17 grudnia 2011
Leżąc
w łóżku rozmyślałem o wszystkim i o niczym. Myśli wchodziły i
wychodziły. ,,Dość!" wykrzyknąłem w myślach. Miałem dość duszenia tego w
sobie. Niby nic a jednak dużo. ,,To przez nią, To jej wina! Dlaczego
wykupiła schronisko i zaniedbała zwierzęta?!.". Też oczekuję dużo ale
mniej niż środowisko. Podszedłem do biurka. Pogrzebało się. Wziąłem
cyrkiel. Podwinąłem rękaw i wbiłem ostrze w skórę. Rozcinałem ją ale nie
do tego stopnia aby polała mi się krew. Wydrapałem na skórze jej imię.
Ot tak nacisnąłem skórę i popękała. Dziwne, tylko zadrapana a już się
rozcięła. Oczekiwana krew. Płyn nienawiści. Od razu odetchnąłem.
Patrzyłem na krew i wyobrażałem że to właśnie jej się przytrafia i, że z
niej wypływa sok życia. Ale nie chciałem uciec od problemu. Zatamowałem
krwawienie. Następnego dnia, w szkole, w WC znalazłem lalkę. ,,Ja nie
mogę. Podobna do tej zdziry". Na przerwie wziąłem lalkę i ukłułem ją w
talię. usłyszałem krzyk i Ankę trzymającą się za talię. Bolało ją to. I
dobrze.
Dobrze bo zwierząt się nie obraża.
Dobrze bo zwierząt się nie obraża.