26 lutego 2011
Wczesnym świtem stado zaczęło powoli się budzić ze swego snu.Słońce swym jasnym blaskiem rozjaśniło zasypaną śniegiem polanę ; połyskującą niczym miliony kryształów,a a delikatny wiatr szeleścił suchymi liśćmi drzew.Nagle ze swej jaskini wyłoniła się Kitsune,która nie spała całą noc,jednak nie odczuwała wcale zmęczenia.Wyszła ze swojego domostwa mozolnym krokiem,stąpając twardo po ziemi.Reav'zhotka raczyła się tą chwilą.Zatrzymała się na chwilę,aby zaczerpnąć świeżego,porannego powietrza.Nabrała je do płuc,wypuściwszy je po chwili w postaci pary.Stała tak jeszcze przez kilka minut,aby nacieszyć się tym błogim porankiem,po czym zaczęła iść w kierunku rzeki,by ugasić pragnienie.Przyspieszyła nieco kroku,aby się rozgrzać.W końcu mrozy były niemiłosierne,a nie chciała zmarznąć.Będąc na miejscu nachyliła się i zaczęła pić lodowatą wodę z fragmentu w którym woda nie zamarzła.Po zwilżeniu swego gardła oblizała się,machnąwszy ogonem kilkakrotnie.Nagle jej uwagę zwróciły dwie sarny - matka i młode,cisnące się do jej boku.Obie wpatrywały się swymi czarnymi oczami w wilczyce,stojąc w bezruchu.Ta tylko czekała na odpowiedni moment do ataku.Omiotła je uważnym,niemalże przeszywającym na wskroś spojrzeniem,śledząc ich każdy najmniejszy ruch.W końcu zdecydowała zaatakować.Sapnęła pod nosem,po czym przeskoczyła jednym susem na drugą brzegu.Wylądowała na łapach,wbijając delikatnie szpony w zamarzniętą ziemię,unikając przy tym poślizgu.Ją i jej ofiary dzielił tylko dwa metry.Wyprostowała się po chwili,a następnie skoczyła na sarnę,odbiwszy się od ziemi,za pomocą tylnych łap.Przygniotła ją do ziemi swym cielskiem,a następnie zatopiła szczęki w jej szyi,przegryzając tętnicę szyjną.Ofiara szamotała się pod nią z coraz mniejszą siłą.W końcu zakrztusiła się własną krwią.Umilkły jej jęki i inne tego typu odgłosy,co oznaczało,że sarna zdechła.Młode zadrżało,po czym paroma susami zniknęła z pola widzenia wadery,która nie zwróciwszy na nią najmniejszej uwagi zabrała się natychmiastowo za jedzenie swego posiłku.Przytrzymała ją łapami za łeb oraz podbrzusze zwierzęcia,wgryzając się w nie.Zaczepiła kłami jadowymi o brzuch,rozrywając go zamaszystym ruchem.Wyciągnęła co poniektóre wnętrzności sarny na zewnątrz,brocząc ośnieżone podłoże krwią.Połykała spore kawały mięsa i wnętrzności,które były nie do końca przeżute.Chciała w miarę szybko się uwinąć ze swoim żarciem.Pochłonęła ostatni skrawek ciała,skończywszy ‘robotę z bebechami’ oraz z resztą zwłok.Oblizała pysk z ciepłej,sarniej posoki i spojrzała kątem oka na oczyszczone z mięśni kości.Ujrzała jeszcze nieduży fragment jelita.Chciała go wziąć do pyska,lecz usłyszała ciche skrzypnięcia śniegu pod czyimiś łapami.Ktoś się na nią czaił.I to od dłuższego czasu.Rywal zbliżał się do niej coraz szybciej,po chwili odbił się od ziemi,chcąc na nią rzucić,lecz Kitsune w ostatniej chwili pochyliła się,a tamten typ rąbnął pyskiem w drzewo.Otrzepał brunatne futro i zawarczał krótko,mrużąc jadowicie żółte ślepia.
- Nie waż mi się uciekać,suko – zaśmiał się pogardliwie,a na jego pysku zakwitł chytry uśmiech.
- Nawet nie miałam takiego zamiaru,gnido... – syknęła nienawistnie,ukazując swe okazałe kły.
- Spokojnieee...chce tylko pogadać – powiedział z pobrzmiewającą kpiną w głosie.
- No więc mów.Tylko bez obelg,bo Cię jeszcze bardziej poturbuje,a wtedy nie będzie Ci tak wesoło.
- Wielmożna Yuuv Cię szuka od sześciu miesięcy – zaczął ją okrążać,nie spuszczając Reav’zhotki z oczu – Dlaczego nie kisisz się na tej swojej żałosnej Wataszce Cieni ze swymi równie żałosnymi kumplami? – zaśmiał się ponownie,ale tym razem głośniej i bardziej bezczelnie.Wadera zawarczała gniewnie.Złapała przeciwnika za gardziel,rzucając nim o to samo drzewo, w które wcześniej uderzył.Tyle,że z jeszcze większą siłą niż wcześniej.Wychudzony wilk znowu upadł na ziemię.Miał złamane kilka żeber,które przebiły płuco i spowodowały krwotok wewnętrzny.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia...? – nastąpiła na niego masywną łapą.
- Tak... – odpowiedział,kasłając krwią.Obrażenia wcale mu nie przeszkadzały w dalszym prowokowaniu przedstawicielki rodu De’Ayamari – Masz przyjść do jej siedziby na północy i spotkać się z nią w cztery oczy.Możesz zabrać ze sobą jakieś towarzystwo.Wielmożna by popatrzyła z chęcią na jakąś masakrę... – wycharczał,splunąwszy krwią.Wtedy nerwy Kitsune już naprawdę puściły.Zanurzyła szczęki w gardle irytującego oponenta,miażdżąc przy tym krtań.Gdy puls był niewyczuwalny puściła jego bezwładne ścierwo ze swojego pyska.Zerwała z szyi medalik przedstawiający trójgłową harpią z literą ‘Y’ na piersi,po czym zgniotła go w łapie,niczym bezwartościową biżuterie z kruchego tworzywa.Odwróciwszy się od jego ciała ruszyła w stronę Imperium,nie spiesząc się przy tym wcale.
-------------
Jeśli ktoś chce dołączyć się do mojej wariackiej misji - Zapraszam.
Maksimum 6 osób.Wytyczne poznacie w swoim czasie.
Ta notka ukazała się tutaj ponownie,ponieważ odeszłam z tamtej watahy,eh.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz