28 lutego 2012
Muzyka:
Z pochyloną głową, stąpałam po świeżo opadłym śniegu. Biały puch
spadał mi na twarz, po czym zamieniał się w wodę i powoli spływał po
policzkach. Podążając własnym rytmem, szłam przed siebie, omijając
śpieszących się ludzi. Grupka wróbli zainteresowała się mną na chwilę,
po czym swoje malutkie łebki skierowały na starszą panią, sypiącą im
okruchy chleba. Przypatrzyłam się jej. Nie obchodziło ją co się działo
dookoła. Była tylko ona, wróble i…
Zza drzewa wybiegła mała dziewczynka ubrana na różowo. Niosła
siatkę z chlebem, który miał zaraz trafić na ziemie, by najmniejsi,
również zjedli. Czerwone od zimna policzki, wcale nie przeszkadzały
małej, przystanęła przy ptakach i zaczęła mówić. Zwyczajnie, powoli
rozmawiała z nimi, udawała, że one odpowiadają. Westchnęłam. Nie
wiedzieć czemu, nie mogłam oprzeć się pokusie. Ruszyłam powolnym krokiem
do babci i dziewczynki. Mała spojrzała na mnie, po czym jej oczy stały
się smutne. Poznała mnie? Co prawda wiele razy, pojawiałam się tu pod
inną postacią, ale nikt nie wiedział, że kotka to ja.
-Dzień dobry – uśmiechnęłam się do staruszki.
-Dzień dobry, kochanie – odwzajemniła uśmiech. – Tiffany podaj dziewczynce troszkę chleba. – zwróciła się do wnuczki.
-Już babciu.
Niechętnie podała mi kromkę. Sama urwała kawałek i rzuciła na śnieg, podczas gdy uradowane wróble jadły mokry kawałek.
Spojrzałam raz jeszcze na Tiffany.
-Tiffany, tak?
-Tak. – zerknęła na mnie z ukosa. – Coś się stało?
-Znamy się? – odpowiedziałam serdecznie.
-Wątpię, jedyną dobrze znaną mi osobą jest moja babcia.- najwyraźniej nie była zachwycona z pytania.
-Mogę ci mówić Tiff? – zaśmiałam się, przypominając sobie, że nie tak dawno zasłużona HOTN Tiffany umarła.
-Nie – syknęła, jakbym zadała jej cios.
Zamyśliłam się. Małe ptaszki przeskakiwały po śniegu i podlatywały
na swoich skrzydłach do rzucanych im kawałków, następnie łapały je w
dzioby i uciekały. Całkiem jak złodzieje, mający swój łup.
-Babciu, idę się przejść, dobrze? – Tiffany uśmiechnęła się uroczo do swojej babci.
-Oczywiście, kochanie.
Robiło mi się niedobrze na te ich czułości. Zebrałam się i ruszyłam w dalszą drogę.
Oddalona kilometr od dziwnej rodzinki,
usiadłam na pobliskiej ławce. Rozejrzałam się dookoła. Coś mi nie
pasowało. Odetchnęłam głęboko, kątem oka przyglądając się drodze. Różowa
plama mignęła mi przed oczami. Spojrzałam na śnieg. Podążając za
śladami, wyczuliłam wszystkie zmysły. Słysząc trzask gałęzi, szybko
odwróciłam się w tamtą stronę. Mała Tiffany stała na naprawdę dużym
drzewie, patrząc na mnie, swoimi małymi, czarnymi ślepkami. Za jej
plecami delikatnie opadały i unosiły się masywne skrzydła.
-To jak znamy się? – zmrużyłam oczy.
-Może – wylądowała obok mnie.
-Na pewno nie jesteś taka młoda, na jaką wyglądasz.
-Może.
-Znasz może HOTN?
-Może.
Wnerwiała mnie. Skąd ona się tu wzięła?
-Słuchaj – podniosłam ją za kurtkę, za co oberwałam kopniakiem w klatkę piersiową.
-Nie dotykaj mnie, zdrajco.
Zamurowało mnie. Nie dość, że taki „szkrab” potrafił nieźle przykopać, to jeszcze nazywał mnie zdrajcą.
-Skoro się nie znamy jak mogłam cię zdradzić? – uśmiechnęłam się najsłodziej jak umiałam.
-Już samej siebie nie poznajesz, Ai? A
może raczej, Tiff? – odpowiedziała kpiącym uśmiechem. -Z twoją pamięcią,
chyba nie najlepiej..? No nie mów, że nie pamiętasz swojego życia jako
Tiffany?
-Jesteś pewna, że wcześniej nie spadłaś z tego drzewa? – wskazałam pień, na którym przed chwilą stała.
-Spadłam, lecz nie pod tą postacią.
-To może pokaż mi swoją prawdziwą postać..? – miałam dość tej gry.
Dziewczynka zdjęła swoją różową kurtkę,
po chwili przede mną stała wilczyca o beżowych skrzydłach. Poruszyła
delikatnie ogonem, na którym znajdował się czarny pasek i spojrzała na
mnie.
-No a teraz, poznajesz?
Wadera wydawała mi się znajoma, choć nie
wiedziałam dlaczego. Przenikała mnie czarnymi oczami, które były mi tak
bliskie, choć jej nie znałam.
Pokiwałam przecząco głową.
-Zapytałaś mnie o HOTN? A wiesz czemu trafiłaś tam zaraz po śmierci Tiffany?
Po raz kolejny zaprzeczyłam.
-Bo ty jesteś Tiff, idiotko – przewróciła
oczami. – Jednak nie wiadomo czemu, ja dostałam twoje ciało po śmierci,
a ty moje. – warknęła. – Przepraszam, ale muszę to zrobić.
Obudziłam się z bólem głowy. Otworzyłam
powoli oczy, po czym przypomniałam sobie co się stało. Ogłuszyła mnie
mała dziewczynka..Nie chwila, był to ktoś inny. Uderzono mnie od tyłu,
podczas gdy próbowałam zrozumieć…
-Moje ciało! – zerwałam się z wrzaskiem.
Przez moje kończyny przeszedł ból, moje
zdrętwiałe nogi wskazywały, że leżałam już od dłuższego czasu. W ciemnym
pomieszczeniu panował chłód. Widząc promień światła, podniosłam się
całkowicie i ruszyłam ku „jasności”.
Nim bardziej się zbliżałam, tym światło
bardziej mnie oślepiało. Wyszłam przez dziurę w ścianie. Byłam przed
jaskinią, najwyraźniej na terenach domu. Czyżbym była bezpieczna?
Rozejrzałam się. Tereny jakby zmniejszyły
się. Powolnym krokiem ruszyłam do najbliższego źródła wody by się
napić. Wiatr delikatnie przewiewał moje futro, podczas gdy ja próbowałam
odgadnąć co jest nie tak. Widząc wodopój podbiegłam, upijając łyk
chłodnej wody, zerknęłam na odbijającą się w wodzie postać. W stadnym
lustrze zobaczyłam Tiffany. Odruchowo cofnęłam się do tyłu. Próbując
poukładać sobie wszystko w głowie, zobaczyłam wspomnienia, których
jeszcze wczoraj nie było w mojej głowie. Przybycie Tiffany do stada, jej
szacunek wobec Wandessy, Gloli i wiele nie będących już w HOTN osób.
-Tiff wróciła – szepnęłam sama do siebie, niepewnie, po czym upiłam kolejny łyk.
___