27 lutego 2011
Ireth
przycupnął pod drzewem, dysząc lekko. Lekkie, niemal niezauważalne
utykanie podczas biegu przeszkadzało niemal tak jak brak nogi. Zielony
płaszcz rozerwał się przy źle wymierzonym pod względem wysokości skoku z
okna, a spod spodu wychylała się biała, haftowana koszula. Było mu
zimno.
Młodzieniec ostrożnie wychylił się zza drzewa, obserwując jak rozjuszone masy pracujące wsi wdzierają się do przedpokoju. Gniewne okrzyki przeplatane odgłosami rabunku powiedziały mu, że mag najwyraźniej już zdążył się ewakuować.
Ostrożnie wrócił za pień, pochylając się nad dziwną szeleszczącą torbą, która wyleciała za nim przez okno, najwyraźniej ciśnięta ręką maga.
- Trzymaj Przepaskę! - usłyszał wtedy, nim poturlał się po ziemi.
Czy to możliwe? Słyszał kiedyś opowieści o tajemniczym afrodyzjaku, czymś co mag nazywał Przepaską Afrodyty, bowiem artefakt ten, niczym wspomniana Przepaska czynił noszącą go kobietę atrakcyjną i pociągającą dla każdego samca w pobliżu. Wiedział o tym, ze mag ma go w domu, nawet kiedyś widział ten worek, ale sądził, iż prędzej zobaczy dorodny krzew truskawki wyrastający mu z dłoni niż ówże stary pierdziel da mu cokowiek, i to na dodatek za darmo, zamiast komuś opchnąć.
A teraz z nabożną czcią dotykał kolorowego opakowania i jął je rozpakowywać, aby choć na chwilę ujrzeć tajemniczy przedmiot. Musnął już opuszkami palców dziwny materiał, a w szparze torby ukazał się tajemniczy napis "STOMIL - OLSZTYN", zapewne fragment jakiejś magicznej inkantacji, która zmieni jego damę serca w boginię piękna
*Młodzieniec ostrożnie wychylił się zza drzewa, obserwując jak rozjuszone masy pracujące wsi wdzierają się do przedpokoju. Gniewne okrzyki przeplatane odgłosami rabunku powiedziały mu, że mag najwyraźniej już zdążył się ewakuować.
Ostrożnie wrócił za pień, pochylając się nad dziwną szeleszczącą torbą, która wyleciała za nim przez okno, najwyraźniej ciśnięta ręką maga.
- Trzymaj Przepaskę! - usłyszał wtedy, nim poturlał się po ziemi.
Czy to możliwe? Słyszał kiedyś opowieści o tajemniczym afrodyzjaku, czymś co mag nazywał Przepaską Afrodyty, bowiem artefakt ten, niczym wspomniana Przepaska czynił noszącą go kobietę atrakcyjną i pociągającą dla każdego samca w pobliżu. Wiedział o tym, ze mag ma go w domu, nawet kiedyś widział ten worek, ale sądził, iż prędzej zobaczy dorodny krzew truskawki wyrastający mu z dłoni niż ówże stary pierdziel da mu cokowiek, i to na dodatek za darmo, zamiast komuś opchnąć.
A teraz z nabożną czcią dotykał kolorowego opakowania i jął je rozpakowywać, aby choć na chwilę ujrzeć tajemniczy przedmiot. Musnął już opuszkami palców dziwny materiał, a w szparze torby ukazał się tajemniczy napis "STOMIL - OLSZTYN", zapewne fragment jakiejś magicznej inkantacji, która zmieni jego damę serca w boginię piękna
Ireth wychynął z lasu tuz przy małym, pokracznym domku, od którego ziało biedą. Rozejrzał się, jednak an podwórzu panowała głucha cisza, przerywana mlaskaniem spadających ptasich odchodów. Powoli wspiął się po skrzypiących schodach i zapukał do drzwi.
Teraz wyglądał zgoła inaczej - miał kręcone, brązowe włosy i ogromne, orzechowe oczy. Słowem, wyglądał jak słodki, nastoletni chłopiec. Zgubił po drodze podarty płaszcz i został w samej tylko białej koszuli. I spodniach, żeby nie było.
Stał dłuższą chwilę, czekając na odpowiedź, jednak ta nie nadchodziła. W pewnej chwili usłyszał za sobą odgłos kopyt uderzających o piach.
- Czego tu szukasz?
Odwrócił się. U stóp schodków ujrzał rosłą, młodą dziewczynę siedzącą na nieproporcjonalnie zbudowanym kucu. Dziewczyna owa miała kwadratowa twarz z wyraźnie zarysowaną szczęką, typową dla tutejszych wiejskich dziewczyn. I, jak zauważył z oburzeniem Ireth, jeździła bez hełmu.
Oburzywszy się na tak jawne nieposzanowanie przepisów bezpieczeństwa, nasz bohater wyniośle odparł wiochmence:
- Eehm.
-...
-No, ten. Rodzice w domu?- spytał rezolutnie, odzyskując nieco animuszu.
-Nie. Czego tu szukasz?
Uznał, że dziewczyna, na oko wyższa od niego o głowę nie da się skusić na zbereźne czyny, i nie odda mu kamienia za darmo. Zaczął więc główkować. Zdecydował się powiedzieć jej prawdę, łącznie ze spełnianiem marzeń damy serca i panicznie ucieczce z domu maga, cokolwiek nieco podkolorowanej. Gdy skończył, dziewczyna miała obydwie grube brwi w górze i cokolwiek sceptyczny wyraz twarzy. Zeszła niezgrabnie z konia i stanęła przed nim.
- Czyli, powiadasz, ta narzeczona umiera z zali i jedli nie przyniesiesz jej tego kamienia, mozesz nei wracać do domu? A banda uzbrojonych wojowników goniła cię aż do naszej działki? - podsumowała jego wypowiedź.
- Mniej więcej.
Dziewczyna westchnęła ciężko. A potem byłą już tylko ciemność.
*
- No i coś ty znowu zrobiła? Trzeba było z nim porozmawiać.
-Zobaczyłam wariata, to unieszkodliwiłam. Jeszcze by się na mnie z motyką rzucił.
Ireth jęknął, czując jak koniuszek jego nosa osmarkuje mu oko.
- O, patrz. Nic mu nie jest, budzi się.
Nasz bohater popatrzył niezbyt bystro na dwie tęgie kobiety stojące nad nim. Leżał w jakiejś izbie, gdzie pełno było gęsiego pierza i różnych ziół. Pod barkami miał zimne klepisko.
-Żyjesz pan? -spytała starsza kobieta, najwyraźniej matka, która podczas jego nieprzytomności wróciła do domu. Potaknął, przypłacając to bolesnym walnięciem potylicą w klepisko. W duszy ofiarował swoje cierpienie za powodzenie misji.
- A więc, proszę pani...-zaczął, podnosząc się na łokciu. Streścił jej pokrótce to, co powiedział jej córce. Reakcja kobiety byłą zupełnie inna.
*
Ireth wracał przez pola tanecznym krokiem. Wraz wciąż go łupała, jednakże w kieszeni łaskawie zacerowanego płaszcza niósł swój drogocenny artefakt. W ręce zaś torbę z Przepaską.
Pomachał wesoło chłopowi wracającemu z taczką do domu, po czym przyklęknął i otworzył torbę. Oczom jego ukazały się buty cudnej aparycji. U góry miały pas cudownie miękkiego materiału w szarym kolorze, całe zaś były zrobione z czarnej, elastycznej substancji. Były nadzwyczaj zgrabne. Założył jeden na próbę, i nagle jego noga wydała mu się najpiękniejsza nogą świata. Zadowolony, schował trzewiki do torby i pomaszerował prze pola rzepaku, niemal niezauważalnie przechodząc w miękki, różowy galop.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz