22 lutego 2011
Ireth
Miła panno!Alethia
Słucham, cię, Ireth.
Ireth
Cuż u ciebie?
Alethia
Troszkę nudno, ale mam takie jedno marzenie...
Ireth
Powiedz mi o nim. Wszak powinienem ci służyć, póki się z tobą nie ożenię.
Alethia
Chciałabym się zmieniać w człeka, bo sam wilk mi nie wystarczy...
Ireth
A czegóż wilkowi brakuję? Gryźć potrafi, i wyje, i warczy
Alethia
Wiele członków stada ma różne przemiany - mym pragnieniem jest mieć też kobiecą formę... Może krzywo stopy stawię, i rzeczy wyślizgiwać się z palców będą... Ale prawdziwego piękna nie dostrzeżesz w wilczycy. Kobieta piękne ma twarz i ciało, wilk do walk się nadaje...
Ireth
Masz rację, Alethio. Ja sam z ludźmi obyty jestem, i piękne są ich samic twarze, ciało miękkie, łagodne ich zwyczaje.
Choć słabe są, przemocy od mężczyzn doznają. Ale mniejsza o to. Spełniłbym twe marzenie, choć sposobu nie znam...
Alethia
Zapytaj się zacnej naszej alphy - Albieb. Ona na pewno znajdzie jakieś rozwiązanie.
Ireth
Nie. To godzi w mój męski honor, sam muszę dopomóc mojej damie!
Mam pewien pomysł, ale niech on pozostanie w mym sercu na razie. A tymczasem, moja pani...Składam ci śluby.
Alethia
Tak więc słucham, mój rycerzu.
Ireth
Od dziś, gdy miesiąc trzydzieści razy zajdzie, znajde sposób, abyś zmieniłą się w niewiastę cudnej urody. Zobaczysz, jeszcze ujrzymy, jakie piekne ciało ludzkie moze kryć się w zwierzu.
Alethia
Och, cudownie! Tyle dla mnie robisz... A czym bym mogła ci się odwdzięczyc?
Ireth
Radością dla mnie będzie zobaczyć, jak zwyczajem kobiet w nowym ciele przed lustrem się wdzięczysz.
A gdy się to już stanie, zabiorę cię do wioski ludzkiej. Zobaczysz, jak pięknie może być poza lasem.
Alethia
Już nie mogę się doczekać! Możesz mi uchylić choć rąbka tajemnicy? Tak bardzo ciekawi mnie co tam może istnieć...
Ireth
No cóż...Miesiąc to duzo czasu, więc osłodzę ci czekanie.
Powiedz, lubisz muzykę?
Alethia
Słucham jak w dziuplach starych drzew jak sam świat, igra psotny wiatr...
Ireth
Pokaże ci ludzką muzykę, i ludzi zabawy przy niej, smyczki, bębny, cytry...
Kupię ci piękną suknię i ustroję, tak że inne zbladną przy tobie jak stokrotki przy purpurowej malwie.
Alethia
Och, to na pewno jest równie piękne, jak muzyka lasu...
Na polu porośniętym oziminą wylądowała ciężko mała mewa. Po chwili refleksji, ptaszyna owa zaczęła puchnąć, przekształcając się w nieco oszołomionego mężczyznę, bujającego się delikatnie na boki. Jegomość otworzył usta i popatrzył bezmyślnie w niebo, obficie się śliniąc. Po chwili jednak przypomniał sobie po co przybył w to miejsce, przestał się kiwać i rozejrzał bystro.
Owemu uroczemu obrazkowi przygląda łsię przechodzący naprzeciw osobnik, chłop małorolny czule pchający przed sobą taczkę. Scena ta skłoniła go do refleksji nad skutkami spożycia płynnych owoców fermentacji cukrów. Chłop nie wiedział, że pchana przez niego taczka jest jedną z maszyn prostych, a mianowicie dźwigni jednostronnej (jednoramiennej). Natomiast dzieci uczące się w odległych szkołach wiedziały o tym aż za dobrze, choć w gruncie rzeczy nic im to nie dawało ani nie wpływało na efektywność pracy taczki ani chłopa. Słowem, wiedza ta była im zbędna, a lepiej by sobie te 45 minut pobiegały po śniegu.
Dłuższą chwilę zabrało mu ogarnięcie się. Zwykle przemiany nie były ciężkie do zniesienia, niekiedy jednak przypominały wymiotowanie całą powierzchnią ciała. Poprawił zmięty we wnętrzu mewy strój i ruszył przez las do wioski.
Jego teraźniejsza przemiana byłą cokolwiek przystojna. Nie miał rogów ani zielonej skóry. Był młodym, wysokim jegomościem o bladej cerze i długich, niemal białych włosach; gdyby się nieco ogarną, swym słodkim, elfio - chłopięcym wyglądem mógłby sprawiać, że nastolatki piszczałyby an jego widok. Odziany był w wygnieciony szmaragdowy płaszcz z plamami wina i jedzenia. Na twarzy mężczyzny widać było, pojedynczą, cienką bliznę, jedną z gatunku tych, które zamiast odpychać i wyglądać obrzydliwie, jak normalna blizna po cięciu, są gładkim i ozdobnym elementem opisu literackiego. Na prawym oku miał bielmo i szedł, nieco kuśtykając.
Dawno temu porzucił tą przemianę z racji jej uszkodzeń których z niewiadomych powodów nie umiał naprawić. Możliwe, że to długotrwały kontakt tego ciała z magiczną aurą wygiął nieco jego naturalne zdolności. Jednak sklerotyczny mag rozpozna go tylko w tym ciele, a on nie chciał tracić czasu na przekonywanie go.
Doszedł do wioski i jak gdyby nigdy nic przeszedł przez główny plac, gdzie wioskowi opoje odprowadzili go spojrzeniami pełnymi ogólnej nieprzychylności. Ireth liczył, że miejscowi już go zapomnieli, jednakże chyba się przeliczył. Gdy wchodził na teren posiadłość, do której zmierzał, usłyszał odległy brzęk pierwszych wyciąganych wideł. Ups. Staruszek znów będzie zmuszony zmieniać miejsce zamieszkania w tempie ekspresowym.
Przeszedł przez nierówno usypaną ścieżkę i barkiem wywalił ledwo trzymające się już drzwi. Niedługo przecież nie będą już potrzebne, a wściekłe chłopstwo i tak zawsze czeka z linczem aż główny bohater nagada się i ucieknie oknem.
Staruszek siedział przy stole i oklejał jakąś puszkę etykietą z hojnie obdarzoną przez naturę blondynką. Na jego widok wymruczał coś ordynarnego, po czym uniósł podejrzliwie brew, słysząc odległy krzyk.
- Szedłeś przez wieś? - upewnił się i , otrzymawszy potwierdzenie, zostawił swą puszkę i jednym ruchem zrzucił ze stołu wszystkie nie do końca jeszcze utarte żaby i węże i podszedł do komody stojącej w kącie. Rzucił na stół trochę bielizny, butelkę bimbru i jakieś zioła. Następnie położył tam ostrożnie puszkę z blond damą i wszytko zwinął w obrus.
- Nie spiesz się, zanim te dzikusy się ogarną, będziesz już daleko. - uspokoił go nasz przystojny bohater, po czym usiadł przy opustoszałym stole. - Mam sprawę.
- Jaką, zarazo? - warknął mag, upychając w tobołku jakąś księge i plakat z Gandalfem.
Ireth opowiedział mu pokrótce o życzeniu swojej damy serca, po czym dodał wazeliniasrko :
- Jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc.
Mag zrobił pełną odrazy i zdumienia minę.
- Że też jakaś cię zechciała. Biedna dziewczyna,. nie wie, w co się pakuje. - starzec pokręcił głową.
- Nie piernicz, zapłacę ci. - burknęła jasnowłosa piękność.
- Co prawda miałem jeszcze ostatnie kamienie przemian, ale już nie mam.
Ireth zrobił doprawdy żałosną minę, czując jak ostatnia nadzieja na znalezienie przemiany samodzielnie i uratowanie honoru zalega w gruzach. Kamienie przemiany były niezwykle rzadkie, stojący przed nim mag produkował je samodzielnie własnymi nerkami.
- Jak to nie masz?! - zawył.
- Normalnie. Wyleczyli mnie, ciulu.- starzec uśmiechnął się promiennie. - Dawały się nieźle sprzedać, ale dla mnie zdrowie jest ważniejsze od pieniędzy.
Ireth mimowolnie parsknął śmiechem, jednakże nie skomentował. Trzeba było się spieszyć, bo na ścianach właśnie pojawił się pomarańczowy poblask pochodni, a krzyki i brzęk wideł zbliżały się z każdą chwilą.
- No a co z tymi ostatnimi? - spytał.
-Wiedza kosztuje. - odparł staruch.
Blondyn rzucił mu monetę, przeklinając jego prostacką chciwość.
- Sprzedałem ostatni wiejskiemu inteligentowi, Marco się zwie. Liczył, że spyli go dwa razy drożej, ale nie wie jak go uaktywnić i nikt nie mu nie uwierzył, że to oryginał. - mag uśmiechnął się wrednie. - Pewnie leży u niego gdzieś za szafą. Idź do jego żony, ona ma słabość do młodych chłopców. - Nieoczekiwanie błysnął życzliwą poradą. - Tylko zmień się, bo ją jeszcze na stosie spalą za kontakty z tobą, albo zawału dostanie.
Ireth przytaknął, spoglądając za siebie, w stronę wyważonych drzwi. Napotkał wrogie spojrzenie wójta owiniętego w pasie łańcuchem krowiakiem. Pomachał mu przyjaźnie, po czym usunął swą skromną osobę tylnym oknem w stronę lasu.
Cionk Dalszy Niedługo Nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz