25 lutego 2011
No więc tak. Wiem, że dawno, a raczej nigdy nic nie piszę, ale akurat mi się nudziło więc...
Aha to tak po pierwsze chyba jednak poproszę o zmianę fotki: klick.
Otóż Korek nie umie się już zmieniać w wilka gdyż ponieważ za dużo był kotkiem. Z resztą ta postać mu się podobuje i tak ma być.
Senk ju.Aha to tak po pierwsze chyba jednak poproszę o zmianę fotki: klick.
Otóż Korek nie umie się już zmieniać w wilka gdyż ponieważ za dużo był kotkiem. Z resztą ta postać mu się podobuje i tak ma być.
Jak wam się nie chce czytać to nie zmuszam, to moje wypociny z przypływu emocji i...no cóż, te postacie ciągle męczą mnie na gadu.
***
Był już późny wieczór. Wiał zachodni wiatr, który z chwili na chwilę stawał się coraz silniejszy. Gęste chmury, zero gwiazd, wszystko wskazywało na to, że noc nie będzie wesoła. Całe stado smacznie spało, oczywiście poza markami nocnymi i tymi, którzy pilnowali granic. Jednak nawet strażnicy już znudzeni swoimi obowiązkami kołysali się na lewo i prawo smagani wichrem. Z krzaków wyłoniło się cętkowane stworzenie, zupełnie rześkie z szeroko otwartymi ślepiami. Duży samiec rozglądał się na boki. Najwyraźniej kogoś szukał. Był jakiś nietypowo przygnębiony i zachowywal się jakby dusza opuściła jego ciało. Wlókł się po gęstej trawie w stronę granic. Ominął wartowników nawet nie tłumacząc się słowem i ruszył w kierunku otwartych terenów. Z doświadczenia wiedział, że niewiele członków udaje się na polany, no chyba że polują na coś większego, jednak zazwyczaj szwendają się po lesie. On jednak wolał dzisiejszej nocy udać się gdzieś dalej. Szedł coraz wolniej gdyż dopadało go już zmęczenie a przecież nie był urodzonym podróżnikiem. Oczywiście nie docenił też piękna które go otaczało. Wszedł właśnie w bardzo gęsty zagajnik który wyglądał jakby w ogóle nie spadł tu śnieg. Ziemia była wyjątkowo sucha i pokryta liśćmi i kępami traw i niskich krzewów. Było już bardzo ciemno gdy znów wyszedł na otwarta przestrzeń. Tam już nie wytrzymał i upolował sobie małego zająca co oczywiście nie zabrało mu wiele energii więc po krótkiej przerwie był w stanie ruszyć dalej. Właściwie nie wiadomo co podkusiło go by wyjść tak daleko poza tereny. Przecież nigdy nigdzie nie wychodził. Teraz najwyraźniej coś ciągnęło go w nieznane, może ciekawość?
Pół drogi patrzył cały czas pod nogi nie próbując nawet zapamiętać drogi powrotnej. Nawet gdyby się zgubił, pewnie nie miałoby to dla niego większego znaczenia. Był po prostu obojętny na wszystko i miał wrażenie, że poradzi sobie gdziekolwiek by nie trafił. W końcu stanął na chwilę by się rozejrzeć i wrócić z krainy marzeń na ziemię. Jednak nawet jego wybujała wyobraźnia nie stworzyłaby tego co zobaczył. Zaczynał się akurat rzadki lasek liściasty obok którego płynął strumyk. W głębi drzew paliło się światło i już do jego bystrych uszu dobiegał gwar. Jaguar obejrzał się za siebie jakby nie dowierzał, że znalazł zupełnie przypadkowo jakiś obóz. Nie pozostało mu nic innego jak sprawdzić co kryje się dalej.
