrzałem na niego.
- Lepiej? – zapytałem otrzepując kurtkę z jej włosów.
- Marcus… Znajdź go… a wszystkiego się dowiesz. – spojrzał na mnie zapłakany. – A teraz mnie zabij.
- Ona to zrobi, gdy tylko się obudzi. – Mężczyzna spojrzał na mnie dziwnie.
- Masz córkę, wampira. – uśmiechnąłem się podle. – Trzeba było szybciej gadać.
- Nie… Nie zrobiłeś tego. – Facet znowu zaczął się szarpać.
- Życz jej ode mnie smacznego… – Wyciągnąłem mały nożyk i rzuciłem, trafiając między żebra. Z rany zaczęła wydobywać się świeża krew. – Mmm.. nawet mnie kusi, a co dopiero nowo narodzoną. – Zaśmiałem się i wychodząc z domu, udałem się na polanę Stada Nocy. Kiedy wychodziłem z miasta, dało się słyszeć z daleka krzyk mężczyzny…
- Pobudka.. Mała… – na twarzy namalował się cyniczny uśmiech, a moja sylwetka zniknęła za drzewami.
- Zabawę czas zacząć. – Klapnąłem pyskiem i z szyderczym uśmiechem zacząłem zeskakiwać na niższe półki skalne. Kiedy dotarłem na sam dół, ruszyłem biegiem w stronę naszych granic. Musiałem udać się do miasta, aby uzyskać potrzebne mi informacje. Jak zwykle w takich momentach do głowy wpadały różne pomysły, jak wyciągnąć to czego chcę. Podczas biegu wiatr rozwiewał moją sierść na różne strony. Promienie słońca, które dopiero co wyszły zza horyzontu rozjaśniły mi drogę. Łapy wybijały rytm do melodii, grającej teraz we mnie. Dawno tego nie robiłem, chęć zemsty była ogromna, przepełniała mnie, a ja wczuwałem się w nią coraz bardziej. Z kroku na krok przyspieszałem. Zaśmiałem się sam do siebie. Mój głos rozniósł się echem i dotarł do uszu z niejakim pogłosem.
Zatrzymałem się przy bramach miasta. Przybrałem postać ludzką i ruszyłem przed siebie. Czułem obce spojrzenia na sobie. Słyszałem niektórych szepty. Mówili coś o mnie, jednak wystarczyło spojrzeć w ich stronę, a automatycznie milki lub obracali wzrok. Zauważyłem kolejkę do jednego ze straganów. Stwierdziłem, że można zacząć od kupców, więc grzecznie się ustawiłem. Rozglądałem się powoli, moja uwagę zwróciła grupka dziewcząt stojąca nieopodal. Spoglądały w stronę kolejki i szczebiotały hihrając się pod nosem. Przewróciłem oczyma, kobiety i ich dyskrecja. Spojrzałem na czwórkę ludzi stojących przede mną, dziwnie się mi przyglądali, jednemu wypadł z dłoni worek owoców, które potoczyły się po ulicy. Kiedy spojrzałem na niego, szybko odwrócił wzrok i zaczął zbierać jabłka. Oparłem się o stragan i naglę poczułem, że ktoś puka mnie po plecach.
- Przepraszam.. – usłyszałem niski głos.
- No? – obróciłem głowę, stała za mną jedna z dziewczyn śmiejących się pod murem, obróciła głowę w stronę koleżanek i ponownie spojrzała na mnie. Przyglądałem się jej obojętnie.
- Widzisz bo… – spojrzała mi w oczy. Odgarnąłem grzywkę z czoła i z łobuzerskim uśmiechem przyglądałem się dziewczynie. W jej oczach pojawił się lekki strach ale zarazem fascynacja. Do mojej głowy wpłynęło pełno jej myśli. Nadal z tym samym uśmiechem położyłem rękę na jej ramieniu.
- Powiedź koleżance, że nie jestem zainteresowany. – Zadrżała lekko kiedy to powiedziałem, kiwnęła głową i wolnym krokiem ruszyła z powrotem do reszty dziewczyn. Całej sytuacji przyglądał się ten sam mężczyzna, który zgubił owoce. Spoglądał na mnie wyraźnie przestraszony. Chciał to ukryć, ale uwypuklał coraz bardziej.
- Kupuje pan?! – zapytał go sprzedawca najwyraźniej trochę poddenerwowany. Przyglądałem się mężczyźnie, a on mi. Szybko odwrócił głowę.
