Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

18 marca 2012

Ulotne chwile [Luna]

18 marca 2012
Ulotne chwile (opowiadanie na listę)

Grzywa Chandry powiewała na wietrze, drobne kamyczki uciekały spod jej kopyt, stukot niósł się głośno po okolicy. Klacz zatańczyła spłoszona przez nisko przelatującego ptaka, ściągnęłam wodze, a czarna stanęła dęba.
- Spokojnie… Jesteś dziś jakaś nerwowa. – musnęłam jej boki łydkami, a ta na nowo ruszyła dzikim galopem przed siebie. Od jakiegoś czasu zaczęłam ją siodłać, bo jeżdżenie na oklep stało się problematyczne. W moje krucze włosy wetknęłam jasne, połyskujące na słońcu, pióro, jednak kiedy mój Demon wbiegł pomiędzy drzewa, jakaś gałązka porwała mi je. Szkoda, podobało mi się. W końcu zatrzymałyśmy się, a ja gwałtownie zeskoczyłam z grzbietu Chandry. Niespokojna klacz przestąpiła z nogi na nogę, zadrobiła kilka kroków w tył, jednak szybko chwyciłam wodze. Poluźniłam jej popręg i puściłam, aby mogła poskubać trawy. Poprawiłam założony przez ramię łuk i przewieszony przez plecy kołczan, w którym tkwiło kilka lodowych strzał. Tym razem już na piechotę ruszyłam wgłąb lasu. Idąc przyłożyłam lewą dłoń do skroni, a drugą przygotowałam to utworzenia odpowiedniego znaku. Wymruczałam niewyraźnie kilka słów i nagle świat dookoła mnie nabrał szarych barw. Jedynie niektóre z korzeni drzew jarzyły się delikatnie, każde na inny kolor. W końcu natrafiłam na silne źródło. Podstawa starego dębu skrzyła się na błękitno, przyklęknęłam na ziemi i przyłożyłam prawą rękę do kory. Poczułam krążącą w drzewie energię, ale także jak cała złość, która do tej pory we mnie siedziała, ustępowała miejsca uczuciu spokoju, którym emanował ten las. Słysząc krótki szelest za plecami gwałtownie rozerwałam połączenie i obejrzałam się za siebie. Gdzieś między konary umknęła nieduża sarna.
- Czemu nie… Może ktoś będzie głodny. – mruknęłam i ruszyłam śladami łani, najciszej jak umiałam.Gdy w końcu znów na nią trafiłam, ta pasła się spokojnie na malutkiej polanie oświetlonej przez jasne promienie wiosennego słońca. Zdjęłam łuk z ramienia i wysunęłam strzałę z kołczanu. Założyłam ją na cięciwę i naciągnęłam ją, trzymając blisko przy policzku, ręce nie drżały mi tak jak zawsze. Trwałam w idealnym bezruchu, czekając na odpowiedni moment. Jeśli strzelę w brzuch, będzie mogła mi daleko uciec. Celując w głowę mogę spudłować. Najlepiej byłoby w klatkę piersiową… Jak na zawołanie sarna stanęła do mnie przodem pod lekkim kątem. Idealnie. Puściłam. Strzała świsnęła w powietrzu i pomknęła wprost ku zwierzynie. Lodowy grot zatopił się w skórze łani, zanim ta zdążyła podnieść do końca łeb. Wierzgnęła krótko i padła na ziemię, wydając z siebie agonalny okrzyk. Szybko wyskoczyłam zza zarośli i dopadłam do niej, zwinnym ruchem podcinając jej tętnicę na szyi, aby skrócić jej ból. Wyjęłam strzałę z jej ciała i wytarłam o swoje spodnie z krwi. Schowałam ją do kołczanu. Nie lubiłam ich tracić. To była na prawdę drobna, acz dorosła, sarenka. Założyłam ją sobie na plecy, jej chude nóżki zwisały z moich ramion, a głowa bezwładnie kołysała się na boki koło moich łopatek. Zagwizdałam cicho, co bardziej przypominało ćwierkanie, a po chwili zza drzew wyłoniła się Chandra.
- Jednak przychodzisz, kiedy Cię wzywam. – uśmiechnęłam się i wolną dłonią poklepałam ją po szyi. Klacz prychnęła cicho widząc niesione przeze mnie zwierze i czując zapach krwi, jednak zrzuciłam łanię na łęk siodła i sama zgrabnie wskoczyłam na grzbiet czarnej. Razem, ruszyłyśmy nigdzie się nie spiesząc, w stronę polany. 
____
Nudne, baaaaaaaaaardzo nuuuuuuuuuuudne opowiadanie, pisane trochę na siłę, żeby zaliczyć sprawdzian obecności.