14 marca 2012
Odsłona II
Muzyka
Świeciło słońce, a jednak z nieba…
padał deszcz. Drobne, szare chmury płynęły leniwie po niebie. Patrzyłam
na wielobarwną tęczę z zachwytem, a krople wody spływały po moich
policzkach. Większość by pomyślała, że to tylko wina pogody, jednak to
nie była prawda. To były moje słone łzy.
To nie wina deszczu, to nie wina szarości na niebie, czy wiatru szarpiącego moje jasne włosy, ani tego, że tata odszedł. To nie była nawet twoja wina, mamusiu. Niczyja… Tak po prostu się stało i pomimo tego, że nie do końca rozumiem… wiem, że tak właśnie jest. Nikt tu nie jest winny, nawet kierowca tego błękitnego autobusu, który zawsze mi się podobał. Wiesz, mamusiu, na taki sam kolor pomalowałam dzbanuszek dla ciebie. Miałam ci go dać na Dzień Mamy, ale… już raczej ci go nie dam. Chociaż chcę. Postawię go na stoliku i przyozdobię kwiatkami. Tymi, co rosną w naszym ogrodzie. Będzie mi przypominał ciebie, bo ty jesteś jak kwiatek. Nie przejmuj się, każdy kwiatek kiedyś więdnie, za to ty jesteś tym najpiękniejszym ze wszystkich. Jesteś moim kwiatkiem.
Teraz siedzę na huśtawce w parku i patrzę na biegające dzieci, cieszące się. Dlaczego ja nie mogę się chociaż uśmiechnąć..? Przecież jest tak pięknie, słońce świeci, a na niebie tkwi tęcza. Co się ze mną stało, mamusiu? Podeszła do mnie jakaś pani, zapytała, czy jestem sama. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Wyciągnęła do mnie dłoń i zaprowadziła do swoich dzieci, kupiła mi też bilet na Diabelski Młyn. Nigdy nie jechałam Diabelskim Młynem. Pamiętasz, obiecałaś mi kiedyś, że jak jeszcze trochę podrosnę, pójdziemy na niego razem. Że weźmiesz mnie na kolana i będziemy patrzeć na wszystko z góry, na całe wesołe miasteczko, a potem kupisz mi wielką watę cukrową.
Usiadłam w zielonym wagoniku z tą panią i jej córką. Widziałam, jak chichoczą, ale nie słyszałam ich śmiechu. Patrzyłam jedynie na swoje dłonie, na zawieszoną na nich bransoletkę z koralików, którą mi zrobiłaś. Szybowałam w górę wraz z wagonikiem karuzeli. Ludzie z dołu widzieli małą dziewczynkę, siedzącą na kolanach matki, przytulającą się do jej piersi. Ale to nie ja byłam tą dziewczynką…
A tatuś?… Tatuś odszedł, zostawił nas. Nigdy nie kochał mnie tak, jak ty. Chociaż będę za nim tęsknić, nawet jeśli nie chcę, to nigdy nie zagrzeje tak ważnego miejsca w moim sercu. Ofiarowałam je tobie. Właściwie… ty zawsze tam byłaś. Kochałam cię jeszcze za nim nauczyłam się kochać. Dlatego byłaś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza, zawsze. Nikt mi ciebie nie odbierze.
Czasem tak sobie myślę, że mnie odwiedzasz w postaci małego motylka, albo ptaka, który usiadł na parapecie okna i spoglądał na mnie. A może jesteś tym małym, polnym kwiatkiem, którego włożyłam do wazonika? Na pewno chciałabyś być przy mnie, dać mi znak… Zapewne mi dajesz, ale ja go nie dostrzegam. Muszę uważniej patrzeć. Obiecuję ci, mamo, że od tej pory będę lepiej patrzyła.
Mamusiu, tak bardzo za tobą tęsknię… Tak bardzo… Boli mnie serduszko, pęka powoli, a ja myślę tylko o tym, że już nigdy nie weźmiesz mnie za rękę. I co z tego, że inni mówią, żeby nie płakać, bo to nie była niczyja wina. Ja będę, bo wiem, że to jest symbolem mojej miłości do ciebie, tęsknoty. Mamusiu, ja już nie chcę czuć tego bólu w sercu. Straszliwie mi przeszkadza. Proszę, niech zostanie tylko uczucie do ciebie, niczego więcej nie potrzebuję. Wiem, że już do mnie nie wrócisz, ale proszę cię, obiecaj mi, że jeszcze się zobaczymy. Proszę.