Tym razem szedł ostrożnie. Uważał na każdy patyczek pod łapami, im głośniejsze były hałasy tym niżej się schylał i starał się być niezauważony. Dochodził już do centrum zamieszania i zorientował się, że w tym nietypowym obozie są sami młodzi ludzie, a raczej wampiry, co odkrył po następnych kilku chwilach. Była ich okrągła dwudziestka. Jak widać nie obawiali sie niczego z zewnątrz w tak licznej grupie, gdyż nawet nie mięli namiotów. Gdzieniegdzie tylko wokół dużego ogniska leżały koce i torby - jakby podróżnicze, ale oni sami na wielkich wędrowców nie wyglądali. Samo zwierzę było już trochę zakłopotane. Nie wiedział co zrobić, nie poznał jeszcze żadnego z wampirów, aż około trzech metrów od niego nie zatrzymała się pewna dziewczyna. Oddaliła się trochę od ogniska więc wyczuła już intruza. Blond-włosa rozglądała się na boki z bystrym wzrokiem i rozłożonymi rękoma. Jedną dłoń trzymała blisko pasa gdzie zapewne miała nóż. Gdy tylko jej wzrok skierował się ku krzakom w których ukrył się jaguar odwrócił się i popędził w stronę z której przybył. Myślał, że zdążył jej uciec, niestety po kilki chwilach usłyszał jej lekkie kroki a następne kilka chwil potem został brutalnie przewrócony na ziemię i przygnieciony do niej tak by nie mógł oddychać. Dopiero teraz, gdy światło ognia już nie świeciło mu w oczy przyjżał się jej z bliska. Ze zdziwienia otworzył szeroko pysk, ale wampirzyca uznała to za agresywną postawę więc zamachnęła się swym poręcznym nożem celując prost w jego krtań. On wykorzystał resztki sił by zmienić się w kogoś kogo lepiej pozna, a więc wampira. Na to blond-włosa otworzyła szeroko szkarłatne oczy i wypuściła z ręki sztylet którym właśnie zamierzała uśmiercić swego przyjaciela.
- Ami? - wykrztusiła z siebie ledwo słyszalnie po czym natychmiast z niego wstała i zakryła usta obiema rękoma.
Chłopak wstał o własnych siłach, bo przecież nikt nie pomógłby mu w takich okolicznościach, otrzepał się i spojrzał na nią spode łba.
- Zgadza się. Cześć Lissia. Mogę wiedzieć co wy tutaj robicie? - Podparł się jedną ręką o bok a drugą zmierzwił roztrzepane włosy.
- Amiiiś! Co TY tu robisz? Sam w takim buszu? Gdzie uciekłeś rok temu? Myślałam że wróciłeś do siebie... - Dziewczyna opuściła ręce ale machała nimi nerwowo jak widać podekscytowana tym co ją spotkało.
- To Ciebie nie dotyczy. Ja tu jestem... - Ale przecież nie mógł powiedzieć skąd się tu wziął. Nikt ze świata zewnętrznego nie wiedział gdzie teraz przebywa, a więc nadal musiało to pozostać tajemnicą. - Jestem na wyprawie...Ci o których ci mówiłem wysłali mnie na...na misję. Musze przejść...trening. Tak, zadanie. mam zadanie do wykonania dlatego mogę sie zmienić z kota aby szybciej podróżować. - Jak dotąd nigdy nie udało mu sie tak dobrze wymyślac na miejscu, a że pierwszy raz udało mu się to tak...prawie naturalnie sam z siebie dumny uśmiechnął sie lekko i rozejrzał na boki.
- Oj chyba coś bujasz...w każdym razie zmieniłeś się...Jesteś bardziej...poważny?
- A co przyzwyczaiłaś się, że jestem infantylnym głupkiem? Fajnie wiedzieć. Nieważne. Skąd się tu wzięliście?
- Łowcy wyrzucili nas z Akademii i dyrektor polecił nam udać się.. - Tu wskazała palcem w felerne miejsce z którego przyszedł nasz podróżnik. - o tam. Nie wiem gdzie nas to zaprowadzi.