- Nie dziękuje.. – rzucił niewyraźnie i wyszedł z kolejki. Obejrzał się jeszcze za mną. Zmrużyłem oczy i podążałem za nim wzrokiem.
- Kolejny głuchy! – usłyszałem nagle nad uchem, spojrzałem na sprzedawce zimnym wzrokiem. – Przepraszam… – powiedział, najwyraźniej sam zdziwiony tym faktem.
- Jabłko … – wskazałem palcem owoc leżący w skrzynce.
Ruszyłem tą samą drogą co dziwny facet. Trzymałem kupno w ręce i podrzucałem od czasu do czasu. Droga prowadziła poza miasto, daleko dało się zauważyć niewielki domek. Człowiek był w trzech czwartych piaskowego chodnika, prowadzącego do chatki. Zatrzymałem się i spojrzałem na jabłko.
- Ty coś chyba wiesz… – Powiedziałem do siebie, podrzuciłem owoc i cisnąłem z całych sił w stronę człowieka oddalonego o jakiś kilometr. Jabłko roztrzaskało mu się na ramieniu, zachwiał się lekko i obejrzał za siebie. Z rąk powypadały mu wszystkie zakupy i ruszył pędem do domu. – Czyli wiesz.. – łobuzerski uśmiech ponownie zagościł na twarzy, ruszyłem błyskawicznie w stronę uciekającego. Wbiegł do domu i zatrzasnął drzwi, kiedy do nich dotarłem. Przywaliłem w grube drewno trzy razy. – Sary.. chyba zgubiłeś zakupy.. – zaśmiałem się.
- Odejdź! – krzyknął. Wystawiłem swoje wampirze kły, chęć wbicia je w czyjąś szyje zaczęła nade mną górować. Kopnąłem drzwi.
- Lepiej to otwórz dobrowolnie – z mojego gardła wydobyło się coś na styl syknięcia.
- Nie wejdziesz tu! Nie wpuszczę cię! Wampirom wstęp wzbroniony! – jego głos drżał.
- A niby jak chcesz mnie zatrzymać? – zaśmiałem się.
- Potrzebujesz mojego pozwolenia ! – otworzył drzwi i spojrzał na mnie. – Ostrzegł mnie przed takimi jak ty.
- Jest tylko mały szkopuł. – uśmiechnąłem się i przekręciłem głowę w prawo. – Nie jestem wampirem. – Chwyciłem go za szyję i wepchnąłem do środka domu, człowiek wylądował na krześle a ja zatopiłem kły w jego szyi pożywiając się tak, aby nie umarł. Towarzyszyły temu nie małe krzyki, ale szybko umilkły. Nieprzytomny leżał na krześle kiedy skończyłem pić.
[STOP]
[Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=bGF74I57F6A ]
Siedziałem z nogami na stole kiedy gospodarz zaczął się wybudzać. Spojrzałem w jego stronę i patrzyłem, tak długo puki nie zaczął orientować. Podniósł wzrok na mnie i przerażony zaczął się szamotać.
- PUŚĆ MNIE! – wydarł się.
- Naprawdę myślisz, że przylazłem tutaj po to, aby cię wypuścić? – Wstałem i nagle znalazłem się przed jego nosem. Człowiek był przywiązany do krzesła, obie nogi i ręce miał skrępowane.
- Czego chcesz?!
- Informacji, a czego innego? – Chodziłem po jego domu i oglądałem różne posążki, zdjęcia i takie duperele.
- Nie dotykaj tego brudasie… – Powiedział przez zaciśnięte zęby. Zatrzymałem się na chwilę.
- Brudasie? – zapytałem..
- Parszywy mieszaniec. Twoja matka musiała być niezłą zdzirą, żeby puścić się z wampirem. – Ponownie znalazłem się przed nim i wbiłem jeden z posążków w jego nogę, oblizałem wargi.
- Zabiłbym cię, ale potrzebuje tych informacji… – złapałem go za szyję kiedy chciał krzyknąć z bólu, zaczął się dławić, rozluźniłem chwyt i zająłem się dalszym oglądaniem domu. Poczekałem aż przestanie kaszleć. Podszedłem do niego z zdjęciem małej dziewczynki. – Ładna. Twoja córeczka? – zapytałem.
- Co cię to?! – spojrzał na mnie.