Kocham Cię. I zawsze będę kochała…
______________________________________________
No Jezu, prawie poryczałam się przy pisaniu własnego opowiadania. To jakaś amba! Dosłownie, łzy stanęły mi w oczach parokrotnie. Nigdy więcej się nie wczuwam, ot co!
To nie wina deszczu, to nie wina szarości na niebie, czy wiatru szarpiącego moje jasne włosy, ani tego, że tata odszedł. To nie była nawet twoja wina, mamusiu. Niczyja… Tak po prostu się stało i pomimo tego, że nie do końca rozumiem… wiem, że tak właśnie jest. Nikt tu nie jest winny, nawet kierowca tego błękitnego autobusu, który zawsze mi się podobał. Wiesz, mamusiu, na taki sam kolor pomalowałam dzbanuszek dla ciebie. Miałam ci go dać na Dzień Mamy, ale… już raczej ci go nie dam. Chociaż chcę. Postawię go na stoliku i przyozdobię kwiatkami. Tymi, co rosną w naszym ogrodzie. Będzie mi przypominał ciebie, bo ty jesteś jak kwiatek. Nie przejmuj się, każdy kwiatek kiedyś więdnie, za to ty jesteś tym najpiękniejszym ze wszystkich. Jesteś moim kwiatkiem.
Teraz siedzę na huśtawce w parku i patrzę na biegające dzieci, cieszące się. Dlaczego ja nie mogę się chociaż uśmiechnąć..? Przecież jest tak pięknie, słońce świeci, a na niebie tkwi tęcza. Co się ze mną stało, mamusiu? Podeszła do mnie jakaś pani, zapytała, czy jestem sama. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Wyciągnęła do mnie dłoń i zaprowadziła do swoich dzieci, kupiła mi też bilet na Diabelski Młyn. Nigdy nie jechałam Diabelskim Młynem. Pamiętasz, obiecałaś mi kiedyś, że jak jeszcze trochę podrosnę, pójdziemy na niego razem. Że weźmiesz mnie na kolana i będziemy patrzeć na wszystko z góry, na całe wesołe miasteczko, a potem kupisz mi wielką watę cukrową.
Usiadłam w zielonym wagoniku z tą panią i jej córką. Widziałam, jak chichoczą, ale nie słyszałam ich śmiechu. Patrzyłam jedynie na swoje dłonie, na zawieszoną na nich bransoletkę z koralików, którą mi zrobiłaś. Szybowałam w górę wraz z wagonikiem karuzeli. Ludzie z dołu widzieli małą dziewczynkę, siedzącą na kolanach matki, przytulającą się do jej piersi. Ale to nie ja byłam tą dziewczynką…
A tatuś?… Tatuś odszedł, zostawił nas. Nigdy nie kochał mnie tak, jak ty. Chociaż będę za nim tęsknić, nawet jeśli nie chcę, to nigdy nie zagrzeje tak ważnego miejsca w moim sercu. Ofiarowałam je tobie. Właściwie… ty zawsze tam byłaś. Kochałam cię jeszcze za nim nauczyłam się kochać. Dlatego byłaś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza, zawsze. Nikt mi ciebie nie odbierze.
Czasem tak sobie myślę, że mnie odwiedzasz w postaci małego motylka, albo ptaka, który usiadł na parapecie okna i spoglądał na mnie. A może jesteś tym małym, polnym kwiatkiem, którego włożyłam do wazonika? Na pewno chciałabyś być przy mnie, dać mi znak… Zapewne mi dajesz, ale ja go nie dostrzegam. Muszę uważniej patrzeć. Obiecuję ci, mamo, że od tej pory będę lepiej patrzyła.
Mamusiu, tak bardzo za tobą tęsknię… Tak bardzo… Boli mnie serduszko, pęka powoli, a ja myślę tylko o tym, że już nigdy nie weźmiesz mnie za rękę. I co z tego, że inni mówią, żeby nie płakać, bo to nie była niczyja wina. Ja będę, bo wiem, że to jest symbolem mojej miłości do ciebie, tęsknoty. Mamusiu, ja już nie chcę czuć tego bólu w sercu. Straszliwie mi przeszkadza. Proszę, niech zostanie tylko uczucie do ciebie, niczego więcej nie potrzebuję. Wiem, że już do mnie nie wrócisz, ale proszę cię, obiecaj mi, że jeszcze się zobaczymy. Proszę.
Kocham Cię. I zawsze będę kochała…
______________________________________________
No Jezu, prawie poryczałam się przy pisaniu własnego opowiadania. To jakaś amba! Dosłownie, łzy stanęły mi w oczach parokrotnie. Nigdy więcej się nie wczuwam, ot co!