- Ja wiem. Stamtąd przyszedłem. Właściwie są tam same niebezpieczne zwierzęta. Nic ciekawego. Polecałbym iść na południe. Tam prędzej znajdziecie pomoc.
- Skoro tak mówisz... - Lissia zawsze mu wierzyła i bezgranicznie ufała co pomogło mu odwrócić niebezpieczeństwo od stada. Chociaż właściwie jego głównym celem było 'nie wpaść w kłopoty' a więc trudno uznać jego czyn za szlachetny. Dziewczyna już miała zawracać, ale chwyciła chłopaka za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę obozowiska. - Chodź do nas. Jest Satoooś, Trey, Akiś i inni który na pewno chętnie się z Tobą zobaczą. Zjedz z nami! - Wampirzyca znów się radośnie uśmiechnęła i pociągnęła go mocniej za rękę. Jemu trudno było jej zaprzeczyć, ale przecież nie mógł się zgodzić.
- Nie mogę. Sorry, mam ograniczony czas. Nie zjem z wami... - odpowiedział dość smutno. W końcu chętnie usiadłby w cieple wśród przyjaciół, posłuchałby ich opowieści i sam podzieliłby się zmartwieniami. Jednak to wszystko związane było z zagrożeniem więc musiał oprzeć się pokusie.
- No wiesz co, odtrącać taką ofertę. No dobrze, ale skoro masz tak ważne zadanie nie mogę Cię zatrzymywać. - Lissia wyraźnie posmutniała co znaczy ze uwierzyła w każda jego bzdurę. Jednak znów musiał się powstrzymać od triumfalnego śmiechu. - Ale zobaczymy się jeszcze?
- Taak. - Odpowiedział prędko zanim jeszcze zdążył się zastanowić i tego pożałować gdyż dziewczyna przykleiła się do niego i zaczęła mamrotać pod nosem coś niezrozumiałego. Bezradny chłopak patrzył się tępo w dal czekając aż go puści i da mu uciec od problemu. Pewnie w innej sytuacji chętnie by z nią powspominał i spędziłby trochę czasu, jednak tym razem po prostu nie chciał o tym myśleć i zmuszać się do odmawiania sobie kolejnych przyjemności. Gdy wreszcie go puściła od razu odsunął się kawałek
- Musze biec. Pozdrów towarzystwo. I pamiętaj, że macie iść na południe, ja tym czasem umykam w nieznane. Arrivederci. - Posłał jej wdzięczne spojrzenie i już nie czekając na odpowiedź odwrócił się i w locie zmienił z powrotem w dużego cętkowanego kota.
Lady Dracula jeszcze chwilę stała w miejscu aż przyjaciel nie zniknął jej z pola widzenia po czym popędziła w stronę obozu w którym czekali inni niczego nie świadomi uciekinierzy.
Jaguar dzikim pędem udał się w stronę swego stada. A jednak zapamiętał drogę powrotną i każdy szczegół który mijał w drodze ku przygodzie. Cały czas w głowie miał obrazy z jego przeszłości. Ciężko było mu zapanować nad emocjami, w końcu nigdy nie spodziewałby się ich tu, tak blisko nowego domu. Tego właśnie chciał uniknąć i zmienił się w leniwego ważniaka. Uniknąć kłopotu oczywiście. Nie chciał miec już nic wspólnego z tym co było. Chciał znaleźć spokojne miejsce w którym już nikt go nie dopadnie. Zanim słońce osiągnęło najwyższą fazę zdołał dobiec do granic i wtedy obiecal sobie, że więcej bez przyczyny nie opuści stada. Nie samemu.
***
Dum dum dum duuum. Mroczne zakończenie. Dziękuję dziękuję. Taaaa. Lissia sie mnie przyczepiła i każe mi być aktywnym w Akademii ale mi się nie chce bo...a to nieważne. Po prostu chciałem w sposób...em jakby inny przedstawić sytuację w której się znajduję. Jestem trochę zakłopotany...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz