17 grudnia 2011
Patrzyła na języki ognia oplatające drzewo. Do jej uszu dotarł cichy
śmiech. Nikogo nie był w pobliżu. Na powrót zaczęła obserwować ogień
trawiący niczemu nie winną roślinę. Zaczął wiać wiatr hulając ponuro
pośród gór.
Patrzyła z góry na las trawiony morderczymi
płomieniami. Padał deszcz lecz nie mógł powstrzymać ognia. Wiatr wiał
rozwiewając czerwone sięgające pasa włosy Nitroglyzerin. Na jej ustach
błądził uśmiech. Znów usłyszała śmiech. Lecz tym razem wydobył się on
spomiędzy jej własnych warg. Śmiech szaleńca, osoby chorej, załamanej.Patrzyła w ciemność stojąc w starej bramie. Po kilku minutach rozległ się cichy huk, po którym rozpętało się piekło. Gorąco, czerwień, deszcz, wiatr. Języki ognia smagane wiatrem tańczyły. Czerwone ślepia wpatrzone były w ten widok. Deszcz nie dawał rady ugasić morderczego żywiołu. Rozległ się krzyk. Potem kolejny, i jeszcze jeden. Pierwszy należał do dziecka. Drugi do kobiety i mężczyzny.
- Wczorajszej nocy została podpalona stara willa należąca do wpływowej, szczęśliwej rodziny. Cała trójka trafiła do szpitala , gdzie zmarli na skutek odniesionych obrażeń. Alisa, jej córka Lia, oraz dobry mąż i kochający ojciec Sabor. Szczęśliwa rodzina. Nikomu nie zawadzająca. Kto mógł dopuścić się do tak bestialskiego czynu? - Reporterka zaczęła rozmawiać z człowiekiem mieszkającym niedaleko spalonej willi. -Gdy willa płonęła widziałem dziewczynę tańczącą na tle płomieni. Miała czerwone włosy i była.. dziwna?
Kolejne domy. Kolejne wioski. Kolejne ofiary. Kolejny śimech. Kolejna maska. Kolejny pacjent. A po co to wszystko? By zwrócić na siebie uwagę. By ktoś przytulił i pocieszył. By czuć się kochaną...