04 lutego 2012
[MUZA: http://www.youtube.com/watch?v=UChPJSqTPEo&feature=fvwrel ]
Wszystko słyszę… Miasto, obcy ludzie, normalni ludzie. Miasto.. Byłam
w nim może z 2 razy, przez całe życie. Dziś jestem po raz trzeci. Myję
ręce i powoli wychodzę na ulicę, z publicznej toalety. Otulona w cienką
bluzę, jasne jeansy, adidasy i moje ciemne okulary. Ruszam przed siebie,
idę środkiem chodnika, omijam obce twarze z lekkim uśmiechem na ustach.
Wsłuchuję się w ich rozmowy i śmiechy. Jako pół wampir słyszę dużo
lepiej niż oni. Przyglądam się ukradkiem każdemu po kolei. Tam
dziewczyny w mniej więcej moim wieku stoją i przyglądają się chłopcom chichrając się pod nosem. Tam idzie kobieta i rozmawia przez telefon. Po
chodniku biegają dzieci, niewielkie grupki. Jedni podpierają ścianę,
inni rzucają się śnieżkami. Jedna z tych grup zaciekawiła mnie
najbardziej. Zatrzymałam się na chwilę i przekręcając głowę w bok,
przyglądam się ich zabawie. Dwie dziewczynki złapały się za dłonie i
kręciły wymawiając jakąś wyliczankę. W pewnym momencie puściły się i
poleciały w tył. Wykonałam krok w przód w obawie, że źle to się skończy,
ale one wylądowały w przygotowanej wcześniej kupce śniegu i roześmiane
zaczęły turlać się po białym puchu. Na mojej twarzy ponownie zagościł
uśmiech. Ruszyłam dalej…
Idąc tak jakiś czas poczułam nagle kilka oczu na swoich plecach. Ich szepty… ,,A ona to kto?,, ,,Skąd się urwała?,, ,,Za ciepło jej czy przegrała jakiś zakład?,,. Czy to ich sprawa? Obróciłam tylko głowę w stronę osób wypowiadających te słowa i z uśmiechem na ustach schowałam gołe dłonie do kieszeni. Nie przejęłam się wielce. Ludzie już tacy są, że zawsze znajdą jakąś zaczepkę. Obserwowałam dalej ulicę, nadal zostawiałam ślady swoich butów na chodniku, widziałam rodziny, widziałam przyjaciół, kobiety, mężczyzn, dzieci… Dzieci.. Jak im niewiele potrzeba czasem do szczęścia. Właśnie obok mnie przebiegło trzech chłopców, grubo ubrani, owinięci szalikami i z czapką prawie zasłaniającą widoczność. Zatrzymałam się, aby na nich nie wpaść.
- Karolek spokojnie! Staranujesz panią! – usłyszałam kobiecy głos i podniosłam wzrok w jego stronę.
- Dobrze mamo! – krzyknął mały w odpowiedzi, nawet się nie zatrzymując.
- Przepraszam za niego. – kobieta zwróciła się do mnie. Spojrzałam na nią zza czarnych szkieł.
- Nic nie szkodzi. – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. Ona zrobiła to samo i owijając się w swój gruby sweter zerknęła na mnie trochę zdziwiona, ale ja już ruszyłam dalej. Zaśmiałam się pod nosem na wspomnienie dziecięcych lat i wciągnęłam głęboko powietrze.
Rozmowy słyszę kolejne rozmowy, przechodzę obok kawiarni. Kolejka po ciepłe napoje jest naprawdę długa. Niektórzy stoją i tupią nogami aby ogrzać palce. Inni grzeją ręce na ciepłych kubkach. Kiedy zbliżam się do wyjścia, z drzwi wyskakuje para, chłopak i dziewczyna. Roześmiani i zajęci sobą nie zwracają uwagi na nic i na nikogo. Podskoczyłam lekko zdziwiona tym ,,napadem,, i pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem, że nawet nie zostałam zauważona. Podążając za nimi nie byłam na tyle bezczelna by przysłuchiwać się ich słodkim słówkom. Zamyślona przyglądam się ich splecionym palcom. Ciesze się. Nie wiem dokładnie z czego. Kiedyś taka scena by mnie zdołowała. Dziś odbieram to nieco inaczej. Przyspieszając trochę tępa i odrywając wzrok od pary, wyprzedzam ich i obracam się przodem. Ustawiam ręce jak do zrobienia zdjęcia.
- Uśmiech. – mówię nagle. Spoglądają na mnie rozbawieni i zaczynają pozować. – No pięknie, jak z obrazka. – uśmiecham się do nich i pokazuję kciuk w górę, odwracając się w przeciwną stronę. Przywykłam do rozśmieszania ludzi, ale teraz poczułam się lepiej niż zwykle. Silniejsza niż kiedyś. Nigdzie nie trzeba się spieszyć. Ponownie wkładam ręce w kieszeń i w lekkich podskokach wymijam ludzi na chodniku… Jestem coraz bliżej ścieżki prowadzącej do lasu.. Hmm.. Kto wie, może następnym razem odwiedzę to miejsce mniej osamotniona? A może kiedyś to moim splecionym palcom będzie się ktoś przyglądał? Heh… Możliwe, czemu by nie. Stąpam po coraz grubszej warstwie śniegu, słyszę coraz mniej rozmów i hałasu… Po prostu, zbliżam się do domu.
Idąc tak jakiś czas poczułam nagle kilka oczu na swoich plecach. Ich szepty… ,,A ona to kto?,, ,,Skąd się urwała?,, ,,Za ciepło jej czy przegrała jakiś zakład?,,. Czy to ich sprawa? Obróciłam tylko głowę w stronę osób wypowiadających te słowa i z uśmiechem na ustach schowałam gołe dłonie do kieszeni. Nie przejęłam się wielce. Ludzie już tacy są, że zawsze znajdą jakąś zaczepkę. Obserwowałam dalej ulicę, nadal zostawiałam ślady swoich butów na chodniku, widziałam rodziny, widziałam przyjaciół, kobiety, mężczyzn, dzieci… Dzieci.. Jak im niewiele potrzeba czasem do szczęścia. Właśnie obok mnie przebiegło trzech chłopców, grubo ubrani, owinięci szalikami i z czapką prawie zasłaniającą widoczność. Zatrzymałam się, aby na nich nie wpaść.
- Karolek spokojnie! Staranujesz panią! – usłyszałam kobiecy głos i podniosłam wzrok w jego stronę.
- Dobrze mamo! – krzyknął mały w odpowiedzi, nawet się nie zatrzymując.
- Przepraszam za niego. – kobieta zwróciła się do mnie. Spojrzałam na nią zza czarnych szkieł.
- Nic nie szkodzi. – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. Ona zrobiła to samo i owijając się w swój gruby sweter zerknęła na mnie trochę zdziwiona, ale ja już ruszyłam dalej. Zaśmiałam się pod nosem na wspomnienie dziecięcych lat i wciągnęłam głęboko powietrze.
Rozmowy słyszę kolejne rozmowy, przechodzę obok kawiarni. Kolejka po ciepłe napoje jest naprawdę długa. Niektórzy stoją i tupią nogami aby ogrzać palce. Inni grzeją ręce na ciepłych kubkach. Kiedy zbliżam się do wyjścia, z drzwi wyskakuje para, chłopak i dziewczyna. Roześmiani i zajęci sobą nie zwracają uwagi na nic i na nikogo. Podskoczyłam lekko zdziwiona tym ,,napadem,, i pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem, że nawet nie zostałam zauważona. Podążając za nimi nie byłam na tyle bezczelna by przysłuchiwać się ich słodkim słówkom. Zamyślona przyglądam się ich splecionym palcom. Ciesze się. Nie wiem dokładnie z czego. Kiedyś taka scena by mnie zdołowała. Dziś odbieram to nieco inaczej. Przyspieszając trochę tępa i odrywając wzrok od pary, wyprzedzam ich i obracam się przodem. Ustawiam ręce jak do zrobienia zdjęcia.
- Uśmiech. – mówię nagle. Spoglądają na mnie rozbawieni i zaczynają pozować. – No pięknie, jak z obrazka. – uśmiecham się do nich i pokazuję kciuk w górę, odwracając się w przeciwną stronę. Przywykłam do rozśmieszania ludzi, ale teraz poczułam się lepiej niż zwykle. Silniejsza niż kiedyś. Nigdzie nie trzeba się spieszyć. Ponownie wkładam ręce w kieszeń i w lekkich podskokach wymijam ludzi na chodniku… Jestem coraz bliżej ścieżki prowadzącej do lasu.. Hmm.. Kto wie, może następnym razem odwiedzę to miejsce mniej osamotniona? A może kiedyś to moim splecionym palcom będzie się ktoś przyglądał? Heh… Możliwe, czemu by nie. Stąpam po coraz grubszej warstwie śniegu, słyszę coraz mniej rozmów i hałasu… Po prostu, zbliżam się do domu.