- Szkoda by było ją stracić co nie? – moja twarz była bardzo poważna i zarazem zimna. – To powiesz mi czemu moja osoba wzbudziła w tobie taką ciekawość i niedowierzanie? – Facet przełknął kilka razy ślinę. – Dobrze wiesz, że ją znajdę .. Daj mi 5 minut. – Powoli zacząłem drzeć zdjęcie w taki sposób, jakbym pozbawiał głowy dziewczynki. Nagle usłyszałem cieniutki głos gdzieś w oddali. Człowiek nadal milczał, do oczy napływały mu łzy, ale milczał. W jego nodze nadal tkwiła figurka. Spojrzałem przed okno i zobaczyłem małą postać idącą w podskokach chodnikiem. Zwróciłem się w stronę mężczyzny. – Daj mi minutę… – przestraszony spojrzał na zegarek, a potem na mnie. Uśmiechnąłem się podle.
- Nie zrobisz tego, to tylko nic niewinne dziecko. – Jego głos znowu drżał.
- Pewny jesteś? – przyglądałem się mu z tym samym uśmiechem. – To może mnie sprawdzimy?
- Nie mogę, nie mogę powiedzieć rozumiesz?! – wydarł się. Dziewczynka była coraz bliżej.
- Nie dajesz mi wyboru… – Po jego polikach płynęły łzy.
- Membu proszę.. – patrzył na mnie błagalnie.
- Znasz moje imię, musisz coś wiedzieć… – uchyliłem lekko drzwi.
- Hej ptaszki. – Dało się słyszeć cieniutki głos. – Co tam u was? – dziewczynka zaśmiała się. Mała rączka chwyciła brzeg drzwi i uchyliła je jeszcze bardziej. – Tatku wróciłam… – obróciła głowę w stronę pomieszczenia i zamarła bez ruchu.
- Uciekaj! – krzyknął jej ojciec, a mała jak na zawołanie wybiegła z domu, prosto w moje ręce. Wniosłem dziewczynkę do domu, szarpała się, chwyciłem ją za szyje i i włosy.
- Nie ruszaj się… – Spojrzałem na ojca, który próbował wyszarpać się ze swojego ,,więzienia,, – Będziesz gadać?! Lubisz wampiry? Lubisz czy nie?! – wydarłem się
- Nienawidzę! Wypuść ją! Natychmiast! – krzyczał.
- Będziesz gadać?! – mała nadal się szarpała.
- Tatoo! – po jej pliczkach płynęły łzy.
- Zostaw ją! – chwyciłem młodą za szczękę, wyjąłem z kieszeni małą fiolkę z czerwonym płynem i wlałem do jej gardła. Mała zaczęła pluć, ale nie za dużo jej to dało. Szarpnąłem ją za włosy tak, aby się uspokoiła, upadła na kolana i płakała.
- Będziesz gadać?!
- Coś ty jej zrobił?! – Chwyciłem dziewczynę za głowę i spojrzałem ostatni raz na jej ojca. – Nie nie rób tego! – Jeden ruch… Płacz dziewczynki ustał… zastąpił go zgrzyt łamanego karku. Ojciec zastygł w bezruchu patrząc jak ciało jego córki pada na ziemię. Wyprostowałem się i spojrzałem na niego.
- Lepiej? – zapytałem otrzepując kurtkę z jej włosów.
- Marcus… Znajdź go… a wszystkiego się dowiesz. – spojrzał na mnie zapłakany. – A teraz mnie zabij.
- Ona to zrobi, gdy tylko się obudzi. – Mężczyzna spojrzał na mnie dziwnie.
- Masz córkę, wampira. – uśmiechnąłem się podle. – Trzeba było szybciej gadać.
- Nie… Nie zrobiłeś tego. – Facet znowu zaczął się szarpać.
- Życz jej ode mnie smacznego… – Wyciągnąłem mały nożyk i rzuciłem, trafiając między żebra. Z rany zaczęła wydobywać się świeża krew. – Mmm.. nawet mnie kusi, a co dopiero nowo narodzoną. – Zaśmiałem się i wychodząc z domu, udałem się na polanę Stada Nocy. Kiedy wychodziłem z miasta, dało się słyszeć z daleka krzyk mężczyzny…
- Pobudka.. Mała… – na twarzy namalował się cyniczny uśmiech, a moja sylwetka zniknęła za drzewami.