01 lutego 2012
Zawsze tak było.Czy to ważne, że ktoś będzie mi wmawiał, że to światło jest po mojej stronie?
Zachłysnęłam się powietrzem. Po mojej brodzie pociekło cierpienie wykaszlane z głębi wnętrza. Nie mogłam przestać kasłać, coś chciało się ze mnie wydostać, walczyło o uwolnienie. Błagając o oddech, przerwę w pojedynku upadłam na kolana. Pochylona, rzucana spazmami, poczułam jak łzy spływają po moich policzkach. Czekałam na nie. Z moich ust strugami uciekał szkarłat.Zabroczyłam rdzawym atramentem martwą ziemię. Uniosłam dłoń, pokrytą rzężącym we mnie bólem. Światło latarni pociągnęło linię blasku po czerwieni, wzdłuż linii życia. Zacisnęłam pięść.
Przyciągnęłam ją do siebie, palcami odnalazłam źródło miarowego taktu, wciąż bijące mi w piersi. Wstrzymałam oddech i przebiłam skórę. Poczułam, jak łamią mi się żebra. Umoczyłam i tak już pokrytą rdzą dłoń we własnym wnętrzu. Nie mogłam krzyczeć z bólu, z moim ust wciąż toczył się atrament. Chwyciłam uderzający przedmiot i szarpnęłam z całej siły. Unosząc głowę, spoglądając na zamartwioną latarnię wyciągnęłam kłujący, niepotrzebny fragment mnie. Przeniosłam na niego spojrzenie. Wciąż bił, starając się uwolnić z mojego objęcia. Zamknęłam oczy i nie zważając na błagania o litość cisnęłam nim w dal. Upadło z łoskotem na śnieg, barwiąc go swym ulubionym kolorem.
1:01