25 grudnia 2011
MUZA: http://www.youtube.com/watch?v=24P0VnJENq8&feature=related
Godzina
2.00 w nocy. Budzę się przerażona, nie pamiętam snu.. Zrywam się z
łóżka i rozglądam po pokoju, towarzyszy mi w tym odrobina potu i ciężki
oddech. Łapię się za głowę i przymykam oczy. Powoli opadam na poduszkę i
ponownie przysypiam. Nie mogę zasnąć, kręcę się, co chwilę coś zwraca
moją uwagę. Godzina 4.00, od niecałej godziny śpię.. Budzę się z
krzykiem, jedyne co pamiętam to zgrzyt łamanych kości, dużo bólu,
cierpienia i krwi. Odkrywam pierzynę i siadam na skraju łóżka. Dawno tak
nie miałam, pamiętam to tylko z opowiadań, krótko po urodzinach. Jako
niemowlę budziłam się regularnie co dwie godziny, zawsze były one pełne.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że to przeczucie... A ja mam cholerne
przeczucie, że coś będzie nie tak. Siedzę wpatrzona w sufit. Podnoszę
się i łapię szlafrok wiszący za drzwiami. Owijam się nim, po czym ruszam
w stronę kuchni. Wstawiam wodę na herbatę, opieram dłonie o kuchenny
parapet i spoglądałam na zachmurzone, lekko gwieździste dziś niebo.
Myśli zakrzątają mi głowę, kiedy nagle w szybie okna widzę postać...
Odwracam gwałtownie głowę w tył, ale nikogo tam nie ma. Ponownie patrzę w
szybę.. Kobieta... Nie widzę twarzy, wyciąga rękę, przyglądam się temu
cała sztywna..Cios, zadany jej w twarz i...
Nagły gwizd czajnika...
Gwałtowny ruch ręki...
Wazon zbity pod moimi nogami.
Zrywam się w stronę kuchenki i wyłączam czajnik, przełykając głośno ślinę. Chwytam się za czoło i opieram o pierwszy lepszy kant. Naglę odskakuję poparzona od rozgrzanego pręta, puszczając dosyć długą wiązankę. Spoglądam lekko przerażona w okno, ale nie widzę już nic, prócz kilku płatków śniegu, przylegających do niego. Mimowolnie podchodzę bliżej i powoli dotykam opuszkami palców szyby... Spoglądam w dół na rozbite szkło na podłodze. Wzdycham ciężko, przeklinając pod nosem i zaczynam zbierać kawałki wazonu. W sumie i tak go nie lubiłam..
- Padma... - słyszę szept i zastygam. Szloch, starej kobiety - ...szam... - Nie słyszę początku, podnoszę się powoli i rozglądam po pokoju.
- Co proszę? - Ledwo udaję mi się coś powiedzieć.
- ...praszam... - I ciężkie westchnięcie. Marszczę czoło i ruszam w stronę pokoju..
- To jakieś jaja czy co?! - Rozglądam się po mieszkaniu.
- Przepraszam.. - słyszę ponownie, a przede mną wyrasta sylwetka znanej mi starszej kobiety, stworzona jakby z powietrza. Sunie w moją stronę i gładzi po poliku. Szkło wypada mi z rąk. Wystraszona zamykam oczy, a kiedy je otwieram siedzę na podłodze i nikogo ani niczego już ze mną nie ma. Siedzę tak zbita z tropu.. Komu jak komu, jej na żarty by się nie zbierało... Nagle zrywam się z podłogi i wybiegam z domu, zatrzaskując drzwi za sobą. Gołe stopy stąpają po śniegu, nie czuję tego aż tak, zawsze jestem zimna. Zatrzymuję się kilka metrów przed domem i rozglądam po lesie.
- Annabel to ty? Jesteś tu? - pytam, sama nie wiem kogo. Chcę biec dalej, ale coś jakby łapię mnie za rękę i ciągnie w tył. Spoglądam na siebie i stwierdzam, że nadal jestem w piżamie i szlafroku... Mało wygodny strój jak na misję ratunkową... Tak coś mi mówi, że to nie bez powodu. Wbiegam z powrotem do domu i wampirzym pędem zmieniam ciuchy, łapię swoją torbę i ruszam w dół.
- Nie! - Słyszę. Drzwi przede mną zatrzaskują się, a ja ledwo hamując uderzam w nie dosyć mocno. Potrząsam lekko głową i łapię za klamkę... Zablokowana... Jakby ktoś mnie zamknął. Biegnę szybko do okna, ale i jego nie mogę otworzyć. Oddycham coraz głośniej i szybciej, rozglądam się po pokoju.
- Co tu się ku*wa dzieje?! - Staram się uspokoić i myśleć realistycznie. Nie wychodzi mi to za dobrze. Łapię naglę jedną z figurek stojących na stole i rzucam w szybę... Ponownie staję zamurowana, kiedy okno zostaje nie naruszone.. - Trafiłam przecież, cholera jasna... - rzucam kolejną i nadal nic. Biegnę w stronę innego okna i uderzam w nie pięścią, nadal nic. Zdenerwowana staram się zrobić dziurę w ścianie. Nawet to nie skutkuje... Zaklęcie... Dociera do mnie nagle... Ale po co? Czemu to zrobiła... Przecież nikogo nie skrzywdziłam... A te przeprosiny? Za co? .. Tyle pytań i jak zwykle brak odpowiedzi.. - Szlag by to ! - rzucam torbą trzymaną w ręce i siadam na kanapie z podkulonymi kolanami do brody. Czekam... Nie wiem na co, ale czekam i mam tylko cholerną nadzieję, że to jest sen, albo dziwny żart.. Mało zabawny, ale i takie bywają. Cisza i spokój usypia mnie coraz bardziej, staram się nie zasypiać..Nie chcę ominąc żadnego szczegółu.. Oh ile to ja rzeczy już nie chciałam...
Czekanie znużyło mnie i to konkretnie. Zbudziło mnie pieczenie i łzawienie oczu. Syknęłam lekko z bólu i zakryłam je dłońmi. Nie wiedziałam która godzina, a promienie słoneczne wpadające do pokoju pogarszały tylko narastający ból. Wtedy wiedziałam, że to nie jest ani żart, ani dziwny zbieg okoliczności.. coś się stało lub stanie.. a ja nie wiem co...
CDN.
Nagły gwizd czajnika...
Gwałtowny ruch ręki...
Wazon zbity pod moimi nogami.
Zrywam się w stronę kuchenki i wyłączam czajnik, przełykając głośno ślinę. Chwytam się za czoło i opieram o pierwszy lepszy kant. Naglę odskakuję poparzona od rozgrzanego pręta, puszczając dosyć długą wiązankę. Spoglądam lekko przerażona w okno, ale nie widzę już nic, prócz kilku płatków śniegu, przylegających do niego. Mimowolnie podchodzę bliżej i powoli dotykam opuszkami palców szyby... Spoglądam w dół na rozbite szkło na podłodze. Wzdycham ciężko, przeklinając pod nosem i zaczynam zbierać kawałki wazonu. W sumie i tak go nie lubiłam..
- Padma... - słyszę szept i zastygam. Szloch, starej kobiety - ...szam... - Nie słyszę początku, podnoszę się powoli i rozglądam po pokoju.
- Co proszę? - Ledwo udaję mi się coś powiedzieć.
- ...praszam... - I ciężkie westchnięcie. Marszczę czoło i ruszam w stronę pokoju..
- To jakieś jaja czy co?! - Rozglądam się po mieszkaniu.
- Przepraszam.. - słyszę ponownie, a przede mną wyrasta sylwetka znanej mi starszej kobiety, stworzona jakby z powietrza. Sunie w moją stronę i gładzi po poliku. Szkło wypada mi z rąk. Wystraszona zamykam oczy, a kiedy je otwieram siedzę na podłodze i nikogo ani niczego już ze mną nie ma. Siedzę tak zbita z tropu.. Komu jak komu, jej na żarty by się nie zbierało... Nagle zrywam się z podłogi i wybiegam z domu, zatrzaskując drzwi za sobą. Gołe stopy stąpają po śniegu, nie czuję tego aż tak, zawsze jestem zimna. Zatrzymuję się kilka metrów przed domem i rozglądam po lesie.
- Annabel to ty? Jesteś tu? - pytam, sama nie wiem kogo. Chcę biec dalej, ale coś jakby łapię mnie za rękę i ciągnie w tył. Spoglądam na siebie i stwierdzam, że nadal jestem w piżamie i szlafroku... Mało wygodny strój jak na misję ratunkową... Tak coś mi mówi, że to nie bez powodu. Wbiegam z powrotem do domu i wampirzym pędem zmieniam ciuchy, łapię swoją torbę i ruszam w dół.
- Nie! - Słyszę. Drzwi przede mną zatrzaskują się, a ja ledwo hamując uderzam w nie dosyć mocno. Potrząsam lekko głową i łapię za klamkę... Zablokowana... Jakby ktoś mnie zamknął. Biegnę szybko do okna, ale i jego nie mogę otworzyć. Oddycham coraz głośniej i szybciej, rozglądam się po pokoju.
- Co tu się ku*wa dzieje?! - Staram się uspokoić i myśleć realistycznie. Nie wychodzi mi to za dobrze. Łapię naglę jedną z figurek stojących na stole i rzucam w szybę... Ponownie staję zamurowana, kiedy okno zostaje nie naruszone.. - Trafiłam przecież, cholera jasna... - rzucam kolejną i nadal nic. Biegnę w stronę innego okna i uderzam w nie pięścią, nadal nic. Zdenerwowana staram się zrobić dziurę w ścianie. Nawet to nie skutkuje... Zaklęcie... Dociera do mnie nagle... Ale po co? Czemu to zrobiła... Przecież nikogo nie skrzywdziłam... A te przeprosiny? Za co? .. Tyle pytań i jak zwykle brak odpowiedzi.. - Szlag by to ! - rzucam torbą trzymaną w ręce i siadam na kanapie z podkulonymi kolanami do brody. Czekam... Nie wiem na co, ale czekam i mam tylko cholerną nadzieję, że to jest sen, albo dziwny żart.. Mało zabawny, ale i takie bywają. Cisza i spokój usypia mnie coraz bardziej, staram się nie zasypiać..Nie chcę ominąc żadnego szczegółu.. Oh ile to ja rzeczy już nie chciałam...
Czekanie znużyło mnie i to konkretnie. Zbudziło mnie pieczenie i łzawienie oczu. Syknęłam lekko z bólu i zakryłam je dłońmi. Nie wiedziałam która godzina, a promienie słoneczne wpadające do pokoju pogarszały tylko narastający ból. Wtedy wiedziałam, że to nie jest ani żart, ani dziwny zbieg okoliczności.. coś się stało lub stanie.. a ja nie wiem co...
CDN.