27 lutego 2012
Wszędzie niczym nieskalana biel śniegu.
Wśród ciszy wadera. Poddając się rytmowi bicia własnego serca, biegła przed siebie. Miękko stawiała łapy, odbijała się sprężyście od podłoża, pozostawiając za sobą masę śladów. Smukłe ciało prężyło się w biegu, niczym doskonale skonstruowana machina brnęło wciąż naprzód, nie znając zmęczenia.
Wszystko odbywało się w dźwięczącej w uszach ciszy. Jakby ktoś rzucił czar.
Scena była wręcz magiczna. Nierealna. Sunąca wzorem widma wilczyca, wzlatujący ku górze śnieg, który wydobywał się spod łap zwierzęcia. I ta cisza… zaprzeczenie życia.
Wtem akcja jakby zwolniła. Wadera poruszała się jak przedtem, tylko wolniej. Teraz wyraźnie można było dostrzec falujące na jej grzbiecie futro, ciągnący się zań długi czerwono-zielony ogon. Niebo wypełniły płatki śniegu. Lecz nie spadały one z ciężkich, warstwowych chmur. Odrywały się wprost od pokrywającej ziemię pierzyny i powoli wędrowały ku górze, skutecznie zmniejszając widoczność.
Świat coraz to bardziej spowalniał. Zbliżał się ku końcowi. Ku śmierci. Nieznanemu. Potężny zegar wszechświata właśnie dokonywał swych ostatnich tyknięć. Niezniszczalne trybiki, wykonane z lśniącego metalu, podobnego do światła, kończyły serie ruchów, domykały cykl. Sprężyny oraz koła zębate, będąc na granicy wytrzymałości, nie mogły już dalej napędzać mechanizmu. Były zbyt stare. Zbyt zmęczone.
Ostatecznie wszystko stanęło. Wilczyca zastygła w środkowej fazie biegu, śnieg stanowił jedynie miriady białych punktów na tle stalowego nieba.
Koniec świata ma miejsce właśnie teraz…
Scena trwała dłuższy czas. Kiedy wydawało się, że to już finał, niespodziewanie wilczyca drgnęła, białe szaleństwo nieco opadło. Z nadnaturalnie pięknym dźwiękiem, podobnym do tchnienia, płatki śniegu runęły na ziemię z impetem. Basiora wystrzeliła do przodu, jak za zwolnieniem sprężyny. Potknęła się. Upadła. Zaryła w pierzynę, wzbijając w powietrze dopiero co opadły śnieg.
W ostatnim swym tchnieniu zegar wybił północ. To, co pozornie niezniszczalne, pękło, przetarło się. Maszyneria zgasła bez możliwości naprawy. Jeszcze nikomu nie udało się przywrócić owego skomplikowanego układu do dawnej świetności bądź chociażby stanu w miarę sprawnego działania.
Oczy samicy zaszły mgłą, zmatowiały. Błysk świadomości dyskretnie przemknął przez ślepia, które tuż po tym zamknęły się.
Znów nastąpiła cisza.
Nieprzenikniona.
Której nie przerywało już nawet bicie serca.