23 lutego 2012
Nie spuść wzroku.
Spopielona ziemia wyciągała poszarpane ramiona ciemnych konarów w
stronę szarego nieba. Cierpki zapach samotności przeplatał się z odorem
niewypowiedzianych słów. Bose stopy dziewczyny odcinały się kontrastem
od czarnego, powyginanego w agonii poszycia. Stąpała po nim
niespiesznie, brodząc w unoszącym się nisko się ciężkim, szarym dymie.
Ale to nie jest przecież to, co miało być powiedziane. To tylko
krajobraz.Nie wiedzieć czemu, jej oblicze pokrywały smugi po łzach, łzach które pozostawiły za sobą jasną ścieżkę spływając wraz z szarością, którą umorusane były policzki dziewczyny. Kołysała się lekko na boki, z jeden strony każdy z jej krokiem zdawał się być tym ostatnim przed upadkiem, z drugiej wyglądała na całkiem zdecydowaną ruchów. Pałała rezygnacją? Ale to też nie to, co miało być powiedziane. To tylko dziewczyna.
Liczyło się to, że musiała kurczowo zaciskać zęby. Liczyło się to, że nawet kiedy widziała inne postaci przechodzące tuż obok niej, nie mogła się zatrzymać i okazać słabości. Nikt nie wypowiedziałby tego na głos, ale każdy najchętniej poderżną by jej gardło, byleby wzbić się chociaż odrobinę po drabinie tej przemilczanej hierarchii. Kroczyła wciąż przed siebie, klucząc między czarnymi od smoły pniami drzew. Pochylona, nie chcąc skomleć by ktoś przez przypadek nie uznał tego za oznakę słabości. To już to, co miało być powiedziane. Zbyt ogólnikowo.
Kiedy po raz kolejny uniosła stopę, by po raz kolejny zatopić ją w popiele, na horyzoncie ukazała się postać. Jak każdy szła, naprzeciw. Zdecydowała spojrzeć w jej stronę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, ta znad przeciwka zdawała się już być tak bardzo bliską. Zbliżały się ku sobie, wymieniły niemrawymi uśmiechami. Zwolniły kroku najbardziej jak mogły, obierając strategie, starając się przypasować. Pytania „czy ta druga nie spieszy się gdzieś? czy zwolnienie aż tak bardzo jest na miejscu?” rozlegały się raz po raz w obydwu głowach.
I kiedy były już najbliżej, kiedy mogły już niemal dotknąć się wyciągniętą dłonią, wiedząc, że tak jest dobrze, że tak mogłoby zostać, zaczęły się od siebie oddalać. Dziewczyna do ostatniej chwili utrzymywała kontakt wzrokowy, a kiedy nie była już w stanie zamknęła oczy, godząc się z tym, że ten przyjaciel, jak każdy inny to zrobi, zniknął już za jej plecami krocząc dalej w stronę przyszłości.Przyjaciel.
Uniosła wzrok, by wbić go w milczące niebo. Miękkie, okrutnie płaskie obłoki zdawały się tworzyć kopułę. Kopułę, która naprawdę przykrywała ich puste drogi ku agonii. Dym snuł się między spopielonymi drzewami przywodząc o rzężenie oddechu.
I zdaje się to jest właśnie to, co miało być powiedziane.
***
Pluszowa kanapa nie była tak miękka, na jaką wyglądała, ale nie siedziało się na niej źle. Dziewczyna zerknęła w stronę grających, czy może usiłujących grać w bilarda innych. Złapała za dłoń obejmującego ją jasnowłosego i uniosła wzrok, słysząc słowa produkującego się przyjaciela. Ów zakończył wywód i podrapał się po karku, uwieńczył całość głupim chichotem. Chłopak siedzący tuż obok westchnął znacząco. Razem była ich szóstka. Wtedy jedna z grających w bilarda wyciągnęła telefon. Zaśmiała się z szyderczym podźwiękiem i wyczytała na głos „Wszystkiego Najlepszego”. Wyczytała adresata.
Dlaczego nie okazała przygnębienia? Nie pokazała, jak bardzo się zawiodła? Dlaczego jedynie zaśmiała się szyderczo?
Jak mogłaby okazać słabość.
Tak, wszyscy pamiętali moment gdy to on wypowiedział „będę z wami już na zawsze.”
I jedyne, co pozostało niewypowiedziane, to czy ten z przyjaciół zwyczajnie odwrócił wzrok, czy ginie już za plecami. Jak zginie każdy z tej szóstki.
Show me Your Sign
Water and Wine
I need You to be
More than a Voice in me
Show me Your Face
Or at least some Proof of Your Grace
I need You to be
More than a Light in me
At least today…
Water and Wine
I need You to be
More than a Voice in me
Show me Your Face
Or at least some Proof of Your Grace
I need You to be
More than a Light in me
At least today…